niedziela, 6 listopada 2011

Trudna miłość.

Wczoraj odezwał się M. Pisałam z nim. Napisał mi łącznie 124 sms. Opowiem teraz całą historię i prosze o obiektywną ocenę tej sytuacji. Bo nie wiem, czy rację mam ja.
Więc tak...Jestem z M. parą. Jest nam super, zajebiście. Pierwszy raz czuję takie uczucie do chłopaka, on umie o mnie zadbać, poczuć, że jestem potrzebna. Jest kolorowo przez pierwsze 4 miesiące. Potem zaczyna się psuć. Początek grudnia, pamiętam to. Umawiam się na spotkanie w piątek z M. w ostatniej chwili dostaję sms, że nie przyjdzie. Wkurzona byłam. Pojechałam sama do centrum handlowego [bo miałam z nim jechać.] Wracam do domu, patrze w komórkę i nie dowierzam. Pisze, że nie chce mnie ranic, że jest wspaniała, piękna, ale musimy zakończyć związek. Zaczynam płakać, ryczeć jak bóbr. Pytam się, dlaczego. On mówi, że miłość się wypaliła. Jest mi strasznie ciężko, rycze całe dnie, nie śpie po nocach, nawet wypad na zakupy nic nie pomógł. Płakałam nawet w sklepie, na przystanku, autobusie. W pewnej chwili stracić wszystko?? Po kilku dniach M. prosi i spotkanie. Dobra. Spotykam się z nim. Na początek mówi słowo ,,Przepraszam.'' I wyjaśnia mi, że zrobił to dla mojego dobra. Tzn, że szedł ulicą i zaczepił go jakiś koleś, zaczęli się bić i M. zbił mu okulary. Na następny dzień po szkole M. zgarniają jakieś podejrzane typy do samochodu. Mówią, że ma oddać kasę, bo zrobią cos złego jemu rodzinie i bliskim. M. pomyślał o mnie, nie chciał, żeby mi się coś stało i zerwał. I jak załatwił tą sprawę, czyl oddał kasę, chciał, żebym do niego wróciła. No i wróciłam. Było dobrze. Ale znowu zaczęło się psuć, bo okazało się, że jakaś dziewczyna się do niego przyczepiła, zakochała się w nim, pisali ze sobą. Byłam zła nie ukrywałam tego. W drodze na spotkanie z M. dostałam sms od mojej koleżanki, która chodzi do tej samej szkoły co M, że on trzyma się za rękę z tą dziewczyną co do niego piszę! Wściekłam się, byłam zła, smutna. I ide na spotkanie, on czeka. Na początek mówię ,,Dobrze się bawiłeś?''a on skrzywił minę ,,o co chodzi?''. Siadamy na ławce. Smutno jest. On też nie jest wesoły. ,,Może chcesz mi się do czegoś przyznać?!''-pytam oburzona.
,,No do tego że jakaś dziewczyna mnie złapała za rękę dzisiaj?''-powiedział. Tłumaczył to tak, że był rozkojarzony, smutny, że między nami coś jest źle i że jakoś nie powstrzymał jej ręki. No, kurde, co to ma być? Chodząc ze mną pozwolił żeby jakaś lafirynda go złapała za rękę? Płakałam. On miał świeczki w oczach. Rozmawialiśmy o tym wszystkim, pytał mi się czy mu wybaczę. Wybaczyłam. Miłość. Miłość to się nazywa. Wstał, przytulił mnie, pocałował. Czułam się szczęśliwa. I mówił, że będzie dobrze, że się bedzie starał itp. Potem ta dziewczyna znowu do niego pisała, wkurzałam sie, napisałam do niej, żeby sie odczepiła, a ona, że nie odpuści. W końcu M. spotkał sie z nią, powiedział, że kocha tylko mnie, ona płakała, powiedział, żeby sobie nadzieii nie robiła, bo on nie chce z nią być. No i dobrze strasznie cieszyłam się, że wreszcie tak się stało.
Spotykaliśmy się, było dobrze no i znowu coś zaczęło być nie tak. Zaczął mnie olewac, dziwnie ze mną rozmawiał, mówił, że nie zasługuje na mnie. Po tygodniu takiego czegoś spotkaliśmy się, rozmawialiśmy. Wkurzyłam się i powiedział ,,dobra ja idę, nie bede cie wiecej zanudzac.'' I poszłam. On poszedł. Napisał, że go nie zrozumiałam, bo miał trudne dni, problemy. Napisałam ,,czekaj'' i pobiegłam za nim. Głupia, głupia zakochana!! Pobiegłam. Gdy już dobiegłam, przytuliłam się, powiedziałam, że go kocham, on też to powiedział. Płakał! To było takie niesamowite. Powiedział, że jestem kradziejką. Kradziejką serca. A ja powiedziałam, że jest złodziejem mojego serca. I było git. Szczesliwa byłam, bo byłam z nim. Było wspaniale. Spotykaliśmy się. Pamiętam jak się spotkaliśmy na WOSP. Szedł pieszo, bo nie miał kasy na bilet. Ale szedł mimo mrozu. Mówił takie piekne słowa.. Że tylko ja, że kocha mnie jak nikogo innego, że liczy się dla niego moje szczescia.
No i 15 stycznia (feralny, okropny piątek.) spotkaliśmy się, bo zaczął znowu coś odwalać, pisać, że nie zasługuje i w ogóle. Płakałam. Mówił, że chce mojego szczęścia, że chce mi wiele dać, a nie może. Ja mowilam, że ja chce tylko miłości, nie chce prezentow, pieniądze nie są najważniejsze. Długo rozmawialiśmy. Pytałam się go wiele razy ,,Proste pytanie, krótka piłka. Chcesz być ze mną czy nie?'' a on odpowiadał, że to nie jest proste, że chce, ale nie chce żebym była nieszczęśliwa. No, kurcze, mowilam tyle razy, że miłości chce, niczego więcej.
Powiedział, że życie to zabawa. Spytałam się go, co się dla niego liczy? Ty-powiedział. Powiedziałam, żeby zastanowił się nad swoim życiem i dostał liścia. Obróciłam się. Odeszłam. Napisał sms, że ja nie rozumiem, że on ma problemy, że martwi się o zdrowie babci, o to, żeby tacie nie zabrakło na chleb. Dobra, dobra, te preteksty mnie wkurzały jeszcze bardziej.
Cierpiałam. I nadal cierpię. Bo kocham go, on nauczył mnie szczerze kochać, kochać do bólu.
Nigdy nie było mi tak dobrze z chłopakiem.
No i odzywał się, mówił, że przeprasza, że żałuje, że był głupi. Ale nie chce przeprosin przez sms. To żałosne.Ile można znosić, wybaczać?
I pisałam z nim wczoraj. Przytoczę kilka jego sms:
,,Nie żałuje tego, że namieszałaś w moim życiu ty byłaś najpiekniejszym darem.''
( Bo napisałam, że tak mam, że mieszam w życiu.)
,,Dobra byłem głupi rozumiem i nie musisz mi tego przypominać przykro mi że miałaś takiego chłopaka''
,,Wiem ale ja wspolczuje tobie i jestem zly na siebie za to co zrobiłem tobie.''
,,Nie zapomne bo nie chce zapomniec.'' (na sms, że o ważnych osobach sie nie zapomina)
,,Mam takie marzenie żeby jeszcze kiedyś się nasze drogi zeszły.''
,,ja chce szczescia i zdrowia dla ciebie i mojej rodziny.''
Napisałm, czy mysli, że dobrze zrobiłam odchodząc a on na to:,,Myślę, że źle zrobiłaś sama mówiłaś że miłość przetrwa wszystko''. ,,Pamietasz co ci mowilem, ze mam trudne dni to trzeba przeczekac i bedzie dobrze'' ,,No to czemu w piątek nie poczułem twojej bliskosci czemu mnie nie przytuliłaś czemu? dobra nie powiedziałem, ze chce byc z toba ale nie powiedzialem ze nie chce byc s toba no nie? żałuje tych słów co powiedziałem że chce bawić się życiem bo piekne życie było tylko z tobą wiesz najgorsze było dla mnie to że dostałem w twarz gorsze było to dlaczego dostałem dobra chce dla ciebie jak najlepiej to nie moja wina, że taki jestem.''
,,Trzeba było zrobić tak-dac mi w twarz, przytulil i powiedziec razem wszystko przetrwamy''
,,Nie twoja wina od początku moja wina jest.''

I ogólnie napisałam, że jeżeli ktoś nie walczy o miłość, to znaczy, że nie zależy mu. Wedlug mnie to szczera prawda.

no i koniec moich wyżaleń.
Oceńcie proszę, kto tu jest winny, co powinnam zrobić? Pomóżcie mi, bo się pogubiłam w tym.


Blacky__


  
Droga Blacky__ !
Nie zazdroszczę Ci takiego położenia. Cały czas doświadczasz bólu, jesteś raniona, świadomie, czy też nie, przez osobę, którą kochasz. Znajdujesz się na takiej huśtawce, którą kierują głównie odczucia i nastroje Twojego chłopaka. Było Wam cudownie na początku. Czy zdarzyło się wtedy coś, co mogłoby popsuć tą relację? Czy przyczyną tamtego spięcia było tylko to, że on bał się o swoją rodzinę i bliskich? Mi, tak mimo to wszystko, sytuacja z tym pobiciem i późniejszym wciągnięciem do samochodu wydaje się mało realna. Nie mówię, że on kłamał, ale radzę się nad tym zastanowić. Myślę, że postąpiłaś dobrze, wybaczając mu to, bo był to jednorazowy, że tak powiem, ‘wyskok’. Ale co dzieje się później- okazuje się, że jakaś dziewczyna zaczyna o niego zabiegać. W dodatku, jeśli wierzyć Twojej koleżance, on trzymał ją za rękę. Twój chłopak od razu wie, z czego się tłumaczyć. Czy to nie dziwne..? Mówił, że to jej wina, że to ona złapała go za rękę, bo on był zły, rozkojarzony myśląc o Was, o tym, że źle się dzieje między Wami. Uważam, że trochę tu podkoloryzował cokolwiek, ale to tylko moje zdanie. Już tutaj poważnie bym się nad tym zastanowiła, dała Wam czas na ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Ale Ty mu od razu wybaczyłaś, po rozmowie. Późniejsze sytuacje zwaliły mnie z nóg. Mówił, że na Ciebie nie zasługuje, mimo że Ty nie dałaś mu tego odczuć, wciąż go kochałaś, wracałaś do niego, wybaczałaś mu. Moim zdaniem mogą być przyczyną tego dwie rzeczy- albo chłopak jest bardzo niepewny siebie, bardzo się boi, że nie podoła Twoim wymaganiom, że nie jest Ciebie warty, aż w końcu Ty go wyśmiejesz, a to, co robi, jest jakby zabezpieczeniem przed tym wszystkim. Drugim wyjściem jest to, że zwyczajnie się Tobą bawi. Biorąc pod uwagę Twój opis obstawiam, że to jednak ta pierwsza, opisana przeze mnie opcja, jest przyczyną konfliktów. I, odpowiadając na Twoje pytanie, kto jest winny, to obstawiam, że to raczej on… Bo nie czytasz mu w myślach, nie wiesz, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, nie wiesz, czy powinnaś go przytulić, czy może lepiej zostawić w spokoju. Tak więc może daj mu jeszcze jedną szansę na twardych warunkach- nie będzie Cię nagle olewał, nie odzywał się bez podania ważnego powodu, będzie mówił, co się dzieje, że jest smutny, nie będzie tego ukrywał. Przestanie powtarzać, że nie jest Ciebie warty i że Cię nudzi, bo w końcu w to uwierzysz... Będziecie się wzajemnie wspierali. Umów się z nim gdzieś i to przegadajcie. Ale zaznacz, że to ostatnia szansa, żeby się w końcu opamiętał, bo naprawdę Cię straci i nie będzie powrotu. I pamiętaj, że nie będzie mogło go być, bo będzie się on wiązał z cierpieniem, aż w końcu zatoczeniem koła.
Pozdrawiam,
Charlotte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x