poniedziałek, 31 marca 2014

Zwiększona ilość śluzu

Witajcie. Niedawno zaczęłam współżycie i nie jestem pewna czy problem mój jest związany z nim, czy też nie ma żadnego związku. Od jakiegoś czasu zauważyłam że oprócz zwykłego śluzu pojawia się gęstszy, nagle i w większych ilościach. Potem znowu jest zwykły. W internecie wyczytałam że może to być spowodowane bakteriami drożdżowymi, czy czymś podobnym, ale na Waszym blogu wspomniałyście także o nadżerce. Czy to może być ona, czy coś poważniejszego? Z góry dziękuję za pomoc.

Anonim


 Drogi Anonimie!
Bardzo dziwnie się tak zwracać... Na samym początku powinnam przeprosić za zwłokę. Przepraszam. Przejdźmy teraz do problemu.

Śluz szyjkowy
Zacznijmy od tego, że sama obecność śluzu nie jest czymś, co mogłoby oznaczać jakieś poważne schorzenia. Może, ale nie musi. Ogólnie śluz jest produkowany przez cały okres cyklu miesiączkowego, zmieniają się jednak jego właściwości. Śluz występujący na początku i końcu cyklu jest on bardzo gęsty. Wraz z cyklem śluz robi się bardziej kleisty i płynny, aby na kilka dni przed owulacją stać się bardzo rzadkim i śliskim. Ma to na celu pomoc plemnikom w dostaniu się do komórki jajowej lub uniemożliwienie tego (koniec i początek cyklu). W tym przypadku ilość produkowanej wydzieliny nie ma większego wpływu. Zwiększona ilość śluzu pojawia się również w okresie dojrzewania, stosowania antykoncepcji oraz przed stosunkiem.

Kiedy należy zareagować?
Bardziej powinnyśmy się skupić na samym śluzie. Jeżeli jego zapach jest nieprzyjemny jest to oznaka, że coś jest nie tak. Jeśli dodatkowo występują np. zaczerwienienia, podrażnienia okolic intymnych, bolesne miesiączki, bolesne stosunki płciowe, a nawet gorączka czy ból pleców (przy tym dolnym odcinku lędźwiowym), należy jak najprędzej wybrać się do lekarza.

Choroby.
Najbardziej powszechną chorobą jest nadżerka
Inną, również częstą są wspomniane przez Ciebie grzybice miejsc intymnych (najczęściej drożdżaki). Oprócz wydzieliny występuje swąd, pieczenie i zaczerwienienie okolic intymnych. W celu rozpoznania pobiera się wymaz z pochwy. Leczenie jest przeprowadzane lekami  przeciwgrzybicznymi.

Higiena.
Ważne jest zachowanie prawidłowej higieny podczas zwiększonej ilości śluzu. Dobrym pomysłem będą wkładki higieniczne (należy jednak pamiętać, aby je często wymieniać!), używanie wygodnej, bawełnianej bielizny (oraz zrezygnowanie z obcisłych spodni). W celu zapewnienia higieny i świeżości należy również podmywać miejsca intymne ok. 2 razy dziennie z użyciem płynów do higieny intymnej (aby nie zaburzyć flory bakteryjnej).

Jeśli jedynym występującym u Ciebie objawem jest zwiększona ilość śluzu i wciąż nie czujesz się z tym dobrze, udaj się do ginekologa. Zapewniam, że nie jest to nic strasznego, a pomoże rozwiać Twoje wątpliwości. Taka wizyta jest również wskazana przy rozpoczęciu współżycia.

Pozdrawiam,
Lullaby.



P.s Tutaj taka mała informacja ode mnie. Ogólnie u mnie zaczął się już taki ,,gorący okres" w szkole. Ilość mojego wolnego czasu skurczyła się chyba maksymalnie. Nie mam zamiaru zostawiać NBS, szczególnie, że byłoby to trochę nie fair w tej chwili, jednak do rzeczy. Nie mogę zapewnić, że odpowiedź ukaże się natychmiast. Ba, nawet, że przez najbliższy tydzień. Jeżeli to konieczne, postaram się odpowiedzieć w komentarzu, a później uzupełnić o notkę. Jakoś to będzie :). W nawiązaniu jeszcze do niektórych zarzutów - autorki nie mogą pisać, jeżeli nie mają pytań (szczególnie u mnie się to zdarza), jeżeli dział jest bez autorki (a jest ich sporo), jeżeli nie mają czasu. My naprawdę nie piszemy, bo nie.

sobota, 29 marca 2014

Lekcja chodzenia na obcasach

Witajcie :)
Przede wszystkim chciałabym Wam pogratulować, że przez tyle lat utrzymujecie nadal znakomity poziom, wchodziłam na Waszego bloga jeszcze kiedy istniał na onecie i byłam dużo młodsza, a teraz ponownie zwracam się do Was z prośbą.
 Mam 20 lat, a nigdy nie nauczyłam się chodzić na obcasach. Mam szpilki, w których po mieszkaniu jako-tako chodzę, chociaż i tu niepewnie, ale po wyjściu na dwór jest prawdziwa masakra. Nie wiem jak nauczyć się w nich chodzić, bo już po chwili od wyjścia zaczynają mnie bolec stopy, albo czuję się strasznie niepewnie i wiem że chodzę krzywo, potykam się itd. Na koturnach chodzę normalnie, przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż z tymi wyższymi też bywają problemy, więc staram się ich unikać. Jak mogłabym się nauczyć chodzić w szpilkach tak, żeby nie wystawić się na pośmiewisko? Próbowałam już chodzić w nich po mieszkaniu żeby się przyzwyczaić i jest z pewnością lepiej niż po chodniku, ale nadal kiepsko...
Bardzo proszę o radę i z góry dziękuję :).

Droga Anonimko,
szczerze powiedziawszy nie wiem czy trafiłaś pod najlepszy adres, gdyż dla mnie sztuka chodzenia na obcasach również jest niezrozumiała, tak jak magia. Po prostu nie potrafię się w nich dobrze prezentować, bolą mnie nogi i wyglądam co najmniej komicznie. Od dłuższego czasu chciałam coś z tym zrobić, a Twoje pytanie okazało się doskonałą motywacją, by przejrzeć internet i poszukać jakiś sztuczek. Tak więc do dzieła.

Najważniejszy jest dobór samego buta. Już w sklepie musisz czuć się w nim stabilnie i wygodnie. Jeśli zaraz po przymierzeniu czujesz jakieś niedogodności lub po prostu nie możesz ustać, a co dopiero mówić o chodzeniu, bez chwiania się, to wiedz, że ten model nie jest dla Ciebie. Kolejnym 'testem' jest to by ubrać buty i spróbować stanąć na palcach. Jeśli jest to niewykonalne znaczy to, iż obcas jest za wysoki. Osobiście na sam początek polecam Ci buty z paseczkiem. Pewniej leżą one na nodze i są stabilniejsze. Ważne jest również to by buty kupować dopiero po południu, wtedy kiedy nasze stopy są zmęczone. Jeśli bowiem będziemy przymierzać obcasy na wypoczęte stopy może się okazać, że po pewnym czasie gdy stopa odrobinę napuchnie od chodzenia będą nas uwierać.

Jeśli dopiero zaczynasz przygodę z obcasami podaruj sobie chudziutkie szpilki. Lepsze będą odrobinę grubsze obcasy. Wysokość dobieraj stopniowo. Najlepiej zacznij od takiej, w której wiesz, że czujesz się pewnie. Później wybieraj coraz wyższe i wyższe obcasy. Zmiany dokonaj jednak dopiero wtedy gdy będziesz wiedziała, że w butach, które nosisz obecnie czujesz się swobodnie i chodzenie nie sprawia Ci problemu. Pamiętaj, że buty z platformą są równie efektowne jak te bez, a faktyczna długość obcasa jest mniejsza niż ta widziana (np. 12cm szpilki na 3cm platformie to tak jakbyś miała ubrane takie 9cm).

Dobrym pomysłem jest również wypróbowanie butów. W większości sklepów buty można zwrócić do jakiegoś czasu. Dlatego kiedy kupisz nowe obcasy to codziennie chodź w nich po domu. Możesz nawet poprosić kumpelę żeby wpadła jednego dnia i trochę z nią potańczyć.W ten sposób poznasz buty i jeśli z czasem poczujesz wyraźnie ich mankamenty będziesz mogła je oddać. Nie zawsze bowiem wszystko jesteśmy w stanie określić już przy przejściu się w sklepie.

Poniżej przedstawiam wesoły filmik, który mówi o pozostałych, podstawowych zasadach chodzenia na obcasach.



Ponieważ noszenie szpilek to nie lada wysiłek dla stóp polecam również zestaw ćwiczeń, które pomogą przygotować nogi do tego wyzwania.



Życzę powodzenia i trzymam kciuki,
Nieuchwytna


środa, 26 marca 2014

Zatajenie prawdy

Cześć. Mam 16 lat .Mam poważny problem z przyjaciółkami ( Ola, Magda., Gosia, Kinga), głównie z jedną przyjaciółką ( Kinga). Zaczęło się to ok. 2 tyg. temu kiedy Kinga zaczęła dostawać dziwne smsy typu ,, Zraniony gołąb już nie wzleci” , ,, Nie mogę przestać o tobie myśleć” czy wiersze opisujące ją. Dostawała także zdjęcia na których jest , kiedy gdzieś szła z nami lub Olą. Martwiłam się o nią . Podejrzewałam o te smsy Olę , ponieważ jest typem żartownika ( często robiła nam żarty, często głupie) i wszystkie zdjęcia były z nią powiązane. Tak samo jak fakt że jak w jednym z smsów było napisane ,, npn 1,15 „ to od razu wiedziała że to jest coś związane z biblią. Wracając… Dostawała te smsy przez ok. 5 dni… We wtorek 18 marca siedziałam z Olą same i powiedziała mi że to one ( Ola , Magda, Gosia, Angelika i Malwina ( te 2 ostatnie to koleżanki z klasy)). Wściekłam się na nie. Jak mogły takie coś zrobić… Zaszantażowały mnie , że jak jej powiem to ,, nie żyję „ . Powiedziałam im że mają 3 dni żeby to skończyć i jej powiedzieć bo ja jej to powiem. Przez te 3 dni nic się wydarzyło. Kinga przestała dostawać smsy , ale ja czułam takie poczucie winy. Zwierzała mi się jak się czuła kiedy te smsy dostawała. Miałam straszne wyrzuty sumienia. Tym bardziej , że jej tata jest ciężko chory. Wczoraj w szkole dostała przedostatni sms o treści ,, Mam nadzieję , że nie zapomniałaś o mnie” . Wystraszyła się .. Myślała , że tej osobie się znudziło . Jak szłyśmy do kościoła – bierzmowanie- to dostała smsa o treści ,, wkręcona” . Na początku nie wiedziała o co chodzi ale po jakimś czasie się zorientowała. Wnerwiła się , zaczęła płakać i mówić , że źle wybrała swoją drugą rodzinę. Mówiąc to wyprzedziła nas, a ja pobiegłam za nią…. (Wydawało mi się , że reszta dziewczyn nie ma poczucia winy i nadal tak uważam… Mówiłam im wcześniej że tak to się skończy, ale one się nie przejmowały i miały niezły ubaw) Szłyśmy w ciszy .. Nie miałam odwagi jej nic powiedzieć , poza wyjaśneiniam,i , że ja nie miałam nic wspólnego z tymi smsami. Doszłyśmy do kościoła . Po kościele szybko wyszła . Nie mogłam zostawić ją samą. Poszłam z nią . W czasie drogi do domu wiele razy zbierałam się na odwagę porozmawiać z nią, ale strach przejmował kontrolę. W końcu zatrzymałam ja powiedziałam jej , że nie wiem co sobie myślałam ukrywając to przed nią, że nie jestem dobrą przyjaciółką itp. Za wiele nie powiedziałam bo wybuchnęłam płaczem. Mówiła mi , że po mnie się tego nie spodziewała. Dodała też , że to są moje uczucia i że nie wie jakie są dziewczyn. Rozstałyśmy się . Poszła do domu a ja wróciłam do siebie. Dzisiaj miałyśmy iść na drzwi otwarte do liceum . Ona nie poszła , mimo że chce tam składać podanie. Jak do niej dzwoniłam to spławiała mnie. Głos miała naprawdę depresyjny. Szybko się rozłączała. Dziewczyny też do niej dzwoniły , ale nic nie pomogło. Naprawdę żałuję , że nie powiedziałam jej tego od razu jak się dowiedziałam. Co zrobić ? Boję się , że ją stracę. Mam wyrzuty sumienia. Czuje, że nie jestem prawdziwą przyjaciółką . ( Dodam , że znamy się od zerówki ) Nie wiem jak ją przeprosić. Nie mam nawet pomysłu co mogę dalej czekać. Reszta dziewczyn lekko podeszła to tej sprawy . Ale ja się naprawdę o nią boję. Co robić? Pomożesz?
Laura


 Droga Lauro!

   Pomóc spróbuję, po to się tu zgłosiłam. Czytając tę historię miałam wrażenie, że Twoje przyjaciółki są troszkę dziecinne i ja nawet nie nazwałabym ich tak. Zdziwiło mnie to, że Kinga tak emocjonalnie zareagowała na sprawę wkręcenia jej. Choć z jednej strony mogło ją to przerażać, ale jednak rozumiem ją, bo mając problem w rodzinie można reagować naprawdę uczuciowo na pewne sprawy. Prawdopodobnie mogła sobie nawet pomyśleć, że jeżeli może stracić ojca, to nawet nie ma kto ją wesprzeć z przyjaciół, bo Wy nie umiecie okazać prawdziwego wsparcia, a jeszcze bardziej ją denerwujecie. Groźba:"Nie żyjesz" z ust gimnazjalistki brzmi trochę śmiesznie, ale z innej strony to i młodsi mogą kogoś zabić czy coś, aczkolwiek nie powinnaś się jej bać tylko wręcz jej nie wierzyć i powiedzieć, żeby się zastanowiła nad tym, kto to jest przyjaciel. Może one kiedyś dorosną, ale jeżeli ktoś ma przez nich cierpieć, to nie radzę się z kimś takim kolegować - nie zasługuje.

Stało się i nieodstanie

  Wprawdzie Ty w tym nie brałaś udziału, ale się o tym dowiedziałaś. To trochę, jak np. ze zdradą. Chciałabyś o niej wiedzieć, prawda? Nie miałabyś żalu do kogoś bliskiego, kto by o tym wiedział, że nie pisnął Tobie ani słowa o tym? Czasem też ktoś chce wybaczyć, ale nie jest to tego zdolny emocjonalnie. Musi się wyciszyć, przemyśleć. Sprawa jest jeszcze świeża. Mogłabyś poczekać, aż jej przejdzie, ale tak naprawdę to ona potrzebuje wsparcia. Bądź gotowa na odrzucenie, bo tak może być, w końcu nadal jest zdenerwowana.

   Radziłabym Ci pójść do jej domu, podzwonić do drzwi. W publicznym miejscu takim jak szkoła może nie czuć się swobodnie, bo możesz trafić na tłum ludzi. Trochę się uprzeć, pokazać, że nie pójdziesz póki z Tobą nie porozmawia Podobno słodycze rozweselają, więc weź ze sobą, jakieś lody lub czekoladę(częściowo na przeprosiny, a trochę i na poprawienie nastroju). Twoja wina jest stosunkowo niewielka do innych koleżanek, ale również żałujesz tego, czego jej nie powiedziałaś, więc to też nie takie nic. Przedstaw swoje zdanie na temat tego, co myślisz o ich pomyślę. Możesz jej powiedzieć o tej groźbie, może to wpłynie na dobrą stronę, aby Ci wybaczyła. Według mnie takim warunkiem na bycie przyjacielem, to akceptowanie przez niego nas i pomoc w ewentualnym problemie, a przede wszystkim szczerość. Oczywiście zdarzają się błędy, ale jeżeli ktoś ich żałuje i chce się poprawić, to często jego winy są w końcu wybaczane. Widać, że zależy Ci na tej przyjaźni z Kingą, dlatego staraj się o to, a ten moment jest naprawdę istotny. Ona może sobie kiedyś pomyśleć, że tak naprawdę nie ma u Was wsparcia, bo po tym "żarcie" nikt nie chciał jej pomóc dojść do siebie, a jeżeli jednak ktoś się taki znajdzie, to będzie wiedziała, że może na tą osobę liczyć. Nie chcesz jej stracić - to wyjaśnij tą sprawę.

 Pamiętaj, że choćby miała nic nie powiedzieć, po tym wytłumaczeniu, to zrozum to. Ona jest po prostu jeszcze zdenerwowana na Was.

Pozdrawiam, Olka

------------
PS Nie mam dostępu do internetu od jakiegoś początku marca. Prawdopodobnie w następnym tygodniu może już będę mieć, ale to też niewielki. Dopiero po 10 kwietnia powinnam go odzyskać.
PS 2 Mam problem ze wstawianiem obrazków, dlatego też żadnego nie ma.


wtorek, 11 marca 2014

Wuef moim utrapieniem

Droga Psychodeliczna,
pomóż mi! Mam problemy z rodzicami, dokładniej w sprawach WF-u w szkole. Może nieco nakreślę "historię" tych kłopotów. Zaczęło się w sumie w gimnazjum, kiedy znienawidziłam WF. Próbowałam wymigać się od ćwiczenia, rzadko uczestniczyłam w zajęciach. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i niewiele się zmieniło. Powiedziałam sobie na początku nowego roku szkolnego, że będę częściej, a może i nawet zawsze ćwiczyć. Nie udało się. Dlaczego? Ponieważ źle się czuję z tym wszystkim. Konkretniej chodzi mi o zajęcia. Pewnych rzeczy nie potrafię (jak np. dwutakt) lub po prostu jestem w nich słaba. Mimo tego, wszystko się ocenia. Strasznie irytuje mnie to, że nieważne jaką masz kondycję, robisz to samo co klasa (nie ma podziałów na grupy itd), a za chęci możesz dostać jedynie dwójkę. Wydaje mi się, że ćwiczenia powinny być dostosowane do grupy, jakieś bardziej wyczynowe, zaawansowane i jakieś lżejsze. Jeżeli czegoś nie umiem, nie nauczę się tego, w przypadku WF-u. Po prostu albo umiesz, albo nie. Niedługo mamy zaliczenie z koszykówki. Nie umiem. Denerwuję się i najchętniej poprosiłabym o jedynkę. Poddaję się na starcie, bo wiem co będzie w trakcie. Nie chcę słyszeć za sobą śmiechów, nie chcę się stresować, bo wszyscy patrzą- to jest najgorsze, ale to dopiero jedna przyczyna tego, dlaczego nie chcę ćwiczyć.
Drugą przyczyną jest to, że czuję się niedoceniana. Staram się próbować, staram się udzielać w grze, dużo biegać po boisku, żeby ktoś zauważył, że chociaż się angażuję. Nigdy w swoim życiu na WF-ie nie usłyszałam, że dobrze mi idzie, że jest lepiej, że staram się, czy że po prostu dobrze gram. To boli. Za każdym razem takie słowa słyszą ci wysportowani, którzy grają świetnie, którzy jeżdżą na zawody. Widocznie dla wuefistów jest ważne to, by ci najlepsi czuli się równie świetnie, a reszta schodzi na dalszy plan. Po prostu przykro mi, kiedy daję z siebie wszystko, a nawet nie zostanę pochwalona. A musisz przyznać, że to motywuje, prawda?
Trzecim powodem, dla którego nie ćwiczę jest fakt, że w ogóle słabsze osoby się nie liczą. Wiem na jakim poziomie jest moja kondycja i mimo tego że nie jestem otyła ani gruba, wiem, że jest słaba. U nas, od kiedy pamiętam, podział jest taki: osoby dobre z jakiejkolwiek gry zespołowej, jakichkolwiek ćwiczeń jeżdżą na WSZYSTKIE zawody. O co mi chodzi? Przykładowo, osoba dobra z siatkówki, jedzie również na zawody z koszykówki, hokeja itd.To strasznie niesprawiedliwe, bo myślą sobie "jest dobra z tego, pojedzie też na to, pewnie też jest w tym dobra". Rzadko kiedy przed zawodami mamy selekcję. Nie gramy w to, co akurat będzie, by w ten sposób wybrać najlepszych. Jadą ci i koniec.
Rodzice w tym wszystkim grają taką rolę, że po prostu nie rozumieją mojej niechęci do ćwiczeń. Nie zrozumieją, gdy wytłumaczę im to, co tutaj. Nie pomogą, bo niby jak? Za każdym razem widząc kropki, które biorę na WF-ie, krzyczą albo mówią, żeby to się więcej nie powtórzyło, mam ćwiczyć i koniec. Widocznie dla nich nie liczy się to, co siedzi w mojej psychice, bo nawet o nic nie pytają. A jest strasznie i często mam ochotę wyjść z zajęć i wypłakać się, bo to mnie przytłacza. Jak dla ciebie, może przesadnie reaguję, ale mam dość, ciągle jest tak samo. Nigdy nie usłyszę o sobie dobrego słowa, nigdy mnie nikt nie pochwali, nigdy nie będę wysportowana, mimo że chciałabym, nie rozumieją mnie. Dodatkowo złe lub marne oceny z WF-u zaniżają średnią. Ale o zwolnieniu długoterminowym pewnie nie będzie mowy, wyśmieją mnie albo nie będą chcieli o tym rozmawiać. Nie daję rady! Mam również chłopaka, który jest sportowcem, biegacz, gra w piłkę nożną, hokeja- wielozadaniowy. Gdy widzi moje oceny zawsze chichocze, że jak można mieć z WF-u trójkę, dwójkę, jedynkę albo nie ćwiczyć? Nie potrafię mu o wszystkim powiedzieć, bo boję się niezrozumienia. A przecież i tak nic z tym nie zrobi, bo co może? Nie wiem z kim mam rozmawiać, nic nie zmienią, będzie tak samo. Moja niechęć nie minie. Czuję się źle ćwicząc na ocenę, która zawsze waha się pomiędzy 2-3, ćwicząc z wiedzą, że nikt mnie nie doceni, że na nic nie mam szans. To wszystko siada mi na psychice. Gdyby bardziej pasowałoby to kategorią do psychologii, to proszę, poinformuj mnie, napiszę tam. Pomóż, co powiedzieć rodzicom, w jaki sposób cokolwiek mogę zmienić? Jak mogłabym ich przekonać do zwolnienia? A co z chłopakiem?

Pozdrawiam,
Kłopotek


Drogi Kłopotku! 
Muszę przyznać, że przeżyłam niemałe déjà vu, czytając Twoją wiadomość. Dokładnie tak, jakbym słyszała samą siebie sprzed kilku miesięcy. Identyczna sytuacja, niezrozumienie ze strony rodziców, chłopaka czy przyjaciół, zderzenie moich oczekiwań z rzeczywistością, kolejne rozczarowania i smutki. Naprawdę przez długi czas sytuacja, którą tak dokładnie opisałaś, skutecznie zatruwała mi życie. Żyłam jak w matni, a gdy tylko zbliżał się wuef, dopadały mnie różnego rodzaju dolegliwości nerwicowe - od wyimaginowanych boleści żołądka i mdłości po bóle głowy i temu podobne.
Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z problemem, bo nikt nie chciał mnie słuchać. Stałam się mistrzem kombinowania, robiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby ominęła mnie ta znienawidzona lekcja. Moje życie ciągnęło się od jednych zajęć do drugich, a pomiędzy nimi była ulga po pierwszych i strach przed kolejnymi. Zdaję sobie doskonale sprawę, jak śmieszne wydaje się to dla postronnych, ale dla mnie - tak jak i dla Ciebie - było to udręką. Moim największym marzeniem było zdobycie całorocznego (albo chociaż kilkumiesięcznego - przecież nawet chwilowe odroczenie było cudownym zrządzeniem losu!) zwolnienia z wuefu. Niestety - a może stety? - było to niemożliwe.
Żeby rozwiązać problem, trzeba najpierw zrozumieć jego przyczynę i poznać źródło. Zastanówmy się więc na spokojnie, dlaczego lekcja ta wywołuje w Tobie takie emocje. Piszesz, że przede wszystkim "nie chcesz słyszeć za sobą śmiechów", a dopiero w kolejnym akapicie nadmieniasz o niedocenieniu, braku podziału na grupy (co wiąże się z Twoim rozczarowaniem), niezrozumieniu ze strony bliskich. Mamy więc tutaj do czynienia w dużej mierze z problemem psychologicznym. Nie wiem jaki masz charakter, jak wyglądają Twoje relacje z rówieśnikami, ale wiem, że mój problem wynikał z nieśmiałości. Podobnie jak Ty, nie chciałam być obserwowana, wykonywać ćwiczeń na ocenę na oczach sporej publiczności. Wiedziałam, że zrobię coś źle, że zostanę wyśmiana, co prowadziło do tego, że wykonywałam ćwiczenia "na odwal", nawet nie próbując zmierzyć się z zadaniem - chciałam, żeby jak najszybciej się to skończyło, żebym przestała być w centrum uwagi. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to kwestią nadrzędną będzie popracowanie nad sobą i własną samooceną. Twój problem nie wynika z kompleksów na punkcie własnego wyglądu ("nie jestem otyła ani gruba"), ale tych dotyczących swojego charakteru. Nie czujesz się wystarczająco silna psychicznie, bo z pewnością dość mocno przejmujesz się opinią innych. Jeśli Cię to pocieszy, jesteśmy bardzo do siebie podobne - ja też nie umiem przejść obok takich sytuacji obojętnie. Może będą to dla Ciebie puste słowa, zwykłe, nic nieznaczące frazeologizmy, ale jesteś naprawdę wyjątkową osobą, niezwykłą, niepowtarzalną. Dlaczego nie spróbować tego pielęgnować? Bądź sobą, zapomnij na chwilę o tych wszystkich ludziach - przecież Ty też zasługujesz na szczęście i normalne życie, dlaczego właśnie tak prozaiczna rzecz jak idiotyczny wuef ma Ci ją odbierać?
Nie ma ludzi idealnych - nie każdy rozumie matmę, fizykę czy chemię, pomyśl, dla jak wielu ludzi stanowi to tzw. czarną magię. Jak nudno byłoby, gdybyśmy wszyscy umieli robić co tylko chcemy idealnie. Zacznij przede wszystkim od pozytywnego myślenia. Spróbuj "nastroić się" na odbieranie pozytywnych emocji. Coś Ci nie wyszło? No i co z tego! Zachowaj dozę rezerwy do samej siebie - nie wyszło teraz, to wyjdzie kiedy indziej! :) Przecież nikt nie zabije Cię za to, że nie wyszło Ci ćwiczenie, czy że nie umiesz czegoś wykonać poprawnie. Wuefistka taka mądra? Niech sama pokaże, że umie - gwarantuję, że nie. Spróbuj nie wyolbrzymiać tego problemu - pamiętaj, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Im bardziej będziesz wmawiać sobie, że czegoś nie potrafisz, tym trudniej będzie Ci się przemóc, żeby pokonać nawet sam strach przed wykonaniem ćwiczenia. Działa to w odwrotną stronę - może zabrzmi głupio i prozaicznie, ale jeśli będziesz często i systematycznie powtarzać sobie, że dasz radę, że tym razem naprawdę Ci się uda, tym bliższa będziesz osiągnięcia danego celu.
Kwestia zajęć z wychowania fizycznego w Polsce przedstawia się naprawdę tragicznie, około 40% uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych unika owych zajęć. Nikt nie dąży do poprawienia tego stanu, chociaż co i rusz słyszy się o raportach na ten temat w telewizji. Powinnaś więc pamiętać, że nie jesteś odosobniona ze swoim problemem. Przypadki wuefistów, którzy wyrzucą piłkę na środek sali i "niech się dzieje co chce" naprawdę nie należą do rzadkości. Sama piszesz, że wolałabyś bardziej atrakcyjne zajęcia, ciekawsze, przede wszystkim z podziałem na grupy zaawansowania. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Naprawdę wiele wniosłoby to do obecnego systemu szkolnictwa, zredukowało wiele stresów i niechęci związanych z lekcjami wuefu. Nawet zwykłe zajęcia taneczne, basen, cokolwiek, byle nie oklepane i wciąż powtarzane gry zespołowe. Musisz spróbować to zaakceptować, przynajmniej do końca szkoły średniej, bo na studiach to przedstawia się już w trochę lepszym świetle. Wiem, że łatwo jest mi mówić, ale przechodziłam przez to samo i z tzw. systemem nie da się wygrać. Trzeba po prostu "przyjąć to na klatę" i zminimalizować do nieprzyjemnego obowiązku. Z pewnością nie pomoże w tym brak zainteresowania ze strony nauczycielki, której zależy na leniwym "odbębnieniu" kolejnej lekcji, najlepiej przesiedzianej w kantorku z - o ironio! - papieroskiem w ręku. W ciągu mojej edukacji fizycznej spotkałam się już z kilkoma wuefistkami - każda z nich, bez wyjątku, bynajmniej nie była chudziutka. Jak ma to zmotywować ucznia? Przecież to jest jawne zaprzeczanie temu, co się chce usilnie wpoić. Wyczuwasz absurdalność sytuacji? Nie pozostaje nic innego, jak po prostu zacząć się z tego śmiać. Nie masz wpływu na nauczyciela i jego sposób prowadzenia lekcji, ale nikt nie zmusi Cię do pochwalania jego metod. :)
Spróbuj w spokoju porozmawiać z samą sobą. Czy naprawdę nie jestem w stanie tego przezwyciężyć? Potraktuj wuef jako wyzwanie - coś, z czym musisz się zmierzyć, żeby osiągnąć cel. Nie masz nic do stracenia, a możesz zyskać większą swobodę i uwolnienie się od stresu. Powtarzaj sobie: jestem silna!, dam radę! Wystarczy tylko chcieć, to już pierwszy krok do pokonania własnych lęków. Zdobycie zwolnienia naprawdę w niczym Ci nie pomoże, będzie oznaczało tylko przegraną z samą sobą. W moim domu ten temat był wałkowany niezliczoną ilość razy; wywoływał niepotrzebne kłótnie i dopóki nie zrozumiałam, że owe zaświadczenie naprawdę nie dałoby mi tego upragnionego spokoju, nie wzięłam się za siebie. Spędź trochę czasu ze sobą, odpocznij, zrelaksuj się, daj sobie czas. Nabierz siły do pokonania tejże bariery.
Piszesz, że masz wysportowanego chłopaka, który nie rozumie, że wychowanie fizyczne może stanowić dla kogoś problem. Nie postrzegaj tego jako kolejnej przeszkody, ale szansę. Jesteście ze sobą, więc przy nim możesz pozwolić sobie na dużo większą swobodę, niż na lekcji wuefu. Coś was połączyło, kochacie się, więc myślę, że bez obaw możesz powiedzieć mu o wszystkim ze szczegółami. Dokładnie po to jest druga osoba: żeby wspierać nas w momentach, w których czujemy się niepewnie i źle, żeby pomóc nam przezwyciężyć własne bariery i przeszkody na naszej drodze; żeby było łatwiej, żebyś miała się na kim oprzeć. Doceń go, myślę, że nie będziesz żałować, jeśli powiesz mu o tym szczerze. Jasne, teraz chichocze, ale na pewno dlatego, że nie zdaje sobie zupełnie sprawy, jak uciążliwy jest dla Ciebie WF. Przy nim możesz być sobą, pokazać, na co Cię stać, dlatego też myślę, że dobrym pomysłem byłoby poproszenie go o pomoc w poprawieniu Twojej kondycji fizycznej. Podejdzie do tego w sposób bardziej profesjonalny, bo poświęci Ci więcej czasu, ułożycie wspólnie program ćwiczeń, może wspólne bieganie? Połączcie przyjemne z pożytecznym, spraw, żeby aktywność fizyczna kojarzyła Ci się z czymś przyjemnym, a nie przerażającym i stresującym. Dzięki temu będzie Ci łatwiej zmierzyć się z wymaganiami stawianymi przez nauczycielkę. Ponadto dzięki poprawionej kondycji będziesz czuć się pewniej - będziesz świetnie przygotowana do każdych zajęć, co spowoduje zredukowanie stresu do minimum. Spróbuj dawać z siebie wszystko na zajęciach, udowodnij sama przed sobą, że potrafisz wykonywać te wszystkie ćwiczenia równie dobrze jak Twoje rówieśniczki. Daj się zauważyć, nie poddawaj się na starcie, ale postaraj udowodnić innym - a przede wszystkim sobie - jak wiele możesz.
Warto pamiętać, że stres - wbrew pozorom - jest naszym sprzymierzeńcem. Motywuje do działania, dzięki niemu potrafimy szybciej podejmować decyzje i jest niezbędny w naszym życiu. Nie pozwól mu więc zdominować swojego życia, ale wykorzystać jako przysłowiowego kopa do działania. Jeśli odkryjesz, jak wielką rolę ma on w Twoim życiu i wpływ na różne dziedziny, będziesz mogła przetworzyć go na coś pozytywnego.
Twoi rodzice nie zauważają tego, jak się męczysz, ponieważ są starsi od Ciebie i ich definicja problemów obejmuje nieco inne pojęcia i sytuacje. Po prostu patrzą na życie przez inny pryzmat, niż Ty, ja i wszyscy inni "młodzi dorośli". Nie przyjmują do wiadomości, że tak prozaiczne - według nich - sprawy jak lekcja wuefu, mogą przysparzać niepotrzebnych stresów. Dlatego czym prędzej powinnaś zasiąść z nimi do rozmowy. Nie mów, że nie da to żadnego rezultatu - zawsze trzeba próbować i nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać, zanim się nie spróbuje! Powiedz im, dlaczego tak często unikasz zajęć wychowania fizycznego, czemu przynosisz kiepskie oceny z tego przedmiotu i często rezygnujesz z brania w nim aktywnego udziału. Jeśli odpowiednio opowiesz im, co czujesz, gwarantuję, że zrozumieją Twoją sytuację. Nie denerwuj się, jeśli początkowo ich jedyną reakcją będzie chichot czy zbagatelizowanie sprawy. Drąż temat, powtarzaj, że nie umiesz sama poradzić sobie z tym problemem. Jeżeli dostatecznie długo będziesz mówić im o tym, na pewno przestaną ignorować sprawę. Postawienie na szczerość i wyznanie wszystkiego naprawdę zaprocentuje, bowiem rodzice kochają Cię i troszczą się o Ciebie, dlatego też bardzo zależy im na Twoim szczęściu, a nie na tym, żebyś czuła się źle. Potrafiłaś otworzyć się przede mną, poradzisz sobie również i z rodzicami. Nie traktuj ich jako wrogów, ale przyjaciół.
Bardzo dużą rolę w zmienieniu mojego nastawienia i wyleczeniu mnie z tej uciążliwej przypadłości odegrał Nick Vujicic. To Australijczyk, który urodził się z zespołem zwanym tetra-amelia, który polega na całkowitym braku kończyn. Wbrew pozorom nie przeszkadza mu to w prowadzeniu aktywnego trybu życia - świetnie pływa, porusza się i zaraża wszystkich innych niesamowitą pogodą ducha. Nie wiem, jaki i czy w ogóle, wpływ będzie miał na Ciebie, ale wiem, że gdybym w tamtym okresie nie natrafiła na filmik z jego udziałem, nie pokonałabym tych wszystkich opisywanych przez Ciebie barier. Niesamowicie mnie wzruszył, było mi wstyd za samą siebie. Mężczyzna, który urodził się z genetycznym brakiem kończyn zupełnie się tym nie przejmuje, w niczym mu to nie przeszkadza - grywa w piłkę, pływa motorówką i wiele innych rzeczy. Jak więc ja, będąca w pełni zdrową osobą, mogę mówić, że wstydzę się coś zrobić, bo inni patrzą, że nie spróbuję, bo wiem, że mi się nie uda, bo nie warto, bo są lepsi? Obejrzyj chociaż jeden filmik, może na Ciebie podziała równie mocno i wyniesiesz z tego podobne wnioski, jak ja.


Mam nadzieję, że w jakiś sposób - chociażby najmniejszy - udało mi się pomóc. Wiem, przez co przechodzisz i jak się z tym czujesz, dlatego jeśli mimo wszystko będziesz czuła się źle, będziesz chciała porozmawiać, poruszyć więcej szczegółów, czy po prostu wygadać się przed kimś - pisz na mejla (xpsychodeliczna@gmail.com). Wierzę, że uda Ci się pokonać tę przeszkodę.
Trzymam kciuki!
Psychodeliczna

sobota, 8 marca 2014

CeZik - fenomen czy nic szczególnego?

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić artystę, którego bardzo podziwiam. Jego utwory pokazała mi przyjaciółka, ale szczególnie polubiłam go po koncercie, na którym miałam okazję być. Dodam tylko, że świetny support dał wtedy Peter John Birch - polecam przesłuchanie jego piosenek. Wracając jednak do tematu: Kameralny Akt Solowy CeZika to kawał dobrego show.

Ale kim jest CeZik?
Wiele osób nie słyszało jeszcze nigdy jego twórczości, lub nie wie, że to on jest autorem. Cezary Nowak, bo tak naprawdę nazywa się ten wykonawca, urodził się w Gliwicach w 1985 roku. Ale nie o biografii chcę pisać, więc przejdźmy do rzeczy.

Jako najstarsze wideo na oficjalnej stronie CeZika wyświetla się cover piosenki zespołu Kancelaria pt. "Zabiorę Cię". W późniejszych wykonaniach można dostrzec już nie tylko ładny głos, ale także coraz większą inwencję artysty, która często zaskakuje. 


Jednym z moich ulubionych klipów jest "Od tyłu i klasycznie". Początek wydaje się bez sensu, ale druga połowa filmu sprawiła, że opadła mi szczęka, gdy oglądałam go pierwszy raz.


Warte przesłuchania są też "Wzniosłe treści obcych pieśni", w których podejmuje się dosłownego tłumacznia na język polski zagranicznych piosenek. Współpraca z Czesławem Mozilem zaowocowała bardzo pomysłową realizacją utworu "uCześka z internetu". Najnowszą piosenkę "Nieprzytomny świat" wykonuje wspólnie z Melą Koteluk, którą, nawiasem mówiąc, też bardzo lubię.


CeZik jest także twórcą "KlejNut", w których w bardzo humorystyczny sposób przedstawia ludzi, mniej lub bardziej znanych i przetwarza wypowiedziane przez nich słowa w taki sposób, że zmieniają się w piosenki.


Podejrzewam, że spora część z Was widziała na YouTubie film "POLAK W BRYTYJSKIM MAM TALENT". Jak myślicie, kto postanowił nabrać swoich rodaków? :)


Ja w CeZiku cenię bardzo dystans do siebie i do świata. Nie można mu odmówić talentu i oryginalnych pomysłów. Dobrze, że są jeszcze tacy artyści, których celem jest wywołanie uśmiechu na naszych twarzach. Dlatego bardzo zachęcam do zapoznania się z jego utworami, a ponadto do udziału w "Kameralnym Akcie Solowym", który CeZik prezentuje w wielu miastach Polski. 
Na koniec jeszcze chcę wstawić piosenkę, którą uwielbiam najbardziej ze wszystkich jego utworów.



W odpowiedzi na pytanie Olki o książki lub filmy o podróżach w czasie: z książek kojarzę i polecam "Godzinę pąsowej róży" Marii Kruger i "Przeklętą barierę" Joanny Chmielewskiej. Co do filmów, to "O północy w Paryżu" Woody'ego Allena jest moim absolutnym faworytem. Jeśli przypomną mi się jeszcze jakieś ciekawe tytuły, to wspomnę o nich w najbliższych notkach. 

piątek, 7 marca 2014

Boję się przyszłości

Obawiam się, że był już podobny wpis na blogu z takim samym problemem z jakim zmagam się ja. Jest nim stres, a dokładniej przed przyszłością.
Załóżmy, że jest poniedziałek, a ja już nie mogę po nocy spać przed czwartkowym porankiem bo mam sprawdzian z jakiegoś tam przedmiotu. To mnie strasznie denerwuje. Nie potrafię myśleć o dzisiejszym dniu pozytywnie wiedząc że jutro wydarzy się coś przed czym będę się stresować... Chociaż częściej bywa tak, że się stresuje tydzień przed, a okazuje się że nie trzeba było... i cały tydzień zmarnowany na denerwowaniu się i płaczu (tak, jakoś ostatnio płaczę z nerwów) Jestem załamana, mimo, że nie chcę to i tak myślę np.że jutro do szkoły, a na 5 lekcyjnej w-f, a na w-f pewnie będzie siatkówka, a ja nienawidzę siatkówki, nie będę chciała grać, Adamek będzie się darł itp itd.
Kurde, jestem zła sama na siebie, że nie potrafię sobie z tym poradzić.
— Histeryczka


Droga Histeryczko!
Przede wszystkim nie warto złościć się na siebie za to, że nie potrafimy sobie poradzić z jakimś problemem. Jesteśmy tylko ludźmi i nie ze wszystkim musimy sobie radzić sami. Ja także korzystam często z pomocy innych osób i też mi się zdarza płakać ze stresu czy strachu. Ale nie jesteśmy idealni – i to powinniśmy zaakceptować jako pierwsze! ;)
Wydaje mi się, że jesteś dziewczyną, która nie do końca wierzy w siebie i ma zaniżoną samoocenę. Dobrze znam Twój problem, bo sama przez niego przechodziłam. Sądząc, po opisie sytuacji (szczególnie tej z w-fu), jesteś w gimnazjum. Gimnazjum to dość ciężki okres – kiedy decydujemy, co chcemy robić przez całe życie w przyszłości. Ale nie znaczy to, że nie możemy sobie z tym poradzić!
 Moja rada jest taka: załóż sobie kalendarzyk. Zapisuj w nim wszystko, włącznie z godzinami posiłków (najlepiej ustal na każdy dzień jakieś pięć terminów, w którym będziesz coś jadła – zdrowa dieta dobrze wpływa na nas). Zapisuj, o której kończysz szkołę, ile czasu chcesz przeznaczyć na naukę, ile na odpoczynek, ile na zabawę. Rozplanuj swój dzień od A do Z i stosuj się do swojego grafiku choćby nie wiem co. Rozplanowanie dnia daje nam poczucie bezpieczeństwa i wiemy, co robić, gdy zaczynamy się motać. Zacznij systematycznie się uczyć, poproś koleżankę albo tatę o drobne korepetycje z siatkówki, jeśli chcesz się w niej poprawić – idzie wiosna, a zaraz potem będzie lato – chociażby na plaży warto pograć ze znajomymi w piłkę. Ponadto: nie zamartwiaj się na zapas! Powstrzymuj myśli, gdy znów czujesz, że masz ochotę rozpamiętywać i wątpić w siebie. Stań się silną i twardą dziewczyną. Zacznij myśleć pozytywnie. Nie potrafisz grać w siatkówkę. I co z tego? Za to masz cały inny wachlarz zalet, a wśród nich jej akurat nie musi być. Zapytaj uprzejmie kolegę Adamka, czy jest na lekcji wychowania fizycznego, czy na olimpiadzie, czy może jego życie zależy od wyniku gry. Akceptuj siebie taką, jaka jesteś, ale pamiętaj – możesz być jeszcze lepsza, dlatego cały czas do tego dąż i nie przejmuj się innymi. Nie wszystko musi Ci wychodzić od razu, nie musisz wszystkiego umieć i rozumieć. Pamiętaj: jesteś tylko człowiekiem! ;)
Pozdrawiam i życzę Ci powodzenia!
Luna

Sprawa stresu

Stres w psychologii jest definiowany jako stan ogólnej mobilizacji sił organizmu jako odpowiedź na silny bodziec fizyczny lub psychiczny, czyli fachowo nazywając: stresor. W medycynie stres jest stanem, który przejawia się swoistym zespołem składającym się z nieswoistych zmian wywołanych w całym układzie biologicznym człowieka lub zwierzęcia przez czynnik stresujący. Fazy stresu wyglądają następująco:
Faza alarmowa – początkowa reakcja zaskoczenia i niepokoju z powodu braku doświadczenia i konfrontacji z nową sytuacją. W jej skład wchodzą: faza szoku i stadium przeciwdziałania szokowi.
Faza przystosowania – jednostka próbuje poradzić sobie ze stresującą sytuacją i przyzwyczaić się do nowego położenia. Jeśli się udaje – organizm wraca do normy. Jeśli jednak stres jest zbyt silny, następuje faza trzecia.
Faza wyczerpania – stałe pobudzenie organizmu przez stres prowadzi do wyczerpania odporności, co powodować może choroby psychosomatyczne.



Na stres narażeni są najbardziej mieszkańcy dużych miast. Najmniejsza zapadalność jest natomiast na wsi. Jeśli uważasz, że nie jest za późno i nie jesteś jeszcze wyczerpany, możesz sam/a poradzić sobie ze stresem! W innym przypadku zalecam pomoc psychologa.
Jeśli nie znasz jeszcze przyczyny swojego stresu, radzę Ci się nad tym zastanowić. Wypisz na kartce rzeczy, które wprowadzają Cię w taki stan – wszystkie, nawet te najdrobniejsze. Jedne da się łatwiej usunąć ze swojego życia, inne nie. Te błahe stresory najlepiej od razu skrupulatnie usunąć ze swojego życia i więcej do nich nie wracać. Na przykład kolega, w którego obecności czujemy się źle – możemy przecież zerwać kontakt i zacząć nowy, zupełnie nietoksyczny. Na stresującą lekcję możemy się lepiej przygotować albo wziąć korepetycje, żeby zabłysnąć – stosunek nauczyciela do Ciebie od razu się poprawi, jeśli będą widoczne różnice i atmosfera będzie zdecydowanie lepsza. Te rzeczy, których nie da się wyeliminować od razu, należy zaakceptować. Na przykład stresującą koleżankę z klasy, z którą nie da się pogodzić. Musisz znieść jej widok przez kilka lat, dlatego, żeby nie pogarszać swojego stanu, po prostu go zaakceptuj. Niektóre rzeczy mogą odejść wraz z upływem czasu. Nie zapominaj też o tym, aby się uśmiechać! Obejrzyj z koleżanką czy rodziną jakiś kabaret, komedię – cokolwiek, co wywoła na Twojej twarzy uśmiech! On pozwoli Ci uwolnić się od okropnych uczuć. Zrób wszystko, żeby chociaż przez chwilę poczuć się lżej. Pamiętaj – uprawiaj sport! Możesz nawet przebiec kilka kilometrów dla odprężenia. Wysiłek fizyczny powoduje uwolnienie w nas endorfin, czyli hormonów odpowiedzialnych za nasze szczęście. Miej kogoś bliskiego! Gdy zajmujemy się problemami innych, często zapominamy także o swoich. Spędzaj czas z innymi i rób ciekawe, zabawne rzeczy, które Cię odprężą. Wyjście do kina, na basen czy do lunaparku będzie świetną rozrywką. I przede wszystkim – nie myśl o problemie cały czas. Staraj się powstrzymywać swoje negatywne myśli. Nie ma sensu się smucić, przez ten czas możesz zrobić coś jedynego w swoim rodzaju!
Pamiętaj, że niektóre negatywne uczucia są nam niezbędne do życia. Tak samo jak głód, pragnienie czy zmęczenie – stres także ma pozytywny wpływ na nas, oczywiście z umiarkowaniem. Stres mobilizuje nas do dalszego działania. Ale pamiętajmy, aby nie odczuwać go zbyt długo! Panujmy nad swoim ciałem i umysłem!

poniedziałek, 3 marca 2014

Młodsze koleżanki zabierają nam naszych kolegów z klasy!

Droga Olu! :)
Nie widziałam, żeby było pytanie podobne do mojego i czy to na pewno ta kategoria, ale mam mało czasu więc zdecydowałam się je zadać. Otóż, może zacznijmy od tego, że moja klasa zawsze była bardzo zgrana. Oczywiście było kilka paczek, ale jak co do czego przychodziło to wszyscy: nie ważne czy chłopcy czy dziewczyny, wszyscy trzymali razem. Zawsze świetnie się bawiliśmy. Teraz to się zmieniło. Odkąd jesteśmy w gimnazjum, jest kompletnie inaczej. Chłopcy zaczęli się, hm.. interesować płcią przeciwną, no i niestety zapomnieli o nas (dziewczynach z ich klasy) i jakoś na początku roku szkolnego zaczęli „przyjaźnić się” z młodszymi dziewczynami z klas VI. Zaczęło się niewinnie – spotykali się na dworze, później chodzili razem na basen, do kina, na lodowisko itd. No i się rozkręciło... Na przerwach w szkole ciągle spędzają razem czas. A my? Rano jest tylko „Cześć”, a później „Dziś kartkówka/sprawdzian?!” albo „Daj spisać!”. Rzadko coś robimy wspólnie, na dyskotekach zawsze szaleliśmy razem, a teraz oni nawet na moment nie odrywają się od tamtych i nas kompletnie nie zauważają! Mamy też kilka dodatkowych lekcji razem (tzn. ta VI klasa i nasza) i jak tylko tamte przyjdą, chłopcy zaczynają się popisywać, siadają sobie razem wszyscy w kółku i rozmawiają. Oprócz mnie, nikt z dziewczyn chyba tego nie widzi co chłopcy wyprawiają. Wiesz, gdy poszliśmy do gimnazjum to dużo osób poodchodziło i ze „starych” dziewczyn, które ich bardzo dobrze znały, jestem tylko ja. Dla tych „nowych” to pewnie było nic trudnego zaakceptować wszędobylstwo młodszych. W takiej sytuacji to już pewnie nic nie wskóra, jeśli jednak masz jakieś pomysły, jak można ich czasem od tamtych odciągnąć, będę mega wdzięczna.
A teraz o czym innym.. Zbliża się wielodniowa wycieczka za granicę. W poniedziałek (ewentualnie wtorek) muszę odpowiedzieć czy jadę. I tak właśnie się zastanawiam czy jechać czy nie, bo trochę kasy trzeba na nią wydać. Ale skoro zawsze „odwalaliśmy fazy” z chłopakami, a teraz jedzie też klasa tamtych dziewczyn, to czy jest sens w ogóle się tam pchać? Wychowawczyni się nas pytała czy zgadzamy się, żeby oni też jechali. Męska część klasy od razu jeden wielki wrzask, że jak najbardziej. Na dodatek z moich koleżanek jadą prawdopodobnie tylko cztery dziewczyny. A ja nie chcę patrzeć z zazdrością jak tamci się świetnie bawią. Uwierzcie, w tym roku już takie coś przeżyłam i... nie jest to zbyt fajne, kiedy widzisz, jak twoi dawni przyjaciele nie widzą świata poza tamtymi. Wiem, wiem, może jestem zbyt zazdrosna, ale to.. to jest po prostu nie fair! Wybacz, że daję ci tak mało czasu, ale pani dopiero dziś nam o tym powiedziała... Mam nadzieję, że szybko mi coś poradzisz.
Genevieve

Droga Genevieve!

  Specjalnie dla Ciebie publikuję w poniedziałek, mimo że w grafiku przypada mi na wtorek. Mam nadzieję, że jednak ta odpowiedź ewentualna we wtorek, to jest aktualna i jeszcze Ci pomogę. Przynajmniej spróbuję. To może zacznę po kolei, tak jak napisałaś.

 Zmiany, zmiany, zmiany...

  Zachodzą i to wszędzie. Czy tego chcemy czy nie. Ja mówiąc szczerze, to za nimi nie przepadam. Nawet ich nie cierpię. Chyba, że zmieniają coś na lepsze. Sama zauważyłaś, że chłopaki z Twojej klasy zaczęli się interesować płcią przeciwną, czego też skutkiem jest chyba podrywanie młodszych dziewczyn(czy to tylko taka mała przyjaźń?;P Chociaż taka radość na widok kilku dziewczyn? Chyba jednak jest coś na rzeczy. Znowu nie o tym... ;P). Raczej trudno będzie zmienić, aby oni się nimi nie interesowali, dlatego jednak proponuje odpuszczenie w tej sprawie. W końcu chyba mogą mieć nowe znajome, prawda? Nawet, jeżeli któraś z nich zostanie któregoś dziewczyną. Musisz więc zaakceptować tą znajomość, bo głoszenie swojego zdania, że są młodsze i to Wami powinni się interesować jest... jakby nakazem, a tego ludzie nie lubią.



  Skoro tęsknisz za kontaktem z nimi, to może spróbuj się umówić chociaż z dwoma z nich na jakieś spotkanie po szkole czy coś? Powiedz, że dawno nie spędzaliście ze sobą czasu od podstawówki. Możesz to zrobić większą grupą z dziewczynami i chłopakami. Np. takie spotkanie klasowe. Ognisko czy po prostu jakaś wycieczka rowerowa na jakąś polanę czy coś. O ile pomysł wypali, to nie będą mieli możliwości na wzięcie tych dziewczyn ze sobą. Możesz na wszelki wypadek zaznaczyć, że to dla zintegrowania klasy.

  Teraz propozycja, która może Ci się nie spodobać, ale warto zaproponować. Myślałaś, kiedyś aby zakolegować się z tymi dziewczynami? Są aż tak złe? Jeżeli chodzi Ci o różnice wieku, to ona jest naprawdę mała. Chyba, że to już kwestia ich zachowań czy charakteru. Wtedy miałabyś również chłopaków przy sobie, ale i może jakieś nowe znajomości? W większej grupce też się można kolegować. Wystarczy mieć trochę otwartości na kogoś nowego w gronie. Przecież Ty również możesz znaleźć sobie innych kolegów, ale nie o to mnie pytasz.

  Jeżeli chodzi o sprawę wycieczki, to myślę, że możesz pojechać, czemu nie? Z doświadczenia wiem, że na takim wyjeździe trochę się dzieję, często poznaje się nowe osoby. Jadąc tam, chłopaki przecież ucieśnią relacje z tymi dziewczynami, a jeszcze bardziej pewnie zapomną o was. Może to być złe wyjście, jeżeli będziesz siedziała w pokoju i nawet nie chciała do nich iść, wtedy tak... to będzie porażka. Skoro wcześniej ich znałaś, to chyba wiesz jak z nimi rozmawiać? Może spowrotem odnajdziesz z nimi wspólny język? Wydaję mi się, że jeżeli z nimi pogadasz, wspomniesz o jakiejś śmiesznej historyjce, która zaszła w Waszej klasie, gdzie ktoś z Was był tego członkiem, to powinno trochę im przypomnieć te "dawne" czasy.

  Odpowiedz sobie na pytanie:Lubisz ich? To bądź przy nich, koleguj się z nimi. Przede wszystkim nie daj wygrać stronie, która chce, aby to się wszystko zmieniło. Takim głupim zmianom, które to mogą zrobić. Trzeba sobie z nimi radzić i nie dać im się.

Pozdrawiam, Olka
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x