niedziela, 23 grudnia 2012

Wracamy w czasie bliżej nieokreślonym


Ho, ho, ho! Jak tam się mają wasze świąteczne przygotowania? :)
Bo my, oprócz tego, że szykujemy się na święta, to zdradzając Wam tajemnicę, szykujemy się też na powrót tutaj
Tak po ciuchutku, nieśmiało, z lekką dozą niepewności, czy to, co napisałyście pod powszednią notką to nie tylko słowa rzucone na wiatr. Naprawdę, nie spodziewałyśmy się takiego odzewu z Waszej strony, tego że jesteśmy dla Was takie ważne. To było i jest nam potrzebne, by mieć nadal poczucie, że to, co tutaj robimy ma sens. Ale nie będę się nad tym dłużej rozpisywać, mamy coś innego do przekazania.

Po pierwsze, czekamy na nowy szablon. Jest już zamówiony, dosyć dawno. Mam nadzieję, że do końca tego roku się doczekamy. Negocjacje trwają. :D

Po drugie, nasza załoga nie jest w komplecie, a chcemy by wróciła bez ubytków, bo wtedy będziemy mogły odpowiadać na pytania z wszystkich Waszych kategorii. :) Jak na razie nasz skład wygląda tak:

Na stałe: 
- Tincia (chłopcy)
- Cocalotte (chłopcy)
- Saphirr (przyjaźń)
- Kwaskowa (rodzina)
- Lullaby (zdrowie)
- Pysia (uroda)
- Loremi (zrób to sama)
- Siedmiokropka (psychologia)
- Nieuchwytna (moda + Kolumna Kulturalna)
- Ryżowy Pudding (Kolumna Kulturalna)

Okres próbny:
- Lilu (rodzina)

Szukamy kogoś do działów:
- moda (!!!)

Możecie się zgłaszać do każdej kategorii, im nas więcej do odpowiadania, tym lepiej. ;) Kiedy ekipa będzie w komplecie, a szablon na blogu, wtedy wrócimy. Jak na razie czekamy na Wasze formularze na forum NBS

Pozdrawiam i życzę cudownych świąt! :*

Siedmiokropka w imieniu Załogi NBS

niedziela, 18 listopada 2012

Zamknięcie bloga

from deviantart.com by bittersweetvenom

Żeby to tak filozoficznie i przewrotnie zacząć, powiem, że wszystko ma swój początek i koniec. Jak to Pudding napisała całkiem niedawno "ten statek tonie" - to było niestety dosłownie powiedziane. 

Nie będę owijać w bawełnę - to już koniec NBS. To była trudna decyzja, jednak "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść - niepokonanym". 

Nie wiem, czy odczułyście w naszych notkach to, co działo się z nami w ciągu ostatnich miesięcy. Niby nie musimy się przed nikim tłumaczyć, jednak cała załoga chciała, abyście coś zrozumiały, Kochane Czytelniczki i każda z nas napisała parę słów, które tłumaczą, dlaczego to wszystko się skończyło.

Lullaby pisze...

To może jakoś tak, ja pierwsza. Chciałabym powiedzieć, że naprawdę fajnie mi się pisało. Jak wracałam do domu to mimo zmęczenia, siadałam i pisałam notkę, bo wiedziałam, że może komuś to pomoże i to mnie motywowało. Jednak od kiedy czytelniczki zrezygnowały z pisania komentarzy, czy chociażby zwykłego, ludzkiego ,,dziękuję", ja straciłam chęć pisania. I to nie moja wina. Ostatnio miałam fajny pomysł na notkę, moim zdaniem ciekawy, dużo ciekawostek dotyczących organizmu i w jakimś stopniu pewnie pomocna, jednak jak sobie pomyślę, że znów ujrzę wszechobecne ,,0 komentarzy" od razu odechciewa mi się robienia czegokolwiek. Chyba nie potraficie docenić naszej pracy, bo nawet jakby notka była nie wiadomo jak długa i wyczerpująca, wy nie potraficie się zdobyć na chociaż jeden komentarz. Oczekujecie, że wam pomożemy, ale my w zamian też coś chcemy, zwykłą wdzięczność. Sama myślałam przez chwilę by odejść, ale stwierdziłam, że nie zrobię tego Siedmiokropce i załodze. Mniej filmów, mniej lenienia się i dam radę pisać, ale z wami się tak nie da. Niby nie mam pytań ze zdrowia, ale pisanie samo z siebie też przestało być fajne. 

Ryżowy Pudding pisze...

Niby jestem tylko od książek. Temat rzeka - możemy polemizować. Kolumna miała być, żabki, dla was. Ale sama ze sobą dialogu prowadzić nie mogę. Cóż, bywa. Szkoda, że moja przygoda z wami kończy się tak szybko - liczyłam, że uda nam się dłużej posiedzieć w świecie literatury i muzyki. Na pożegnanie życzę wam szybkiego Internetu i szczęścia w życiu. Dziękuję. 

Margaret pisze...

Nie umiem powiedzieć czyja to wina. Wszystko się zmienia, nic nie trwa wiecznie, nawet NBS. Nie chcę się rozpisywać, myśleć dlaczego tak się stało, dlaczego powoli odchodziłyście z życia NBSu (tak, Wy czytelniczki). Jednak bez Was blog chyba jednak nie ma sensu. Próbowałyśmy naprawić to wszystko wiele razy.. Ale jeśli na nasze staranie nie ma odpowiedzi, choćbyśmy chciały, nie możemy tego ciągnąć. Na pożegnanie chciałabym Wam powiedzieć, że cieszę się, że mogłam tutaj pisać, dla Was. Miejmy nadzieję, że cały nasz poświęcony czas i trud nie poszły na marne. :)

Tincia pisze...

Uwielbiałam i dalej uwielbiam NBS oraz naszą kochaną załogę. Świetnie się pracowało! Ale do czasu.. Niestety albo stety, drogie czytelniczki, nie widzimy przyszłości tego bloga. Z czasem coraz więcej sił i ambicji opuszczało nas, a jak wiadomo, bez tego nie da się tworzyć niczego sensownego. Lubiłam czasy, kiedy było was stać na chociaż jeden komentarz, a lubiłam też wielce ożarte dyskusje pod ociekającymi specyficzną tematyką notkami. Kiedy to było? Przed przeniesieniem z Onetu na Blogspot... Nasuwa się pytanie: czemu? Ano tego nie wiemy, dlaczego teraz nie doceniacie naszej pracy i przestałyście się interesować blogiem. Wielka szkoda dzióbki i dalej mam małą nadzieję, że kiedyś powrócimy ożywione, z ogromną motywacją w kieszeni i NBS wróci do normalności. See you one day... :)

Cocalotte pisze...

Niestety nie załapałam się na czasy, kiedy notki były często komentowane albo rozwijały się pod nimi dyskusje. Trochę się jednak rozczarowałam, że nie stać was nawet na proste "dziękuję", w odpowiedzi na wasze pytanie. Uwierzcie, że się da. To tylko 8 liter. Często nie wiedziałam czy w ogóle przeczytałyście odpowiedź, która została przecież napisana specjalnie dla was. Cóż, jak widać tak musiało być, bo takie właśnie jesteśmy, jako współczesne nastolatki- niewdzięczne. Szkoda, bo liczyłam na dłuższą współpracę, ale WSPÓŁPRACĘ, a nie "gadanie do ściany"... 

No i ja - Siedmiokropka, odzywam się jako ostatnia (tak, to będzie długie jak wszystkie moje notki, wiadomo, ale inaczej to nie byłabym ja ;) ...

Postaram się napisać konkretnie, chociaż po głowie krąży mi bardzo wiele rzeczy i myśli. Kurcze, fajnie wspomina się czasy, gdy moderatorem była tutaj jeszcze Pchełka, Crazy, czy Megu, które serdecznie pozdrawiam i przepraszam, że w jakiś sposób się poddałam i nie byłam w stanie kontynuować tego, co zostało mi powierzone. Myślałam, że wcześniej wymięknę - w końcu już prawie 3 lata tutaj siedzę, a nawet teraz zamykanie NBS sprawia mi ból, bo mogłabym tutaj trwać i Wam pomagać. 

Nie powiem, że tylko Wy, Czytelniczki jesteście tutaj winne - ten brak jakichkolwiek komentarzy, bo mimo wszystko komentowanie notek do Waszego obowiązku nie należy. To Wasza czysta dobra wola, którą wy okazywałyście kiedyś, a my ją doceniałyśmy - napędzała nas do działania. Czuło się Waszą obecność, że jest komu pomagać, dla kogo pisać, że jesteśmy doceniane. No bo powiedzcie same - według mojej statystyki odpowiedziałyśmy na około 1500 pytań w ciągu całego istnienia tego bloga - robiłyśmy to bezinteresownie, same z siebie, poświęcając te kilka cennych godzin. Jak wy byście się czuły, gdy w pewnym momencie Wasza harówka idzie na marne, a przynajmniej tak się wydaje? Coraz częściej można było czytać jedynie narzekanie - a to notka za długa, za krótka, lanie wody, jaka to któraś jest niekompetentna. 

Halo, mogłoby nas tu nie być wcale! Z drugiej strony wy możecie powiedzieć - nikt Wam pisać nie kazał, ale coś w tym jest, bo w pewnym momencie zaczęło się od Was odczuwać jakieś wymaganie pisania tutaj. Jak nie odpowiadałyśmy od razu, to na nas naskakiwano - jakby to był nasz obowiązek. W rezultacie pisanie tutaj przestało być dla większości przyjemnością, lecz musem dwa razy w tygodniu, który nie dawał gwarancji, że ktoś podziękuje za poświęcony mu czas, którego mamy tak niewiele. Jaką miałyśmy mieć motywację? Od pewnego momentu żadnej.

Ten blog miał być od początku pomocą od nastolatek, dla nastolatek. Jak same wiecie, rzadko kiedy mamy się do kogo zwrócić z problemem i chciałyśmy być dla Was wsparciem. Prawdą jest, że chciałam by było tu jak najbardziej profesjonalnie i wygodnie - może przez to zrobiło się tutaj trochę sztywno. Chciałam sprostać Waszym wymaganiom i zbytnio wzięłam Was na dystans. Pozmieniałam wiele rzeczy nie dlatego, że chciałam się tutaj, jak ktoś powiedział, rozpanoszyć - zmiana sposobu zadawania pytań była dla wygody naszej i Waszej: lepszy Wasz kontakt z autorkami, pytania się nie gubiły, nie trzeba było ich rozdzielać, zwłaszcza gdy pod notką było ponad 100 komentarzy. To nie było takie trudne, by nie pisać pytania pod najnowszą notką, ale niektórym z Was nie chciało się robić nawet tego - jakbyśmy pisząc tutaj nie mogły niczego od Was wymagać. Miałyśmy nawet terminarz notek - każda sobie ustawiała dwa razy w tygodniu swój czas na publikację, by nie olewać pisania do Was, nie przekładać w nieskończoność. Ale to tym bardziej utwierdziło nas, że nie piszemy, kiedy chcemy, tylko w konkretnym terminie, byle nie dłuższym niż 2 tygodnie... To nie jest już przyjemność.

A po przeniesieniu na blogspot to już w ogóle się przestałyście odzywać, nawet jak pod spodem pisałam coś do Was, byście odpowiedziały w komentarzu. Osobiście wolałam pisać na Onecie, bo chociaż po polecaniu nas było widać, że czytacie i doceniacie - za to naprawdę Wam serdecznie dziękuję. :) Jednak Onet nam roboty nie ułatwiał, jedną notkę musiałyśmy pisać 3 razy, bo się nie zapisywały i trzeba było się przenieść. Jednak na innych blogach z blogspotu nie wpływało to na ilość komentarzy, a tutaj nie wiem, czy Wam się już ich pisać nie chciało, czy sobie na nic nie zasłużyłyśmy. Jeśli już nie jesteśmy Wam potrzebne, a na to wygląda, to po prostu odchodzimy. We mnie się ogień wypalił - skończyłam z byciem autorką, a reszta dziewczyn poddała się po mnie. Załoga się wyłamała, bo nie miała chęci, a co za tym idzie, nie miał kto odpowiadać. Blog bez Was nie istnieje, a jak to jest, że według statystki wchodzi tu ponad 500 osób dziennie, a komentarza nikt nie zostawi? A kiedyś one były, było ich tyle, że nawet nie dawało się przeczytać wszystkich. No i liczyłyśmy na jakieś głosy w konkursie na Bloga Roku - też nic z tego nie wyszło...

Czy kiedykolwiek wrócimy? To zależy tylko i wyłącznie od Was - jeśli naprawdę coś dla Was znaczymy i nas doceniacie, liczymy na odzew. Jeśli jednak rzeczywiście jesteśmy zbędne, to widocznie lepiej, że to wszystko skończyło się teraz, niż żeby ciągnąć to na siłę w nieskończoność.

Chciałam powiedzieć mojej najlepszej na świecie załodze (no i tym, z którymi pracowałam zanim tu byłam moderatorem lub tylko na próbnym), że świetnie mi się z Wami pracowało i dziękuję za cały ten czas! :) Ja też mogłam z Wami pogadać, o rzeczach, które mnie trapiły i nawzajem. Przepraszam, że nie udało mi się zrobić czegoś, by do tego wszystkiego nie dopuścić. 

Osobno chciałam też podziękować osobom dla mnie wyjątkowym, czyli Crazy, która obdarzyła mnie wielkim zaufaniem oraz Charlotte, jeśli w ogóle zobaczy tę notkę - nie umiem wyrazić, jak bardzo chciałbym Cię przeprosić - wiesz za co, mimo wszystko zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką.

Nie powiem Wam "żegnaj", bo to odbiera nadzieję na ponowne spotkanie, a może jeszcze kiedyś wrócimy. :) Powodzenia!

Siedmiokropka w imieniu całej Załogi NBS

niedziela, 11 listopada 2012

Polak czy Niemiec?

Animowany jeż pisze... 
Hej dziewczyny. Problemy mam zwyczaj rozwiązywać sama lub z pomocą najbliższych. Tym razem jednak nie mogę tego zrobić, więc pragnę poprosić was o radę. Przechodząc do sedna sprawy.
Mam chłopaka którego poznałam na wyjeździe za granice, Niemca, przystojnego, miłego itp. Po prostu mój ideał. On mieszka w Niemczech, ja tu w Polsce. Mamy kontakt przez Skypa. Początkowo po powrocie z wycieczki (wróciłam w połowie lipca tego roku)nasz kontakt kwitł. Rozmawialiśmy, choć też nie wyglądało to do końca normalnie (najczęściej milczeliśmy, lub wymienialiśmy krótkie zdania, śmiejąc się razem) Kochałam go bardzo. Lecz po jakim czasie przestał sam pisać, ja musiałam to robić. Mówił: "Wrócę za 5 minut", a ostatecznie ja czekałam 4 godziny. W końcu dostałam wiadomość od jego znajomego, że mnie zdradza i flirtuje z innymi dziewczynami. Nie przejęłam się tym, uznałam, że skoro jest tak daleko ma prawo od czasu do czasu powygłupiać się z płcią przeciwną. Zresztą stosowałam te samą zasadę. Wiadomość zachowałam w archiwum, lecz wyrzuciłam z pamięci.
Między nami zaczęło się psuć. Przestał w ogóle pisać, a jak ja to robię to albo ma dla mnie maksymalnie 10 minut, albo nie odpisuje. Uznałam, ze skoro mi nie odpowiada to tak jakby mnie się wyrzekł.
Wspominałam wcześniej o zabawie z chłopakami. Nie przestałam tego robić. Mam jednego z przyjaciół, tu w Polsce, śmiejemy się, bawimy, oboje mamy głupie żarty o nie do końca moralnym podtekście. Czuje się z nim dobrze. Nie wstydzimy się siebie, ja go przytulam, on od czasu do czasu potrafi mnie wziąć na ręce. Mimo, że nie jesteśmy parą. To co na piszę może wydać się głupie i niedojrzałe, ale dziś gdy tak mnie trzymał na rekach miałam ochotę go pocałować. Mimo, że nie mogłam się powstrzymać, wbrew wewnętrznej woli nie zrobiłam tego. Jak pewnie się domyślacie on mnie pociąga, jestem gotowa dla niego do poświeceń, kocham go... A co z "Niemcem", co mam zrobić skoro mnie ignoruje? Nie widziałam go "nie na żywo" od przeszło miesiąca, nie przeczytałam, ani nie usłyszałam że mnie kocha od 2 czy 3 miesięcy. Dochodzę coraz częściej do wniosku, że jego miłość, jak i większość mojej wygasła. Za to kolega ze szkoły "Polak" ma na oku jakąś dziewczynę, ale nie ma u niej powodzenia. Znany jest jako podrywacz i kusiciel. Nie ulega wątpliwości, ze mamy podobny temperament i charakter. Nawet upodobania odnośnie wyglądu partnera/partnerki. Oboje lubimy długie blond włosy. No właśnie, ja jestem szatynką. Nie wiem czy jest jakiś związek, ale podejrzewam, że tak. Wszystkie dziewczyny które mu się podobały były blondynkami. Z naciskiem na wszystkie i blondynkami.
Jestem w przysłowiowej "kropce". Co mam robić? Dalej adorować "Polaka"? A może być wierną dziewczyną i czekać na swojego Niemca, aż do wakacji, by spędzić z nim zaledwie tydzień? Boję się, że jeżeli powiem Polakowi "kocham Cie" on się spłoszy, tak jak niegdyś pozostali i stracę z nim kontakt. Ale jeżeli tego nie zrobię do końca gimnazjum (jestem w 3 klasie) będę zadowalać się figlarnymi zaczepkami i żartami, a potem i tak to ograniczyć, bo on lub ja znajdziemy dobie kogoś innego. Czy powiedzieć sobie "Carpe diem" i postawić wszystko na jedną kartę?


P.S. Dziś dowiedziałam się, że "Niemiec" przyjeżdża do mojego miasta na początku półrocza (wiadomość od dyrektora szkoły). Uznałam, że ta informacja może się przydać podczas pisania postu. Pozdrawiam. 

Drogi Jeżyku! ;)

Napisałaś, że początkowo wasze rozmowy nie wyglądały normalnie, bo konwersację zastępowało niefajne milczenie. Po pierwsze nie jest to dziwne, ale może trochę.. przytłaczające. Brak komunikacji w związku to najgorsza z możliwych oznak kryzysu. Jeśli chcesz spędzić z chłopakiem jakąś część swojego życia, między wami musi dojść do porozumienia, inaczej prędzej czy później wyniknie z tego wielkie zero! Może napiszę jaśniej: brakuje wam tematów? Po upływie jakiegoś czasu dalej czujecie do siebie dystans, czujecie się wobec siebie nie do końca dostępni? W końcu któremuś z was musiało się to znudzić i żeby "dosycić" swoje życie partnerskie, widocznie Niemiec zajął się innymi łatwymi panienkami. I to go ABSOLUTNIE nie usprawiedliwia! Jako, że się spotykaliście i kochaliście, mieliście obowiązek mówienia sobie o wszystkim. Szczera rozmowa to podstawa, bo potem wynikają straszne niedomówienia i pomyłki.

Niemiec przyjeżdża na początku półrocza, tak? No proszę! Czyli będziecie mieli okazję do pomówienia. I oczywiście musisz wezbrać w sobie siły i powiedzieć mu wszystko, co leży Ci na sercu. Albo to zrozumie i postara się o naprawę waszego zwiąku, albo razem stwierdzicie, że nie ma żadnego sensu w ciągnięciu tego. Proszę Cię tylko o jedno, mianowicie o całkowitą szczerość!

Napisałaś też, że masz przyjaciela Polaka. Zastanawia mnie, czy jego "dwuznaczne" zachowanie jest jego stylem bycia, czy raczej wyjątkiem w stosunku do Ciebie. Bardzo dobrze by się stało, gdyby Ci się z nim udało, bo skoro się przyjaźnicie i czujecie się ze sobą dobrze, to główny czynnik macie już zaliczony ;)
To wymaga jednak zastanowienia. Czy chcesz psuć przyjaźń, dasz radę zaryzykować? A jakby wam się udało?
Ostatnią opcją jest odizolowanie swojego mózgu od tych dwóch spraw i życia z dnia na dzień. Bo wiesz, prawdziwa miłość to przypadek na drodze losu.. ;)   

Na koniec: nie martw się kochana, bo uwierz, że dziewczyny, u których chłopak nie ma wszystkiego od razu podanego na tacy, są najbardziej wartościowe i to z nimi można stworzyć baaardzo udane życie partnerskie :)

Pozdrawiam,
Tincia 

środa, 7 listopada 2012

Moje koleżanki zachowują się dziecinnie.

Hej Załogo!
Postanowiłam, że napiszę. Nie jest to może sprawa życia i śmierci, ale widzę, że pomagacie każdemu, więc czemu nie?

W gimnazjum zdecydowanie wszystko mi się ułożyło. Nie jestem już tylko "kujonem", mam hobby i sporo fajnych znajomych. Dogadujemy się nieźle, piszemy, czasem spotykamy itd. Jedna rzecz mnie jednak wkurza u kumpelek. Nie wiem, może jestem dziecinna, może za dojrzała, ale nie potrafię pojąć tej całej szopki związanej z chłopakami. Dziewczyny zawsze gadają o jednym i tym samym. Który im się podoba, którego zna ktoś kogo znają, który im mówi czasem "cześć" na korytarzu. Do tego dochodzi oczywiście piszczenie i wzdychanie. A poza tym knucie, intrygi, pośrednictwo w informowaniu (ja powiem tamtemu żeby powiedział temu, że na niego lecisz), obmyślanie zawczasu swego ślubu(!), itd. Przy rekordzistkach czuję się albo na lat 10, albo na 20. A mam 14. Takiego zachowania nie rozumiem za Chiny. Pomijając już namiętne całowanie na szkolnym parapecie. Tego nie znoszę. Mnie jak się chłopak podoba, to nie knuję, nie piszczę i jakoś sobie z tym radzę. A jak im o tym powiem, to robią sensację stulecia i już szykują plan działania na następne pół roku. Mimo to bardzo je lubię i wiem, że mogę na nie liczyć. Nie chcę jednak czuć się wśród nich obco - przecież nie jestem jakimś wyrzutkiem społeczeństwa. Po prostu mam inne priorytety niż zastawianie pułapek na chłopaków. Dojdziemy kiedyś do porozumienia?
~Mandarynka



Kochana Mandarynko!
Jak wiesz, każdy z nas jest inny. Może takie planowanie i piszczenie na widok chłopaka jest dla Twoich przyjaciółek normalną sprawą i nie widzą w tym nic dziwnego. Jedyne co możesz w tej sytuacji zrobić, to, moim zdaniem, po prostu "bawienie się" z nimi! Jeśli im sprawia to przyjemność, to możesz także planować swoje śluby, knuć intrygi. Przecież to nie musi być na poważnie, wystarczy, że będziesz robiła to tylko dla zabawy.:)
Jeżeli taka opcja nie wchodzi w grę, moim zdaniem powinnaś po prostu im powiedzieć, że takie zabawy Cię nie kręcą i wolisz czasem porozmawiać o czymś innym niż o chłopakach. Jako Twoje przyjaciółki, dziewczyny powinny to zrozumieć.:)
Dobrym wyjściem będzie też zabieranie ze sobą np. mp3, czy książki na przerwę. Dzięki temu będziesz mogła odwrócić swoją uwagę od rozmów dziewczyn. Jest to jednak opcja na chwilę, bo jak długo możesz zamykać się w świecie fikcyjnym?
Zakumpluj się z "neutralną" osobą. Jeśli jest w Waszej klasie jakaś dziewczyna, która nie przepada także za ciąłym gadaniem o chłopakach, spróbuj znaleźć z nią wspólny język i zabierać ze sobą na przerwę lub na jakieś spotkania. Może dzięki niej, będziesz mogła porozmawiać na normalne tematy.:)
Możesz także odpuścić sobie. Taki stan na pewno nie będzie trwać wiecznie i po jakimś czasie Twoim przyjaciółkom znudzi się monotematyczność.:)
Mam nadzieję, że dojdziecie do porozumienia.

Trzymam za Ciebie kciuki!:)
Margaret

P.S. Dziękuję Wam za tak długi czas współpracy na blogu! Miło mi, że mogłam odpowiadać na Wasze problemy i pytania. :)

"Dobranoc" inaczej powiedziane.



Wysyłanie sobie krótkich wiadomości przed snem uważam za bardzo przyjemny zwyczaj, który pokazuje, że pamiętamy o naszej sympatii. Ja osobiście bardzo się cieszę, jak otrzymam takiego smsa i zawsze wtedy jakoś milej mi się zasypia.
Nie wiem czy wy również, ale sama czasami mam taki problem, czym zastąpić słowo "dobranoc", żeby sms, który wysyłam do chłopaka wieczorem nie był zawsze taki sam. Oto kilka moich propozycji, które może wykorzystacie albo was zainspirują.

Wszelkie przymiotniki określające sen, którego życzymy danej osobie. To może być:
 

  • kolorowych snów
  •  słodkich snów
  •  miłych snów
  •  spokojnych snów
  •  radosnych snów

I wiele, wiele innych. Polecam po takich dwóch słowach dodać jeszcze jakieś "kotku" czy "kochanie", a wtedy wiadomość od razu będzie jeszcze milsza.
W wersji żartobliwej może się pojawić zamiast "snów", to np. "koszmarków".

Krótkie podsumowanie dnia, jeśli był bardzo przyjemny i dopisanie, że życzymy, aby noc była tak miła jak dzień, który właśnie się kończy. Wtedy na zakończenie można dodać jeszcze to proste dobranoc.

Wszelkie przymiotniki określające noc, jakiej życzymy. A mogą to być:

  •  dobrej nocy
  •  spokojnej nocy
  •  dobrze przespanej nocy
  •  przyjemnej nocy

I znów przykładów może być bardzo dużo. Tutaj można dodać jeszcze "życzy ci..." i kto. Oczywiście nie musi być życzy ci Krysia, Marta czy Małgosia. Nawet nie powinno. Ale może się pojawić np. "twoja ukochana dziewczyna".

Krótkie rymowanki są też ciekawym pomysłem. Najlepiej jak są wymyślone przez nas osobiście, ale wiadomo, ze wieczorem wena już sobie idzie spać i ciężko nam wymyślić coś sensownego. Poszperałam trochę w internecie i znalazłam kilka propozyzji, które wydały mi się przyjemne.

Gwiazdki na niebie, a księżyc w pełni,
pomyśl życzenie, a wkrótce się spełni.
Wiec śpij słodko, z uśmiechem na twarzy.
Niech Ci się przyśni, to o czym marzysz!

Między kolorami tęczy rób kroki nieśmiałe
i niech przyśnią Ci się rzeczy piękne i wspaniałe.
Tęczowych snów.

Zgaś światełko, wejdź do łóżka
Niech przytuli Cię poduszka,
Zamknij oczka, pomyśl sobie
Że ja też to samo robię.

Można też po prostu życzyć chłopakowi, żeby śnił o nas w różnych słowach. Nawet najprostsze "Śpij dobrze i śnij o mnie" jest przyjemne.

Polecam też to proste "dobranoc" przetłumaczyć na inny język. Np. Buenas noches lub Goodnight. Proste do zrozumienia, ale już już oryginalniejsze.

Tak, nie miałam pomysłu na notkę, ale mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś komuś się przyda. ;D

piątek, 2 listopada 2012

Popisy przed kolegami, help!

Error pisze...
Hey. Mam taki problem - u mnie w szkole jest klasa chłopaków, którzy mnie non stop zaczepiają. Zaczęło się od takiego jednego, mówił mi cześć, rzucał jakieś dziwne teksty, potem do niego dołączył drugi i jeszcze jeden... A ostatnio kiedy siedziałam przed klasą na ławce, dosiedli się do mnie, najpierw ten pierwszy, zaczął pociskać takie teksty: "Duży masz dom?", "Ile masz ziemi?". Wkurzył mnie, zapytałam go co go to obchodzi,a on mi na to: "Zastanawiam się czy cię brać za żonę". Od razu powiedziałam że nie chcę mieć męża, ale żąłuję że w ogóle się odezwałam, bo rozmowa się bardzo rozkręciła ale w niekoniecznie w tym fajnym kierunku... Przyszła potem jego klasa no i ogólnie wypytywali mnie potem czy jestem lesbijką, cały czas tylko o seksie, zapytali też tam po drodze jakiej muzyki słucham itd. Przerwałam rozmowę i poszłam na lekcję, od tamtej pory ich nie widziałam. teraz postanowiłam że będę ich ignorować, tak jak wcześniej, ale nie wiem czy to coś da... Co mam robić, jeśli znowu doprowadzą do takiej sytuacji? Żaden z nich mi się nie podoba, są starsi, bardzo agresywni, tacy disco-techno zj*by co tylko latają po imprezkach i wiadomo co im w głowie.
To tylko takie popisywanie się przed kolegami? Bo Pierwszego czasami widzę na miescie, wychodzimy razem ze szkoły, albo idziemy niedaleko przez miasto - wtedy ani słowem się do mnie nie odzywa, tylko się gapi.

Help :(



Droga Error!

No jasne, że to tylko popisy! Widzę, że za bardzo się tym przejęłaś. Chłopaki z natury to nieźli wariaci i potrafią wykorzystać każdy pomysł, który wpadnie im do głowy, by się nie nudzić. Tacy już są i nigdy nie warto przejmować się ich żartami.

Ale.. chłopcy często nie zdają sobie sprawy, że takimi popisami mogą kogoś obrazić, a szczególnie wrażliwe dziewczyny. Bo jak to się mówi: chłopakom trzeba jasno pokazać co jest na rzeczy, bo inaczej się nie domyślą.

Co możesz zrobić?
Pokaż, że z Tobą się nie zadziera! Żarty wydają Ci się bezsensowne i irytujące? Odszczeknij. Wymyśl coś wcześniej by wiedzieć, jak się odezwać, gdy tamci znowu zaczną Cię zaczepiać. Pamiętaj, że nic nie zdziałasz wulgarnymi i zbyt na poważnie branymi tekstami - to może tylko pogorszyć sprawę, a i po co sobie psuć humor?

Podejdź do tego z dystansem. Najlepiej, jakbyś zaczęła się z tego śmiać i podchodzić z humorem. Bo po pierwsze, jeśli za cel wybrali właśnie Ciebie to oznacza, że w ich oczach musisz być naprawdę atrakcyjna. I nie, to nie słowa na wiatr. Uwierz w siebie i dołącz się do głupiej gadki-szmatki! Nie będziesz się nudzić na przerwach ;)

Masz zły dzień, a zaczepialscy tylko sprawiają, że masz ochotę im przyłożyć? Opanuj się i zmień miejsce pobytu. Możesz odejść kilka metrów, a może siąść na ławce na innym piętrze i pouczyć się przed kartkówką?

Pamiętaj: to tylko żarty! Żarty brane na poważnie już nie są żartami i mogą przerodzić się w konflikt. A kto by chciał się kłócić? No właśnie, więc smile everyday! :)

Pozdrawiam,
Tincia  

środa, 31 października 2012

Pomysły na wyjątkowy prezent.


Kochane dziewczęta!

Dzisiaj zamierzam wam przedstawić kilka pomysłów na wyjątkowy prezent dla chłopaka, przyjaciółki lub po prostu kogoś bliskiego. Zazwyczaj, gdy zbliża się jakaś okazja, to staramy się, aby nasz prezent był oryginalny i prosto z serca, żeby był specjalnie dla danej osoby. Postaram się wam podsunąć kilka propozycji, które możecie wykorzystać przy najbliższej okazji. Od razu zaznaczam, że większość pomysłów nie jest moja, tylko zebrana z różnych forów, stron, gazet lub książek. Myślę, że poniższe propozycje przypadną wam do gustu. ;)
 

1. Skarbonka pełna skarbów.


Kupujemy skarbonkę z taką dziurką, przez którą można coś do niej włożyć. Najlepiej, żeby skarbonka była dość sporych rozmiarów. Następnie wrzucamy do środka jakieś drobiazgi, to mogą być: grosiki, kolczyki (jeśli prezent jest dla jakiejś dziewczyny), gumki do mazania... Cokolwiek znajdziemy w sklepie i co przejdzie przez otworek. Wolne miejsce zapełniamy malutkimi cukiereczkami. W wersji oszczędnej można całą skarbonkę wypełnić po prostu samymi cukierkami, ale moim zdaniem zawsze powinno się tam znaleźć coś jeszcze.
 

2. Słodkie pudełko.

Kupujemy duże pudło. Może być od razu ozdobne, ale możemy je również same ozdobić. Kupujemy dużo cukierków, najlepiej troszkę większych. Bierzemy kartkę papieru, którą tniemy na małe kawałeczki i na każdym piszemy np. "Kocham cię". Następnie przyczepiamy karteczki do cukierków, po jednej karteczce do jednego cukierka. Do przyczepienia możemy użyć nitki. Cukierków wrzucamy tyle, żeby wypełniły całe pudło.
 


3. Słodkie pudełko 2.
Tak samo, jak w poprzednim pomyśle kupujemy duże pudło, które opcjonalnie ozdabiamy. Kupujemy kilka opakowań pianek (Marshmallow). Kupujemy jakiś drobiazg np. ładny notesik, zawijamy go w folię spożywczą, wrzucamy na sam dół pudła i zasypujemy piankami.

 

4. Wiele symbolicznych prezencików.
Uzbrajamy się w blok techniczny z kolorowymi kartkami i instrukcję, jak zrobić pudełko 

origami. Np. takie:
http://www.youtube.com/watch?v=iJ4srSVj814 - to jest tylko połowa pudełeczka.
Robimy takich połówek tyle, ile lat kończy osoba, którą chcemy obdarować (np. 17) i później robimy jeszcze drugie połówki, żeby pudełeczko się zamykało. Drugie połówki polecam robić odrobinę mniejsze, żeby się brzydko nie zaginały. Do każdego pudełeczka wkładamy jakąś symboliczną rzecz i przyczepiamy karteczkę z wyjaśnieniem dlaczego akurat taka rzecz i co ona symbolizuje.
Przykładowo: 

* grosiki (na bogactwo)
* słonik (na szczęście)
* bateria (na energię)
* kinder niespodzianka (na niespodzianki)
* cukierki (na słodkie życie)
* bilety (żeby nie jeździć na gapę)
* swoje zdjęcie (żeby dana osoba o nas pamiętała)
* chusteczki lub witamina c (na zdrowie)
* kredki (na kolorowe życie)
* muszelka (na podróże)
* krzyżyk (na religijne życie)
* notes (na zapominalstwo)

Chwilowo więcej nie umiem wymyślić, ale ogólnie można tam wszystko wpakować, trzeba tylko później dopisać do tego teorię.

5. Kalendarzyk wyznań.

Kupujemy gotowy kalendarz (ścienny albo taki normalny) albo tworzymy własny. Przy każdym dniu piszemy "Kocham/Lubię cię za...". To jest wersja dla ludzi bardzo kreatywnych, bo efekt jest genialny, jak takie wyznanie jest napisane przy absolutnie każdym dniu i jeszcze wyznania się nie powtarzają.
 

6. Bukiet z cukierków.

Kupujemy dużo kolorowych cukierków. Uzbrajamy się w długi i cienki drucik. No i zaczynamy. Do każdego cukierka przywiązujemy kawałek drucika. Następnie zbieramy wszystkie druciki z cukierkami, układamy, żeby wyszedł bukiet, związujemy je i pod bukiet mocujemy kilka liści z bibuły.

7. Filcowa poduszka.

Kupujemy dużą płachtę jednokolorowego filcu i drugą mniejszą w innym kolorze. Dużą składamy na pół i zszywamy igłą z nitką boki tak, aby powstała taka jakby kieszeń. Obracamy całość na lewą stronę i wypełniamy watą. Zszywamy tak, aby powstała poduszka. Z drugiego filcu wycinamy literki, które będą formować się w jakiś napis np. Wszystkiego najlepszego. Literki naklejamy jakimś mocnym klejem na powierzchnię poduszki. Całość może nie będzie bardzo użyteczna, ale świetnie wygląda.

8. Babeczki z życzeniami.
 

Oczywiście nie muszą być babeczki. Wybieramy przepis na babeczki, które nie mają żadnej polewy (są suche) i pieczemy ich dość dużo, ale nie muszą być duże. Układamy napis np. Wszystkiego najlepszego i na każdej babeczce piszemy po jednej literce. Pisać możemy lukrem (takimi lukrowymi pisakami) albo przyklejając (przykładowo miodem) np. posypkę do ciasta tak, aby wyszła literka. Dobrym sposobem transportowania takiego prezentu jest opakowanie po jajkach.
 

9. Zestaw do kąpieli.

Oczywiście nie taki zwyczajny. Szukamy jakiegoś pojemnika przypominającego wannę (ostatnio w NANUNANA widziałam prawdziwe wanienki). Pojemnik można wykonać z masy solnej lub gliny, ale trzeba mieć choć trochę zdolności manualnych. Do pojemnika wrzucamy kilka lub kilkanaście kulek do kąpieli z Sephory, jakieś mydło i miniaturkę żelu do kąpieli (w Rossmanie można kupić takie małe, podróżne).

To na razie tyle moich pomysłów. Niektóre powstały w mojej wyobraźni, gdy nie miałam pieniędzy na kosztowne prezenty, a bardzo mi zależało na osobie, która miała taki prezent dostać. Ogólnie te prezenty są raczej niedrogie, ale chwytające za serce i bardzo je polecam.

Z pozdrowieniami,
Cocalotte.

Koleżanki z klasy często mnie lekceważą.

Cześć Dziewczyny...
mam problem, co pewnie Was nie zdziwi - przecież piszę w tym temacie... no, ale do rzeczy.

Zacznijmy od tego, że jestem córką dyrektorki szkoły, chodzę do szkoły w innym mieście. Uczę się dobrze, można
nawet rzecz bardzo dobrze - prawie z każdego przedmiotu mam same 6 i 5. Wszyscy nauczyciele mnie lubią, w klasie
też jestem dość lubiana i obracam się w kręgu osób popularniejszych. Tyle, że nie zawsze...
Moje dwie koleżanki są najlepszymi przyjaciółkami, uwielbiają się nawzajem. Są najpopularniejsze z klasy,

przyjaźnią się tez z dziewczynami z innych klas. Zawsze na przerwach wychodzą do tej reszty dziewczyn z innych
klas, a ja zostaję sama. Też lubię tamte dziewczyny, ale ,,boję się" tam iść. Zawsze nie wiem co powiedzieć i
zachowuję się jak ,,lama". Na szczęście mam dużo innych koleżanek, mniej popularnych, ale one zawsze dotrzymują mi
towarzystwa :)
Moje wspomniane popularne koleżanki (nazwijmy je Ania i Zośka)zawsze jako coś chcą to są takie milutkie i w ogóle.

Np. ja mam gdzieś iść z komunikatem to od razu maślane oczka no to je biorę. Jeszcze Ania to spoko, nie wkurza się
jakby co i w ogóle jest fajniejsza. No i wezmę jedna z nich i taka uśmiechnięta, gada ze mną i w ogóle super
wszystko, no ale na przerwie znów lecą do reszty dziewczyn.
Są w klasie też tacy dwaj chłopcy, którzy za wszelką cenę chcą, jak to mówią mnie ,,zleszczyć". NO, innymi słowy

mam się czuć głupio. Zaczynają mnie obgadywać, ale nie tak, że: ,,o, al ona głupia" za moimi plecami tylko tak coś
zrobię niezbyt mądrego, a oni w śmiech. Później mówią to Ani i Zośce i one też wybuchają śmiechem. Ja też próbuję
się śmiać, udawać, że nie przejęłam się tym, ale nie jest mi wtedy zbyt miło :(
Podam jeszcze taki przykład: Były wybory do Samorządu Szkolnego. No i ja też kandydowałam. Najpierw mieliśmy wybory

klasowe. Udało mi się przejść razem z Anią, ale Zośka się cieszyła, piszczała jak Ania dostawała kolejny głos za to
jak ja to cisza i nawet poczułam, że ona chciałabym, abym go nie miała. W sumie zostałam przewodniczącą klasy, Ania
mi gratulowała itd, reszta klasy też, oprócz tych chłopców i Zośki. Dopiero później coś tam wyjąkała.
A co do tych dwóch chłopaków to nie jest tak, że my się nie lubimy. Lubimy, lubimy, tylko oni lubią też się ze mnie

śmiać :/
Jak zdobędę jakieś osiągnięcie w konkursie to też wydają się być zazdrośni. Wtedy Ania mi gratuluje itd, ale Zośka

nic. Cisza i nawet taka niechęć.
Nie wiem co robić... bardzo lubię te dziewczyny, Zośkę też, choć czasami jest niefajna, ale nie jest mi miło, gdy
się śmieją. Nie wiem co wtedy powiedzieć, a one zawsze mają przygotowane jakieś cięte riposty... czuję, że to też
przez to, że mieszkam w innym mieście. Nie można spotykać się po szkole itd... Czy to moja wina, że tak się
zachowują?
Niezrozumiana rozumna



 Kochana!
 Na wstępie chciałabym Cię przeprosić, że tak długo musiałaś czekać na odpowiedź. Dzisiaj dopiero wróciłam z

urlopu.:)

 Zacznę od końcowego pytania. Nie myśl, że zachowanie tych dziewczyn jest spowodowane Twoją osobą. Nie możesz

ograniczać się w swoich osiągnięciach tylko dlatego, żeby dziewczyny, które lubisz nie były zazdrosne. Poza tym nie
masz wpływu na czyjeś zachowanie lub charakter, dlatego nie zadręczaj się tym.:)
 Ania i Zośka to typowe dwie najlepsze przyjaciółki, które mają wiele znajomych, jednak są same dla siebie i

czegokolwiek nie będą robić, zrobią to razem. Będą miłe dla otoczenia, jednak jeśli będą musiały wybrać co jest dla
nich dobre, zawsze postawią siebie na pierwszym miejscu. Niekoniecznie jest to przejw egoizmu, po prostu są dla
siebie kimś w rodzaju rodziny i to kompletnie zrozumiałe. Będzie Ci więc ciężko zyskać je jako przyjaciółki. Tym
bardziej, że sama zaobserwowałaś, że mają one swoje grono, z którym spędzają każdy wolny czas. Moim zdaniem musisz to zaakceptować, a nie starać się zmienić, bo to prawie niemożliwe. Jednak możesz spróbować.:)
 Co robić? Oto parę wskazówek:
 1. Spróbuj bliżej poznać te dziewczyny, zbliżyć się do nich. Może dzięki jakiejś wspólnej nocce z filmami i

popcornem lub spotkaniami po szkole, zaczną Cię traktować bardziej poważnie.:)
 2. Pokaż im, że wcale aż tak bardzo nie zależy Ci na ich przyjaźni. Ludzie mają "zdoloność wyczuwiania

nastawienia". Jeśli za wszelką cenę będziesz próbowała zdobyć ich przyjaźń, możesz je do siebie zrazić.
 3. Daj sobie trochę czasu i pozól, aby rzeczy biegły swoim torem. Może akurat zaczniecie się bardzo dobrze

dogadywać. Według mnie jest to najlepsze wyjście, dzięki któremu nie będziesz musiała czegoś na siłę zmieniać.:)
 4. Trzymaj się z nimi, jednak nie licz na coś więcej i nie traktuj je jak przyjaciółki. Sama widzisz, że mają one

swoją paczkę. Możliwe, że z biegiem czasu coś się zmieni, jednak dzięki temu rozwiązaniu unikniesz rozczarowań.:)

 Jeśli chodzi o kwestię dziewczyn, do których Ania i Zośka chodzą na przerwie: przestań się ich bać. Wiadomo, że
początki są trudne, tym bardziej jeśli kogoś nie znamy. Jeśli chcesz spędzać przerwy z koleżankami, pewnie będziesz
musiała tolerować także tamte. Dlatego postaraj się je także bliżej poznać. Zobaczysz, że po pewnym czasie
chodzenie tam i rozmawianie z nimi będzie proste, wręcz banalne.:) Jendak jeśli nie przepadasz za nimi lub po
prostu czujesz, że to ponad Twoje siły, odpuść sobie. Nie musisz zawierać znajomości na siłę, na pewno będzie Cię
to kosztowało mniej stresu. Pisałaś też, że zawsze masz przy sobie koleżanki. Może weź je ze sobą i idźcie
wszystkie, razem z Anią i Zośką. Dzięki temu zawsze będziesz miała się do kogo odezwać i będzie Ci łatwiej.:) Nie
zapominaj także o tych dziewczynach, które zawsze są przy Tobie. Może są one mniej popularne, jadnak zawsze możesz na nie liczyć i dzięki temu nazwać prawdziwymi przyjaciółmi. Nie rezygnuj z nich dla dziewczyn, które (jak sama pisałaś) nie zawsze są po Twojej stronie.

 Teraz napiszę parę słów odnośnie tego śmiania się. Sama pisałaś, że są to żarty. Może spróbuj nadal śmiać się z

resztą, a czasem nawet z reszty. Spróbuj powiedzieć coś śmiesznego na temat Anii lub Zośki. Jeśli obrócisz to jakoś
w żart, sama się przekonasz, że to nie jest żaden atak na Twoją osobę i po prostu ci chłopacy mają taki, a nie inny
humor.:) Jeżeli jednak uważasz, że to za dużo, po prostu zwróć na to uwagę. Poproś, żeby przestali się śmiać z
takich mało ważnych rzeczy. Możesz powiedzieć to także żartem, np. "no ok, już wystarczy, teraz pośmiejmy się z
kogoś innego", itd.
 Przede wszystkim przestań się tyle przejmować! Niewinne żarciki, czasem nawet ze strony Anii i Zośki, gratulacje z

powodu wygranej konkursu - to naprawdę nie musi oznaczać, że dziewczyny są zniechęcone do Ciebie lub Cię nie
lubią.:) Mają po prostu taki styl bycia. Nie bierz wszystkiego do siebie.:) Trzymam za Ciebie kciuki!
 Margaret

wtorek, 30 października 2012

Wymarzony wyjazd + sprawy finansowe

Witam! Otóż dwa lata temu zmarła moja babcia. Było mi z tym ciężko, ale czas goi rany. Jednak parę miesięcy temu zaczęłam się interesować pewną wycieczką za granicę, mianowicie rok szkolny za granicą. Nauczę się o wiele lepiej języka, poznam nowych ludzi, to świetnie wygląda w CV, nauczę się odpowiedzialności, a język angielski jest dla mnie łatwy do załapania, do mój atut, wiążę z nim moją przyszłość zawodową i nie tylko. No i moje życie wreszcie będzie ciekawsze… Krótko mówiąc: świetnie. No tak, ale przechodząc do sedna sprawy: To wszystko jest NIEZWYKLE drogie (od 20 tys. do 30). Ani ja, ani moi rodzice nie dysponujemy taką sumą, mamy sporo wydatków, moja młodsza siostra miała komunię itd. Wracając do babuni… Mój tata powiedział mi parę lat temu (kiedy Babcia jeszcze żyła), że przypisała mi jakieś pieniądze, do które dostanę po ukończeniu 18 lat. I oto moje pytania: Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o tych pieniądzach. Nie myślcie proszę, że tylko na kasie mi zależy, kochałam babcię, ale chciałabym spełnić marzenia. Bądź co bądź taki wyjazd to nie jest marnowanie kasy. Jak zapytać o to tatę? Jest to delikatny temat, w końcu to była jego mama… Pytałam mojej mamy kiedyś, odpowiedziała, że babcia nie żyje więc się nie dowiem. Wspominałam jej też o wyjeździe, ale stwierdziła, że bałaby się mnie puścić tam (no i rzecz jasna koszty). Ale ja pragnę zwiedzać, doświadczać. Jak ich przekonać do wyjazdu o ile znalazłabym tańszą ofertę. Już nawet nie chodzi o cały rok, ale np. prace wakacyjne, myślę też o studiach poza miastem. Jak mówiłam, chciałabym zwiedzać i doświadczać nowych rzeczy w różnych miejscach, nawet żyć na walizkach. Proszę o odpowiedź i zrozumienie, z góry dziękuję. 

~Wiki
Droga Wiki! 
Na początek proponuję poszukać też innych ofert, pogrzebać w Internecie, popytać znajomych. To po to, żebyś miała w czym wybierać. Nie zawsze dobrze jest się nastawiać na tą jedną, bo może istnieje jeszcze oferta bardziej korzystna, tylko musisz ją znaleźć. Potem porozmawiaj z rodzicami na ten temat , spytaj na jak długi okres czasu zgodziliby się Cię puścić. Bo jeśli nie będą zbyt przychylni, żebyś pojechała na cały rok szkolny, może zaczniesz od krótszych wyjazdów? Zawsze jest to jakieś wyjście, jakiś początek, byś mogła w przyszłości wyjeżdżać na coraz dłużej. W każdym bądź razie powiedz jak bardzo zależy Ci na czymś takim, że jest to Twoje marzenie i dążysz do tego, żeby je spełnić. Powiedz, że rozumiesz sytuację materialną , ale dodaj, też że oczekujesz pomocy, zrozumienia może jakiejś rady ze strony rodziców. Oni na pewno poczują się docenieni, że zwracasz uwagę na to, co mówią. Po prostu porozmawiaj z nimi o tym spokojnie, bez denerwowania siebie i ich. Jeśli rodzice zaczną się do wyjazdu przekonywać, ponownie porusz sprawę finansową i spytaj taty o pieniądze, które ponoć zostawiła Ci babcia. Powiedz, że chciałabyś się dowiedzieć, o co tak dokładnie z tymi pieniędzmi chodzi. Tata powinien zrozumieć, że nie tylko na tym Ci zależy. Spróbuj powiedzieć mu od razu, na co byś te pieniądze chciała przeznaczyć, żeby później nie wynikły różne nieporozumienia. Spytaj ile ewentualnie mogłabyś z tej sumy wziąć, aby wyjechać za granicę. Podkreśl jeszcze ,jak duże jest twoje marzenie. Jest szansa, że rodzice ulegną i zgodzą się. Każdy powinien dążyć do spełniania swoich marzeń i nawet jeśli na początku nie uda Ci się przekonać rodziców do wyjazdu, pamiętaj że nie warto od razu z niego rezygnować. Próbuj znów za jakiś czas, albo z inną podobną ofertą. Trzymam kciuki, żeby się udało! Powodzenia, Lilu

poniedziałek, 29 października 2012

KK: Wizje śmierci

Najmocniej przepraszam za moje spóźnienie! Mam małe problemy z własnym komputerem, dlatego post pojawia się również w pewnym sensie archiwalny; nie mam możliwości przygotowania czegoś nowego dot. muzyki, zatem dziś niestety tylko recenzja. Mam nadzieję, że do przyszłej soboty sytuacja się unormuje. Zbliża się Halloween, dlatego dziś również prezentuję książkę z odrobinką grozy. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje spóźnienie - zapraszam do czytania! :) 

Tytuł: Wizje Śmierci
Autor: Nora Roberts
Gatunek: kryminał
Ilość stron: 280
Co mówi okładka?
Nowy Jork, lato 2059 roku. Porucznik Eve Dallas przemierza mroczne zakamarki Manhattanu, tropiąc psychopatycznego mordercę, który upodobał sobie młode kobiety o ciemnych oczach i długich brązowych włosach. Pierwsza ofiara została znaleziona w Central Parku – leżała na kamienistym brzegu jeziora, z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Nie miała na sobie nic oprócz czerwonej wstążki zaciśniętej na szyi. Nie miała też oczu – zabójca usunął je z chirurgiczną wręcz precyzją… Eve Dallas gorączkowo szuka wyjaśnienia makabrycznej zagadki. Musi odnaleźć mordercę, zanim jej koszmarne przeczucia staną się rzeczywistością.

Po przeczytaniu nazwiska pani Roberts, od razu załącza nam się w głowie lampka i książka z miejsca zostaje zaklasyfikowana jako romans. I tutaj trafiamy na miłą niespodziankę, bowiem jest to powieść o nieco odmiennej tematyce. Nie mogę stwierdzić, że mamy do czynienia z niezwykle wyrafinowanym kryminałem, którego niesamowite zwroty akcji wgniatają nas w fotel, ale po twórczości pani Christie i pana Doyle’a ciężko będzie znaleźć powieść, która zdzierży taką konkurencję. „Wizje Śmierci” przedstawiają nam niezwykle silną bohaterkę, która będąc kobietą wzbudza strach i szacunek. Czytelniczkom czasami potrzeba wzorca, z którym mogłyby się utożsamić.
Historia nie jest do końca banalna, ale raczej schematyczna. Bardzo długo rozwija się akcja i sprawdzanie wszystkich możliwych poszlak. Nie można również powiedzieć, że w tekście wyczuwalna jest groza, którą autorka najprawdopodobniej próbowała w niektórych miejscach zbudować. Mimo wszystko końcówka jest nieco zaskakująca i muszę przyznać, że się jej nie spodziewałam. Może jestem niewybrednym czytelnikiem i brak mi policyjnego zmysłu, ale takiego zwrotu akcji nie dopuściłam nawet do myśli. Zauważyłam pewną tendencję, że Nora Roberts w swoich kryminałach tak naprawdę przedstawia nam mordercę zaraz na początku. Oczywiście nie mamy o tym pojęcia i często okazuje się dopiero pod koniec, że jakiś z pozoru całkiem sympatyczny bohater był cały czas poszukiwanym. I tutaj właśnie tego nie ma. Uznam to za duży plus, gdyż czytelnik do samego końca nie wie, kim tak naprawdę jest morderca.
Mimo iż Nora Roberts postanowiła napisać kryminał (a właściwie całą serię, gdyż opowieści o Eve Dallas jest aż szesnaście i mam zamiar zaprezentować wam jeszcze jedną z nich), to wyraźnie widać tutaj jej rękę. Dlaczego? Bowiem u boku naszej policjantki znajduje się oczywiście oszałamiający mężczyzna. Tajemniczy, szarmancki i niezwykle pociągający; zatem w książce mamy również do czynienia ze scenami erotycznymi. Jednak wybaczmy, w końcu przez tyle lat pisania mogły utrwalić się pewne nawyki. Sądzę, że wstawki nie utrudniają czytania i niektóre czytelniczki mogą odebrać je nawet jako miłą odmianę od brutalności samego morderstwa. Czy książka jest godna polecenia? Myślę, że warto w wolnej chwili po nią sięgnąć. Nie przeraża swoją objętością, czyta się ją szybko i samo rozwiązanie jest dosyć ciekawym zabiegiem.

Ocena:
6/10

Ślę puddingowe pozdrowienia!

Pozwala sobie na zbyt wiele.

Anonimowy pisze...
Hej. Szukałam w spisie notek różne pytania, jednak postanowiłam napisać, ponieważ mój problem jest dość złożony. Mam chłopaka od 10 miesięcy, ja mam 17 lat, a on 18. Jest to związek na odległość, ponieważ on mieszka w Niemczech i tam będzie, aż skończy szkołę i potem wróci do Polski. Ale nie o to chodzi. Mój problem polega na tym, że ja ciągle waham się co mam zrobić! Czy mam z nim być, czy lepiej tego dalej nie ciągnąć. Dlaczego? Nie chodzi o odległość. On jak już byliśmy razem pisał z kilkoma dziewczynami naraz - flirtował, chciał się umawiać - mimo, że był ze mną - ok, wybaczyłam mu, ponieważ pokazał mi, że naprawdę mu na mnie zależy. Później jak był w Polsce, był jeden dzień kiedy się nie widzieliśmy. W tym właśnie dniu urządził z kolegami domówkę u niego. I jeden kolega zaprosił koleżankę, która napiła się i każdego po kolei masowała... dowiedziałam się o tym, że masowała go inna po 2 miesiącach od jego kolegi - ba, nawet pokazał mi zdjęcie, przedstawiające jak ona siedzi na nim okrakiem i go masuje. Była wojna, ale jakoś się ułożyło, starałam się zapomnieć o tym. Później zachciało mu się 'odnowić' kontakt z koleżanką, która mu się podobała i ją podrywał. Jak zobaczyłam co pisał o niej do swojego kolegi, zmartwiłam się - i rzeczywiście wyglądało na to, że ma inne zamiary wobec niej niż zwykłe koleżeństwo; od tej pory myślę, że każda jego znajoma mu się podoba i do każdej coś ma:(. Innym razem chciał od takiej dziewczyny numer gg - twierdził, że to koleżanka - ale do kolegi pisał, jaka to fajna szprycha i że ma na nią ochotę - widziałam tą rozmowę na własne oczy... Ciężko było, chciałam się po tym rozstać, bo za dużo tego wszystkiego, jednak bardzo go kocham i dałam mu ostatnią szansę bo znów postarał się i był taki jaki powinien - zrezygnował z koleżanek, pisania z innymi itd. pokazał że kocha mnie i chce być tylko ze mną. Kiedyś był typem lovelasa, niektóre dziewczyny lecą na takich jak on, wystarczy jedno slodkie słówko i już są zakochane po uszy. Pisał z wieloma dziewczynami. Nie mogę też pogodzić się z jego przeszłością, że tych dziewczyn było aż tyle... nienawidzę każdej dziewczyny, z którą flirtował i nie mogę tego znieść. Nie mogę zapomnieć o tym wszystkim, co mi zrobił co opisałam wyżej jak już był ze mną. Za każdym razem wybaczałam, bo bardzo chciałam z nim być i kocham go. Ale po czasie często przypomina mi się to, co zrobił mimo że teraz się stara i niby nic nie robi... jednak mam to w głowie. Często zastanawiam się co mam z tym zrobić. Jestem też strasznie zazdrosna - po tym wszystkim nawet w jego zwykłej koleżance będę widziała dziewczynę, która być może miała z nim coś wspólnego kiedyś... nie potrafie mu zaufać - on o tym wie. Za dużo się stało. Piszę do was dlatego, żeby się poradzić, bo właściwie nie wiem co zrobić. Niby chce z nim być, kocham go nad życie...dużo przeszliśmy... jednak to co zrobił to pisanie, flirty masaże... nie daje mi spokoju, ciągle mam to w głowie i co jakiś czas przypomina mi się to... co zrobić? Ciągle zastanawiam się jak mógl mi to wszystko zrobić, skoro twierdzi że jestem tą jedyną i tak bardzo mnie kocha, teraz chce się także zaręczyć. Jak myślicie, czy jego intencje są szczere? Czy tacy jak on potrafią się zmienić i poświęcić się jednej dziewczynie? Liczę na odpowiedź wiem, że to długie, jednak potrzebuję waszej rady!

Kochana!
Pierwsze wrażenie o tym chłopaku to "jezu, co za armando!". Ale dalej napisałaś, że pokazał, iż mu zależy i że chce być tylko z Tobą. Kurczę, jak tu mu zaufać? Pisał z innymi dziewczynami, dał się dotykać (który chłopak przepuściłby taką okazję?) ubiegał się za panienkami.. Na takie rzeczy mogą sobie pozwolić tylko wolni faceci!! Miłość to piękne uczucie, a ty jesteś tego pewna i nie chcesz stracić swojego chłopaka. Czy jesteś jednak pewna, że on czuje to samo?
Jeśli chłopakowi nie wystarcza jedna panna, to musi oznaczać, że
  • jest niespełniony, związek go nudzi
  • chce wzbudzić zazdrość
  • chce dać do zrozumienia, że to koniec
  • taki jest styl jego życia i na razie nie śpieszy mu się do zmiany
  • myśli, że może wszystko.
Dziewczyno! Albo z nim skończysz, albo zaczniesz stawiać na swoim i pokażesz, ile jesteś warta! Nie możesz mu ulegać i pokazywać, że coby się nie stało, zawsze będziesz go kochać i wszystko mu wybaczysz. Zdajesz sobie sprawę, że spora część dziewczyn skończyłaby związek po tym, jakby się dowiedziała o tym, co opisujesz? Jeśli jeszcze raz dowiesz się o podobnej sytuacji, zacznij traktować go z dystansem. Nie pisz/nie dzwoń pierwsza, nie pozwól mu zbliżyć się do Ciebie, oczekuj wyjaśnień, skruchy i naprawy. Bo to co opisałaś jest ciosem poniżej pasa, powinnaś oczekiwać za to co najmniej wiele. Przećwicz swoją silną, głęboko ukrytą wolę i nie daj się ponieść emocjom. Jeżeli będzie chciał to naprawić i naprawdę Cię kocha, odezwie się, znajdzie czas i wszystko wyjaśni. Będzie umiał to naprawić, jeśli tylko będzie chciał.
Powodzenia i pozdrawiam,
Tincia 

piątek, 26 października 2012

Niespodziewana ciąża i... ślub?

Cześć. Często zaglądam na Waszego bloga, jesteście super, pomogłyście już tylu dziewczynom! Będę bardzo wdzięczna, jeśli zdecydujecie się pomóc także mi. Jestem Ewa i miesiąc temu skończyłam osiemnaście lat. Ze swoim chłopakiem jestem już od bardzo dawna, właściwie poznaliśmy się w przedszkolu, w jednej z pierwszych klas podstawówki zaczęliśmy ze sobą „chodzić” (wiadomo, wtedy to było jeszcze takie bardzo dziecinne ) i od tamtej pory jesteśmy razem, nierozłączni. Świetnie się dogadujemy, właściwie chyba nigdy nie mieliśmy jakiejś większej kłótni, choć drobne konflikty oczywiście się nam zdarzają, jak chyba każdej parze. Od około roku współżyjemy ze sobą. Zawsze się zabezpieczaliśmy, ale niedawno było parę ryzykownych sytuacji, później zaczęłam się źle czuć, tydzień temu zrobiłam test ciążowy i wynik wyszedł pozytywny… Wczoraj byłam u lekarza, będziemy mieli dziecko. Oczywiście jest we mnie pełno sprzecznych emocji, nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale czuję się dosyć szczęśliwa. Od jakiegoś czasu chłopak mówił mi coś o ślubie, że chciałby się ze mną ożenić, ale ja zawsze trochę go z tym ograniczałam, namawiałam go na termin „po studiach”. Jednak ta niespodziewana ciąża sprawiła, że trochę inaczej na to wszystko spojrzałam, stwierdziłam, że właściwie skoro się kochamy to po co czekać. Mój chłopak rozmawiał już ze swoimi rodzicami, nie mają nic przeciwko. Są dość majętni, obiecali więc, że kupią nam jakieś mieszkanie albo może nawet jakąś małą posiadłość. Wiadomość o ciąży też przyjęli raczej spokojnie. Sprawa wygląda następująco: ja się cieszę, chłopak się cieszy, „teściowie” się cieszą… A moi rodzice o niczym nie wiedzą. Strasznie boję się im o tym wszystkim powiedzieć. W sumie ja mam już osiemnaście lat, więc nie muszą wyrażać zgody na ślub, a mojemu chłopakowi (który jest w moim wieku) zgodę na ślub wyrażą rodzice (mężczyźni chyba mogą ślubować od 21 lat, o ile się nie mylę), ale… nie chcę kłócić się z rodzicami, chciałabym to wszystko załatwić w zgodzie… mogłybyście mi podpowiedzieć, jak mam załatwić tę sprawę z rodzicami, jak im o wszystkim powiedzieć? Z góry dziękuję i pozdrawiam, a jeśli była gdzieś podobna notka to przepraszam, ale nie dopatrzyłam się.

 ~Ewa



Droga Ewo!


Zaczął się właśnie nowy etap w Twoim życiu, za niedługo sama założysz swoją nową rodzinę. Gratulacje kochana!
Jednak przejdźmy do rozwiązania problemu. Twoi  rodzice wiedzą o ciąży? Jeśli dobrze zrozumiałam jeszcze nie są poinformowani.  Należy zacząć właśnie od tego i to jak najszybciej, bo im bardziej będziesz zwlekać tym trudniej będzie Ci o tym powiedzieć. Dorośli to też ludzie i nie mogą czuć się wykluczeni.  Sam fakt, że dowiedzą się o tym później niż rodzice Twojego chłopaka może być dla nich dodatkowym powodem do stresu więc do dzieła. Wiem, że jest to dla Ciebie trudne, ale podsunę kilka wskazówek jak postępować przy takiej rozmowie.
Przede wszystkim musisz być przygotowana na  początkową dość nieprzyjemną reakcję rodziców, którzy mogą być w szoku, a raczej na pewno będą. Kiedy padną pytania, co teraz ze szkołą, z nauką , z pieniędzmi itp. zachowuj się odpowiedzialnie, staraj się nie odpowiadać  ‘nie wiem’ . Musisz pokazać rodzicom, że jesteś dojrzała i że ich mała córeczka dorosła już do założenia własnej rodziny. ;) Chociaż pamiętaj, że nawet jeśli masz już osiemnaście lat, dla Twojej mamy czy taty nie zmieniłaś się nagle w całkiem niezależną i dorosłą osobę.
Zacząć rozmowę można tradycyjnie- kiedy i mama , i tata będą razem w pokoju.  Mów zwięźle i wyraźnie, staraj się nie jąkać i być pewna w tym co mówisz. Słowa „ Musze wam coś powiedzieć. Jest to dla mnie bardzo ważne więc chcę, żebyście mnie zrozumieli „ mogą być na początek dobrym rozwiązaniem. Przemyśl to jeszcze, ale nie ucz się niczego na pamięć, żeby nie wyglądało sztucznie. Jeśli  uważasz, ze lepiej będzie o tym powiedzieć  najpierw mamie , a potem dopiero tacie to tak zrób. Gdy masz większe zaufanie do jednego z rodziców, myślę że może będzie to dla Ciebie trochę łatwiejsze.
I jeszcze jedno- to czy chłopak będzie przy takiej rozmowie zależy od stosunków pomiędzy nim a Twoimi rodzicami. Zastanów się , gdyż w jednym wypadku mogą oni docenić fakt, że go przyprowadziłaś, że zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Z drugiej zaś strony jeśli uważasz, że lepiej będzie tego nie robić nie warto pchać go tam na siłę. Zależy to od tego jakie kontakty utrzymuje z nimi Twój chłopak. Możesz po prostu posłuchać swojej intuicji ( co tyczy się całej tej rozmowy ), coś na pewno ona Ci podpowie. ;)

Druga sprawa to ślub.  Zaważy on na całym Twoim życiu więc dokładnie jeszcze raz wszystko przemyśl. Nie może być to spontaniczna decyzja podjęta pod wpływem emocji, pamiętaj o tym. Jednak jak już jesteś pewna, że chciałabyś  wyjść za mąż nie informuj rodziców o tym od razu, zbyt duża dawka informacji na raz może jeszcze bardziej ich zdenerwować. Możesz dodać, że w związku z takim biegiem wydarzeń trochę myślałaś o ślubie, ale nie mów od razu że wszystko postanowione i nie stawiaj rodziców przed faktem dokonanym.
 Później wszytsko powinno się jakos potoczyć, a wasze kontakty nie ulegną ochłodzeniu jak tylko będziesz tego chciała i się o to starała :)

I  jeszcze taka mała uwaga- pamiętaj, że nawet jeśli na początku rodzice będą trochę źli, po jakimś czasie powinno im to przejść,  a stosunki  miedzy wami ustabilizują się ;)
Powodzenia,
Lilu

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x