Droga Luno! Jest piątkowy
wieczór, a ja czuję się bardzo samotna i smutna i chyba dlatego postanowiłam do
Ciebie napisać.
Mam 17 lat i jeszcze nigdy nie
miałam chłopaka. W moim życiu pojawiło się wielu chłopców, większość z nich,
niestety, chwilę zabawiła się moim kosztem i zniknęła. Był jeden, w którym
kochałam się przez długie 2 lata (nazwijmy go N). Tańczyliśmy razem na imprezie
i powiedział mi coś, co dodało mi wiary w siebie: "Jesteś najpiękniejszą
ze swoich sióstr". Mam 2 siostry i zawsze czułam się od nich w jakiś
sposób gorsza. Porównywałam się do nich odkąd pamiętam i bardzo często
zazdrościłam im wielu rzeczy. Był to chłopak na którego w tamtym momencie
zwracało uwagę wiele dziewczyn, ale on wybrał mnie i nawet wtedy, kiedy na mnie
już nie patrzył, kiedy się do mnie nie uśmiechał z drugiego końca korytarza,
kiedy nie mówił już głupiego "cześć" i udawał, że nic między nami nie
było, to ja naiwna (a może po prostu beznadziejnie zakochana?) miałam wciąż
nadzieję, że on będzie mój, a ja będę jego. Nie pisał, nie uśmiechał się, nie
mówił mi "cześć", bo już dla niego nie istniałam, zniknęłam w cieniu
swojej młodszej o rok siostry. Zakochał się w niej. A ona czytała mi ich
rozmowy, każdy sms, który do niej przysyłał. Była niczego nie świadoma, bo
nigdy jej nie powiedziałam o tym, co do niego czułam i nigdy jej tego nie
powiem. Na szczęście już wyleczyłam się z N, to już dawne dzieje. Czasem nawet
mijamy się na mieście, patrzę na niego i nic - wiem, że wszystkie szalone
motyle w brzuchu, które pojawiały się niegdyś na jego widok już umarły. Z moją
siostrą też mu nie wyszło. Doszło do mnie, że mnie okłamał. Powiedział, że jestem
najpiękniejsza z moich sióstr, a jednak zakochał się w jednej z nich, jakby nie
patrząc - porzucił mnie dla mojej siostry. I to bolało mnie najmocniej (nawet
nie to, że zostałam porzucona, nie złamane serce, tylko to kłamstwo), bo myślałam,
że wygrałam z tym odwiecznym uczuciem bycia gorszej od nich. Tymczasem prawda
wróciła, wyszła na wierzch i dała mi w twarz, znowu. Od tamtego momentu bardzo
trudno jest mi się zakochać. Kiedy idę z siostrą i jacyś chłopcy obdarzają nas
spojrzeniem, zawsze, zawsze, już automatycznie, myślę, że są to spojrzenia
tylko i wyłącznie dla niej. Jestem skryta, ona wygadana i łapię się na tym, że
rozmawiam z ludźmi na siłę. Nie lubię tego robić, wolę nawet milczeć, bo czuję
się komfortowo w ciszy, a tak to zmuszam się do gadania o niczym, by upodobnić
się do niej; by ludzie lubili mnie w takim samym stopniu w jakim lubią ją.
Wiem, że to błąd, że nigdy nie spotkam ludzi, którzy polubiliby mnie za to jaka
jestem naprawdę. Codziennie patrzę na siebie poprzez pryzmat swoich kompleksów.
Nie umiem polubić siebie. Chciałabym być taka jak moja siostra: wysoka,
szczupła, mieć takie idealne uda, mały nos, długie rzęsy, długie włosy, duże
oczy, być fotogeniczna, mądra, wygadana, chciałabym tak szybko zjednywać sobie
ludzi, chciałabym, by parzyli na mnie i myśleli "Jest bardzo, bardzo
ładna", bo ja właśnie tak myślę o niej. Chciałabym się podobać. Tymczasem
jestem inna. Obydwie jesteśmy tak różne, gdybyś nas widziała - nigdy nie
pomyślałabyś, że jesteśmy siostrami. Moja samoocena jest bardzo niska i nie
wiem, czy jest ona spowodowana ciągłym porównywaniem się do innych, lepszych
osób, czy tym, że w moim życiu nie ma już chłopców, którym bym się podobała. W
pewnym okresie mojego życia było aż za dużo chłopaków i chcąc nie chcąc
przyzwyczaiłam się do tego, że się podobam. Teraz, przez te kilka lat wszystko
diametralnie się zmieniło. Jestem sama. Samotna. Nie mam przyjaciół ani
chłopaka. Mam tylko ją, siostrę. Nie chodzę na imprezy. Nie piję. Nie palę. Nie
ćpam. Nie tnę się. Mojej siostrze wystarcza takie życie, ale ona jest ładna i
dlatego wszystko jest dla niej prostsze. Ma inny punkt myślenia niż ja,
wszystko obraca się w jasnych barwach, u mnie odwrotnie. Codziennie na coś
narzekam, codziennie coś mnie wkurza i jestem niemalże od niej uzależniona.
Chodzimy do jednej szkoły, jednej klasy (poszła wcześniej o rok do szkoły).
Tworzymy symbiozę, tajny pakt, układ, spisek. Śmiejemy się razem, rzadziej
razem płaczemy - bo ona nie ma problemów, a ja mam swoje mroczne tajemnice o
sobie, o tym, że nienawidzę życia i siebie i nie chcę jej o tym mówić. Kiedyś
próbowałam, ale ona nie chciała słuchać, nie rozumiała. Wiem, że po skończeniu
szkoły się rozdzielimy. Ja po prostu istnieję. Istnieję, nie żyję. Powiem Ci,
czasami nie mam ochoty żyć i nie wiem, czy to tylko dlatego, bo brakuje mi
tego, by ktoś poświęcił mi uwagę, by ktoś się we mnie zakochał, powiedział mi
coś miłego. Boję się patrzeć ludziom w oczy, boję się rozmawiać, cały czas
krytykuję siebie(więc może jednak stosuję autoagresję werbalną), mój umysł
nigdy nie śpi. Chowam się w książkach lub w Internecie. JESTEM, ale jakby mnie
nie było. Kim jestem? Boże! Nie zwierzyłam się jeszcze nikomu, tylko Tobie :(
Nie wiem co robić. Jeśli przeczytałaś i zechcesz mi pomóc to bardzo dziękuję.
Będę czekać i przepraszam, że tak się rozpisałam.
— Chiara
Kochana
Chiaro!
Nie ukrywam, że problem, który mi
przedstawiłaś, jest bardzo delikatny i niezwykle poważny. Na początku
zatrzymajmy się i zastanówmy, co sprawiło, że tak o sobie myślisz. Sądzę, że
mogło spotkać Cię coś przykrego jeszcze zanim poznałaś N. To mogło być cokolwiek,
co trochę podburzyło Twoje mniemanie o sobie. W końcu człowiek z dnia na dzień
się nie zmienia i rzadko bywa tak, że z dnia na dzień wszystko traci. Skoro
otaczałaś się niegdyś gronem chłopaków, którym się podobałaś, przypuszczam, że
byłaś wtedy pewniejsza siebie. Przydarzyło się coś, co Cię trochę podłamało.
Zdawało Ci się, że się z tego wyleczyłaś, ale to jednak cały czas tkwiło w
Twojej pamięci i nigdy się nie stałaś taka, jak wcześniej. Potem była sytuacja
z N, która całkiem zniszczyła Twoją dobrą samoocenę. I sądzę, że i tutaj nie do
końca masz rację z tym, że się z niego wyleczyłaś. To znaczy, źle się
wyraziłam. Nie z niego, a z tej sytuacji, w którą Cię wpędził. Może i go nie
kochasz, a do Ciebie dotarło, że wcale nie był takim księciem z bajki, jakim się wydawał, ale to jego, jak to ujęłaś, „kłamstwo”
wciąż za Tobą podąża, a Ty starasz udawać się, że wszystko jest dobrze. Nie, kochana,
wcale nie jest dobrze. Okłamujesz sama siebie, mówiąc tak. A nie zwierzając się
nikomu, tylko chowając swoje troski w głębi serca, tylko się pogrążasz. Stajesz
się wyjątkowo niebezpieczną bombą, która, niewiadomo kiedy i w jaki sposób,
może wybuchnąć. Może ta eksplozja stać się, w najlepszym wypadku, płaczem, ale
może też być zaburzeniem depresyjnym albo, w najgorszym wypadku, autoagresją
bądź samobójstwem.
Teraz postarajmy się coś zaradzić
na ten problem. Na początku wiedz, że nie będzie łatwo, ale włóż w swoją
przemianę wszelkie starania. Pomyśl, że to tylko i wyłącznie dla Twojego dobra,
aby stać się w swoich oczach wartościowym człowiekiem. Nastawienie jest
najważniejsze. Musisz, kochana, odrzucić wszelkie negatywne myśli i powiedzieć
sobie: dam radę. Wiem, że z zaniżoną
samooceną jest to dość trudne, ale próbuj aż do skutku i nie odpuszczaj.
Krokiem drugim będzie szczera
rozmowa. Jeśli dobrze czujesz się w towarzystwie swojej młodszej siostry –
spróbuj raz jeszcze porozmawiać z nią. Przecież jest Twoją przyjaciółką – musi Cię
wysłuchać. Jeśli nie z nią, porozmawiaj z mamą. Możesz też skorzystać z pomocy
pedagoga szkolnego. Po prostu musisz wyrzucić
w końcu z siebie to, co trzymasz od dawien dawna ukryte. Poczujesz się wtedy
lżej, gdy zobaczysz, że ktoś Cię rozumie i ktoś chce Ci pomóc. Że komuś na
Tobie zależy.
Jeśli już opowiesz komuś o tym,
co Cię przez tak długi czas gnębiło, pora przełamać swoją złą samoocenę i znaleźć
zaufaną przyjaciółkę. Z pewnością siebie łatwo nie będzie i bez dobrego
nastawienia też nic nie zrobisz. Dlatego musisz przestawić się na optymizm i
uśmiechać się. Nie chowaj się za książkami i staraj się prowadzić interesujące
rozmowy oraz włączać do dyskusji w klasie. Czasami będziesz musiała robić coś
wbrew temu, co najchętniej byś teraz zrobiła, ale wszystko w imię Twojego
dobra.
Nie mogę też oceniać tego, jak
wyglądasz, ponieważ nigdy Cię nie widziałam. Doradzić tylko mogę, że wysiłek
fizyczny sprawi, że poczujesz się lepiej – dlatego możesz wybierać się gdzieś
na obrzeża miasta, aby pobiegać albo chodzić na siłownię. Jeśli nie chcesz z
kimś, możesz założyć słuchawki i słuchać muzyki, przy okazji ćwicząc – będzie równie
przyjemnie. Ponadto możesz pójść z siostrą na zakupy, aby kupić kilka modnych
ubrań. Wizyta u fryzjera czy kosmetyczki oraz codzienny makijaż też sprawi, że
poczujesz się pewniej.
I, co najważniejsze, pamiętaj, że
każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy i każdy jest wartościowy. Nie możesz
wiecznie przyrównywać się do siostry, bo ona jest inna. Ty bądź tylko i
wyłącznie sobą, nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Trzymam za Ciebie kciuki!
Pozdrawiam,
Luna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz