środa, 29 października 2014

Coś z naszej strony

Kochane czytelniczki,
Coś chyba nie gra w naszych wzajemnych relacjach.
My też czekamy na jakieś oznaki życia z Waszej strony. Pod ostatnimi trzema postami nie pojawił się nawet najkrótszy komentarz, ani jedno słowo, aż do teraz, kiedy zdecydowałyście się napisać, ale i tak tylko i wyłącznie po to, żeby nam zarzucić lenistwo i kolejne niepojawianie się notek. Czy naprawdę cały czas musicie nam wypominać, jakie to my nie jesteśmy okropne, jak bardzo Was olewamy, że nic nie piszemy itd? A może dla odmiany ja powinnam Wam zacząć mówić, że niczego nie komentujecie i czasami czujemy się, jakbyśmy pisały do ściany? Okażmy sobie wzajemnie trochę szacunku. Jesteśmy tu dla Was i staramy się jak możemy, żeby odpowiadać na Wasze problemy. Nie zawsze udaje nam się to zrobić w szybkim czasie i przepraszamy za to. Ostatnio na blogu jestem ja, jest Lullaby, która ma niewiele pytań ze swojego działu i jest Olka, która już w ogóle nie ma żadnych pytań, na które może odpowiedzieć. To są osoby, które są na stałe cały czas i odpowiadają na pytania. Alyssa i Luna mają sporo pytań, na które jeszcze nie odpowiedziały, ale systematycznie starają się coś raz na jakiś czas publikować (każda z nich ma swoje powody, żeby nie robić tego częściej). Nieuchwytna zrezygnowała z prowadzenia działu Zrób to sama, dlatego publikuje teraz tylko w Kolumnie Kulturalnej, a tam nie ma żadnych narzuconych terminów. Z Pięknym.jak.lotos nie mam ostatnio kontaktu i też nie wiem, dlaczego nic nie publikuje. Heavy jest na ćwierć etatu, czyli publikuje tylko jak znajdzie na to czas. Cały czas szukamy nowych autorek, jeśli chcecie, żeby pojawiało się na blogu więcej postów, to zapraszam, zgłoście się i piszcie z nami.
Już nie raz prosiłyśmy Was, żebyśmy chociaż widziały Wasz odzew, Waszą obecność na blogu. Jeśli piszecie pytanie, to zwykłe głupie "dziękuję za odpowiedź" pod postem jest jak najbardziej mile widziane. Czasami się zastanawiam, czy ktoś w ogóle czyta to, co napiszę, a przecież gdybym pisała dla siebie, to nie publikowałabym tego nigdzie.
My mamy między sobą umowę, że odpowiadamy na jedno lub dwa pytania tygodniowo w określone dni, czasami któraś z nas wstawi coś więcej. Na niektóre pytania odpowiadamy od razu w Spisie. Pisanie na blogu to nie jest nasze jedyne zajęcie, każda z nas ma poza "pracą" tutaj jeszcze całe swoje życie. Przykładowo ja mam klasę maturalną. Staramy się bardzo, żeby znaleźć dla Was trochę czasu, ale też nie wymagajcie 24-godzinnego dyżuru i natychmiastowych odpowiedzi.
Jeśli coś się nie zmieni, zarówno z naszej strony (wiemy, że jednak powinnyśmy pisać choć trochę częściej), jak i z Waszej (pokażcie, że w ogóle tu jesteście), to ten blog nie będzie miał żadnego sensu i nie pozostanie nam nic innego, jak go zamknąć.
Pozdrawiam Was i liczę na to, że nie będę zmuszona do powtarzania tych wszystkich, w pewnym sensie gorzkich słów,
Cocalotte.

wtorek, 21 października 2014

Ma dziewczynę, ale wzbudza moje zainteresowanie

Hej, dziewczyny. ^^ Znalazłam waszego bloga jakiś miesiąc temu i uznałam, że warto zapytać o nurtującą mnie sprawę - widzę, że pomogłyście wielu, wieeelu dziewczynom. c;
Otóż jestem w 1. gimnazjum i jest ze mnie typ samotnika, ale zaczęłam zadawać się z jednym chłopakiem. W sumie z dwoma, ale z tym jednym mam problem. Nazwijmy go Sz. Tak więc zauważyłam, że Sz. jakby szuka mojego towarzystwa - czy to na przerwie podejdzie, czy to zagada... Generalnie mamy kontakt. I często po prostu droczy się ze mną nieco chamsko, ale o dziwo głównie przy kimś, w szkole itd. A gdy na przykład wracamy razem ze szkoły (idziemy podobną drogą) jest nieco milszy. Generalnie traktujemy się jak kumple, a przynajmniej on mnie, ja jestem chyba nieco zauroczona. Ostatnio jednak trochę przeginał z tym obrażaniem i mnie wkurzył, postanowiłam więc odzywać się mniej itd. Później spotkaliśmy się przy powrocie, przeprosił trochę i był jakby milszy. Czyli jakby zależy mu na moim towarzystwie... No, czy coś. Ale nie wiem do końca - w końcu pewnego dnia opowiedział mi o swojej dziewczynie i w ogóle gadał, jakie mu się podobają (średnio podobny do mnie typ), ale jednocześnie - jak wspomniałam - szuka mojego towarzystwa. Nie wiem, jak z tym jest, ale chcę wiedzieć... Czy może mu na mnie zależeć? I jak nieco zwrócić na niego swoją uwagę w ten nie kumplowy sposób, a dziewczęcy?
Panna Kujonka ;)


Kochana Panno Kujonko,
Chyba będę zmuszona dać Ci nie do końca taką radę, jakiej oczekujesz. Przede wszystkim zacznę od tego, że jeśli on ma dziewczynę, to uszanuj ten fakt i nie próbuj go podrywać. Pomyśl, jak czułabyś się, gdyby to Twojego chłopaka podrywała jakaś inna dziewczyna? No fajnie by nie było, prawda? Jakaś kobieca solidarność jednak powinna być.
On mi wygląda na typ nieświadomego amanta, takiego chłopaka, który nawet nie wie, że zachowuje się, jakby wszystkie dziewczyny podrywał. Są tacy chłopcy, którzy w swoim mniemaniu zachowują się normalnie, a każdy, kto na nich spojrzy zastanawia się, do której teraz dziewczyny zarywają, a dziewczyny, z którymi rozmawiają, masowo się w nich kochają i każda myśli, że to ona jest ta wyjątkowa. To w sumie trochę przykre, bo oni w większości naprawdę nie wiedzą, jakie wrażenie wywołują na dziewczynach. Chłopak, o którym piszesz, możliwe, że naprawdę szuka Twojego towarzystwa, ale wydaje mi się, że on nie chce od Ciebie niczego więcej, niż właśnie kumplowania się, kiedyś może przyjaźni. Wiem, że ciężko Ci to pewnie przyjąć do wiadomości, ale zobacz, on ma dziewczynę i prawdopodobnie ją kocha. Posłuchaj tego, jak mówi o tej dziewczynie, czy po jego słowach widać uczucia. Jeśli tak, to już w ogóle jesteś na przegranej pod tym względem pozycji, a jeśli nie, to mam dla Ciebie jeszcze jedną kwestię do zastanowienia się nad nią. Pomyśl, czy jakbyście kiedykolwiek byli razem, załóżmy, że rozstałby się z tamtą dziewczyną dla Ciebie, to czy nie miałabyś cały czas obawy, że będzie się tak samo zachowywał, jak teraz. Mam na myśli, że jakbyście byli razem, to za chwilę znajdzie się następna dziewczyna, z którą będzie chciał spędzać więcej czasu i może w przyszłości zostawić też Ciebie dla innej. Wiem, pewnie się trochę zapędziłam, ale sens tego jest taki, żebyś raczej sobie go odpuściła. Jeśli dasz radę, to utrzymujcie dalej kontakt, ale tylko przyjacielski. Jak myślisz, że w ten sposób możesz się tylko w nim na dobre zakochać (o co naprawdę łatwo), to ogranicz trochę ten kontakt, poczekaj aż Ci przejdzie i dopiero później ewentualnie na nowo go odnów. Jemu może na Tobie zależeć, ale raczej nie tak bardzo, jakbyś tego chciała, dlatego lepiej nie oszukuj sama siebie i zduś już w zarodku to uczucie, zanim będzie na to za późno i będziesz cierpieć.
Pozdrawiam,
Cocalotte.

poniedziałek, 20 października 2014

Partner na studniówkę

Hej dziewczyny, piszę z dość dużym wyprzedzeniem, ale sprawa dotyczy odbywającej się w tym roku szkolnym studniówki. Nie mam chłopaka i nie zapowiada się na to, by coś w tej kwestii miało ulec zmianie. Nie mam też zbyt wielu kolegów, może dwóch spoza szkoły (w samej szkole w ogole nie kumpluję się z chłopakami, za swoją klasą nie przepadam a z innych klas w ogóle nikogo nie znam). Dochodząc do sedna sprawy, nie mam osoby towarzyszącej a w mojej szkole zawsze się z taką przychodzi i bardzo rzadko ktoś jest na studniówce sam. Nie chcę prosić o towarzystwo kolegów, z którymi na co dzień nie mam kontaktu, bo to byłoby sztuczne i nawet gdyby się zgodzili, nie sądzę żebyśmy się dobrze bawili (moja szkoła to trochę hermetyczne środowisko, bardzo dobre liceum itp...) Nie chcę iść na studniówkę sama, nie chcę z niej rezygnować z powodu braku partnera, chciałabym się dobrze bawić z kimś kogo lubię tak jak moje "sparowane" koleżanki... macie jakiś pomysł (poza zabraniem chłopaka siostry albo zaproszeniem pierwszego lepszego spotkanego na korytarzu? :D)
Maturzystka


Droga Maturzystko!
Przepraszam, że musiałaś tyle czekać na odpowiedź, ale od pewnego czasu mam problem z komputerem.
Widzę, że jesteś pozytywnie nastawiona do idei balu maturalnego, co więcej, myślę nawet, że żałowałabyś, gdybyś opuściła to wydarzenie. W takim razie moim zadaniem jest zachęcenie Cię do tej imprezy. Mam nadzieję, że mi się uda ;).

Dla jasności, studniówka jest dla tych, którzy chcą się dobrze bawić wraz z ludźmi, z którymi codziennie spędzają ok. 6 godzin. Tak, to niestety w dużej mierzy kwestia klasy, towarzystwa. Jeśli od początku któraś z Was ma wiele wątpliwości, po prostu nie chce Ci się iść i co chwila wymyślasz nowe argumenty, żeby zostać w domu, np.:
- stres, a także złość związana ze zbliżającym się wydarzeniem
- za dużo kasy do wydania
- nie mój klimat, będę marudna i co chwilę narzekać, co na pewno nie spodoba się ludziom
To wiesz co? Nie idź. Nic na siłę. Nie sądze żebyś coś straciła, skoro na samą myśl o studniówce czujesz mdłości. Zanim napiszesz komentarz, że studniówka to samo zło i takie tam, pomyśl o tym, że są ludzie, którzy bardzo długo czekają na ten bal i biorą to na poważnie.

Bal maturalny to ostatni taniec, przez tę jedną noc nieważne jest kim byliśmy w liceum.
Każda studniówka ma jakąś historie, zdjęcia robione na ściankach są zachowywane na całe życie, a czas związany z przygotowaniami ma jedyną w swoim rodzaju atmosferę. To jeden z nielicznych dni, kiedy możesz poczuć się jak księżniczka. Okazja, by wystroić się od stóp do głów i zapierać dech z wrażenia. W końcu!
Na pewno spotkałaś się z określeniem, że jest to magiczna noc: uzmysławiamy sobie, że wkraczamy w świat ludzi dorosłych. To prawda, że jedna noc może nas wszystkich zbliżyć, ale tak naprawdę chodzi o coś więcej, bo gdy się skończy, zacznie się prawdziwe życie.

Kogo zaprosić?
Wracając do tematu przewodniego tego postu, określmy jaki powinien być nasz partner na bal. Musi być to ktoś, kto przede wszystkim zatroszczy się o Ciebie - to Twoja noc. Cechy, które niezwykle liczą się u partnera na studniówce, to kultura osobista, umiejętność tańca i zabawiania partnerki. Warto pomyśleć o chłopaku, który nie nadużywa alkoholu(wiemy jak to się może skończyć) i nie musi co 5min. wychodzić na papierosa.
Ważne też, by partner zatroszczył się o Wasz dojazd/powrót do domu.
Kto to może być? Tak naprawdę każdy. Po prostu zastanów się z kim chciałabyś spędzić tę noc. Idąc na studniówkę wcale nie musisz mieć chłopaka. Jeśli jesteś singielką, to Twoim partnerem może być sąsiad, brat, przyjaciel, kolega ze szkoły, chłopak, w którym się podkochujesz od jakiegoś już czasu. Nie jest powiedziane, że w ogóle musisz mieć partnera. Jeśli zastanawiałaś się nad tym, czy wypada iść na studniówkę bez chłopaka, to zapewniam Cię, że nie ma w tym nic złego. W gruncie rzeczy, potrafisz przecież tańczyć sama(a jeśli taniec wywołuje w Tobie stres, odsyłam Cię do tego postu: http://nasze-babskie-sprawy.blogspot.com/2014/10/jak-przezyc-wesele-bez-wstydu.html).

Jak zaprosić?
Jak wszystkie wiemy, czas jest złym doradcą więc nie zostawiaj niczego na ostatnią chwilę.
Załóżmy, że brat czy kuzyn będą Twoją deską ratunkową, gdy już naprawdę nie będziesz miała z kim iść(chyba, że zechcesz iść sama).
Oczywiście zanim zaprosisz kogoś na bal, pasowałoby lepiej poznać tą osobę. Może się okazać, że chłopak za, którym szalejesz wcale nie jest taki super, jakby się wydawało. Najlepiej popytać o niego znajomych, poobserwować jak zachowuje się w grupie, w końcu umówić się na spotkanie i wyciągnąć własne wnioski. Dzięki temu, że spotkasz się z danym chłopakiem wcześniej, np. wspólna pizza, spacer, będzie większe prawdopodobieństwo, że on zgodzi się iść z Tobą na bal: obydwoje nie będziecie wchodzić w nieznane.
Studniówka to idealny pretekst do rozmowy z chłopakiem Twoich marzeń. Maturzystko, na pewno jest jakiś chłopak, który Ci sie podoba. Jeśli zastanawiałaś się już od kliku miesięcy, jak do niego zagadać, to teraz już wiesz.
- W trakcie rozmowy wspomnij, że masz studniówkę, koleżanka z kimś tam idzie, a Ty będziesz musiała iść sama (powinien się domyślić o co Ci chodzi ;),
- albo bez owijania w  bawełnę, zapytaj wprost, czy wybrałby się z Tobą na studniówkę.
Wszystkie chwyty dozwolone w związku z czym coraz popularniejsze stają się serwisy internetowe, gdzie można przebierać w chłopakach chętnych na zabawę studniówkową. Niektórym niestety oprócz samego wstępu trzeba jeszcze dopłacić dodatkowo za sam fakt, że w ogóle się zgodzili.
Jedna z trochę zwariowanych opcji dla szalonych dziewczyn: opublikowanie ogłoszenia na facebooku na spottedzie Twojej szkoły, jestem pewna, że zgłosi się multum chłopców.
Powodzenia! Życzę wyjątkowej zabawy studniówkowej, Alyssa

niedziela, 19 października 2014

Nie dbam o siebie

Nie wiem czy nie powinnam skierować tego pytania do działu Urody bądź Mody, ale koniec końców uznałam, że ma on jakieś ,,korzenie" w mojej psychice. Chodzi głównie o to, że... nie dbam o siebie. Wstyd się przyznać, ale nie mam problemu z wyjściem z domu w przetartych spodniach czy delikatnie poplamionej bluzce (o ile niezbyt to rzuca się w oczy). Mam 16 lat, a nie maluję się, chodzę w luźnych spodniach, pierwszej lepszej koszulce, ubraniach zupełnie nie pasujących do mojej sylwetki. Nie dbam praktycznie w ogóle o swoją cerę, skórę. Włosy przed wyjściem czeszę jedynie szczotką. Moje niedbalstwo - jak myślę - wynika z tego, że byłam dosyć brzydkim dzieckiem i od zawsze wmawiałam sobie, że ,,wygląd nie jest najważniejszy". Wierzyłam, że to jak wyglądam nie ma praktycznie żadnego znaczenia i co mi tam zależy. Pod koniec gimnazjum usilnie starałam się to zmienić, ale zupełnie się nie orientuję w tych ,,dziewczęcych sprawach". Nie jestem dziewczyną. Chodzę w wychodzonych trampkach, a ludzie czasami utożsamiają mnie z chłopakiem. Przy okazji na każdy ,,przejaw" mojej hm.. próby zmiany luzie z mojego otoczenia reagują: ,,No co ty, Anka! Ty w szpilkach?! Wooow". Trochę mnie to peszy i daje do zrozumienia, że nie nadaję się do bycia, tym kim chcę. Mam wrażenie, że powinnam pozostać brzydką, zaniedbaną chłopczycą do końca swojego życia, bo taki stworzyłam sobie kiedyś image.
Proszę o pomoc i jakiś rady czy w ogóle te moje marne ,,zmiany" są opłacalne...
— Anka


Droga Anko!
Bardzo dobrze, że piszesz w tej sprawie, ponieważ zauważenie swojego błędu jest pierwszym krokiem do usunięcia problemu, który, swoją drogą, jest mi bardzo dobrze znany. W moim przypadku makijaż był czymś rzadkim – występowałam w nim jedynie na weselach i to dość późno, a potem na swojej osiemnastce. W gimnazjum i na początku liceum łapałam ubrania jakie leci i zakładałam, nie patrząc czy wyglądam w nich dobrze czy nie. Zmieniło mi się dopiero wtedy, gdy zaczął podobać mi się pewien chłopak. Naturalnie go nie zdobyłam, ale makijaż został i był cały czas poprawiany metodą prób i błędów, bo rodzina kręciła na to tylko głową.
Twój problem leży w akceptacji i pewności siebie. Boisz się być zauważoną przez ludzi, wyglądać ładnie i zaistnieć w świecie, kryjesz się pod luźnymi ubraniami przed światem, chcąc zniknąć z oczu – tak się nie da. Punktem pierwszym do zmiany swojego nastawienia będzie znalezienie dla siebie osoby, która zawsze będzie u Twojego boku i wesprze Cię, gdy jest Ci ciężko. Wydaje mi się, że jesteś przygnieciona także kompleksami, chociaż nie mam pojęcia, jakimi. Z nimi niestety też należy walczyć, aby wyjść wyprostowanym do ludzi.
A co do ich reakcji… To zjawisko podlega bardziej pod socjologię niż psychologię. Zbiorowość zawsze działa według określonych zasad oraz norm i ciężko znosi jakiekolwiek zmiany. Przyzwyczaili się do Ciebie jako szarej myszki i ciężko im będzie zmienić teraz nastawienie. Co należy zrobić? Nie przejmować się! Rodzice robią podobnie – na przykład głupio się uśmiechają, gdy mówisz im, że masz chłopaka. Zawsze reakcje innych ludzi będą nas denerwować, gdy chcemy coś zmienić, ba, część nawet będzie protestować! Jednak nie wolno podlegać presji. Jeśli ktoś powie, że Twoja zmiana na lepsze jest bez sensu, trzymaj się od niego z daleka, gdyż będzie próbował na siłę wcisnąć Cię w Twoje dawne miejsce.
Nasz wygląd odzwierciedla naszą osobowość, a często może też manipulować zdaniem innych o nas. Na przykład pewni dwaj psychologowie zrobili kiedyś badanie – dobrali cztery podobne do siebie asystentki, ubrali je tak samo, ale między nimi jednak była różnica. Jedna z nich miała makijaż i okulary, druga jedynie makijaż, trzecia tylko okulary, a ostatnia była i bez makijażu, i bez okularów. Opinie ludzi, którzy z nimi rozmawiali były dość zaskakujące. Otóż asystentka z okularami i makijażem została oceniona najbardziej pozytywnie, jako kompetentna i znająca się na rzeczy, Druga, w makijażu, została oceniona jako pewna siebie osoba (i, co dziwne, stwierdzono, że jej spódnica jest krótsza niż tych pozostałych). Trzecia, z okularami, wzbudzała lekki niepokój, a czwarta wydawała się mieć słaby kontakt z ludźmi. Kolor szminki także ma znaczenie – jednak Tobie proponuję używać w pastelowych kolorach, nie jaskrawoczerwonej.
Jeżeli postanowisz, iż warto coś zmienić – zapraszam do działu moda i uroda, dziewczyny z wielką chęcią Ci pomogą. Wygląd, niestety, jest dość ważny w naszym życiu, dlatego mam nadzieję, iż postanowić wyeksponować swoją prawdziwą, pewną siebie ja.
Trzymam kciuki!
Luna

piątek, 17 października 2014

Chcę być lubiana w nowej szkole

Hejka, piszę znów do was z pytaniem. mam nadzieję, że i tym razem mi pomożecie. we wrześniu ide do nowej szkoły i chciałabym być tam lubiana, niby to już liceum itd ale co zrobić, żeby ludzie w klasie i w szkole mnie lubili? bardzo proszę o pomoc :(
— marta :)


Droga Marto!
Z góry przepraszam, że odpisuję tak późno, jednak to nie ja na początku miałam odpowiedzieć na pytanie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, a moje rady i tak Ci się przydadzą.
Przede wszystkim pamiętaj, że nie ma człowieka, którego wszyscy by lubili. Zawsze znajdzie się grupka ludzi, którym się nie spodobasz – czasami nawet bez większego uzasadnienia. Jest to po prostu kwestia gustu i cech, które my uważamy za toksyczne. Oczywiście możemy dowieść, że jesteśmy wartościowymi ludźmi i mimo wszystko się uśmiechać, jednak to i tak nie załatwi do końca sprawy.
Uśmiechaj się! Nikt nie lubi osób ważnych, nieobecnych czy pochmurnych. Z takimi zazwyczaj nie da się rozmawiać, jego towarzystwo po prostu odrzuca. Każdy dźwiga na swoich barkach własne problemy, każdemu jest ciężko, a patrzenie jeszcze na wykrzywioną minę drugiego człowieka wcale nie podnosi na duchu. Spójrz – najbardziej lubiani są ci wszechstronni, radośni i rezolutni, którzy zawsze rzucą jakiś dowcip czy rozbawią ripostą. Takich ludzi uwielbiamy. Wiąże się to z zostawianiem własnych problemów w domu i wyjściem do ludzi z uśmiechem.
To trochę jak teoria socjologów. Człowiek jest aktorem na scenie, który spełnia określoną rolę. I Ty bądź takim. Wszelkie dewiacje w społeczeństwie nie są mile widziane.
Zrób porządek ze swoją samooceną. Wyprostuj się, jeśli ktoś ci kiedyś zwrócił uwagę, że się garbisz, idź z podniesioną głową i bądź pewna siebie. Nie pozwól nikomu się poniżyć. Ciche, szare myszki, które trzeba wyciągać siłą, aby coś powiedziały, nie mają zbyt wielu znajomych, a reszta grupy „nie ma nic do nich”. Nie bój się też porozmawiać z obcymi – jeśli ktoś Cię zagadnie, po prostu mu odpowiedz. Nie zawsze da się znaleźć wspólny język, ale zwykła, niezobowiązująca rozmowa nie zaszkodzi. A może zyskasz przyjaciela?
Psychologowie twierdzą, że na to, jak jesteśmy postrzegani, ma wpływ nasz wygląd, strój, makijaż i dodatki. Niestety bądź stety – to prawda. Nie ma ludzi, którzy nie oceniliby książki po okładce. Pierwsze wrażenie jest niezwykle ważne, ponieważ to ono utrwala w nas obraz i kształci już zdanie na temat pewnego człowieka. Nie mówię o tym, aby podążać ślepo za modą – ubieraj się po prostu ładnie i starannie dobieraj stroje. To nieprawda, że ładnemu we wszystkim jest dobrze – nie. Są kolory, które po prostu do nas nie pasują. Poprzez ubiór przekazujemy innym ludziom komunikat o własnej osobie, dlatego jest taki ważny. Jeśli chodzi o makijaż – przyjrzyj się dokładnie, co według Ciebie najpiękniejsze jest w Twojej twarzy i podkreślaj to. Maluj się delikatnie i skromnie, to zawsze jest lepsze niż mocny makijaż i przymyka się na to oko w szkole. Wybierz też fryzurę pasującą do kształtu Twojego twarzy. Ja nie jestem w tym specjalistką, polecam zgłosić się do autorek innych działów bądź kosmetyczki czy fryzjera. Nie przestawaj o siebie dbać.
Trzymam za Ciebie kciuki.
Luna

czwartek, 16 października 2014

KK: "Lucy"

Tytuł oryginalny: Lucy
Czas trwania: 1 godz. 30 min.
Reżyseria: Luc Besson
Scenariusz: Luc Besson
Gatunek: Sci-Fi, Akcja

Opis: Lucy (Scarlett Johansson) mieszkająca na Tajwanie studentka zostaje namówiona przez swojego chłopaka do dostarczenia ważnej teczki pewnemu biznesmenowi. Zanim jeszcze dziewczyna zorientuje się w co została wplątana, stanie się zakładniczką bezwzględnego pana Janga (Choi Min Sik), na którego rozkaz do organizmu Lucy zostanie chirurgicznie wszyta paczka z silną syntetyczną substancją przypominającą narkotyk. Przypadkowo substancja chemiczna rzeczywiście przenika do organizmu Lucy. Pod jej wpływem ciało dziewczyny zaczyna podlegać niewyobrażalnym transformacjom, a najbardziej doświadcza tego mózg, którego potencjał zostaje uwolniony i osiąga zdumiewające, pozostające dotychczas jedynie w sferze hipotez możliwości... Z ogromną intensywnością zaczyna odczuwać wszystko, co znajduje się wokół niej - powietrze, wibracje, ludzi, nawet grawitację. Rozwijają się u niej również cechy nadludzkie - telepatia, telekineza, niezwykle rozległa wiedza oraz zapierająca dech w piersiach kontrola nad materią.


Moim zdaniem: Nienawidzę Science Fiction. Naprawdę. Bardzo. Możecie mnie za to zjechać i się obrazić, ale nie będę kłamać. Dla mnie ten rodzaj filmu to jedna wielka, często tandetna, ściema, gdzie zamiast emocji oglądamy efekty specjalne, na których opiera się sukces lub porażka filmu. "Lucy" nie odbiega zbyt mocno od tego schematu, jednak ma w sobie coś niezwykłego. Absurd w tym filmie jest rażący. Spodobało mi się to, iż nie jest to film o przyszłości czy odległych planetach, a alternatywne przedstawienie świata jaki znamy. Mimo oczywistej fikcji przedstawionych zdarzeń zaczynamy zastanawiać się: "Co by było jeśli to prawda...?".

Jak już wspomniałam film Sci-Fi to w dużej mierze efekty specjalne. Muszę przyznać, że te zupełnie zadowoliły mój wybredny gust. Nie chodzi wyłącznie o momenty lewitacji czy pościgów, ale przede wszystkim dopracowane animacje, które potrafiły stworzyć całe sceny. To dzięki nim opowieść tak bardzo oddziałuje na widza. Ich ilość rośnie adekwatnie do rozwoju fabuły i tego co dzieje się w danym momencie filmu. "Lucy", choć posiada mnóstwo fikcji, nie jest nią przeładowana. Wszystkie momenty nagrywanego filmu i pracy grafików idealnie zgrywają się w całość. Obraz jest dynamiczny i zajmujący. Luc Besson po raz kolejny pokazał klasę.

Nienawidzę Scarlett Johanson.
Dobra. Przesada.
Scarlett Johanson mnie wkurza.
Albo raczej wkurzała.
Kocham Scarlett Johanson. Naprawdę. Aktorka, która była dla mnie średnio utalentowaną seksbombą okazała się naprawdę dobra. Idealnie pasowała do tej roli. Jak później przeczytałam, że początkowo główną bohaterkę miała zagrać Angelina Jolie to po raz pierwszy ucieszyłam się, że nie zobaczyłam jej na wielkim ekranie. Scarlett Johanson to nie jedyna osoba na właściwym miejscu w tym filmie. Obsada jest dobrana tak jak powinna. Genialny Morgan Freeman znów pokazał klasę. Amr Waked jako aktor spisał się na 5, może tylko mógłby być ciut bardziej przystojny, ale to tylko moja opinia, dziewczyny, która lubi sobie popatrzeć na przystojnych facetów.

Oczywiście filmu tego nie można brać na serio. Jeśli więc masz ochotę po prostu na miłe spędzenie wieczoru w kinie czy przed telewizorem, a przejadły Ci się komedie romantyczne jest to dobry wybór. Potrafi zaciekawić, jest czymś nowym i przede wszystkim zostaje w pamięci. Po jego obejrzeniu nie żałowałam ani minuty spędzonej w kinie, choć szłam tam raczej niechętnie.


Ocena: 8/10

Pozdrawiam,
Nieuchwytna

PS Zachęcam do pisania swoich opinii na temat tego filmu pod tą notką.
Jeśli macie jakieś sugestie o czym chciałybyście przeczyta w kolejnej notce z KK to podzielcie się nimi w komentarzu pod naszym najnowszym postem na facebooku. 

niedziela, 12 października 2014

Jak być dziewczęca jesienią i zimą?

Hej Heavy!
Słyszałam, że się nudzisz i już się za mną stęskniłaś, haha :)
Piszę do Ciebie znów ja, bo kocham Ciebie, Twoje porady i w ogóle całe NBS!
Tym razem chciałam poprosić o jakieś stylizacje na jesień i zimę. Nie wiem czy pamiętasz, ale w sierpniu pisałam że chciałabym być bardziej dziewczęca i dostałam urocze propozycje, ale niestety lato się skończyło i już się nie nadają a ja nie mam pojęcia jak ubierać się w jesień i zimę. Czas na jesienno-zimowe zakupy a ja nie mam żadnych inspiracji co do butów i kurtek na zimę, a także nie wiem co kupić tak, by było mi ciepło i modnie w zimę i jesień :( Jeszcze tak Ci powiem, że u mnie w mieście w galerii z tych fajniejszych to są tylko takie sklepy jak Sin-Say, Cropp, House, Butik i Deichmann więc jeśli byś mogła to tak bardziej z tych sklepów, chociaż nie mam nic przeciwko zakupom w Internecie, ale za oczywiście rozsądną cenę :P Nie pogardzę też paroma inspiracjami jak łączyć ciuchy i ogólnie co będzie modne w sezonie jesień/zima 2014 :)
/ DENIMKA


Kochana DENIMKO (i właściwie wszystkie czytelniczki),
jak widziałyście, byłam na urlopie. Zdecydowałam odpowiedzieć na to pytanie, zamiast zabierać się za któreś z tych starszych, ponieważ: a) nie wiem, czy autoski starszych pytań czekają jeszcze na odpowiedzi, b) jestem tu tylko na niecałe pół etatu, liceum zobowiązuje, uwierzcie. Mam nadzieję, że się niepoobrażacie na mnie, że odpowiadam na to pytanie, liczę na Wasze zrozumienie. A teraz zapraszam do czytania notki.

Jesień i zima automatycznie kojarzy się z ciepłymi ubraniami. Stworzenie dziewczęcej stylizacji, która będzie nie tylko efektowna, ale także praktyczne na te pory roku nie jest wcale trudnym zadaniem. Sieciówki oferują masę ubrań, które bardzo łatwo ze sobą połączyć.


1. Grube "góry" to podstawa. Jeżeli nie chcesz chodzić wiecznie zakatarzona, lepiej zakładaj cieplejsze ubrania. Ubieranie się "na cebulkę" jest modne praktycznie zawsze, więc nie musisz się martwić, że kilka warstw pogrubi Cię, bo wokół są ludzie, którzy także zakładają kilka warstw ciuchów.. Bluzy raczej nie należą do kobiecych, jednakże niektóre kroje mogą posłużyć jako baza w tworzeniu typowo babskiej stylizacji. Myślę, że sweterki robione na drutach (lub sprawiające wrażenie robionych na drutach) to najlepszy wybór, jakiego możemy dokonać. Po za tym praktyczne mogą okazać się kardigany i bluzki z długimi rękawami lub koszule, które z powodzeniem zastąpią bokserki i T-shirty.


2. Płaszcz czy kurtka? To odwieczne pytanie. Oczywiście płaszcz jest bardziej dziewczęcy, jednakże obecnie producenci tworzą również kurtki, które łatwo można połączyć w kobiecą stylizację. Ile okryć potrzebujemy, by przetrwać te pory roku? Zdecydowanie 2. Już piszę dlaczego. Otóż chodząc w jesiennym płaszczu w zimę oraz zimowym płaszczu w jesień narażasz się na przeziębienia - albo zbytnio się przechładzasz, albo przegrzewasz. Po to są kurtki i płaszcze na konkretne pory roku, by je nosić. Jeżeli chcesz się zdecydować na kurtkę - polecam parkę lub z rękawami z innego materiału, niż przód i tył. Wśród płaszczy z pewnością modne są klasyczne, ale także poncza, oversizowe i dłuższe.


3. Obuć się trzeba. Tutaj także polecam zakupienie dwóch par - jesiennej i zimowej. W przypadku tej drugiej zadbaj o to, by była odpowiednio ocieplona, i jeżeli to możliwe, miała nieco grubszą podeszwę. Teraz pozostaje tylko zadecydować, jakie buty najlepiej wybrać. Do dziewczęcych stylizacji najlepsze będą botki i kozaczki. Szczerze powiem, że w tym roku producenci postarali się i w sklepach roi się do ślicznych botków (nawet dla mnie, antydziewczyńskiej te buty są ładne ;)), dlatego znalezienie pary będącej ucieleśnieniem snów i marzeń nie będzie trudne. W modzie na pewno sztyblety, workery oraz kozaki typu muszkieterki.


4. Dodatki podstawą stylizacji? W sezonie jesień/zima dodatki grają niemalże główną rolę w stylizacjach. Czapki, szaliki, rękawiczki z pewnością potrafią ożywić stylizacje. W modzie chyba nic się nie zmieniło - beanie i kominy będą noszone nadal. W tej kategorii jest w czym wybierać i myślę, że nawet najbardziej zagorzała przeciwniczka czapek będzie potrafiła znaleźć coś dla siebie ;-).

Jestem tutaj na pół etatu (a nawet i mniej, po prostu nie mam czasu na pisanie), dlatego też nie stworzę stylizacji z ubrań z podanych przez Ciebie sklepów - zajmuje to bardzo, bardzo dużo czasu. Musisz mi wybaczyć. Zamiast tego przygotowałam dla Ciebie ogromną porcję inspiracji złożoną z moich zestawów z polyvore oraz znalezionych w Internecie zdjęć. Także tego... oglądaj, inspiruj się! :)

Na pierwszy ogień moje stylizacje:
Granatowe dżinsy to idealny wybór na pluchę - błoto bardzo widać na jasnych dżinsach, i często nie spiera się do końca. Sztyblety w karmelowym odcieniu oraz sweterek pod kolor tworzą delikatną bazę do skontrastowanej zielonej parki i burgundowego komina.

Rurki w jesiennym kolorze oraz bluzka w kratkę ze zbliżoną barwą. Do tego szary kardigan, który zapewni ciepło i dłuższy, oversizowy płaszcz. W imię zasady, że torebka ma pasować do butów - workery i klasyczna torba.

Jesienią i zimą także można śmiało chodzić w spódniczkach. By nie zmarznąć, polecam albo grube rajstopy, albo cienkie rajstopy w cielistym kolorze i zakolanówki. Stylizację utrzymałam w stonowanych kolorach. Akcentem są brązowe, sznurowane buty oraz płaszcz w kolorze khaki.

Klasyczny płaszcz połączony z oryginalną spódniczką w kwiatki i różowym swetrze o grubym splocie. Grube rajstopy w szarym kolorze są kontrastowe do sweterka, ale pasują do czapki. Dodatkiem jest złoty naszyjnik. Czarne workery można zastąpić kozakami do kolan lub butami emu.

Sukienka w kwiaty została połączona z długim kardiganem - w rzeczywistości taki duet wygląda nieziemsko. Do tego parka w granatowym kolorze i rajstopy pasujące kolorystycznie zarówno no kurtki, jak i sukienki. Jak wskazuje czapka i komin - jest to typowo zimowa stylizacja. Całość połączyłam z czarnymi sztybletami, jednakże można zastąpić je kozakami lub workerami - równie świetnie będzie się to prezentowało :)

Teraz pora na znaleziska:


Mam nadzieję, że notka się podobała. Chyba bardzo nie wyszłam z wprawy, chociaż nie powiem - ciężko mi było sklecić kilka zdań. Nie wiem, czy to dlatego, że miałam miesiąc przerwy, czy dlatego, że nie mam weny.
Po więcej inspiracji zapraszam na strony typu zszywka.pl, stylowi.pl. Po za tym wujek Google też pomoże, wystarczy wpisać winter outfits (lub autumn outfits) i miliony obrazków czekają :)

Pozdrawiam i liczę, że pomogłam.
Heavy

niedziela, 5 października 2014

Jak przeżyć wesele bez wstydu?


Za dwa miesiące moja siostra cioteczna będzie wychodziła za mąż. Cieszę się z tego powodu, ale jest to pierwszy ślub na jakim będę od jakichś 5-7 lat. Teraz mam 17, a na ostatnim byłam będąc jeszcze dzieckiem. Nie miałam więc zbyt wielu okazji żeby nauczyć się tańczyć. Na dyskotekach jakoś sobie radzę, chociaż chodzę na nie raczej rzadko (kopiuje wtedy po prostu ruchy innych ludzi), ale takiego zwykłego tańca nie umiem kompletnie. Boję się, że ktoś z rodziny poprosi mnie do tańca a ja się tylko skompromituję. Czy mogłybyście mi opisać jak na takim weselu tańczyć? Jakie robić kroki? Bardzo wam dziękuję. Natalia





Droga Natalio!

Ślub jest wydarzeniem, na które czeka się długi czas. Powinien budzić w nas pozytywne emocje i kojarzyć się z dobrą zabawą, jednak w Twoim przypadku wywołuje pewne obawy i wątpliwości. Piszesz, że jest to pierwszy ślub od dłuższego czasu i boisz się kompromitacji podczas zabawy weselnej. 

Przede wszystkim musisz zmienić swoje nastawienie. Pamiętaj, że zabawa weselna to ZABAWA, nie żaden konkurs umiejętności tanecznych, i ma na celu rozruszanie gości, miłe spędzenie czasu. 
Jakiś czas temu byłam na ślubie mojego wujka. Atmosfera panująca na sali sprawiała, że miałam ogromną ochotę przyłączyć się do tańczących krewnych, ale (podobnie jak Ty) bałam się kompromitacji. Prawie całe wesele przesiedziałam przy stole, z cichą zazdrością obserwując ludzi na parkiecie. W pewnym momencie zorientowałam się, że największą przyjemność z patrzenia, a wręcz podziw, wzbudzają we mnie NIE osoby, które świetnie znają wszelkie kroki, ale te, które są czerpią prawdziwą frajdę z własnego (nieco niezgrabnego) tańca. 
Uświadomiłam sobie, że to nie zdolności, ale dobra zabawa jest najważniejsza.
Nawet jeśli Twój taniec wzbudzi pogardliwy uśmiech pozostałych, to nie trzeba się tym przejmować. W ciągu kilku dni (czy nawet godzin) wszyscy zapomną, że nie umiesz tańczyć, a Ty na długo zapamiętasz dobrą zabawę, która Ci towarzyszyła.
Bardzo chciałabym, żebyś chociaż na tę jedną noc zapomniała o tym, co mówią i myślą o Tobie inni. Najważniejsze żebyś Ty poczuła się ze sobą dobrze.

Nie namawiam Cię jednak, żebyś pogodziła się z tym, że taniec nie jest Twoją mocną stroną. Pamiętaj, że dwa miesiące to bardzo długo i możesz jeszcze wszystko zmienić! 
W wielu miastach są organizowane kursy tańca towarzyskiego. Warto rozejrzeć się za nimi i umówić chociaż na kilka lekcji, gdzie w przyspieszonym tempie można poznać podstawowe kroki taneczne.
Jeżeli nie masz takiej możliwości, nie przejmuj się, w Internecie jest pełno filmików i porad na temat tańca weselnego. Zachęcam, żebyś poszperała w sieci i podpatrzyła kilka kroków.

Piszesz także, że kopiujesz ruchy innych ludzi. To także dobry sposób na przetrwanie wesela bez poczucia wstydu. Zanim wejdziesz na parkiet, przyjrzyj się, w jaki sposób poruszają się po nim Twoi krewni. Bardzo wiele można się nauczyć samym przyglądaniem się i próbą naśladowania bardziej doświadczonych weteranów weselnych parkietów ;)

Na koniec powtórzę raz jeszcze: taniec na weselu ma być źródłem przyjemności, a nie stresu i obaw. Gdy będziesz tańczyć, zapomnij o całej sali i skup się na muzyce, swoim ciele i oczywiście partnerze, który z pewnością umiejętnie Cię poprowadzi.

Życzę Wam wszystkim dobrej zabawy i powodzenia! 
Dominique
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x