Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzina. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 lipca 2016

Kto pierwszy ten... lepszy? - Czyli czy i jaki wpływ na przyszłość dzieci ma kolejność ich rodzenia się.

Nie trzeba być szczególnie dobrym obserwatorem, aby stwierdzić, że dzieci w rodzeństwach się od siebie różnią. Starsi zazwyczaj są opiekuńczy, odpowiedzialni, młodsi zaś - często są bardziej skupieni na sobie i dziecinni niż ich bracia czy siostry. To jednak wyłącznie wierzchołek góry lodowej, bo jak twierdzi wielu psychologów dziecięcych i terapeutów, cech determinowanych przez to w jakim wieku jesteśmy my, a w jakim nasze rodzeństwo, jest wiele, wiele więcej.

Zacznijmy od pierworodnych, czyli najstarszych dzieci. Często można usłyszeć głosy, że pierwsze dziecko jest wychowywane przez niedoświadczonych jeszcze rodziców, metodą prób i błędów a także trzymane pod kloszem, aby zachować je od każdego niebezpieczeństwa - nawet takiego, o jakim młody rodzic nie ma pojęcia. Dlatego właśnie, najstarsze dzieci zazwyczaj są odpowiedzialne, dojrzalsze niż rówieśnicy. Cechy te wynikają jednak także z tego, iż bardzo wcześnie doświadczają fundamentalnej zmiany i muszą sobie z nią poradzić, w zasadzie bez czyjejkolwiek pomocy - tak, mam na myśli pojawienie się rodzeństwa. Do tej pory, dziecko było jedynakiem, więc cała miłość i troska rodziców przelewana była tylko i wyłącznie na nie. Przyjście na świat brata lub siostry (czyli potencjalnego złodzieja rodziców ;) ), jest poważnym wyzwaniem dla małego człowieka. Od tej pory, bez względu na to, czy ma 4 czy 10 lat, będzie musiał się opiekować młodszym rodzeństwem i stanowić dla niego przykład. Niezależnie od tego, czy rodzeństwo pozostanie dla niego wrogiem czy z czasem zmieni się w kochanego przyjaciela, już zawsze dziecko będzie przejawiało tendencje do przewodniczenia, wytykania błędów innym oraz uznawania, że z pewnością jego opinia jest najprawdziwsza i najwspanialsza.
Najstarsze dzieci, czasem bywają też ofiarami nadmiernych ambicji rodziców. Mają stanowić przykład dla innych, być najzdolniejsze, najmądrzejsze i po prostu "naj". Dlatego też, w przyszłości mają skłonności do pracoholizmu i nadmiernej ambicji. Istnieje także teoria, że zawsze będą stawiać sobie cele wyższe niż są w stanie osiągnąć, ponieważ tak jak jedynacy, we wczesnym dzieciństwie przebywali głównie w towarzystwie osób dorosłych i chcieli robić wszystko dokładnie tak jak oni, a nie jak inne dzieci. Ciekawostkę stanowi fakt, że według najnowszych badań, 43 procent szefów największych konsorcjów w Stanach Zjednoczonych to właśnie "najstarsze dzieci".

Dzieci środkowe, ale nie średnie ;) . Drudzy, czy po prostu "nie-najmłodsi" potomkowie, często uważani są za "największych przegranych", ponieważ nie mają przywilejów typowych ani dla najstarszego ani najmłodszego dziecka. Mówi się natomiast, że plusem tej sytuacji jest rzekoma największa wolność i swoboda w porównaniu do reszty rodzeństwa.
"Środkowi" wyrastają podobno na najlepszych dyplomatów, ponieważ często są negocjatorem pomiędzy starszym a młodszym rodzeństwem. Z łatwością potrafią się w dorosłym życiu przyzwyczajać do określonych sytuacji, a także akceptować (niemalże bezkrytycznie) to jaki jest ich los. Wynika to w dużej mierze z faktu, iż w dzieciństwie postrzegani byli zarówno jako młodszy i starszy brat/siostra, a więc byli na coś wystarczająco, bądź niewystarczająco duzi. Niestety, cecha ta może ewoluować w brak poczucia własnej wartości czy zanik pewności siebie. Często bowiem "środkowemu" rodzice nieświadomie poświęcają najmniej uwagi, dziecko nosi ubrania po starszym bracie czy siostrze, bawi się ich starymi zabawkami - to wszystko sprawia, że może myśleć, iż jest najgorszy czy najmniej istotny spośród wszystkich dzieci, co najpewniej będzie rzutować na całe jego dalsze życie.

Dzieci najmłodsze czyli tzw. "maskotki". Absolutni ulubieńcy rodziny, zazwyczaj zawiesza się im poprzeczkę dużo niżej niż innym. Mają o tyle dobrą sytuację, że w chwili kiedy rodzice zdecydują się nie mieć już więcej potomstwa, najmłodsi otrzymują coś w rodzaju biletu do krainy wiecznego dzieciństwa :) Nikt już najpewniej nie zagrozi ich pozycji, nie staną się "środkowymi" i do końca życia, wiele rzeczy będzie im z łatwością odpuszczanych i wybaczanych "bo przecież są jeszcze młodzi". Niestety zazwyczaj owocuje to tendencją do spóźniania się, tzw. bylejakości, wyręczania się innymi. Z cech pozytywnych: najmłodsze dzieci są optymistami, nic nie stanowi dla nich tragedii, charakteryzują się ponadto wielkim urokiem osobistym, który poniekąd rekompensuje ich wady.

Oczywiście, podane przeze mnie charakterystyki to statystyki i wyniki wszelakich badań naukowych. W teorii więc, powinno się im wierzyć, ale należy pamiętać, że człowiek jest stworzeniem, które nie pasuje do schematów jak mało co ;) Dlatego też nie uznawajmy naszej pozycji w stosunku do rodzeństwa za wyrocznię i coś co decyduje o naszym przeznaczeniu na amen - koniec końców to my wybieramy czy będziemy wiecznie spóźniającym się najstarszym, pesymistycznym najmłodszym czy ukochanym i niepokornym środkowym dzieckiem :)

Polina :)

sobota, 16 lipca 2016

Spotkanie na szczycie - Czyli pierwsza wizyta chłopaka w naszym domu

Związanie się z nową osobą oznacza nie tylko całą serię cudownych chwil i rzeczy, które owocują motylkami w brzuchu, ale także długi i skomplikowany proces poznawania się. Stety czy niestety, poznawanie to, zazwyczaj nie odbywa się wyłącznie pomiędzy nami i chłopakiem, ale także rodzicami. Zazwyczaj dość szybko zaczynają oni dopytywać kim jest nasza nowa "sympatia". Oczywiście, możemy te pytania ignorować czy na nie nie odpowiadać, ale nie ma to większego sensu, bo po prostu prędzej czy później go jakoś gdzieś z nami zobaczą i dowiedzą się czego będą chcieli. Dlatego też, warto zorganizować takie spotkanie wcześniej i "rozegrać" je tak, aby przebiegło jak najlepiej. Jak więc to zrobić?

Przede wszystkim, pierwsze takie spotkanie w zdecydowanej większości przypadków nie polega na siedzeniu przy stole i permanentnym odpowiadaniu na pytania. Najczęściej po prostu chłopak zjawia się w naszym pokoju i pozostaje "na widoku" przez 5 minut po czym znikamy w swoim pokoju. Całe pierwsze spotkanie chłopak-rodzice, opiera się więc na szybkim uściśnięciu dłoni, wymianie 3,4 zdań i ewentualnie przynoszeniu przez mamę do naszego pokoju herbaty :) Na sam początek to wystarczy! Zaspokoi to nieco ciekawość rodziny i nie zmusi chłopaka do odpowiadania na pytania, które w gruncie rzeczy mogą wszystkiego dotyczyć. Oczywiście jednak, także do takiego ekspresowego spotkania warto się odpowiednio przygotować.
Po pierwsze, dobrze jest z wyprzedzeniem zacząć opowiadać o chłopaku w domu. Nie musi to być rzecz jasna dwugodzinny wykład, podczas którego przedstawimy jego CV a także plany na przyszłość (chociaż w sumie, czemu się nie pochwalić jeśli obiekt naszych westchnień jest perfekcyjny..? ;) ). Wystarczą jakieś zdawkowe informacje, na temat tego kim jest, czym się interesuje, czy skąd się znamy. Dzięki temu, będziemy stopniowo wtajemniczać rodziców i nie rzucimy ich na głęboką wodę, gdy faktycznie go poznają. Co ważne, dobrze jest też delikatnie napomknąć o kwestiach drażliwych (odmienne poglądy polityczne, religia, itp.), czy uprzedzić o tym, że chłopak przykładowo stracił jednego z rodziców w wypadku. Dzięki temu, podczas spotkania prawdopodobieństwo, że padnie jakieś pytanie czy uwaga, która może wywołać nieprzyjemną reakcję, jest zdecydowanie mniejsze. Co ważne: takie wtajemniczanie, powinnyśmy też zastosować względem samego chłopaka. Jeśli w naszej rodzinie jest jakiś temat, który niekoniecznie wywołuje uśmiech na ustach - uprzedźmy go o tym.
Po drugie: ubiór. Oczywiście nie mam na myśli garniturów i lakierków, ale zasugerujmy naszej drugiej połówce, żeby nie przyszła ubrana w być może modne, ale jednak całkowicie poszarpane dżinsy, które nie wzbudzą zachwytu mamy. Nie chodzi o elegancję, ale schludność. I to też nie taką jak my ją rozumiemy, ale taką o jaką mniej więcej chodzi naszym rodzicom. Nie przesadźmy też w drugą stronę - metamorfoza heavymetalowca w czarującego młodego mężczyznę w koszuli i marynarce, jest bezsensowna, bo przecież nie chodzi o to, żeby zmieniać chłopaka na siłę. Jeśli jednak nasza sympatia nie będzie szczególnie skłonna do współpracy w tym aspekcie, to po prostu przygotujmy na to wcześniej rodziców. Zapowiedzmy, że chłopak ma swój konkretny, specyficzny styl ubierania się i jest to po prostu część jego osobowości. To rozwiązanie ma dodatkowo ten plus, że nawet jeśli na parę godzin chłopak zrezygnowałby z glanów i kolczyka w nosie, to przecież nie możemy wymagać, żeby to robił za każdym razem gdy do nas przyjdzie, a tym samym, rodzice tak czy tak się zorientują jaki jest naprawdę.
Po trzecie: na samym początku postarajmy się nie pozostawiać chłopaka "sam na sam" z rodzicami na dłuższą chwilę. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale jeśli musimy na chwilę wyjść do drugiego pokoju, czy odebrać telefon, to byłoby dużo lepiej gdybyśmy się upewniły się, że są oni w trakcie jakiejś dyskusji na jakikolwiek temat. Powszechnie wiadomo, że najgorzej jest zacząć ( i tyczy się to zarówno chłopaka jak i rodziców), a niezręczna cisza, gdy nie wiadomo o czym rozmawiać, nie jest najfajniejszą rzeczą na świecie.
Po czwarte: wyluzujcie :). Nie bierzesz z nim za chwilę ślubu i choć pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, to w razie czego, da się je jakoś poprawić. Poza tym, dla rodziców przede wszystkim najważniejsze jest to, czy chłopak traktuje Cię dobrze i czy jesteś szczęśliwa w jego towarzystwie, a przecież gdyby tych dwóch rzeczy nie było, to nie przyprowadzałabyś go chętnie do domu, prawda? :)

Powodzenia dziewczyny!
Polina

poniedziałek, 4 lipca 2016

Zmasowany atak - czyli jak przetrwać rodzinne spotkanie?

Witajcie dziewczyny :) Na początek może drobna informacja: jestem Polina, aktualnie przebywam na NBS na okresie próbnym (choć mam nadzieję zostać tu na dłużej :) ) i będę zajmowała się sprawami związanymi z rodziną.

Jako że, obecnie nie ma pytań związanych z moją "działką", ten wpis poświęcony będzie kwestii, która często spędza nam sen z powiek i przyprawia o dreszcze - spotkaniach rodzinnych.
Myślę, że zdecydowana większość z nas, musiała choć raz przetrwać gradobicie pytań padających ze strony babć, cioć i wujków. "Jak w szkole?", "Czy masz już chłopaka?", "A co byś skarbie chciała w przyszłości robić?" - te zdania padają w każdą Wigilię, Niedzielę Wielkanocną, czy imieniny. Jak sobie z tym dać radę?

Ustalmy może na początku jedno: takie rodzinne uroczystości, wbrew pozorom nie są, a przynajmniej nie muszą być katorgą. Jeżeli przeczytacie wspomniane przeze mnie wcześniej pytania, dojdziecie najpewniej do wniosku, że w gruncie rzeczy nie są aż tak straszne. Ok, trochę może wścibskie, ale pamiętajcie, że osoby które je zadają po prostu się o nas troszczą i chcą okazać zainteresowanie tym, co się u nas dzieje. Jak więc sobie z nimi poradzić? Po prostu na nie spokojnie odpowiadać, uprzednio przygotowując odpowiedzi na tego typu pytania. Najlepiej by było, gdyby nie były w pełni wymijające, ale też nie prowokowały krewnych do ciągnięcia tematu. Dobrym rozwiązaniem jest też przygotowanie sobie jakiegoś tematu, który byłby dla nas łatwiejszy, a do którego możemy łatwo przejść w razie potrzeby. Przykładowo: na pytanie "Co byś chciała robić w przyszłości?", możemy odpowiedzieć "Nie jestem jeszcze pewna, na razie staram się rozwijać swoje pasje i może jakoś to dalej pociągnę. Zapisałam się na przykład do kółka fotograficznego...." Dalej po prostu zaczynamy bardziej lub mniej drobiazgowo opowiadać o tym hobby. Wtedy opcje są dwie: albo znajdziemy w rodzinie jakiegoś sprzymierzeńca, który co prawda będzie dalej z nami rozmawiał, ale przynajmniej na jakiś sensowny temat, albo (co jest nawet bardziej prawdopodobne) po prostu ktoś znudzony naszym monologiem, wtrąci się i zmieni temat zdejmując z nas ciężar prowadzenia rozmowy. W najgorszym wypadku, zawsze można przypomnieć sobie powiedzenie, że "najlepszą obroną jest atak", czyli po prostu zapytać kogokolwiek o cokolwiek. Wiem, brzmi idiotycznie, ale skoro wszyscy mogą nam zadawać pytania o prywatne rzeczy, to czemu my nie możemy odbić piłeczki i zapytać kogoś jak mu się układa w pracy, albo czy ich pupil ma się dobrze. Nie ma szans, żebyśmy nie były w stanie wymyślić czegoś co będzie dotyczyć choć jednej osoby przy stole. Najprawdopodobniej temat zostanie podchwycony i nie będziemy dalej terroryzowane nawałem pytań.
Inny sposób: spróbujmy znaleźć jakąś osobę z rodziny, którą lubimy i z którą nie krępujemy się rozmawiać. Istnieje mniejsza szansa, że ktoś "nieproszony" spróbuje nas zagadać gdy zobaczy, że jesteśmy czymś pochłonięci. Jeżeli to nie wypali to można też iść bardziej radykalną ścieżką i starać się w ogóle nie dopuścić do zadania nam choćby najzwyklejszego pytania. Po prostu szukamy sobie zajęcia, na przykład przy podawaniu obiadu, zmywaniu naczyń czy opiekowaniu się młodszym rodzeństwem czy kuzynostwem.
W ekstremalnych przypadkach, jeżeli nie mamy na kogo liczyć, wszystkie naczynia są już posprzątane, dzieci świetnie bawią się same a pies gospodarzy nie garnie się do wyjścia na spacer, po prostu możemy udać się do innego pokoju i spróbować poczytać książkę czy po prostu jakkolwiek zająć się sobą. Tak jak natomiast mówiłam, jest to opcja absolutnie ostateczna, bo przecież nie chodzi nam o to, żeby przesiedzieć Wigilię w samotności, prawda?

Jest jednak jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Wiem, że czasem takie uroczystości nie są frajdą jakiej się wyczekuje, ale czy naprawdę, raz na jakiś czas nie możemy choć spróbować spędzić trochę czasu ze swoimi bliskimi..? Powyższe rozwiązania w gruncie rzeczy nie rozwiązują niczego, a są jedynie metodami ucieczki od czegoś, co przecież nie jest końcem świata. Choć brzmi to kiczowato i fałszywie, doceńmy fakt, że komuś na nas zależy i stara się uczestniczyć w naszym życiu. Zanim więc na dobre skreślimy takie spotkania z listy rzeczy, które jesteśmy w stanie znieść bez większego wysiłku, zastanówmy się czy takie unikanie rozmów nie jest czasem pójściem po linii najmniejszego oporu. Dajmy szansę swoim bliskim - być może to całkiem fajni ludzie..? ;)

Polina

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Poradnik: Być jedyną dziewczyną wśród braci - jak przeżyć w tej męskiej dominacji?

Rodzeństwo samo w sobie może być różnie odbierane - jedni woleliby być jedynakami, a drudzy cieszą się, że mają kogoś, z kim mogą spędzać czas, kto ich wspiera - wszystko zależy od charakterów każdego z rodzeństwa. Kiedy jesteś jedyną dziewczyną z całego rodzeństwa, wychowywanie się z braćmi staje się dobrym treningiem życia oraz ciekawym doświadczeniem.


Z doświadczenia wiem, że życie wśród chłopaków nie różni się znacznie od życia wśród kobiet. Masz tyle samo, a często nawet mniej problemów - wynika to po prostu z natury chłopaków, którzy wolą swoje problemy załatwiać szybko i od razu, a nie jak dziewczyny wypłakiwać się tygodniami i uprzykrzać tym życie innym (oczywiście nie zawsze, ale przypatrujemy się takim "głównym" typom).

Wychowanie się wśród braci znacznie wpływa na Twój charakter. Zwykle stajesz się bardziej "odporna" na wszelkiego rodzaju przeszkody w życiu. Nie jesteś osobą, która za byle co potrafi się rozpłakać.

Gdy jesteś najmłodszą z rodzeństwa, to pomyśl tylko, starszy brat (nawet jeśli na co dzień nie dogadujecie się dobrze) dowiaduje się, że ktoś Cię skrzywdził, zranił... Co zrobi? To jasne, że stanie w Twojej obronie! Przecież mimo wszystko jesteście rodzeństwem i tego nikt nie zmieni. Jeżeli dodatkowo macie dobre kontakty, to jesteś w naprawdę korzystnej sytuacji - starszy brat może być Twoim najlepszym przyjacielem, zabierać Cię na spotkania ze swoimi znajomymi czy po prostu przyprowadzać do domu przystojnych kolegów ;)

Jeśli jesteś najstarsza, posiadanie braci możesz potraktować jako trening przed posiadaniem własnych dzieci. To oni będą szukać w Tobie oparcia, przyjaciółki. Będą przychodzić z prośbą o pomoc czy radę.

Poszperałam trochę w Internecie i poszukałam opinii dorosłych już kobiet, które dzieciństwo spędziły pod jednym dachem z "mężczyznami".

"Wychowywanie się z trzema braćmi jest fantastycznym doświadczeniem - dzięki nim umiem się bić, mam też raczej męski charakter. Nauczyli mnie wykonywać podstawowe naprawy, jeździć samochodem i w ogóle sporo o życiu i męskim świecie. "

"Moi bracia zawsze pakowali mnie w kłopoty, ale jak coś się działo, trzymaliśmy sztamę."

"Musiałam ich wyciągać z tarapatów, ukrywać przed rodzicami, często chodziłam też na wywiadówki, kiedy mieli problemy w szkole. Oczywiście biliśmy się, potrafiliśmy kilka dni z rzędu urządzać sobie walki. Ja zawsze miałam przewagę, bo jestem starsza, jednak z wiekiem było coraz trudniej, chłopcy mieli coraz więcej siły i raz nawet skończyło się na rozbitej głowie. Nie zawsze było mi do śmiechu, bo musiałam się wszystkim z nimi dzielić, i z niejednej imprezy rezygnować, bo nie miał kto z braćmi zostać. Musiałam ich wiecznie pilnować. Oczywiście byłam zawsze o nich zazdrosna, zwłaszcza jak jakaś dziewczyna się koło któregoś kręciła. Nie chciałaby mieć ze mną do czynienia! Oni też są zazdrośnikami, nie mam z nimi lekko zwłaszcza, że dopiero wchodzą w dorosłe życie i uczą się na swoich błędach, których popełniają całkiem sporo. Jestem zawsze blisko, kiedy mnie potrzebują - od czego ma się starszą siostrę?"

Jak widać - to, że w czasach gdy macie siebie na co dzień drzecie z sobą koty, nie znaczy, że będzie tak zawsze. Posiadanie braci jest czymś, co sprawi, że w przyszłości będzie nam łatwiej. Trzeba po prostu teraz w to uwierzyć i spróbować czasem przestać zwracać uwagę na to, że są między wami tak duże różnice. Spróbujcie dogadać się z braćmi, a zaowocuje to piękną przyjaźnią, która przetrwa wiele lat.

źródła:
> google grafika

sobota, 14 listopada 2015

Mama mówi wszystkim, że jestem idealna!

Hej,
Mam pewien problem. Mianowicie: Moja mama mnie idealizuje.
Jak by się nad tym zastanowić, to zaczęło się to już od początku mojej edukacji. Na początku to było dość niewinne. Zwykłe: " No tak xxx bardzo dobrze się uczy, nie mam z nią problemów."
Taaa, jasne. Owszem nigdy do tej pory nie miałam problemów z nauką, jednak daleko było mi do stanu "bardzo dobrego", byłam przeciętna. W podstawówce moje oceny nie były jakieś nie z tego świata, ale mama i tak rozpowiadała na osiedlu jakieś brednie. Że mam świadectwa z paskiem, itp. 
Bardzo to przeżywałam i w gimnazjum wzięłam się do nauki na serio. Pomógł w tym fakt, że poszłam do rejonówki, a ona nie była jakaś wybitna. Tak więc w pierwszej klasie byłam bardzo blisko paska, a już w 2-giej i 3-ciej klasie go miałam. Super. Mama szczęśliwa, chociaż mówiła i nadal mówi, że to nie ma znaczenia jakie oceny dostaje. Teraz w liceum, bo właśnie je zaczęłam, to wszystko zaczęło ponownie spadać. Sama jestem zła na siebie, czuję że zawiodłam rodziców. Doszło do tego, że sąsiadki mnie zaczepiają i pytają jak tam w szkole, a ja kłamię im prosto w oczy, bo mi tak każe matka. Rozpowiada ludziom moje plany na przyszłość, chociaż ja jeszcze takowych nie mam zbytnio określonych.
Kiedyś spytałam się mamy dlaczego to robi. Odpowiedziała, że to przez mojego ojca. W ramach przybliżenia sytuacji, ojciec jest alkoholikiem. Mama stwierdziła, że woli rozpowiadać, że dobrze się uczę, bo inaczej ludzie by pomyśleli, iż jestem po prostu kolokwialnie mówiąc tępa i sprawiam problemy.
I tutaj jest drugie sedno. Matka mnie porównuje do ojca, gdy coś zrobię lub powiem źle. Mówi, że z moim charakterem(bo się z nią kłócę o błahych powody i to ja mam rację) nikogo nie znajdę, że skończę sama, bo jestem zbyt spokojna, że powinnam się zmienić i mówi mi że nie znajdę przyjaciół i że ode mnie odejdą, chociaż mam ich. To mnie bardzo rani. Często z tego powodu płaczę, a ona mnie za to opieprza. I grozi, że powie o moim zachowaniu ojcu, chociaż prawie nic złego nie robię. I nie, raczej w tej sytuacji do ojca zwrócić się nie mogę, gdyż on w ogóle nie ogarnia połowy rzeczy, które się dookoła niego dzieją. 
Co mogę z tym zrobić?
(Nie)Idealna

źródło: assets.nydailynews.com

Witaj, (nie)Idealna! :)
Nie muszę chyba mówić o tym, że rodzice kochają nas i zwykle chcą, aby wszyscy wokół myśleli, że mają najzdolniejsze dzieciaki pod słońcem. No wiesz, możesz być poniżej przeciętnej, ale i tak dla swojej mamy będziesz w gruncie rzeczy najładniejsza i najzdolniejsza. W końcu jesteś jej i tego nic nie zmieni. W Twojej sytuacji zachowanie Twojej mamy na pewno potęguje sytuacja w domu. Rozumiem ją, choć nie pochwalam jej zachowania.


* * *

Zacznijmy może od sprawy ocen...
źródło: azatty.files.wordpress.com
Oceny nie czynią z Ciebie mądrego i dobrego człowieka i z tego, co piszesz, wynika, że Twoja mama to rozumie. I choć fajnie, że udało Ci się zmobilizować w gimnazjum do tego, by się lepiej uczyć, musisz uświadomić sobie, że to, co pisze w szkolnym dzienniku w gruncie rzeczy nie jest tak ważne, jak wmawiają nam nauczyciele, czy rodzice. Sama znam wielu paskowiczów, którzy mają dobre oceny przez kucie, a jeśli zaczniesz z nimi dyskusje, szybko okaże się, że ich wiedza jest znikoma, jeśli nie żadna.  To nie głupie punkty na sprawdzianie świadczą o tym, jakim jesteś człowiekiem i choć wiadomo, że nauka jest czymś niezmiernie ważnym, zdobywaj wiedzę dla samej siebie, a nie dla innych. Gorszymi wynikami w szkole możesz wprawdzie zmartwić swoją rodzinę, ale więcej nie próbuj mi nawet mówić o tym, że w ten sposób kogoś zawodzisz! Co to, to nie. Nie udało się, trudno. Poprawisz, albo przyłożysz się następnym razem, jeśli Ci na tym zależy, nie warto jednak tego przeżywać.

Co z sąsiadami? Jak Ty masz się względem nich zachowywać?
Teraz, jak widzisz wyżej, omówię sprawę sąsiadów, jednak odnośnie tylko Ciebie, do Twojej mamy i jej podejścia względem nich przejdę później.
Przede wszystkim, myślę, że powinnaś się zorientować, dlaczego sąsiadki Cię podpytują. Martwią się Waszą sytuacją? Chcą być miłe i mieć dobry kontakt ze współlokatorami? Albo są po prostu wścibskie? Zależnie od ich motywacji, dobrze byłoby dobrać odpowiednią taktykę :)
źródło: villebois.com
W przypadku osób wścibskich, o kłamanie w żywe oczy się nie martw. Uwierz mi, lepiej, aby mówiły o Tobie dobre rzeczy, poza tym, po co dawać im jakąkolwiek szansę na próbę wciskania nosa w nie swoje sprawy? Pochwalenie się dobrą oceną sprawi, że nie będą miały po co wnikać głębiej, a to chyba najlepsze wyjście w takiej sytuacji. 
W przypadku pozostałych typów sąsiadów, po prostu odpowiadaj grzecznie i jak najbliżej prawdy. Nie, broń Boże, nie chodzi mi o to, byś zaraz się im żaliła! Odpowiedz po prostu krótko: dobrze, normalnie, jak zwykle. Jeśli do tej pory wdawałaś się z nimi w dłuższe dyskusje, próbuj powoli je coraz bardziej skracać (nie nagle, bo jeszcze pomyślą, że u Ciebie dzieje się coś złego, a tego chyba nie chcesz?). W końcu powinny przestać się Ciebie dopytywać, a nawet jeśli to zrobią, będziesz mogła odpowiedzieć wymijająco i o ile na początku taka odpowiedź może je zdziwić, w końcu do niej przywykną. 
W przypadku, gdyby ktoś spytał Cię o Twoje plany na przyszłość, również możesz udzielić wymijającej odpowiedzi (chyba, że akurat szukasz jakiejś porady ;P).
Jeśli kogoś nie znasz zbyt dobrze, nie musisz mu zaraz opowiadać całego swojego dnia, gdy o to spyta i na prawdę nie ma w tym nic złego :) 

"Moja pani! Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział. Rozwłóczyć je po świecie to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak żyłam, ażeby nikt nie mógł powiedzieć, iż byłam powodem skandalu. Kobieta powinna przejść przez życie cicho i spokojnie." - czyli Twoja mama i osoby wokół Was
Ten cytat z Moralności Pani Dulskiej Zapolskiej od razu skojarzył mi się z zachowaniem Twojej mamy (choć na pewno do tytułowej postaci jest jej daleko). Kto z nas chce, aby wywlekać na wierzch, to co brudne i złe? Rozumiem jej motywacje. Nie ma po co rozpowiadać sąsiadom o problemach. Kłamstwo jest wygodniejsze, a rodzice lubią chwalić się swoimi pociechami. Efekt czasem, niestety, bywa taki, jak u Ciebie.
źródło: images.iimg.in
Wydaje mi się, że obydwie macie zaniżoną samoocenę. Obydwie też bardzo martwicie się tym, co myślą inni ludzie wokół Was. Ale o ile nie uważam, że rozpowiadanie wszystkiego na prawo i lewo to dobry pomysł, to w przypadku Twojej mamy to chwalenie Ciebie jest po prostu nie zdrowe. Stawia Ciebie w niewygodnej sytuacji, sama też musi kłamać. Czy jednak możesz coś tu zrobić? Wydaje mi się, że tak, choć niestety, niewiele.  Na wstępie, dobrze byłoby, gdybyś sama popracowała nad swoją samooceną (notkę dotyczącą jej na naszym blogu znajdziesz TUTAJ), a później próbowała rozmawiać z mamą. Jak? Spokojnie, bez wymagania od niej czegokolwiek. Wyjaśnij jej, jak się z tym czujesz i postaraj się nieco popracować również nad jej samooceną. Spróbuj pokazać jej, że to, co ludzie wokół mówią nie jest czymś najważniejszym. W gruncie rzeczy, większość z nich tak na prawdę wcale się Wami nie interesuje, po co więc w ogóle się przed nimi tłumaczyć? Poproś ją też, aby nie rozpowiadała innym kłamstw na temat Twoich planów. Zrób to jednak na spokojnie i z taktem oraz sporą dawką cierpliwości. W innym przypadku jedyne, co możesz uzyskać, to kłótnia, a tego chyba wolałabyś uniknąć.

Jak wspomniałam wcześniej, myślę, że powinnaś spróbować pomóc mamcie uporać się z nią samą.
To, że w rodzinie każdy siebie obwinia o wszystko, jest czymś dość normalnym, jednak w tym przypadku wynika prawdopodobnie właśnie z zaniżonej samooceny Twojej mamy. Wnioskuję, że taka jest i z powodu jej zachowania, i niezbyt komfortowej sytuacji, w jakiej się znajduje. Nie będę proponować Wam żadnych wspólnych grup wsparcia, bo wydaje mi się, że to nie tylko zły pomysł, a nawet katastroficzny. Twoja mama prawdopodobnie nie chciałaby o tym nawet słyszeć i prawie na pewno doprowadziłoby to do kolejnej sprzeczki.
Na początek, spraw, aby poczuła się doceniona - niech dostanie od Ciebie kwiatka, albo jakiś inny drobny prezent. Zrób raz, czy dwa zakupy za nią. Przejmij jakiś domowy obowiązek. Przy okazji, rozmawiaj z nią. Dużo, dużo rozmawiaj! Otwórz się na nią. Opowiadaj o sobie i pozwól, aby i ona mówiła Ci o swoich uczuciach. Dzięki temu staniecie się dla siebie wsparciem, którego obydwie potrzebujecie.
źródło: danijones98.files.wordpress.com
Dobrym pomysłem byłyby też jakieś ciekawe zajęcia, na które chodziłabyś z mamą, lub na które chodziłaby sama, jeśli tylko ma na to chwilę. Może to być cokolwiek: aerobik, nauka szycia, czy kurs językowy. Zwykle wiąże się to z pewnym wydatkiem, ale poczucie rozwoju pomaga z podniesieniem samooceny, a wyjście poza dom, będzie dla niej dobrą odskocznią.
Jak spróbować mamę do czegoś takiego zachęcić? Jeśli rozmawiasz z nią, lub zaczniesz to robić na pewno wyczaisz rzeczy, które ją interesują. Szukaj wtedy takich kursów, czy zajęć w okolicy (na prawdę warto, nie raz można trafić nawet na ciekawe darmowe kursy, czy spotkania) i co jakiś czas wspominaj o nich mamie w rozmowie. Możesz też zachęcić ją bezpośrednio: jeśli na przykład, miałabyś w planach wyjazd na wakacyjny obóz, zaproponuj, aby zamiast tego, wybrała dla siebie jakieś zajęcia. I choć Ty na tym w tym momencie stracisz, w przyszłości może zwrócić Ci się to z nawiązką, bo Twoja mama na pewno tego Ci nie zapomni :)
Oczywiście, nie ma co zmuszać nikogo do niczego na siłę, ale na prawdę uważam, że to dobra myśl.

Jak reagować na sprzeczki?
Jeśli już do takowej dojdzie, spokojnie wysłuchaj mamy, ale powstrzymaj język i nie wdawaj się w dyskusje. Chcesz coś dodać? Nie rób tego, jeśli nie jesteś pewna spokojnego i zrównoważonego tonu głosu. W innym wypadku na prawdę nic pozytywnego nie zdziałasz.
I choć wiem, że nieprzyjemnie słucha się takich rzeczy, tu znów wpada Twoja samoocena - pracuj nad nią, na prawdę. Dzięki temu będziesz mogła w pełni zrozumieć, że to, co mówi Twoja mama, wynika tylko i wyłącznie z emocji, jakie się w niej kłębią, a nie z tego, co na prawdę o Tobie myśli.

* * *

Umyślnie nie poruszałam w tej notce tematu Twojego taty. Nie opisałaś problemu związanego z nim, dlatego nie mam wystarczającego obrazu sytuacji, aby pomóc Ci na tej płaszczyźnie. Mam jednak nadzieję, że Twój kontakt z Twoją mamą ulegnie poprawie, bo współpracując na prawdę możecie zdziałać więcej :)
Ach, na koniec, mała informacja dla wszystkich czytelniczek - często mówię o niskiej samoocenie, bo ta jest po prostu... wręcz wszechobecna. Znajduje ją w większości Waszych pytań, dlatego spróbuje niedługo sama napisać o tym nowy post - bardziej ogólny, niż ten, który znajdziecie już teraz na blogu.
Pozdrawiam,
Lyra

niedziela, 11 października 2015

Rodzice nie zgadzają się, bym studiując, mieszkała osobno!

Cześć dziewczyny, macie świetnego bloga i pomogłyście już wielu osobom, może i mnie Wam się uda. :)
Jestem teraz w klasie maturalnej i za rok chciałabym wybrać się na studia. Wiadomo, życie studenckie i wszystko to coś, co chciałabym poznać. Ze względu na to chciałbym zacząć mieszkać sama, w osobnym mieszkaniu. Niestety moja mama jak usłyszała o tym pomyśle, od razu się oburzyła i zapowiedziała, że nie ma nawet takiej opcji. Próbowałam jeszcze nie raz z nią rozmawiać na ten temat, ale mówi, że nie będzie ze mną dyskutować. Próbowałam porozmawiać z tatą, ale nie chce się do tego wtrącać. Jak przekonać moich rodziców do tej przeprowadzki? Mam takie możliwości, żeby zamieszkać sama, ale na przeszkodzie stoi moja mama...
Pozdrawiam,
Puchatek ;)

źródło: kent.edu

Witaj, Puchatku :)
Studia to, jakby nie patrzeć, często pierwszy krok w dorosłość - czas, gdy wyprowadzamy się z rodzinnego domu, próbujemy ułożyć sobie życie, ale w dalszym ciągu mamy duże wsparcie ze strony rodziny.  Co więc zrobić, gdy rodzice nie chcą wypuścić swojego już właściwie dorosłego dziecka z domu?

* * *
Na początek, przemyśl swoją decyzje. Czemu chcesz mieszkać osobno?
źródło: internationalprojects.biz
To powinno pomóc Ci znaleźć argumenty, jakie podasz mamie. Twój wymarzony kierunek jest daleko? A może czujesz za dużą presje w domu i po prostu nie jesteś w stanie skupić się na nauce? Albo najzwyczajniej w świecie, chcesz poczuć wolność i spędzić kilka lat w akademiku wraz ze znajomymi?  To twoje widzimisię, czy na prawdę czujesz, że musisz mieszkać sama? Bo kto wie... dopuszczałaś do siebie myśl, że Twoja mama, chcąc trzymać Cię w domu ma trochę racji...? Zastanawiałaś się nad tym?

Czemu Twoja mama się nie zgadza? Podała konkretne przyczyny?
Mieszkanie osobno to spory koszt - czy Twoi rodzice zarabiają na tyle, by opłacić Ci około tysiąca miesięcznie na studia? Czego się boi? Uświadomienie sobie tego powinno pomóc zrozumieć Ci jej sposób myślenia i znalezienie sposobu, by ją przekonać, albo, jeśli Ci się nie uda, powinno Ci to pomóc pogodzić się z jej decyzją.

Nie daj się zbyć!
Nie chcą z Tobą rozmawiać? Odchodzą, każą Ci zamilczeć? Nie daj się. Męcz temat. Poruszaj go, ile się da. To Twoja przyszłość i to Ty musisz o nią walczyć. Rozmawiaj z tatą - to nie tylko decyzja Twojej mamy, obydwoje poniosą tego konsekwencje. Nie znam Twoich rodziców i nie wiem, kto na więcej Ci pozwala, ale jeśli to właśnie tata, myślę, że to właśnie w niego powinnaś uderzyć.

Myślałaś o pracy?
źródło: trainingjournal.com
Chcąc nie chcąc, jesteś już dorosła i choćby dlatego, myślę, że powinnaś szukać zatrudnienia. Doświadczenie zawsze Ci się przyda, podobnie, jak własne pieniądze - dzięki nim po pierwsze, będziesz mogła odłożyć na mieszkanie samodzielnie,  po drugie, zyskasz silny argument, by zamieszkać sama - w końcu, nie muszą na Ciebie łożyć aż tyle: pracujesz teraz, masz zamiar robić to na studiach... a kto wie, może nawet już wkrótce utrzymasz się zupełnie sama? A gdy to nastąpi, nikt nie będzie mógł Ci zabronić zrobienia czegokolwiek... w końcu, to Twoje fundusze, nie ich.
 
Przedstaw rodzicom znajomych, którzy też tak mieszkają!
To powinno uświadomić Twojej mamie, że nie ma się czego bać - to normalni ludzie, z niekoniecznie bogatych rodzin, którzy po prostu się uczą. Mieszkają z dala od rodziców z różnych przyczyn i nie dołączają przez to do grona biedoty, która nie radzi sobie sama ze sobą.

Pierwszy rok we własnym mieszkaniu nie wypalił... co z kolejnymi latami?
Już studiujesz, ale jednak mieszkasz z rodzicami? Nie przejmuj się. Poznaj ludzi na uczelni, znajdź pracę, jeśli pojawi się taka możliwość... a w kolejnym roku może uda Ci się coś załatwić. Powinno być też łatwiej - poznasz uczelnie, poznasz ludzi. Będziesz wiedziała, na ile sobie możesz pozwolić i bez problemu powinnaś znaleźć kogoś z kim mogłabyś razem zamieszkać w ramach zmniejszenia kosztów.  Dlatego w przypadku takiej ewentualności, po prostu myśl o tym, by w tym roku dobrze się uczyć, zacząć na siebie zarabiać, a w drugim roku studiów powinno być łatwiej :)

 Źródło: hercampus.com
Nic nie pomaga, ale koniecznie chcesz mieszkać osobno?
Skoro tak, poczytaj o stypendiach i pożyczkach studenckich - jeśli zdobędziesz samodzielność finansową, powinno być Ci łatwiej, nawet jeśli nie będą to w pełni Twoje pieniądze (w przypadku drugiej opcji). A nóż okaże się, że kwalifikujesz się pod jakieś stypendium? Albo kredyt okaże się zbawieniem dla finansów Twojej rodziny?

* * *

Studia to często trudny temat, zarówno dla maturzysty, jak i rodziców, dlatego mam nadzieję, że uda się Wam znaleźć wspólny język. Życzę powodzenia w przekonywaniu zarówno mamy, jak i taty!
Lyra

piątek, 19 czerwca 2015

Moi rodzicie kochają się w nocy!

Hej :)
Mam dość krępującą sprawę... Przez ostatnie 6 lat żyłam w błogiej świadomości, że okres seksu rodzice mają za sobą... W styczniu mój stan błogości się skończył. Na początku roku obudziłam się około 5 nad ranem i usłyszałam skrzypienie łóżka, myślałam że zwymiotuje i dostałam prawie palpitacji serca... kolejna noc to samo.. (ściany z płyt kartonowych ;) ) potem przez cały miesiąc miałam spokój aż do ostatniej środy, co noc to samo, zawsze między 5-6.30. Zawsze jak słyszałam skrzypienie to wychodziłam do łazienki-momentalnie przestawali, ale za 15 minut to samo. Teraz nie wiem dlaczego budzę się (sama z siebie) po godzinie 5 i nie mogę zasnąć do 7. Jest to okropne, niedobrze mi i słabo. Próbowałam rzucać aluzje-po każdej ''ciężkiej nocy'' mówiłam ze nie mogę spać w ''tych godzinach'', mówiłam im ze ich łózko skrzypi nawet jak przewracają się z boku na bok, zawsze jak zaczynają, wychodzę do łazienki (gdzie wcześniej nie wychodziłam). Trudno mi poruszyć ten temat... Ostatnio chciałam do nich napisać SMS-a ''spać nie mogę''/''przestańcie'' ale nie mam zielonego pojęcia czy będzie tona miejscu... Rozumiem ich potrzeby ale ja chce spać. Najstraszniejsza jest dla mnie myśl że mama zajdzie w ciążę (mam już młodsza siostrę), byłoby to dla mnie nie do zniesienia-zepsucie idealnej rodziny jaką jesteśmy w moich oczach przez jakiegoś dzieciaka... Nie mam pojęcia co robić. :(
Jeszcze mały drobiazg do wiadomości wyżej :) skrzypienie łóżka słychać tylko w moim pokoju, u nich tego nie słychać :) (sprawdzałam to )
może przemeblować im pokój? bo ich łózko jest na ścianie od mojego pokoju :))
~ Anonim

Drogi niepodpisujący się Anonimie!

    Pewnie pocisną się gromy pod postem, więc powiem coś przedtem. Nie jestem autorką do działu "rodzina". Nie mamy aktualnie nikogo do tego działu i to dość długo, dlatego przepraszam pytającą za długi czas oczekiwania. Odpowiadam ja, ponieważ nie mam pytań w swoim dziale, a tylko z rodziny czuję się trochę lepiej, niż w pozostałych dziedzinach, które nie mają autorek. Pytania nie mogą już tyle stać. Tyle czasu to i tak za dużo. Spróbuję jednak pomóc, może komuś innemu również się to przyda.

   Czytam, czytam i już przy pierwszym zdaniu coś mnie razi. Wiem, dla małego dziecka, nawet dla nastolatka sprawa seksu może być czymś trudnym, a nawet dla dorosłego. Zwykle dla osób, które jeszcze nie wkroczyły we współżycie z kimś. Jednak seks to również forma okazywanej miłości. Nie robi się tego z pierwszą lepszą osobą(OK, niektórzy tak robią, ale to ich sprawa). Dzieci się robi z miłości. Seks jest czymś raczej przyjemnym o ile obie osoby się na to godzą. Dziwi mnie, więc, że mówisz, że "myślałaś, że oni mają to już za sobą". Miłość jest czymś ważnym w związku, ludzie powinni się obdarowywać tym uczuciem aż do śmierci. Seks nie jest najważniejszy, ale to również istotna część. Jeżeli jest się już po ślubie, to raczej zawsze się ze sobą współżyje. Zawsze liczy się uczucie, kochanie siebie nawzajem, akceptacja, poczucie bezpieczeństwa itd. na tym opierać się powinien każdy związek, nastoletni czy też już dorosły, gdzie jesteśmy po ślubie. Jeśli jednak już się ktoś zdecyduje na seks z drugą osobą, którą kocha i ufa, to raczej to nie powinno polegać na jakimś okresie, w którym uprawia się seks, a potem już nie. Czasem można usłyszeć, że jak się ze sobą nie współżyje przez dłuższy czas, to jest to oznaką słabego związku. Słabnie uczucie i może narasta jakaś złość do drugiej osoby, mniej się ją kocha. Tak jak w kabaretach pokazują. Moim zdaniem powinnaś się cieszyć, że rodzice nadal się kochają. Nie uprawialiby raczej seksu, jeżeliby iść miłość odchodziła by w zapomnienie. Nie zawsze seks oznacza dziecko. Zwłaszcza, że jeżeli mama jest po czterdziestce, to zwiększa się ryzyko, że dziecko będzie chore.

   OK, chciałam wytłumaczyć Ci tylko, że to dobrze, że się kochają, a teraz spróbuję pomóc z problemem, z którym przyszłaś. Rozumiem, że może być niezręcznie, kiedy to wszystko słyszysz i doskonale wiesz, co robią. Nie napisałaś jednak, czy cokolwiek się zmieniło po tych aluzjach. Może zmienili godzinę? Najbardziej lubię podejście wprost, czyli szczerość. Jeżeli nie potrafisz im powiedzieć tego prosto w twarz, to napisz na kartce i daj rodzicom do przeczytania. Tylko napisz wprost, o co chodzi. Uwzględnij, że cieszysz się, że ich uczucie nie przeminęło, ale nie możesz spać przez to. Dziwnie Ci, kiedy to słyszysz.
   Nie wiem, czemu przeszkadza Ci kolejne dziecko w rodzinie, ale dobrze masz swoje powody, może uważasz, że nie do końca starczy Wam na wszystko, czego zakochani rodzice mogą nie widzieć. Możesz zapytać dyskretnie o to, czy nie planują kogoś kolejnego w rodzinie, chociaż z takim pytaniem musisz się przygotować na to, że będziesz musiała mówić wprost, bo mogą to odebrać, jako Twoje pragnienie, że chcesz brata lub siostrę.
    Nie napisałaś, co jaki czas się to zdarza, ale może spróbuj wychodzić częściej do znajomych na noc lub jakąś imprezę/spotkanie np. w piątek wieczorem? Rodzice może skorzystają z tego i wtedy przeniosą swoje zabawy na ten czas. Możesz im to delikatnie zasugerować, kiedy podasz im list lub bez niego. "Wychodzę w piątek wieczorem, nie będzie mnie aż do (którejś godziny lub przyjdę w sobotę rano), więc macie wolny dom". Być może zrozumieją taką aluzję. Mów zawsze przed wyjście, o której wracasz.
   Kiedy usłyszysz w nocy znów te same głosy, to wstań, ale zamiast do łazienki, to idź do ich pokoju. Możesz jedynie zapukać i powiedzieć, że chciałabyś pospać i może dodać, że wolałabyś, aby to robili, gdy Ciebie nie ma. Ewentualnie wejdź do pokoju i zapytaj:"Co robicie?". Takie głupie, retoryczne pytanie. Może się speszą, może zrozumieją, że jednak nie powinni robić tego, kiedy jesteś w domu.

   Znalazłam na blogu, że już było podobne pytanie, może tam znajdziesz odpowiedź lub chociaż słowa otuchy o tutaj.

Pozdrawiam, Olka

źródło:http://www.kobieta.pl/uploads/pics/shutterstock_94051450m.jpg

niedziela, 14 grudnia 2014

WYJAZD NA OBÓZ - jak przekonać rodziców?

Załogo!


Ostatnio pani od j.angielskiego ogłosiła, że szkoła organizuje wyjazd na obóz z języka angielskiego, na 5 dni w sudety (mieszkam w Lublinie) za ok 320 zł, w co trzeba by wliczyć dojazd 100zł (50zł za pociąg w jedną strone) i 100 zł na różne rzeczy typu pamiątki, chusteczki itp, więc razem wychodzo ok 550 zł. Nie jestem najbogatsza, ale chciałam sprzedać kolczyki które dostałam na kominie i NIGDY ich nie założyłam bo nie podobały mi się,a wiem że ciocia dała za nie 700+ zł. Więc za 500zł min mogę je sprzedać + 150 które uzbierała bym w 50 dni z kieszonkowego. Ale... mama mi nie pozwala, taka okazja nigdy więcej się nie powtórzy a osoby które były 2 lata temu mówiły że jest tam bardzo fajnie. I w tym roku też jadą. Jestem dobra z angielskiego więc chciałabym trochę się poduczyć, ale nie wiem jak przekonać mame (tata i tak się zgodzi bo on kasy nie daje) żebym mogła tam jechać. Strasznie mi zależy, bardzo ale nie wiem co robić. Truje już jej głowę tym od prawie tygodnia, codziennie wieczorem gadamy o tym ok pół godziny lecz ona nadal nie da się przekonać. Próbowałam chyba wszystkiego. Pomocy! 

Z góry dziękuje. 

~ ELL




Droga ELL,

po pierwsze, przepraszam, że tak długo czekasz na odpowiedź. Mam nadzieję, że do tego czasu sprawa się wyjaśniła i udało Ci się wyjechać na obóz. Jeśli jednak nadal namawiasz mamę, spróbuję Ci pomóc.

Piszesz, że jesteś dobra z angielskiego i wyjazd na obóz językowy pomógłby Ci w podszkoleniu języka. Po drugie, będą tam znajome Ci osoby, więc obóz nabierze również towarzyskiego charakteru. 
Z Twojej wiadomości wynika, że naprawdę bardzo zależy Ci na wyjeździe i potrafisz podać dwa bardzo konkretne argumenty. Jesteś także świadoma kontrargumentu mamy, dotyczącego kosztu wyjazdu, na który znalazłaś rozwiązanie. 

Wspomniałaś, że podjęłaś już próby rozmów na temat wyjazdu, ale nie przynoszą żadnych skutków. Zastanów się, dlaczego. 

  • Czy podałaś mamie oba argumenty, które tu wymieniłaś? 

Jeśli tak, postaraj się stworzyć listę korzyści, które niesie za sobą wyjazd na obóz językowy. Kiedyś bardzo często używałam tego sposobu, aby jasno i czytelnie przedstawić rodzicom w formie schematu wszystkie argumenty. W ten sposób pokażesz, że masz bardzo konkretne powody do wyjazdu, a Twoja decyzja jest przemyślana. Obok wypisz wszelkie kontrargumenty, które podała mama i które przyjdą Ci do głowy, a obok nich Twoje rozwiązania problemów

  • W jaki sposób przeprowadzałaś rozmowy?

Pamiętaj, że jakiekolwiek dyskusje podejmowane w złości nie mają sensu. Ważne, aby zachować spokój i słuchać się nawzajem. Jeśli będziesz słuchała tego, co mówi druga osoba, większa szansa, że ona zacznie słuchać Ciebie. A skoro macie wspólny cel - rozwiązanie kwestii obozu korzystne dla wszystkich - i słuchacie się nawzajem, jesteście już w połowie drogi do sukcesu.

Podsumowując, spróbuj znaleźć wszystkie argumenty za, obalić te przeciw i wypisać wszystko na kartce. Z mamą porozmawiaj jeszcze raz, bardzo spokojnie i w odpowiednim momencie (kiedy obie będziecie wypoczęte). Bądź otwarta na to, co powie mama - ona na pewno nie chce dla Ciebie źle. Staraj się też nie używać zwrotów "bo ty zawsze"/"bo ty nigdy" ("nigdy mi nie pozwalasz", zawsze są problemy"- zamiast tego mów o swoich uczuciach ("jest mi przykro, że nie mogę wziąć w tym udziału"). Podkreśl, że nie winisz mamy za to, że nie macie na tyle środków finansowych. Poproś ją, żeby pomogła Ci rozwiązać ten problem w inny sposób. Właśnie tak do tego podejdź - nie "pozwól", ale "doradź mi, co mam zrobić w tej sytuacji". Wtedy jesteś postawiona na równi z mamą, a rozmowa jak partner z partnerem pozwala osiągnąć więcej (pod warunkiem, że będziesz pamiętała o spokoju i solidnej argumentacji).

Trzymam kciuki i koniecznie daj znać, jak potoczyła się sprawa!


Pozdrawiam,
Dominique

niedziela, 5 października 2014

Jak przeżyć wesele bez wstydu?


Za dwa miesiące moja siostra cioteczna będzie wychodziła za mąż. Cieszę się z tego powodu, ale jest to pierwszy ślub na jakim będę od jakichś 5-7 lat. Teraz mam 17, a na ostatnim byłam będąc jeszcze dzieckiem. Nie miałam więc zbyt wielu okazji żeby nauczyć się tańczyć. Na dyskotekach jakoś sobie radzę, chociaż chodzę na nie raczej rzadko (kopiuje wtedy po prostu ruchy innych ludzi), ale takiego zwykłego tańca nie umiem kompletnie. Boję się, że ktoś z rodziny poprosi mnie do tańca a ja się tylko skompromituję. Czy mogłybyście mi opisać jak na takim weselu tańczyć? Jakie robić kroki? Bardzo wam dziękuję. Natalia





Droga Natalio!

Ślub jest wydarzeniem, na które czeka się długi czas. Powinien budzić w nas pozytywne emocje i kojarzyć się z dobrą zabawą, jednak w Twoim przypadku wywołuje pewne obawy i wątpliwości. Piszesz, że jest to pierwszy ślub od dłuższego czasu i boisz się kompromitacji podczas zabawy weselnej. 

Przede wszystkim musisz zmienić swoje nastawienie. Pamiętaj, że zabawa weselna to ZABAWA, nie żaden konkurs umiejętności tanecznych, i ma na celu rozruszanie gości, miłe spędzenie czasu. 
Jakiś czas temu byłam na ślubie mojego wujka. Atmosfera panująca na sali sprawiała, że miałam ogromną ochotę przyłączyć się do tańczących krewnych, ale (podobnie jak Ty) bałam się kompromitacji. Prawie całe wesele przesiedziałam przy stole, z cichą zazdrością obserwując ludzi na parkiecie. W pewnym momencie zorientowałam się, że największą przyjemność z patrzenia, a wręcz podziw, wzbudzają we mnie NIE osoby, które świetnie znają wszelkie kroki, ale te, które są czerpią prawdziwą frajdę z własnego (nieco niezgrabnego) tańca. 
Uświadomiłam sobie, że to nie zdolności, ale dobra zabawa jest najważniejsza.
Nawet jeśli Twój taniec wzbudzi pogardliwy uśmiech pozostałych, to nie trzeba się tym przejmować. W ciągu kilku dni (czy nawet godzin) wszyscy zapomną, że nie umiesz tańczyć, a Ty na długo zapamiętasz dobrą zabawę, która Ci towarzyszyła.
Bardzo chciałabym, żebyś chociaż na tę jedną noc zapomniała o tym, co mówią i myślą o Tobie inni. Najważniejsze żebyś Ty poczuła się ze sobą dobrze.

Nie namawiam Cię jednak, żebyś pogodziła się z tym, że taniec nie jest Twoją mocną stroną. Pamiętaj, że dwa miesiące to bardzo długo i możesz jeszcze wszystko zmienić! 
W wielu miastach są organizowane kursy tańca towarzyskiego. Warto rozejrzeć się za nimi i umówić chociaż na kilka lekcji, gdzie w przyspieszonym tempie można poznać podstawowe kroki taneczne.
Jeżeli nie masz takiej możliwości, nie przejmuj się, w Internecie jest pełno filmików i porad na temat tańca weselnego. Zachęcam, żebyś poszperała w sieci i podpatrzyła kilka kroków.

Piszesz także, że kopiujesz ruchy innych ludzi. To także dobry sposób na przetrwanie wesela bez poczucia wstydu. Zanim wejdziesz na parkiet, przyjrzyj się, w jaki sposób poruszają się po nim Twoi krewni. Bardzo wiele można się nauczyć samym przyglądaniem się i próbą naśladowania bardziej doświadczonych weteranów weselnych parkietów ;)

Na koniec powtórzę raz jeszcze: taniec na weselu ma być źródłem przyjemności, a nie stresu i obaw. Gdy będziesz tańczyć, zapomnij o całej sali i skup się na muzyce, swoim ciele i oczywiście partnerze, który z pewnością umiejętnie Cię poprowadzi.

Życzę Wam wszystkim dobrej zabawy i powodzenia! 
Dominique

niedziela, 27 lipca 2014

Mama uważa, że udaję

Hej dziewczyny.
Ja dość boleśnie przeżywam miesiączki, zresztą tak jak moja mama jako nastolatka. Zawsze gdy mnie boli brzuch, chce mi się płakać. Ale moja mama uważa, że udaje i każe mi iść do szkoły lub jej pomagać w różnych pracach domowych. Gdy ona ma okres, leży na łóżku i trzeba jej usługiwać ale kiedy mnie boli to oczywiście nic się nie stało. Już kilka razy w szkole zemdlałam, wymiotowałam, aż wkońcu trafiłam do szpitala. Wtedy się zaczęło, gdy lekarz powiedział mamie żebym poleżala trochę i wypoczeła, mama powiedziała, że to ja się uparłan żeby iść do szkoły i napewno ona mnie przypilnuje i będę odpoczywać. Jednak okazało się inaczej, do szkoły tak czy tak musiałam iść i wtedy zaczęła na mnie krzyczeć, że udaje i kazała za karę sprzątnąć cały dom. Zaczęłam sprzątać i zemdlałam bo dalej nic nie pamiętałam, obudziłam się w szpitalu a przy mnie siedział tata.
Nie jestem na nic chora.
Nie wiem jak zaradzić mamie? Co zrobić żeby choć trochę zrozumiała moje problemy?
Dziękuje za pomoc.
-Delia

Kochana Delio,
współczuję Ci tak mocnych bólów miesiączkowych. Sama nie przechodzę tych kilku dni łagodnie i dobrze wiem jakie to nieprzyjemne. Jeśli chodzi o problem dotyczący Twojej mamy to powiem szczerze, że skoro nie pomogła nawet wizyta w szpitalu to wygląda on bardzo poważnie. Jednak spróbujemy coś zaradzić.

Najpierw pomyśl skąd bierze się nieufność Twojej mamy. Może kiedyś zdarzało Ci się już oszukiwać ją w podobnej sprawie. Wtedy nie ma się co dziwić jej przypuszczeniom, że udajesz. Wtedy najważniejszym krokiem jest przeproszenie za wcześniejsze oszustwa i wytłumaczenie, iż tym razem naprawdę źle się czujesz. Poproś o dzień wolnego, a jutro zrobisz prace domowe i nadrobisz lekcje, które opuściłaś. Jeśli natomiast mama jest nieufna, ponieważ często chodzisz na wagary to musisz z tym skończyć. Kiedy rodzice zobaczą, że regularnie chodzisz do szkoły i nie migasz się od tego z byle powodu, będą bardziej przychylni temu by pozwolić Ci na jeden dzień odpoczynku.

Jeśli jednak nigdy nie zawiodłaś zaufania mamy to sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nie wiadomo bowiem skąd biorą się jej przypuszczenia o oszustwie. Szczególnie, że większość rodziców, nawet jeśli je ma, to po wizycie w szpitalu zrozumiałaby, że córka naprawdę nie jest w stanie normalnie funkcjonować.

Na początek warto porozmawiać z mamą dlaczego zarzuca Ci oszustwa. Powiedz, że jest Ci z tego powodu przykro, gdyż myślałaś, iż darzy Cię zaufaniem. Później posłuchaj co ma do powiedzenia i postaraj się rozwiać jej wszelkie wątpliwości. Spokojnym, ale stanowczym tonem wytłumacz, iż naprawdę nie udajesz, a okres przeżywasz równie ciężko jak ona, więc dlaczego macie być różnie traktowane.

Myślę, że dobrym pomysłem jest rozmowa z babcią lub ciocią. Kimś kto znał Twoją mamę gdy dorastała. Wytłumacz sytuację i podpytaj jak ona przeżywała miesiączki i jakie metody stosowała Twoja babcia. Może wtedy lepiej zrozumiesz postawę mamy. Zdobyte informacje będziesz mogła również wykorzystać w rozmowie z nią. Jeśli okaże się, że babcia postępowała podobnie jak Twoja mama to spytaj czy było jej z tym dobrze, jak się czuła i dlaczego naraża Cię na to samo. Jeśli jednak wszyscy byli wobec niej opiekuńczy to warto o tym przypomnieć i spytać dlaczego ona tak nie robi. Myślę, że jeśli przeprowadzisz tę rozmowę spokojnie i wysuniesz konkretne argumenty powinna przynieść pożądany skutek.

Innym rozwiązaniem jest udanie się razem z mamą do lekarza. Osobiście polecałabym ginekologa, jednak nie jest to konieczne. Najpierw sama z nim porozmawiaj i wytłumacz co się dzieje kiedy masz okres. Później poproś żeby porozmawiał z Twoją mamą i wytłumaczył jej jakie mogą być skutki tego, że się przemęczasz i mdlejesz. Może trochę fachowej wiedzy pomoże jej dostrzec zagrożenie na jakie Cię naraża.

Jest jeszcze jedna opcja, jednak ja polecam użyć tylko w ostateczności. Piszesz tak, iż sądzę, że tata rozumie Twój problem. Dlatego spróbuj zawrzeć z nim sojusz. Jeśli będziesz się czuła naprawdę fatalnie w tajemnicy przed mamą on wypisze Ci usprawiedliwienie. Jednak w takim wypadku musisz szczególnie pamiętać o tym aby dokładnie nadrobić materiał, który opuściłaś. Wtedy tata będzie miał pewność, że się starasz i nie 'wykorzystujesz' go dla zachcianki.

Nie bierz przykładu ze swojej mamy, której trzeba usługiwać. Ważne jest abyś w czasie okresu nie robiła z siebie 'męczennicy'. Wtedy rzeczywiście może to wyglądać bardzo teatralnie i sztucznie. Jeśli coś Cię boli nie oznajmiaj tego całemu światu tylko weź tabletkę i się połóż. Nie dyskutuj z nikim. Jeśli mama zacznie coś mówić odpowiedz, że Cię boli i musisz chwilę odpocząć. Może brzmi to jak obrażanie, jednak stres i niepotrzebna kłótnia tylko spotęgują Twój ból, a mama będzie jeszcze bardziej nerwowa. Nie unikaj lekkich prac domowych, które czujesz, że jesteś w stanie wykonać, nawet jeśli wymagają drobnego wysiłku. Nie spędzaj całego dnia przed telewizorem czy komputerem, ponieważ będzie to wyglądało tak jakbyś po prostu się obijała. Pamiętaj również, że kilka dni opuszczonych każdego miesiąca w szkole to już sporo. Dlatego staraj się zostawać tylko w tym najgorszym dniu lub dwóch. Później po prostu unikaj lekcji wf-u.

Życzę powodzenia i współczuję tych kilku dni w czasie miesiąca,
Nieuchwytna

sobota, 12 lipca 2014

Wstydzę się brzydkiego domu

Droga Psychodeliczna!
Przeglądając pytania nie natknęłam się na coś podobnego do mojego problemu. Możliwe, że albo coś przeoczyłam albo po prostu pytanie jest w złej kategorii. Nie wiem od czego zacząć, żebyś dobrze mnie zrozumiała. Najlepiej będzie jeśli opowiem wszystko od samego początku. Wiele osób, z którymi rozmawiam na ten temat po prostu ignoruje to, bo uważają że to błahostka więc postanowiłam sięgnąć po poradę do Was. Mam 15 lat, mieszkam z tatą i 2 braćmi. Moja mama zmarła 2 miesiące przed moimi 5 urodzinami. Przed śmiercią nabrała kilka kredytów bez wiedzy mojego taty a po jej śmierci, on musiał wszystko spłacać i sam popadał w małe długi, bo zapożyczał się u znajomych i pracował całe dnie. Wyrosłam na dziewczynę zamkniętą w sobie i nie lubiącą mówić o swoich problemach. Lecz nie w tym tkwi problem. Jest pewien chłopak, z którym znam się praktycznie od 9 lat. Mieszkamy w tej samej miejscowości tylko on o 2 km dalej ode mnie i znamy się od dziecka. Jest o rok ode mnie starszy i od pewnego czasu zaczęliśmy spotykać się po lekcjach, więcej ze sobą rozmawiać, pisać. To wszystko przeistoczyło się w miłość z mojej strony jak i jego aczkolwiek nie jesteśmy jeszcze razem. Potrzebujemy czasu, musimy o tym porozmawiać. Problem tkwi w tym, że przez kredyty mojej mamy, mój tata nie miał pieniędzy na wybudowanie drugiego, planowanego większego domu tylko gnieździmy się w małym domku z 2 pokojami, gdzie ja muszę spać w pokoju z tatą a moi bracia śpią razem w drugim pokoju. Najgorszym problem jest łazienka, która nie jest w ogóle wyremontowana a na ściany wychodzi pleśń, w łazience jak i w pokojach. Mój tata się tym nie przejmuje, bo brzydko mówiąc jemu to wisi czy mamy wyremontowany czy nie dom. A ja się wstydzę zapraszać do siebie znajomych i tego nie robię od kilku lat. Najgorzej dobija mnie to, że chciałabym zaprosić *tego chłopaka* do siebie, spędzić z nim trochę czasu tak inaczej niż tylko chodzić na spacery. Wiem, ze on też chciałby do mnie przyjść ale ja się wstydzę go zaprosić i nie chce, nie chce żeby zobaczył jak mieszkam. Wstydzę się, okropnie się wstydzę. Nie raz przez to płakałam, że nie mogę zaprosić go do siebie. Dla mnie jest to bardzo duży problem, że nie mam własnego pokoju a mój dom wygląda jak jakiś burdel. Tak właśnie uważam i tak się czuję. Nie raz chciałam, gdzieś uciec. Zamieszkać z siostrą w innym mieście, cokolwiek by tylko nie siedzieć tu. Nie mam pojęcia jak dać tacie do zrozumienia, ze nie dam rady tak dłużej nie mam za grosz prywatności nawet wypłakać się spokojnie nie mam gdzie. Boję się też tego, ze ten chłopak nie zaakceptuje całej tej mojej sytuacji. Co możesz poradzić? Co mam zrobić z tą sytuacją? A z chłopakiem?
Dziękuję z góry za odpowiedź ;)
Pozdrawiam,
Zagubiona 


Droga Zagubiona!


Nie jestem, co prawda Psychodeliczną, ale może Ci pomogę, a przynajmniej spróbuję. Teoretycznie sprawa jest błaha dla osób, które tego nie doświadczyły lub są przyzwyczajone do takiego dyskomfortu. Wiadomo też, że jesteś dziewczyną i pewnie przy dorastaniu wypadałoby mieć w tej łazience trochę komfortu i prywatności. 

  A na pierwszy ogień pójdzie tata...
  Musisz zacząć od jakiejś rozmowy z nim. Na pewno mu było ciężko spłacić te wszystkie długi, które zrobiła Twoja mama, o ile w ogóle już się z tym uporał. Nie wiem w jakim w wieku są Twoi bracia, czy są młodsi czy starsi. Jeżeli są jeszcze mali to pewnie Twój tata musi utrzymywać Waszą trójkę i jeszcze siebie, co często może być trudne. W przypadku, gdy któryś zarabia to zawsze jest łatwiej o ile dokłada się do reszty. Musisz wiedzieć jaką masz sytuację w domu pod względem finansowym, aby nie stawiać tacie zbyt dużych wymogów. Wydaję mi się, że szkoła w takich sytuacjach może pomóc, w kwestii tego stypendium, gdy na osobę nie wypada ileś tam pieniędzy na miesiąc. Jeżeli nie kwalifikujesz się do tego, bo tacie starcza na Wasze wyżywienie, ale na nic poza tym, to spróbuj porozmawiać z tatą, aby z każdej wypłaty odkładał chociaż 20zł albo więcej, zależy od zysków. To zawsze coś. Odkładajcie to na remont. Możesz też rozdawać ulotki czy popytać sąsiadów, czy nie potrzebują kogoś do zajęcia się dzieckiem np. w weekend czy ze dwie godziny po Twojej szkole itp. Wytłumacz też tacie, że chciałabyś mieć ładny dom, nawet jeżeli to ma być ten Wasz mały. Lepiej się czujesz w zadbanej przestrzeni. Też chciałabyś się odwdzięczyć komuś, kto zaprasza Cię do domu(jeżeli takie sytuacje były). Spróbujcie oszczędzać, może coś na jedzeniu? Być może tańsze produkty mają niewiele więcej wartości odżywczych, a nie smakują tak ohydnie? Jeżeli chodzi o prywatny pokój, to ja też go nie mam. Dzielę pokój z siostrą. Skoro Twój tata pracuje to chyba nie tak wcześnie przychodzi do domu, więc jakaś ta prywatność jest. Zawsze można znaleźć sobie jakieś spokojne miejsce na zewnątrz.

 Druga sprawa: reakcja na prawdę
 Jeżeli chodzi o Twojego dobrego kolegę, to nie możesz go ciągle zbywać. Rozumiem, że w zimę chyba najgorzej jest cały czas chodzić na takie spacery, bo czasem bywa naprawdę niska temperatura. Mówisz, że znasz go już 9 lat. Myślę, że to dużo. Ostatnio się przekonałam, że jeżeli kogoś uważasz za przyjaciela, a tym bardziej za osobę, którą kochasz, to ona powinna zaakceptować Ciebie, a już tym bardziej to w jakich warunkach mieszkasz. Przynajmniej zrozumieć, bo to chyba można. Możesz mu powiedzieć to, dlaczego go nie zapraszasz. Dodać, czemu jest tak, a nie inaczej. To przecież wyzwanie dla Twojego taty, że musiał spłaci długi. Na pewno nie było mu łatwo. Jeśli chłopak rozumny i nie jest snobistyczny, to powinien zrozumieć. Gdy jednak nie, to przynajmniej dowiesz się, że dla niego liczy się to czy masz dużo pieniędzy czy nie. Myślę, ze warto się przekonać tak naprawdę czy jemu chodzi o Ciebie, przecież jeżeli mu powiesz to ma zerwać z Tobą kontakty? Niby dlaczego? Bo brzydko mieszkasz. Wtedy to ja bym się obraziła, że tylko to dla niego się liczy.

Mam nadzieję, że w choć małym stopniu Ci pomogłam. Nie jestem, co prawda z dziedziny "rodzina", ale obecnie nie mamy autorki do tego działu, a ja nie mając nic u siebie chciałam spróbować pomóc.
Pozdrawiam, Olka

wtorek, 11 marca 2014

Wuef moim utrapieniem

Droga Psychodeliczna,
pomóż mi! Mam problemy z rodzicami, dokładniej w sprawach WF-u w szkole. Może nieco nakreślę "historię" tych kłopotów. Zaczęło się w sumie w gimnazjum, kiedy znienawidziłam WF. Próbowałam wymigać się od ćwiczenia, rzadko uczestniczyłam w zajęciach. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i niewiele się zmieniło. Powiedziałam sobie na początku nowego roku szkolnego, że będę częściej, a może i nawet zawsze ćwiczyć. Nie udało się. Dlaczego? Ponieważ źle się czuję z tym wszystkim. Konkretniej chodzi mi o zajęcia. Pewnych rzeczy nie potrafię (jak np. dwutakt) lub po prostu jestem w nich słaba. Mimo tego, wszystko się ocenia. Strasznie irytuje mnie to, że nieważne jaką masz kondycję, robisz to samo co klasa (nie ma podziałów na grupy itd), a za chęci możesz dostać jedynie dwójkę. Wydaje mi się, że ćwiczenia powinny być dostosowane do grupy, jakieś bardziej wyczynowe, zaawansowane i jakieś lżejsze. Jeżeli czegoś nie umiem, nie nauczę się tego, w przypadku WF-u. Po prostu albo umiesz, albo nie. Niedługo mamy zaliczenie z koszykówki. Nie umiem. Denerwuję się i najchętniej poprosiłabym o jedynkę. Poddaję się na starcie, bo wiem co będzie w trakcie. Nie chcę słyszeć za sobą śmiechów, nie chcę się stresować, bo wszyscy patrzą- to jest najgorsze, ale to dopiero jedna przyczyna tego, dlaczego nie chcę ćwiczyć.
Drugą przyczyną jest to, że czuję się niedoceniana. Staram się próbować, staram się udzielać w grze, dużo biegać po boisku, żeby ktoś zauważył, że chociaż się angażuję. Nigdy w swoim życiu na WF-ie nie usłyszałam, że dobrze mi idzie, że jest lepiej, że staram się, czy że po prostu dobrze gram. To boli. Za każdym razem takie słowa słyszą ci wysportowani, którzy grają świetnie, którzy jeżdżą na zawody. Widocznie dla wuefistów jest ważne to, by ci najlepsi czuli się równie świetnie, a reszta schodzi na dalszy plan. Po prostu przykro mi, kiedy daję z siebie wszystko, a nawet nie zostanę pochwalona. A musisz przyznać, że to motywuje, prawda?
Trzecim powodem, dla którego nie ćwiczę jest fakt, że w ogóle słabsze osoby się nie liczą. Wiem na jakim poziomie jest moja kondycja i mimo tego że nie jestem otyła ani gruba, wiem, że jest słaba. U nas, od kiedy pamiętam, podział jest taki: osoby dobre z jakiejkolwiek gry zespołowej, jakichkolwiek ćwiczeń jeżdżą na WSZYSTKIE zawody. O co mi chodzi? Przykładowo, osoba dobra z siatkówki, jedzie również na zawody z koszykówki, hokeja itd.To strasznie niesprawiedliwe, bo myślą sobie "jest dobra z tego, pojedzie też na to, pewnie też jest w tym dobra". Rzadko kiedy przed zawodami mamy selekcję. Nie gramy w to, co akurat będzie, by w ten sposób wybrać najlepszych. Jadą ci i koniec.
Rodzice w tym wszystkim grają taką rolę, że po prostu nie rozumieją mojej niechęci do ćwiczeń. Nie zrozumieją, gdy wytłumaczę im to, co tutaj. Nie pomogą, bo niby jak? Za każdym razem widząc kropki, które biorę na WF-ie, krzyczą albo mówią, żeby to się więcej nie powtórzyło, mam ćwiczyć i koniec. Widocznie dla nich nie liczy się to, co siedzi w mojej psychice, bo nawet o nic nie pytają. A jest strasznie i często mam ochotę wyjść z zajęć i wypłakać się, bo to mnie przytłacza. Jak dla ciebie, może przesadnie reaguję, ale mam dość, ciągle jest tak samo. Nigdy nie usłyszę o sobie dobrego słowa, nigdy mnie nikt nie pochwali, nigdy nie będę wysportowana, mimo że chciałabym, nie rozumieją mnie. Dodatkowo złe lub marne oceny z WF-u zaniżają średnią. Ale o zwolnieniu długoterminowym pewnie nie będzie mowy, wyśmieją mnie albo nie będą chcieli o tym rozmawiać. Nie daję rady! Mam również chłopaka, który jest sportowcem, biegacz, gra w piłkę nożną, hokeja- wielozadaniowy. Gdy widzi moje oceny zawsze chichocze, że jak można mieć z WF-u trójkę, dwójkę, jedynkę albo nie ćwiczyć? Nie potrafię mu o wszystkim powiedzieć, bo boję się niezrozumienia. A przecież i tak nic z tym nie zrobi, bo co może? Nie wiem z kim mam rozmawiać, nic nie zmienią, będzie tak samo. Moja niechęć nie minie. Czuję się źle ćwicząc na ocenę, która zawsze waha się pomiędzy 2-3, ćwicząc z wiedzą, że nikt mnie nie doceni, że na nic nie mam szans. To wszystko siada mi na psychice. Gdyby bardziej pasowałoby to kategorią do psychologii, to proszę, poinformuj mnie, napiszę tam. Pomóż, co powiedzieć rodzicom, w jaki sposób cokolwiek mogę zmienić? Jak mogłabym ich przekonać do zwolnienia? A co z chłopakiem?

Pozdrawiam,
Kłopotek


Drogi Kłopotku! 
Muszę przyznać, że przeżyłam niemałe déjà vu, czytając Twoją wiadomość. Dokładnie tak, jakbym słyszała samą siebie sprzed kilku miesięcy. Identyczna sytuacja, niezrozumienie ze strony rodziców, chłopaka czy przyjaciół, zderzenie moich oczekiwań z rzeczywistością, kolejne rozczarowania i smutki. Naprawdę przez długi czas sytuacja, którą tak dokładnie opisałaś, skutecznie zatruwała mi życie. Żyłam jak w matni, a gdy tylko zbliżał się wuef, dopadały mnie różnego rodzaju dolegliwości nerwicowe - od wyimaginowanych boleści żołądka i mdłości po bóle głowy i temu podobne.
Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z problemem, bo nikt nie chciał mnie słuchać. Stałam się mistrzem kombinowania, robiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby ominęła mnie ta znienawidzona lekcja. Moje życie ciągnęło się od jednych zajęć do drugich, a pomiędzy nimi była ulga po pierwszych i strach przed kolejnymi. Zdaję sobie doskonale sprawę, jak śmieszne wydaje się to dla postronnych, ale dla mnie - tak jak i dla Ciebie - było to udręką. Moim największym marzeniem było zdobycie całorocznego (albo chociaż kilkumiesięcznego - przecież nawet chwilowe odroczenie było cudownym zrządzeniem losu!) zwolnienia z wuefu. Niestety - a może stety? - było to niemożliwe.
Żeby rozwiązać problem, trzeba najpierw zrozumieć jego przyczynę i poznać źródło. Zastanówmy się więc na spokojnie, dlaczego lekcja ta wywołuje w Tobie takie emocje. Piszesz, że przede wszystkim "nie chcesz słyszeć za sobą śmiechów", a dopiero w kolejnym akapicie nadmieniasz o niedocenieniu, braku podziału na grupy (co wiąże się z Twoim rozczarowaniem), niezrozumieniu ze strony bliskich. Mamy więc tutaj do czynienia w dużej mierze z problemem psychologicznym. Nie wiem jaki masz charakter, jak wyglądają Twoje relacje z rówieśnikami, ale wiem, że mój problem wynikał z nieśmiałości. Podobnie jak Ty, nie chciałam być obserwowana, wykonywać ćwiczeń na ocenę na oczach sporej publiczności. Wiedziałam, że zrobię coś źle, że zostanę wyśmiana, co prowadziło do tego, że wykonywałam ćwiczenia "na odwal", nawet nie próbując zmierzyć się z zadaniem - chciałam, żeby jak najszybciej się to skończyło, żebym przestała być w centrum uwagi. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to kwestią nadrzędną będzie popracowanie nad sobą i własną samooceną. Twój problem nie wynika z kompleksów na punkcie własnego wyglądu ("nie jestem otyła ani gruba"), ale tych dotyczących swojego charakteru. Nie czujesz się wystarczająco silna psychicznie, bo z pewnością dość mocno przejmujesz się opinią innych. Jeśli Cię to pocieszy, jesteśmy bardzo do siebie podobne - ja też nie umiem przejść obok takich sytuacji obojętnie. Może będą to dla Ciebie puste słowa, zwykłe, nic nieznaczące frazeologizmy, ale jesteś naprawdę wyjątkową osobą, niezwykłą, niepowtarzalną. Dlaczego nie spróbować tego pielęgnować? Bądź sobą, zapomnij na chwilę o tych wszystkich ludziach - przecież Ty też zasługujesz na szczęście i normalne życie, dlaczego właśnie tak prozaiczna rzecz jak idiotyczny wuef ma Ci ją odbierać?
Nie ma ludzi idealnych - nie każdy rozumie matmę, fizykę czy chemię, pomyśl, dla jak wielu ludzi stanowi to tzw. czarną magię. Jak nudno byłoby, gdybyśmy wszyscy umieli robić co tylko chcemy idealnie. Zacznij przede wszystkim od pozytywnego myślenia. Spróbuj "nastroić się" na odbieranie pozytywnych emocji. Coś Ci nie wyszło? No i co z tego! Zachowaj dozę rezerwy do samej siebie - nie wyszło teraz, to wyjdzie kiedy indziej! :) Przecież nikt nie zabije Cię za to, że nie wyszło Ci ćwiczenie, czy że nie umiesz czegoś wykonać poprawnie. Wuefistka taka mądra? Niech sama pokaże, że umie - gwarantuję, że nie. Spróbuj nie wyolbrzymiać tego problemu - pamiętaj, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Im bardziej będziesz wmawiać sobie, że czegoś nie potrafisz, tym trudniej będzie Ci się przemóc, żeby pokonać nawet sam strach przed wykonaniem ćwiczenia. Działa to w odwrotną stronę - może zabrzmi głupio i prozaicznie, ale jeśli będziesz często i systematycznie powtarzać sobie, że dasz radę, że tym razem naprawdę Ci się uda, tym bliższa będziesz osiągnięcia danego celu.
Kwestia zajęć z wychowania fizycznego w Polsce przedstawia się naprawdę tragicznie, około 40% uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych unika owych zajęć. Nikt nie dąży do poprawienia tego stanu, chociaż co i rusz słyszy się o raportach na ten temat w telewizji. Powinnaś więc pamiętać, że nie jesteś odosobniona ze swoim problemem. Przypadki wuefistów, którzy wyrzucą piłkę na środek sali i "niech się dzieje co chce" naprawdę nie należą do rzadkości. Sama piszesz, że wolałabyś bardziej atrakcyjne zajęcia, ciekawsze, przede wszystkim z podziałem na grupy zaawansowania. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Naprawdę wiele wniosłoby to do obecnego systemu szkolnictwa, zredukowało wiele stresów i niechęci związanych z lekcjami wuefu. Nawet zwykłe zajęcia taneczne, basen, cokolwiek, byle nie oklepane i wciąż powtarzane gry zespołowe. Musisz spróbować to zaakceptować, przynajmniej do końca szkoły średniej, bo na studiach to przedstawia się już w trochę lepszym świetle. Wiem, że łatwo jest mi mówić, ale przechodziłam przez to samo i z tzw. systemem nie da się wygrać. Trzeba po prostu "przyjąć to na klatę" i zminimalizować do nieprzyjemnego obowiązku. Z pewnością nie pomoże w tym brak zainteresowania ze strony nauczycielki, której zależy na leniwym "odbębnieniu" kolejnej lekcji, najlepiej przesiedzianej w kantorku z - o ironio! - papieroskiem w ręku. W ciągu mojej edukacji fizycznej spotkałam się już z kilkoma wuefistkami - każda z nich, bez wyjątku, bynajmniej nie była chudziutka. Jak ma to zmotywować ucznia? Przecież to jest jawne zaprzeczanie temu, co się chce usilnie wpoić. Wyczuwasz absurdalność sytuacji? Nie pozostaje nic innego, jak po prostu zacząć się z tego śmiać. Nie masz wpływu na nauczyciela i jego sposób prowadzenia lekcji, ale nikt nie zmusi Cię do pochwalania jego metod. :)
Spróbuj w spokoju porozmawiać z samą sobą. Czy naprawdę nie jestem w stanie tego przezwyciężyć? Potraktuj wuef jako wyzwanie - coś, z czym musisz się zmierzyć, żeby osiągnąć cel. Nie masz nic do stracenia, a możesz zyskać większą swobodę i uwolnienie się od stresu. Powtarzaj sobie: jestem silna!, dam radę! Wystarczy tylko chcieć, to już pierwszy krok do pokonania własnych lęków. Zdobycie zwolnienia naprawdę w niczym Ci nie pomoże, będzie oznaczało tylko przegraną z samą sobą. W moim domu ten temat był wałkowany niezliczoną ilość razy; wywoływał niepotrzebne kłótnie i dopóki nie zrozumiałam, że owe zaświadczenie naprawdę nie dałoby mi tego upragnionego spokoju, nie wzięłam się za siebie. Spędź trochę czasu ze sobą, odpocznij, zrelaksuj się, daj sobie czas. Nabierz siły do pokonania tejże bariery.
Piszesz, że masz wysportowanego chłopaka, który nie rozumie, że wychowanie fizyczne może stanowić dla kogoś problem. Nie postrzegaj tego jako kolejnej przeszkody, ale szansę. Jesteście ze sobą, więc przy nim możesz pozwolić sobie na dużo większą swobodę, niż na lekcji wuefu. Coś was połączyło, kochacie się, więc myślę, że bez obaw możesz powiedzieć mu o wszystkim ze szczegółami. Dokładnie po to jest druga osoba: żeby wspierać nas w momentach, w których czujemy się niepewnie i źle, żeby pomóc nam przezwyciężyć własne bariery i przeszkody na naszej drodze; żeby było łatwiej, żebyś miała się na kim oprzeć. Doceń go, myślę, że nie będziesz żałować, jeśli powiesz mu o tym szczerze. Jasne, teraz chichocze, ale na pewno dlatego, że nie zdaje sobie zupełnie sprawy, jak uciążliwy jest dla Ciebie WF. Przy nim możesz być sobą, pokazać, na co Cię stać, dlatego też myślę, że dobrym pomysłem byłoby poproszenie go o pomoc w poprawieniu Twojej kondycji fizycznej. Podejdzie do tego w sposób bardziej profesjonalny, bo poświęci Ci więcej czasu, ułożycie wspólnie program ćwiczeń, może wspólne bieganie? Połączcie przyjemne z pożytecznym, spraw, żeby aktywność fizyczna kojarzyła Ci się z czymś przyjemnym, a nie przerażającym i stresującym. Dzięki temu będzie Ci łatwiej zmierzyć się z wymaganiami stawianymi przez nauczycielkę. Ponadto dzięki poprawionej kondycji będziesz czuć się pewniej - będziesz świetnie przygotowana do każdych zajęć, co spowoduje zredukowanie stresu do minimum. Spróbuj dawać z siebie wszystko na zajęciach, udowodnij sama przed sobą, że potrafisz wykonywać te wszystkie ćwiczenia równie dobrze jak Twoje rówieśniczki. Daj się zauważyć, nie poddawaj się na starcie, ale postaraj udowodnić innym - a przede wszystkim sobie - jak wiele możesz.
Warto pamiętać, że stres - wbrew pozorom - jest naszym sprzymierzeńcem. Motywuje do działania, dzięki niemu potrafimy szybciej podejmować decyzje i jest niezbędny w naszym życiu. Nie pozwól mu więc zdominować swojego życia, ale wykorzystać jako przysłowiowego kopa do działania. Jeśli odkryjesz, jak wielką rolę ma on w Twoim życiu i wpływ na różne dziedziny, będziesz mogła przetworzyć go na coś pozytywnego.
Twoi rodzice nie zauważają tego, jak się męczysz, ponieważ są starsi od Ciebie i ich definicja problemów obejmuje nieco inne pojęcia i sytuacje. Po prostu patrzą na życie przez inny pryzmat, niż Ty, ja i wszyscy inni "młodzi dorośli". Nie przyjmują do wiadomości, że tak prozaiczne - według nich - sprawy jak lekcja wuefu, mogą przysparzać niepotrzebnych stresów. Dlatego czym prędzej powinnaś zasiąść z nimi do rozmowy. Nie mów, że nie da to żadnego rezultatu - zawsze trzeba próbować i nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać, zanim się nie spróbuje! Powiedz im, dlaczego tak często unikasz zajęć wychowania fizycznego, czemu przynosisz kiepskie oceny z tego przedmiotu i często rezygnujesz z brania w nim aktywnego udziału. Jeśli odpowiednio opowiesz im, co czujesz, gwarantuję, że zrozumieją Twoją sytuację. Nie denerwuj się, jeśli początkowo ich jedyną reakcją będzie chichot czy zbagatelizowanie sprawy. Drąż temat, powtarzaj, że nie umiesz sama poradzić sobie z tym problemem. Jeżeli dostatecznie długo będziesz mówić im o tym, na pewno przestaną ignorować sprawę. Postawienie na szczerość i wyznanie wszystkiego naprawdę zaprocentuje, bowiem rodzice kochają Cię i troszczą się o Ciebie, dlatego też bardzo zależy im na Twoim szczęściu, a nie na tym, żebyś czuła się źle. Potrafiłaś otworzyć się przede mną, poradzisz sobie również i z rodzicami. Nie traktuj ich jako wrogów, ale przyjaciół.
Bardzo dużą rolę w zmienieniu mojego nastawienia i wyleczeniu mnie z tej uciążliwej przypadłości odegrał Nick Vujicic. To Australijczyk, który urodził się z zespołem zwanym tetra-amelia, który polega na całkowitym braku kończyn. Wbrew pozorom nie przeszkadza mu to w prowadzeniu aktywnego trybu życia - świetnie pływa, porusza się i zaraża wszystkich innych niesamowitą pogodą ducha. Nie wiem, jaki i czy w ogóle, wpływ będzie miał na Ciebie, ale wiem, że gdybym w tamtym okresie nie natrafiła na filmik z jego udziałem, nie pokonałabym tych wszystkich opisywanych przez Ciebie barier. Niesamowicie mnie wzruszył, było mi wstyd za samą siebie. Mężczyzna, który urodził się z genetycznym brakiem kończyn zupełnie się tym nie przejmuje, w niczym mu to nie przeszkadza - grywa w piłkę, pływa motorówką i wiele innych rzeczy. Jak więc ja, będąca w pełni zdrową osobą, mogę mówić, że wstydzę się coś zrobić, bo inni patrzą, że nie spróbuję, bo wiem, że mi się nie uda, bo nie warto, bo są lepsi? Obejrzyj chociaż jeden filmik, może na Ciebie podziała równie mocno i wyniesiesz z tego podobne wnioski, jak ja.


Mam nadzieję, że w jakiś sposób - chociażby najmniejszy - udało mi się pomóc. Wiem, przez co przechodzisz i jak się z tym czujesz, dlatego jeśli mimo wszystko będziesz czuła się źle, będziesz chciała porozmawiać, poruszyć więcej szczegółów, czy po prostu wygadać się przed kimś - pisz na mejla (xpsychodeliczna@gmail.com). Wierzę, że uda Ci się pokonać tę przeszkodę.
Trzymam kciuki!
Psychodeliczna

sobota, 18 stycznia 2014

Relacje z przyrodnią siostrą

Hej Dziewczyny!
Mam przyrodnią siostrę, która ze mną nie mieszka, ale bardzo ją lubię. Mam 13 lat ona 18... To dosyć wielka różnica, więc to utrudnia mi zadanie. Jakie? Takie że chce się z nią zaprzyjaźnić! Gdy przyjeżdża gadamy, ale na zasadzie "Co tam u cb?" To mnie smuci i nie wiem jak to zrobić żeby być bliżej niej.
Siostrzyczka




Droga Siostrzyczko!
Najważniejsze w Twojej sytuacji to zapał, którego - jak widzę - Ci nie brakuje. Pierwszym krokiem do zrealizowania czegokolwiek jest chęć osiągnięcia danego celu i motywacja. Najtrudniej jest nam przecież zdecydować się na coś i twardo trzymać się powziętego wyboru. Jakże często brakuje nam przecież tzw. kopa, żeby zacząć się spełniać.
Między Tobą a Twoją przyrodnią siostrą występuje różnica wieku w wysokości zaledwie pięciu lat. Nie traktuj tego jako swoistej granicy, bariery stawiającej jakieś ograniczenia. W moim rodzeństwie sytuacja przedstawia się następująco - między mną a moim starszym bratem jest 8 lat, natomiast jego wiek w stosunku do młodszego to 10 lat. Sporo? Uwierz mi, że nie powoduje to żadnych utrudnień w kontakcie. W Twoim przypadku będzie identycznie, wystarczy tylko, że pozwolisz owej granicy się zatrzeć.
Piszesz, że ją lubisz - myślę, że z jej strony sytuacja przedstawia się podobnie. Przecież gdyby była dla Ciebie niemiła i opryskliwa, nie darzyłabyś jej sympatią. Zacznij traktować ją jako dobrą koleżankę (może nawet przyjaciółkę?), powierniczkę sekretów i tym podobne. Najważniejsze, to stworzyć przyjazne relacje, "dać się poznać" oraz pielęgnować więzi. W Waszym przypadku powinnyście zabiegać o jak najczęstsze spotkania, a także dobry kontakt. Jak to zrobić? W dobie dzisiejszego rozwoju technologii sądzę, że nie sprawi Ci  to żadnego problemu. Kilkanaście esemesów dziennie czy czatowanie na facebooku to dobry krok. Musisz jednak pamiętać o tym, że Twoja przyrodnia siostra ma więcej obowiązków niż Ty - wkracza w dorosłość, planuje własną przyszłość. W związku z tym nie możesz jej się narzucać czy mieć pretensje, że może nie mieć dla Ciebie tyle czasu, ile chciałabyś, aby miała.
Oczekujesz, że relacja z Twoją siostrą będzie czymś więcej, niż tylko "co u Ciebie słychać?". To świetnie! Uwierz mi, na pewno macie wiele wspólnych tematów z siostrą, kwestia tylko tego, aby je odkryć. Okaż jej zainteresowanie, jeśli o czymś Ci opowiada, zachęć ją do mówienia poprzez zadawanie pytań o szczegóły dotyczące danej sprawy. Nic tak nie poprawia kontaktu, jak umiejętność słuchania. Wypytaj ją o jej preferencje, co lubi czytać, słuchać, oglądać. Czym się interesuje, co chciałaby osiągnąć. Z czasem Wasze relacje ulegną ociepleniu, staniecie się sobie dużo bliższe. Zachęcaj ją do częstszych przyjazdów, proponuj spotkania - może jakieś wspólne zakupy, wypad do kina? Ponadto możesz zasugerować to rodzicom - wspólne wyjazdy, spędzanie czasu bardzo zacieśniają więzi, a z pewnością Twojemu tacie czy mamie bardzo zależy na jednakowym okazywaniu miłości obu córkom.
Tak jak pisałam we wstępie - najważniejsze jest to, że chcesz i Ci zależy. Reszta to już kwestia czasu i odpowiedzi na Twoje działania Twojej siostry. Sądzę, że jeśli tylko zauważy, że oczekujesz bliższej relacji niż ta, która obecnie Was łączy - będzie gotowa podjąć odpowiednie kroki w kierunku jej polepszenia. Wzajemna wymiana doświadczeń czy też przyjaciółka będąca zawsze pod ręką jest naprawdę kuszącą propozycją. :)
Mam nadzieję, że zdołałam chociaż trochę Ci pomóc. Trzymam kciuki i wierzę, że Wam się uda.

Pozdrawiam,
Psychodeliczna.

wtorek, 3 grudnia 2013

Staroświeccy rodzice

Hej kochane!
Mam duży problem - chodzi o moich rodziców. Kiedy się urodziłam, mieli po 39 lat i są bardzo staroświeccy. Są wakacje, a ja nie mogę sobie nawet pomalować paznokci! Gdy ostatnio to zrobiłam, mama zaczęła prawie na mnie krzyczeć, że co ja sobie myślę, w takim wieku! Kurczę, gdyby to był jakiś bardzo jaskrawy kolor (chociaż moje koleżanki malują sobie na wszystkie kolory tęczy i nikt im wyrzutów nie robi), albo gdyby to było na rękach... Nie. Pomalowałam paznokcie na stopach na delikatny fiolet.
Ostatnio bardzo mi się podobają kolorowe końcówki włosów. Kiedy wspomniałam o tym mamie, roześmiała mi się w twarz! Bardzo bym chciała takie mieć, zwłaszcza, że większość dziewczyn je nosi. Czuję jednak, że nie namówię jej za żadne skarby.
Nie wiem co mam robić... Pomocy!
~ Weronika, lat 15.


Weroniko!
Co prawda pytanie jest nieco przedawnione, bo zadane w wakacje, ale udzielę Ci odpowiedzi - często mamy przecież do czynienia ze "staroświeckimi" zasadami rodziców, być może niejednej z Was się to przyda.  
Piszesz, że Twoi rodzice, kiedy pojawiłaś się na tym świecie, mieli po 39 lat. Są więc nieco dojrzalsi, posiadają z pewnością większy bagaż doświadczeń od niektórych rodziców. Nie ma w tym niczego złego, wręcz przeciwnie, w każdej sytuacji można dostrzec pozytywne aspekty. Przede wszystkim musisz nieco ostudzić własne emocje - złość, szantaże, prośby - a w końcu nawet płacz i błagania - nic tu nie wskórają. Musisz zrozumieć, dlaczego rodzice zachowują się w ten, a nie inny sposób. Przede wszystkim troszczą się o Ciebie. Jesteś ich córką, którą bardzo kochają i chcą uchronić przed zagrożeniami płynącymi z zewnątrz. Twoi rodzice dorastali w nieco odmiennych czasach od naszych, dlatego nawet tak prozaiczne rzeczy, jak pomalowanie paznokci, może stanowić dla nich coś obcego, niepotrzebnego. Nie mieli do czynienia na co dzień z podobnymi sytuacjami, dlatego tak radykalnie podchodzą do Twoich próśb i potrzeb.
Do całej sprawy podejdź na spokojnie, uzbrój się w cierpliwość. Musisz pokazać rodzicom, że mogą Ci zaufać i na Tobie polegać. Nie chodzi mi o kwestię malowania paznokci, ale w końcu na pewno zadecydujesz, że chcesz wyjść na imprezę. Zdobądź się na odwagę, wyczuj odpowiedni moment, kiedy rodzice będą w dobrym nastroju. Powiedz im, że dorastasz, że chciałabyś zacząć podejmować decyzje co do własnego wyglądu - z uwzględnieniem, iż nie jest to całkowita zmiana z grzecznej dziewczynki w metalówę. ;) Kilkakrotnie podkreśl, że chodzi Ci wyłącznie o czynności typu malowanie paznokci etc. Jeśli podejdziesz do sprawy bardzo dojrzale, wyczują oni zmianę i porozmawiają z Tobą "jak równy z równym". Jeśli rodzice kategorycznie sprzeciwią się Twoim prośbom - nie denerwuj się, postaraj się pozostać opanowaną. W tej sytuacji istotny jest kompromis - zapytaj ich, co ewentualnie mogłabyś zrobić, żeby się zgodzili lub też z czego powinnaś zrezygnować/co zmienić. 
Oczywiście możesz postawić ich przed tzw. faktem dokonanym i po prostu zacząć robić to, na co masz ochotę bez uprzedniego informowania ich o swoich zamiarach. Wybór należy do Ciebie, jednakże odradzałabym ten pomysł ze względu na konsekwencje, jakie może przynieść. Mogą oni bowiem zacząć stosować wobec Ciebie różnego rodzaju kary, a przecież nie to chciałaś osiągnąć. 
Ciekawym rozwiązaniem będzie podarowanie rodzicom poradnika dotyczącego wychowywania i tworzenia relacji z nastolatkami. Propozycji jest mnóstwo, przykładem znalezionej w internecie pozycji jest "Wychowanie w samodyscyplinie" dr Thomasa Gordona. Przekaż im ją w formie prezentu, być może na święta, urodziny, inne okazje. Nie tylko pozwolisz im poznać istotę problemu, ale też w pewnym sensie zasiejesz w nich wątpliwość, zainteresowanie, dlaczego akurat tę książkę chciałaś im przekazać. 
Podkreślę jeszcze raz - najważniejsza w tej sytuacji jest cierpliwość i wytrwałość. I choć może Ci się to wydawać syzyfową pracą, pamiętaj, że każde, nawet najmniejsze działanie, zawsze przynosi jakiś efekt.
Trzymam za Ciebie kciuki,
Psychodeliczna
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x