Wy.. Wy to macie się dobrze.. Również chciałabym
tak... Zakochałyście się/podoba Wam się chłopak, z którym zawsze
możecie porozmawiać, zapytać.. Może niedosłownie tak, ale za chwilę
zrozumiecie, co mam na myśli. Bo u mnie rzeczywistość wygląda zupełnie
inaczej. Cała rzeczywistość, która jest jednym, wielkim problemem,
tudzież przeszkodą. Nie wiem, co zrobić, bo właściwie nie ma stąd
żadnego wyjścia.. Z dnia na dzień jest coraz trudniej i gorzej o tym
myśleć, szukać rozwiązania.. Nawet nie umiem przestać myśleć. Więc
ogólnie rzecz biorąc jestem zakochana w księdzu. Taaak, wiem, skąd Wy
to znacie, bo pewnie problem jest powszechny, Wasza koleżanka ma tak
samo itd. itp. Jednakże to nie jest takie proste, jak osobom, które
nigdy tego nie doświadczyły, wydawać się może. Dałabym sobie może i
spokój gdyby nie fakt, że On zawsze stara się być na Mszy, na której ja
jestem. Także często się patrzy, odwraca wzrok gdy ja patrzę, chrząka,
po spojrzeniu (z głową w dół) dotyka ręką swoich ust i policzka oraz
wykonuje inne takie 'drobnostki'. Jeśli z Jego strony nie byłoby tego
typu zachowań, zapewne odpuściłabym, pomyślała: 'To bez sensu. On nawet
nie wie o moim istnieniu i nie przejmuje się tym.' Ale sprawa wygląda
inaczej.. Cierpię. I to nie jest przelotne zauroczenie, nie zakochałam
się wczoraj. Bodajże trwa to już ponad rok. Po każdej Mszy wszystko
narasta.. Poza tym, gdy zawsze idę do Komunii (ale nie do niego) i
wiem, że On mnie może zobaczyć bardziej z bliska (jestem zawsze z tyłu
w Kościele i w takim charakterystycznym miejscu, że nie ma mowy o tym,
że patrzy nie na mnie), trzęsę się. Zwyczajnie się trzęsę i idę
chwiejnym krokiem. Nie umiem tego opanować. Lecz jakiś tydzień temu,
gdy Jego nie było (co się rzadko zdarza), te uczucie podczas, gdy idę
do Komunii, w ogóle się nie ukazało. Szłam normalnie, jak gdyby nigdy
nic.
Wracając do samego początku komentarza - ja nie mam jak porozmawiać z Nim, nie mam w ogóle szansy. Być może mogłabym.. Ale nie jestem na tyle odważna, by podejść do Niego, spojrzeć Mu w oczy i poprosić Go o spotkanie, by przykładowo porozmawiać o czymś tam. Po pierwsze - o czym? Owszem, mam pewien problem, z którym mogłabym się zwrócić (nie chodzi o moje uczucia, bo nigdy w życiu nie powiedziałabym Mu o tym) do Niego, ale .. Jak On później będzie na mnie patrzał na Mszy? Czy nie uzna mnie za przysłowiową 'dziwaczkę'?
Byłabym wdzięczna, jeśli ktoś by mi pomógł, pocieszył, podniósł na duchu.. Proszę.. Kiedyś życie wyglądało inaczej, a ja byłam zupełnie inna - weselsza, optymistyczna. Coś się zmieniło.
Zresztą, historia ma jeszcze kilka innych drobiazgów, być może są one istotne, ale i tak zbyt się rozpisałam, by jeszcze nadmieniać o rzeczach, które zapewne wydają się nudne i takie stereotypowe..
Z góry dziękuję za jakąkolwiek odpowiedź, również tą w komentarzu, gdyby takowa się pojawiła.
Bo upadam.. Nie radzę sobie..
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wszystkim powodzenia z ich miłościami. 3mam za Was kciuki, że w końcu każda z Was odnajdzie w miłości to, czego szuka i kogo szuka. Życzę Wam tego z całego serca. :-)
~Nirali
Wracając do samego początku komentarza - ja nie mam jak porozmawiać z Nim, nie mam w ogóle szansy. Być może mogłabym.. Ale nie jestem na tyle odważna, by podejść do Niego, spojrzeć Mu w oczy i poprosić Go o spotkanie, by przykładowo porozmawiać o czymś tam. Po pierwsze - o czym? Owszem, mam pewien problem, z którym mogłabym się zwrócić (nie chodzi o moje uczucia, bo nigdy w życiu nie powiedziałabym Mu o tym) do Niego, ale .. Jak On później będzie na mnie patrzał na Mszy? Czy nie uzna mnie za przysłowiową 'dziwaczkę'?
Byłabym wdzięczna, jeśli ktoś by mi pomógł, pocieszył, podniósł na duchu.. Proszę.. Kiedyś życie wyglądało inaczej, a ja byłam zupełnie inna - weselsza, optymistyczna. Coś się zmieniło.
Zresztą, historia ma jeszcze kilka innych drobiazgów, być może są one istotne, ale i tak zbyt się rozpisałam, by jeszcze nadmieniać o rzeczach, które zapewne wydają się nudne i takie stereotypowe..
Z góry dziękuję za jakąkolwiek odpowiedź, również tą w komentarzu, gdyby takowa się pojawiła.
Bo upadam.. Nie radzę sobie..
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wszystkim powodzenia z ich miłościami. 3mam za Was kciuki, że w końcu każda z Was odnajdzie w miłości to, czego szuka i kogo szuka. Życzę Wam tego z całego serca. :-)
~Nirali
Droga Nirali!
Rzeczywiście, Twój problem nie jest prosty, toteż nie ukrywam, że nie było mi łatwo wczuć się w Twoją sytuację. Długo myślałam nad tym co powinnam Ci poradzić, tym bardziej, że nie podałaś swojego wieku, ale myślę, że Ci pomogę. Przedstawię Ci parę rozwiązań, z których możesz skorzystać.
Piszesz, że z Twojej sytuacji nie ma wyjścia... otóż wyjście znajdzie się zawsze, tylko zwykle po prostu nie chcemy takowego dostrzec. Najtrudniejszym, ale też najbardziej efektownym rozwiązaniem byłoby zakończenie tej "znajomości". Mam na myśli zaprzestanie chodzenia do tego kościoła. Gdyby Ci się to udało, po pewnym czasie po prostu przestałabyś o tym księdzu myśleć, złapałabyś lepszy kontakt z innymi chłopakami, aż w końcu odnalazłabyś tego jedynego. Wiem, że teraz ciężko jest Ci w to uwierzyć, ale tak już jest - jedni ludzie z naszego życia odchodzą, a inni przychodzą. Jedyne, czego nam potrzeba to czas, a tego masz jeszcze dużo.
Co do wspólnej rozmowy... myślę, że nie uznałby Cię za dziwaczkę gdybyś wyjawiła mu swój problem. Księża przecież od tego są - od rozmowy. W ten sposób mogłabyś chociaż trochę poznać go od prywatnej strony, mogłoby się nawet okazać, że nie jest on warty Twojej uwagi. Jeśli bardzo tego chcesz, zdobądź się na odwagę i podejdź do niego, ale pamiętaj, że zawsze jest ryzyko, że zapyta Cię dlaczego akurat on, a poza tym to w sumie obcy dla Ciebie mężczyzna, więc bądź z tym ostrożna.
Napisałaś, że ksiądz odwraca wzrok, dotyka swoich ust, policzka, co rzeczywiście w mowie ciała oznacza zwykle próbę ukrycia swoich emocji, napięcia. Ale pomyśl... nawet jeśli on coś do Ciebie czuje, to widocznie nie chce/boi się Ci o tym powiedzieć skoro do tej pory tego nie zrobił. Myślę, że poświęcił swoje życie Bogu z jakiegoś ważnego powodu, więc ciężko byłoby mu to porzucić. Przypuszczam też, że jest on od Ciebie starszy, co też niestety nie jest plusem w tej sytuacji. Trudno byłoby taki związek utrzymać pod presją społeczeństwa, która praktycznie zawsze w takich przypadkach się pojawia. Poza tym to normalny mężczyzna, więc mógłby oczekiwać od Ciebie więcej niż Ty mogłabyś mu dać.
Moja ostatnia propozycja to rozmowa z jakąś starszą osobą, do której masz zaufanie: może to być np. Twoja mama, starsza siostra czy szkolny psycholog/pedagog. Będzie Ci lżej, że nie jesteś z tym sama, że zawsze jest ktoś, kto będzie Cię wspierać.
Podsumowując: zastanów się na poważnie czy chcesz to ciągnąć. Taka decyzja wymaga czasu i spojrzenia na sytuację z dystansu. Jeśli Twoja odpowiedź będzie brzmiała 'tak', to spróbuj z nim porozmawiać (gdy zdecydujeszsię na ten krok, to musisz liczyć się z tym, że możesz jeszcze bardziejsię zakochać, co może wiązać się z kolejnymi problemami), zwróć uwagę na jego zachowanie, a potem będziesz musiała stwierdzić, czy ksiądz chce, by Wasza znajomość się rozwinęła. Jeśli odpowiesz sobie 'nie', postaraj się zapomnieć. Ostatnie rozwiązanie polecam Ci w obu przypadkach, bo rozmowa zawsze jest na wszystko najlepszym sposobem.
Mam nadzieję, że chociaż trochę Ci pomogłam. Życzę Ci powodzenia w tym trudnym wyborze i pamiętaj, że może wystarczy się rozejrzeć, by znaleźć kogoś, kto jest gotowy oddać Ci wszystko, ale czeka tylko na Twój znak. :)
Rzeczywiście, Twój problem nie jest prosty, toteż nie ukrywam, że nie było mi łatwo wczuć się w Twoją sytuację. Długo myślałam nad tym co powinnam Ci poradzić, tym bardziej, że nie podałaś swojego wieku, ale myślę, że Ci pomogę. Przedstawię Ci parę rozwiązań, z których możesz skorzystać.
Piszesz, że z Twojej sytuacji nie ma wyjścia... otóż wyjście znajdzie się zawsze, tylko zwykle po prostu nie chcemy takowego dostrzec. Najtrudniejszym, ale też najbardziej efektownym rozwiązaniem byłoby zakończenie tej "znajomości". Mam na myśli zaprzestanie chodzenia do tego kościoła. Gdyby Ci się to udało, po pewnym czasie po prostu przestałabyś o tym księdzu myśleć, złapałabyś lepszy kontakt z innymi chłopakami, aż w końcu odnalazłabyś tego jedynego. Wiem, że teraz ciężko jest Ci w to uwierzyć, ale tak już jest - jedni ludzie z naszego życia odchodzą, a inni przychodzą. Jedyne, czego nam potrzeba to czas, a tego masz jeszcze dużo.
Co do wspólnej rozmowy... myślę, że nie uznałby Cię za dziwaczkę gdybyś wyjawiła mu swój problem. Księża przecież od tego są - od rozmowy. W ten sposób mogłabyś chociaż trochę poznać go od prywatnej strony, mogłoby się nawet okazać, że nie jest on warty Twojej uwagi. Jeśli bardzo tego chcesz, zdobądź się na odwagę i podejdź do niego, ale pamiętaj, że zawsze jest ryzyko, że zapyta Cię dlaczego akurat on, a poza tym to w sumie obcy dla Ciebie mężczyzna, więc bądź z tym ostrożna.
Napisałaś, że ksiądz odwraca wzrok, dotyka swoich ust, policzka, co rzeczywiście w mowie ciała oznacza zwykle próbę ukrycia swoich emocji, napięcia. Ale pomyśl... nawet jeśli on coś do Ciebie czuje, to widocznie nie chce/boi się Ci o tym powiedzieć skoro do tej pory tego nie zrobił. Myślę, że poświęcił swoje życie Bogu z jakiegoś ważnego powodu, więc ciężko byłoby mu to porzucić. Przypuszczam też, że jest on od Ciebie starszy, co też niestety nie jest plusem w tej sytuacji. Trudno byłoby taki związek utrzymać pod presją społeczeństwa, która praktycznie zawsze w takich przypadkach się pojawia. Poza tym to normalny mężczyzna, więc mógłby oczekiwać od Ciebie więcej niż Ty mogłabyś mu dać.
Moja ostatnia propozycja to rozmowa z jakąś starszą osobą, do której masz zaufanie: może to być np. Twoja mama, starsza siostra czy szkolny psycholog/pedagog. Będzie Ci lżej, że nie jesteś z tym sama, że zawsze jest ktoś, kto będzie Cię wspierać.
Podsumowując: zastanów się na poważnie czy chcesz to ciągnąć. Taka decyzja wymaga czasu i spojrzenia na sytuację z dystansu. Jeśli Twoja odpowiedź będzie brzmiała 'tak', to spróbuj z nim porozmawiać (gdy zdecydujeszsię na ten krok, to musisz liczyć się z tym, że możesz jeszcze bardziejsię zakochać, co może wiązać się z kolejnymi problemami), zwróć uwagę na jego zachowanie, a potem będziesz musiała stwierdzić, czy ksiądz chce, by Wasza znajomość się rozwinęła. Jeśli odpowiesz sobie 'nie', postaraj się zapomnieć. Ostatnie rozwiązanie polecam Ci w obu przypadkach, bo rozmowa zawsze jest na wszystko najlepszym sposobem.
Mam nadzieję, że chociaż trochę Ci pomogłam. Życzę Ci powodzenia w tym trudnym wyborze i pamiętaj, że może wystarczy się rozejrzeć, by znaleźć kogoś, kto jest gotowy oddać Ci wszystko, ale czeka tylko na Twój znak. :)
kasiajonas.