To chyba w kategorii 'chłopcy', choć to trochę naciągane.
Widziałam
dwa podobne posty, ale jednak sens całej mojej sytuacji jest nieco inny
niż w wypadku tamtych dziewcząt. Ciekawa jestem opinii zupełnie
obiektywnej osoby. Tak więc...
Mam
prawie 20 lat i stosunkowo niedawno zaczęłam studiować. Matematykę...
Jestem jedną z najlepszych osób na roku no ale ciężko na to pracuję. Nie
jestem i nigdy nie byłam ładna [powiedzmy, że moim kompleksem jest
zdecydowanie za duża oponka na brzuchu, której nie da się wyeliminować z
przyczyn niezależnych ode mnie - pomińmy to jednak, ze względu na to,
że jestem świadoma iż mam niezłe nogi i kształtny biust]. Uważam, że
jestem inteligentna i oczytana. Bardzo lubię również dyskutować, no i
mam do tego predyspozycje [żeby mnie przegadać, to trzeba mieć ARGUMENT!
:)]. Jestem również dobrym słuchaczem.
Innymi słowy - znam i swoje zalety i wady.
Jeden
z moich wykładowców - 36letni doktor - wpadł mi w oko. Nie mam jakiejś
specjalnie niskiej samooceny, ale sam pomysł podrywania starszego faceta
[żeby nie było wątpliwości: stanu całkowicie wolnego] wyjątkowo mnie
onieśmiela. No bo... Rozmawiamy na zajęciach [pozwala mi nawet kłócić
się ze sobą dopóki nie zrozumiem, czemu nie mam racji :P a jak czasami
uda mi się tę rację mieć, to mi ją oficjalnie przyznaje ;)], uśmiecham
się do niego gdy tylko złapię na sobie jego wzrok [czasami jest tak
intensywny, że aż go CZUJĘ!], czasem wymienimy krótkie, raczej oficjalne
maile, czasami przez chwilę pogadamy po zajęciach na tematy niezwiązane
z uczelnią [ale dosłownie kilka minut, nie więcej], raz razem
wracaliśmy...
Patrząc
na jego zachowanie w stosunku do mnie mogę stwierdzić, że co najmniej
mnie lubi. Sądząc po tym, jak reaguje na moje [nawet najbardziej
idiotyczne] wątpliwości, jak z oczekiwaniem wpatruje się we mnie, gdy
szuka osoby 'chętnej' do rozwiązywania zadania [jak się zgłaszam, to się
śmieje i mówi, że się nie zgadza, bo to zawsze jest dla mnie 'za
proste' - nawet jak się przyznaję, że nie mam pojęcia jak zacząć, a jak
się nie zgłaszam, to też się śmieje, ale twierdzi wtedy, że teraz czas
na mnie, bo się obrażę i 'dopiero będzie!' ;)], jak patrzy, gdy myśli,
że nie wiedzę... Mam wrażenie, że może nawet jest to coś więcej, niż
zwykłe 'lubienie'. Na pewno nie podchodzi tak do innych dziewcząt z
grupy a sporo ich jest.
Oczywiście
jest duża szansa, że tylko mi się wydaje, że to COŚ znaczy, gdyż nigdy
wcześniej nie miałam okazji przekonać się w jaki sposób swoje
zainteresowanie okazuje facet prawie dwa razy starszy.
Lubi
się ze mną kłócić, to wiem na pewno ;). Lubi jak męczę się przy zadaniu
i otwarcie mówię, że liczę na jego pomoc, bo sama się nie odnajdę i nie
dam sobie rady. Lubi jak się upewniam, czy jest tak, jak powinno. Lubi
jak mówię, że 'gdy on to tłumaczy to wydaje się takie proste, ale żeby
to zrobić samodzielnie to już nie bardzo...' [i inne wypowiedzi w takim
sensie ;)]. Dla świętego spokoju wspomnę też, że wyjątkowo lubi czytać
zadanie z mojej kartki, jeśli mam na sobie bluzkę z dekoltem xD (jest
ode mnie sporo wyższy).
Najbardziej
jednak zastanawia mnie to, że nie pozwala nam (ogólnie: wszystkim) za
bardzo wniknąć w cokolwiek co ma związek z nim a nie ma związku z
tematem, a jednak jak my rozmawialiśmy, to powiedział mi co nieco o
sobie. Na podobne pytania skierowane od innych osób nie odpowiadał. Nie
wiem jednak czy to, że uzyskałam odpowiedzi jest kwestią tego, że to JA
je zadawała, czy to w jaki sposób to robiłam (takie... uprzejme
zainteresowanie, bez nachalnego "MUSZĘ TO WIEDZIEĆ!").
Innymi słowy, jestem w kropce.
Patrząc na to racjonalnie... Co takiego mam ja, czego nie mają kobiety w jego wieku? Co taka małolata może mu dać w życiu?
Być może jest to z mojej strony tylko zauroczenie, no ale co, jeśli nie?
Nie
ma szans na coś w stylu 'szczerej rozmowy', bo od niego zależy moje
istnienie na uczelni i zaliczanie egzaminów w sesji [opiekun mojej
grupy], więc jeśli nie zrobiłabym tego odpowiednio, to mogłabym bardzo
sobie zaszkodzić a jak mówiłam - nie mam doświadczenia w relacjach ze
starszymi mężczyznami. Dalej: jeśli tylko mi się WYDAJE, że z jego
strony to coś, co jest warte uwagi, to również dalsza współpraca może
się okazać nie możliwa [wydaje się naprawdę odpowiedzialnym i
inteligentnym facetem].
Nie ma więc szansy na zagranie w otwarte karty, zresztą - nawet jakby była, to jeszcze za wcześnie na to.
Patrząc
przyszłościowo - gdybym lepiej go poznała [na razie znamy się za
krótko] - jego wiek nie przeszkadzałby mi w budowaniu związku. Nigdy nie
miałam problemu z relacjami z mężczyznami, choć nigdy nie byłam w
takiej dokładnie sytuacji a poza tym widzę, że dogadujemy się na tyle,
na ile pozwala sytuacja: studentka-wykładowca.
No cóż, nie wiem co o tym myśleć. Nie mogę zupełnie obiektywnie na to patrzeć. Ale on jest naprawdę sympatycznym facetem... ;)
Jak to wygląda, gdy patrzy się na to 'obcymi' oczami?
Co TY pomyślałabyś w takiej sytuacji?
~Anna
Cześć, dziewczyny :)
Mam
nadzieję, że odpowiedź na moją prośbę o ocenę sytuacji nie jest jeszcze
napisana, bo mam dwa nowe - istotne - fakty. Pierwszy z nich, to taki,
że jakiś czas temu skończył się przedmiot, którego on nas uczył. Był
egzamin, zaliczenie i przedmiot się skończył. Nie będziemy mieć żadnych
zajęć razem już do końca roku akademickiego. To raczej istotne ^^.
I
druga sprawa... Jak w poniedziałek wpadłam na niego na mieście, to
przez jakiś czas wędrowaliśmy razem (bo w tym samym kierunku i w ogóle) i
umówiliśmy się na przyszły piątek na 'po zajęciach'. To nie był mój
pomysł, ale chętnie się zgodziłam, choć nie do końca wiem jaki charakter
ma mieć to spotkanie i jak się zachować. Całkiem miło nam się
rozmawiało poza uczelnią o sprawach różnych, więc w sumie doszłam do
wniosku, że czemu nie... :] Podobało mi się w jaki sposób zerkał na
mnie, gdy milczeliśmy i gdy myślał, że nie widzę, no i jak uśmiechnął
się widząc mój uśmiech i spojrzenie wbite w jakiś wysoki wieżowiec... To
było naprawdę sympatyczne odczucie.
Tyle z mojego tasiemcowatego komentarza numer 3.
Pozdrawiam i liczę na odpowiedź przed przyszłym piątkiem... ;)
~Anna
Aniu!
Po przeczytaniu pierwszego komentarza sądziłam, że Twój wykładowca Cię lubi,
a nawet trochę bardziej, niż lubi, skoro tak bardzo Cię wyróżniał w
czasie wykładów, nie będę już powtarzała i opisywała dokładnie tego, co
robił oraz tłumaczyła, co na podstawie tego można wywnioskować, bo było
tego naprawdę sporo i można twierdzić, że bardzo Cię polubił, ale jako swoją studentkę.
Jednak jego zaproszenie po zajęciach trochę zmieniło postać rzeczy,
bo to już raczej nie mieści się w relacji studentka-wykładowca. Weźmy
jeszcze pod uwagę to, że skończyły się zajęcia, które z nim miałaś i nie
będzie ich do końca roku akademickiego. Jakby ten fakt spowodował, że zaczął działać.
Masz rację, nie możesz zagrać w tym przypadku w otwarte karty, bo to zbyt ryzykowne, i nie chodzi tu już tylko o fakt niepowodzenia, ale też o Twoją przyszłość na uczelni. Więc to z tych powodów odpada.
Jednak
możesz nadal zachowywać się tak, jak dotychczas, okazując mu swoje
zainteresowanie, nie tylko na wykładach, ale również poza nimi i poza
tematami z tym związanymi i czekać na dalszy rozwój wypadków. On ma większe możliwości i na pewno większą swobodę, nie musi tak bardzo się pilnować, więc jeśli ma wobec Ciebie jakieś poważniejsze zamiary, to powinien Ci je okazać.
Idź
na to spotkanie i zgadzaj się, jeśli tylko chcesz i możesz, na kolejne
tego typu, wykorzystaj czas, kiedy nie wykłada w pełni, a może akurat coś z tego wyjdzie;)
Moim skromnym zdaniem wszystko jest w tej chwili na najlepszej drodze i trzeba tylko czekać i odpowiadać pozytywnie na jego propozycje, oczywiście w granicach rozsądku. I wydaje mi się, że czekanie jest w tej chwili najlepszym wyjściem, bo mało ryzykujesz, a jeśli coś z tego miałoby wyjść, to wyjdzie, nawet jeśli inicjatywa będzie wychodziła tylko od niego;)
Jednak muszę dodać, że powinnaś być przygotowana na to, że mogą o Was plotkować,
wygadywać naprawdę niestworzone rzeczy. Jeśli Tobie to nie przeszkadza
lub będziesz w stanie wszystko ukryć, jeśli zaszłaby taka potrzeba, to
chyba nic nie stoi Wam na drodze;)
Charlotte.