niedziela, 16 lipca 2017

Olejowanie włosów

   Zanim przejdę do właściwej części tego posta, chciałabym się Wam przedstawić.
   Cześć, jestem Julsz, jak mogłyście już zauważyć, a w prawdziwym życiu mówią mi Julka (tego to się nie spodziewałyście, nie?). Piszę tę notkę w ramach okresu próbnego, spodziewajcie się jeszcze dwóch, wtedy zobaczymy, czy zostanę tu na stałe. :) Możecie mi zadawać pytania dotyczące pielęgnacji włosów i cery, choć z tym drugim nie jestem jeszcze aż tak szeroko zaznajomiona, jak z włosomaniactwem, więc bycie autorką tego działu na pewno stworzy wiele okazji, by rozszerzyć zarówno Waszą, jak i moją wiedzę. Niestety nie znam się na makijażu i o nim pisać nie będę.
   Jako osoba, która będzie często polecała Wam kosmetyki do włosów, wiele z nich osobiście przetestowanych, opiszę też… swoją czuprynę! Jeżeli macie podobny typ włosów, to całkiem możliwe, że stosowane przeze mnie odżywki, maski, oleje itp. sprawdzą się też u Was.
Zacznijmy od tego, że określam swoje włosy mianem wysokoporowatych, ale nie ekstremalnie – zmierzają raczej w stronę średnioporowatych. Dla osób niewtajemniczonych (spokojnie, tutaj opiszę też, co to w ogóle jest porowatość włosów) – cechują się one z reguły łatwym puszeniem, szczególnie przy wilgotnym powietrzu, a także tendencją do suchości, którą coraz lepiej zwalczam. Mogłabym je określić jako falowano-kręcone – zależnie od dnia potrafią się ładnie pokręcić albo być ledwo falowane. Nie przetłuszczają się i to na tyle, że mogę je spokojnie umyć trzy razy w tygodniu i w „dniu mycia” wciąż nie widać, że są lekko tłuste.
Dobra, to by było na tyle z mojej egocentrycznej gadaniny! Przejdźmy do tematu notki.

Olejowanie włosów

Co to w ogóle jest?
   Zapewne większość z Was nie słyszała o takim „zabiegu”, jak olejowanie albo nie zwróciła na to uwagi i popukawszy się w głowę, wróciła do spraw codziennych. Jednak wbrew pozorom regularne używanie dobrze dobranego oleju potrafi zdziałać cuda z włosami, szczególnie suchymi i puszącymi się! Słowo „olejowanie” (wybaczcie za powtórzenia, nie mam pojęcia, czy istnieje jakiś sensowny synonim) na pewno kojarzy się Wam ze zwykłym olejem spożywczym i w zasadzie to macie rację. Ten sposób odżywiania włosów polega zwyczajnie na nałożeniu na nie oleju, choć nie tylko rzepakowego lub słonecznikowego, ale więcej propozycji wymienię później. Spokojnie, wbrew pozorom on się zmywa. Trzeba tylko użyć go w odpowiedniej ilości i dobrym sposobem, a mamy ogrom możliwości. 

   Zanim uznacie olejowanie włosów za bezsens, to chciałabym zrobić z Wami mały test. Poszukajcie odżywki lub maski do włosów, najlepiej takiej do suchych. Przeanalizujcie opakowanie – mniemam, że wiele producentów chętnie chwali się obecnością olejów w składzie. A nawet jeśli się nie chwalą, myślę, że w większości produktów znajdzie się chociażby oliwa, olej arganowy, olej palmowy, awokado – nie sposób wymienić wszystkich. Po prostu spójrzcie na to, co ma na końcu „Oil”. Przekonałam? :)

   Dzięki dobroczynnym składnikom olejów (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy), które docierają do włosów, te stają się zdrowsze, bardziej nawilżone, mięsiste i sypkie, a także dociążone (nie mylić z obciążonymi). Jeśli prawidłowo olejujecie skalp, to również go nawilżacie, a także możecie przyśpieszyć porost włosów oraz wbrew pozorom ograniczyć przetłuszczanie skóry głowy. To nie są puste słowa – sama tego doświadczyłam, bo moje włosy przeszły ogromną przemianę między innymi dzięki olejowaniu. Pamiętajcie jednak, że należy robić to regularnie – w zasadzie najlepiej przed każdym myciem, jeśli są one przesuszone i zniszczone, ale nie każdy ma na to czas. Myślę, że powinno poświęcić się co najmniej dwa razy w tygodniu minimum dwie godziny, by zobaczyć efekty.

   W tym miejscu chciałabym tylko przestrzec Was, byście nie używały żadnych „olejków” i serum do włosów w celu olejowania ich. Są to dobre produkty do zabezpieczania włosów i używania po myciu, ale z reguły ich działanie odżywcze jest bardzo małe ze względu na przewagę silikonów w składzie. Mówię tu na przykład o „Argan Oil” Bioelixire. Nazwy mylą – po prostu sprawdźcie skład takiego olejku, ten, którego używa się do olejowania, powinien w polu INCI/ingredients zawierać wyłącznie, załóżmy, olej migdałowy/lniany/winogronowy itp. (w przypadku mieszanek – ewentualne ekstrakty z roślin), a czasem konserwanty, choć polecam używanie takich, które ich nie zawierają. 

Jak to robić?
   Skoro już wyjaśniłyśmy sobie, czym jest olejowanie i dlaczego warto to robić, podam Wam kilka najpopularniejszych sposobów. Każdy z nich ma swoje zalety i wady, polecam wypróbować wszystkie, żeby odkryć, który z nich jest najlepszy dla Waszego typu włosów. Po jakimś czasie same znajdziecie swoją własną drogę.

·      - Olejowanie na sucho – jest to najprostszy sposób. Po prostu rozcieracie w rękach dany olej (około jedna łyżka stołowa dla dość gęstych włosów sięgających za łopatki – przy krótszych będzie to mniej. Pamiętajcie, nie przesadźcie z ilością, bo narobicie sobie szkody!) i nakładacie go na suche włosy, dokładnie rozprowadzając. Jeśli mają one skłonność do bycia przyklapniętymi, możecie nakładać olej od ucha w dół. Po tym polecam spiąć włosy, by nie pobrudziły ubrań i spędzić tak co najmniej dwie godziny – z czasem zobaczycie, jaki czas spędzony na odżywianiu Wam służy.
·      - Olejowanie na mokro – wszystko przebiega tak samo, jak wyżej, tylko przed aplikacją musicie zamoczyć włosy, a później odsączyć je ręcznikiem z nadmiaru wody. Nałożenie oleju może być nieco trudniejsze, więc lepiej robić to ostrożnie, by nie wyrwać za dużo kosmyków. ;) Włosy możecie zwinąć i włożyć pod czepek i turban z ręcznika/zimową czapkę, by ciepło wspomogło działanie dobroczynnych składników.
·      - Olejowanie „na rosołek” – najpierw musicie wlać do miski jakiś litr wody, najlepiej ciepłej (ale nie gorącej), słyszałam też, że przegotowana będzie jeszcze lepsza – szczególnie, gdy w Waszym mieście jest twarda woda. Do tego dodajecie łyżkę, może dwie, wybranego oleju, mieszacie wszystko i moczycie w tym włosy. Jakiś czas pobawcie się nimi w tej „zupce”, pomieszajcie, by wszystko dobrze wchłonęły, a potem wyciśnijcie włosy z nadmiaru mieszanki i nałóżcie foliowy czepek, a potem owińcie turbanem lub czapką.
·      - Olejowanie na maskę/na odżywkę – jest to jedna z moich ulubionych metod, bo nie trzeba emulgować oleju przed zmyciem go (niedługo wyjaśnię, o co chodzi). Nałóżcie na włosy maskę lub odżywkę, a na to znowu około łyżkę… zgadnijcie czego! Tak, oleju! ;) Po tej notce będziecie miały dość tego słowa, ja też, swoją drogą. Całość zawijacie pod foliowy czepek, nakładacie turban i siedzicie tak jakiś czas. Możecie podgrzać tę instalację suszarką, by polepszyć efekty.
·      - Olejowanie przez olejową „mgiełkę” – znajdźcie jakieś opakowanie po mgiełce lub czymkolwiek, co ma atomizer. Wlejcie do niego wodę, dodajcie łyżkę oleju, można dorzucić też tzw. półprodukty – aloes, pantenol, glicerynę. Całość mieszamy i spryskujemy tym włosy. Może to trochę zająć, zanim będą dobrze pokryte, ale dzięki temu nie przesadzicie z ilością oleju.
·      - Olejowanie „na mgiełkę” – ma trochę inną zasadę, niż sposób wyżej. Najpierw spryskujecie włosy mgiełką nawilżającą (może być również dobra mgiełka do twarzy, ważne, by nie miała silikonów) i na to znowu nakładacie olej. Jeśli nie macie kupnej mgiełki, możecie ją zrobić – zmieszajcie około 200 ml wody i różne nawilżające składniki – aloes, pantenol, glicerynę (po kilka kropli) albo miód lub cukier (po łyżeczce).
·      - Olejowanie z maską – jeżeli nie macie czasu, to po prostu do porcji maski albo odżywki, jaką nakładacie na włosy, dodajcie bardzo niewielką ilość oleju – łyżeczka albo i mniej, żeby nie obciążyć włosów. Taką mieszankę nałóżcie PO myciu, trzymajcie pół godziny, czyli jak zwykłą maskę, także w czepku i dokładnie spłuczcie wodą.
·      - Olejowanie końcówek – w zasadzie dla mnie nie jest to do końca olejowanie, a raczej sposób zabezpieczenia i odżywienia końcówek włosów. Nałóżcie na nie roztartą w dłoniach kroplę lub dwie oleju, a na to serum silikonowe. Dzięki temu lepiej ochronicie je przed zniszczeniami, jednocześnie odżywiając.
·      - Olejowanie skalpu, skóry głowy – tu sprawa ma się trochę inaczej i w zasadzie ta część zasługuje na osobny wpis. Olejowanie skóry głowy może ograniczyć jej przetłuszczanie, nawilżyć i przyśpieszyć porost włosów, jednakże gdy nieodpowiednio dobierzecie olej lub sposób, to możecie niemile się zaskoczyć przez podrażnienie głowy oraz wzmożone wypadanie włosów. Poza tym z reguły nie powinno się używać w tym celu większości olejów, jakich używamy do włosów. Możecie spróbować olejków firmy Khadi, ewentualnie Dabur Amla – są to mieszanki olejów i ziół. Na skórę głowy dobry będzie też olej musztardowy, z czarnuszki, z nasion kozieradki (swoją drogą – wcierka z kozieradki jest bardzo dobra na porost włosów). Jest ich bardzo wiele i w przyszłości mogę opisać Wam dokładnie, jak powinno się olejować skalp. Najważniejsze jednak, żeby skóra głowy była czysta – nadmiar sebum połączony z olejem może wzmożyć wypadanie włosów – a także byście nie przesadziły z długością trzymania oleju na skórze głowy. Zacznijcie od trzydziestu minut, maksymalny czas to dwie godziny. I nie nakładajcie go za dużo – zasada „im mniej, tym lepiej” dotyczy większości skalpów. 

A teraz najważniejsze – jak zmyć olej?

   Istnieje bardzo łatwy patent, który ułatwi Wam późniejsze zmycie oleju z włosów szamponem. Wystarczy go zemulgować! To moment, w którym pukacie się w głowę i pytacie, o co w ogóle chodzi, prawda? Według cioci Wikipedii emulgacja to „proces łączenia dwóch niemieszalnych substancji, z których przynajmniej jedna jest cieczą, prowadzący do powstania trwałej emulsji”. A tak po ludzku – połączenie odżywki z olejem, dzięki któremu mieszankę łatwiej spłukać z włosów. Po prostu nakładacie na lekko zwilżone, naolejowane włosy odżywkę lub maskę, zostawiacie na jakieś trzydzieści minut, spłukujecie i normalnie myjecie włosy (do mycia polecam łagodne szampony, np. Babydream, ale o tym też mam zamiar napisać, bo nie chcę tego jeszcze bardziej przedłużać). Jeżeli wszystko dobrze poszło, będą one odżywione, ale nie tłuste. Gotowe! :) (nie musicie emulgować oleju, jeżeli olejowałyście na maskę lub na odżywkę)

Po co sięgnąć? 
   Zapytacie teraz, jakiego oleju powinnyście użyć? Cóż, na początek polecam wypróbować to, co macie w domu – chociażby olej rzepakowy, słonecznikowy, oliwę z oliwek lub olej lniany (dwa ostatnie serdecznie polecam na suche włosy!). Możecie użyć też oleju kokosowego, ale uwaga – większość zniszczonych, suchych włosów może on napuszyć. Warto jednak spróbować!
Jeżeli jednak chcecie sięgnąć po coś z wyższej półki, najpierw chciałabym zapoznać Was z definicją porowatości, która jest bardzo ważna w dobieraniu dobrego oleju (oczywiście od tej reguły zawsze będą jakieś wyjątki i wasze włosy mogą pokochać coś, co rzekomo do nich nie pasuje). Porowatość włosów to stopień, w jakim łuski włosa są odchylone od jego rdzenia – im bardziej odchylone, tym łatwiej jest je zniszczyć i wysuszyć, a woda szybciej odparowuje z takiego włosa. Jeśli więc łuski ściśle przylegają do siebie, to włosy są niskoporowate. Im bardziej się odchylają, tym bliżej im do wysokoporowatych. W praktyce wygląda to tak:

   Włosy wysokoporowate – są to często włosy kręcone i falowane lub zniszczone przez farbowanie, prostowanie albo mechaniczne uszkodzenia. Jeśli  powietrze jest wilgotne, bardzo się puszą, są także podatne na kolejne uszkodzenia. Chłoną wszystko jak gąbka, łatwo je stylizować, szybko się moczą i schną. Ale spokojnie, nie są takie złe! Dosyć trudno je obciążyć, a większość kosmetyków nawilżających przyjmują z wielką chęcią.

   Włosy niskoporowate – najczęściej to proste, zdrowe, lśniące i sypkie włosy. Ich łuski ściśle do siebie przylegają, więc trudno je uszkodzić, poza tym raczej się nie elektryzują. Z drugiej strony – niełatwo je stylizować, są na to mało podatne, tak samo na moczenie. A gdy już są mokre, dość powoli schną! W przeciwieństwie do włosów wysokoporowatych, nie potrzebują aż tak dużo zabiegów pielęgnacyjnych (oczywiście nie oznacza to, że wcale ich nie potrzebują).

   Włosy średnioporowate – można nazwać je etapem przejściowym. W zasadzie lubią się z większością kosmetyków, a cechy, które wymieniłam w dwóch poprzednich typach włosów, najczęściej osiągają u tych jako taki środek. Mogą też być „mieszanką” tych cech. Z reguły przybliżają się do jednego z typów i są do niego bardziej podobne.

Przejdźmy do konkretów – wymienię Wam oleje, jakie prawdopodobnie powinny sprawdzić się przy danym typie włosów. 

Włosy wysokoporowate:
Olej z orzechów włoskich
Olej z pestek winogron
Olej konopny
Olej z wiesiołka
Olej słonecznikowy
Olej z kiełków pszenicy
Olej z pestek dyni
Olej z czarnuszki siewnej
Olej sojowy
Olej kukurydziany
Olej z nasion bawełny
Olej z ogórecznika
Olej lniany
Olej z pachnotki

Włosy średnioporowate:
(zależnie od tego, której porowatości im bliżej, mogą polubić się też z olejami dla włosów wysokoporowatych lub niskoporowatych)
Olej z orzechów laskowych
Olej z pestek śliwki
Olej ze słodkich migdałów
Olej makadamia
Olej rzepakowy
Olej arachidowy
Olej sezamowy
Olej ryżowy
Olej awokado
Oliwa z oliwek
Olej arganowy
Olej rokitnikowy

Włosy niskoporowate:
Olej kokosowy
Olej babassu
Olej palmowy
Masło shea
Masło kakaowe
Masło mango

   Pamiętajcie, że powyższy podział może być dla wielu z czupryn czymś abstrakcyjnym – niektóre wysokoporowate włosy uwielbiają olej kokosowy, a niskoporowate mogą chętnie chłonąć oliwę z oliwek czy olej lniany! Najważniejsze, byście przez metodę prób i błędów sprawdziły, co jest dla Was najlepsze. Ta lista to tylko wskazówka.

   Jeśli jednak nie jesteście pewne, jakie substancje mogą Wam służyć, wypróbujcie coś takiego, jak mieszanki olejów. Mają one co najmniej kilka olejów w składzie i używa się ich tak samo, jak wcześniej opisywałam. Jeśli jakaś się u Was sprawdzi, to możecie wypróbować osobno składniki takiej mieszanki. Osobiście polecam olejki do ciała firmy Alterra, są trzy rodzaje – brzoza i pomarańcza, migdał i papaja oraz oliwki i limonka. Każdy kosztuje około 20 zł – chyba, że ostatnio coś się zmieniło - i ma 100 ml pojemności. Możecie kupić je w Rossmannie. Niedawno także Anwen, „matka chrzestna wszystkich włosomaniaczek” wypuściła mieszanki olejów dostosowane właśnie do porowatości włosów. Możecie zamówić je w jej sklepie (http://sklepanwen.pl/) za 29 zł. 

Dwa z trzech olejków z Alterry

   Poza tym słyszałam o takich mieszankach, choć jeszcze ich nie testowałam:
·      - „Terapia Ajurwedyjska do włosów” firmy Orientana – dostaniecie ją w Hebe za około 20 zł
·      - „Olej kokosowy + 8 składników odżywczych” Oil Medica – sprawdzi się głównie na niskoporowatych włosach, dostaniecie ją w niektórych drogeriach za 11 zł
·      - Olejki Khadi, możecie je znaleźć na stronie khadi.pl
Jest ich, oczywiście, wiele więcej, ale myślę, że jak na razie tyle wystarczy, zważywszy na to, że w razie potrzeby znajdziecie ogrom propozycji w internecie, choćby na wizaz.pl. 

Dzisiaj to na tyle, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a wpis się podobał – w razie wątpliwości pytajcie w komentarzach, postaram się odpowiedzieć na Wasze pytania!

Miłego dnia,
Julsz.

1 komentarz:

  1. Słyszałam już nie raz jak pozytywnie na włosy działa olejowanie. Ale nie każdy wie jak taki zabieg wykonać aby włosy pielęgnować a nie ich stan jeszcze pogarszać. Grunt to prawidłowe zmywanie oleju potem, a jak to wykonać dowiedzieć można się z jednego z artykułu dostępnego na portalu dla kobiet https://soshe.pl/. Znaleźć można tam także szereg innych wskazówek jak włosy pielęgnować.

    OdpowiedzUsuń