Droga Psychodeliczna,
pomóż mi! Mam problemy z rodzicami, dokładniej w sprawach WF-u w szkole. Może nieco nakreślę "historię" tych kłopotów. Zaczęło się w sumie w gimnazjum, kiedy znienawidziłam WF. Próbowałam wymigać się od ćwiczenia, rzadko uczestniczyłam w zajęciach. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i niewiele się zmieniło. Powiedziałam sobie na początku nowego roku szkolnego, że będę częściej, a może i nawet zawsze ćwiczyć. Nie udało się. Dlaczego? Ponieważ źle się czuję z tym wszystkim. Konkretniej chodzi mi o zajęcia. Pewnych rzeczy nie potrafię (jak np. dwutakt) lub po prostu jestem w nich słaba. Mimo tego, wszystko się ocenia. Strasznie irytuje mnie to, że nieważne jaką masz kondycję, robisz to samo co klasa (nie ma podziałów na grupy itd), a za chęci możesz dostać jedynie dwójkę. Wydaje mi się, że ćwiczenia powinny być dostosowane do grupy, jakieś bardziej wyczynowe, zaawansowane i jakieś lżejsze. Jeżeli czegoś nie umiem, nie nauczę się tego, w przypadku WF-u. Po prostu albo umiesz, albo nie. Niedługo mamy zaliczenie z koszykówki. Nie umiem. Denerwuję się i najchętniej poprosiłabym o jedynkę. Poddaję się na starcie, bo wiem co będzie w trakcie. Nie chcę słyszeć za sobą śmiechów, nie chcę się stresować, bo wszyscy patrzą- to jest najgorsze, ale to dopiero jedna przyczyna tego, dlaczego nie chcę ćwiczyć.
Drugą przyczyną jest to, że czuję się niedoceniana. Staram się próbować, staram się udzielać w grze, dużo biegać po boisku, żeby ktoś zauważył, że chociaż się angażuję. Nigdy w swoim życiu na WF-ie nie usłyszałam, że dobrze mi idzie, że jest lepiej, że staram się, czy że po prostu dobrze gram. To boli. Za każdym razem takie słowa słyszą ci wysportowani, którzy grają świetnie, którzy jeżdżą na zawody. Widocznie dla wuefistów jest ważne to, by ci najlepsi czuli się równie świetnie, a reszta schodzi na dalszy plan. Po prostu przykro mi, kiedy daję z siebie wszystko, a nawet nie zostanę pochwalona. A musisz przyznać, że to motywuje, prawda?
Trzecim powodem, dla którego nie ćwiczę jest fakt, że w ogóle słabsze osoby się nie liczą. Wiem na jakim poziomie jest moja kondycja i mimo tego że nie jestem otyła ani gruba, wiem, że jest słaba. U nas, od kiedy pamiętam, podział jest taki: osoby dobre z jakiejkolwiek gry zespołowej, jakichkolwiek ćwiczeń jeżdżą na WSZYSTKIE zawody. O co mi chodzi? Przykładowo, osoba dobra z siatkówki, jedzie również na zawody z koszykówki, hokeja itd.To strasznie niesprawiedliwe, bo myślą sobie "jest dobra z tego, pojedzie też na to, pewnie też jest w tym dobra". Rzadko kiedy przed zawodami mamy selekcję. Nie gramy w to, co akurat będzie, by w ten sposób wybrać najlepszych. Jadą ci i koniec.
Rodzice w tym wszystkim grają taką rolę, że po prostu nie rozumieją mojej niechęci do ćwiczeń. Nie zrozumieją, gdy wytłumaczę im to, co tutaj. Nie pomogą, bo niby jak? Za każdym razem widząc kropki, które biorę na WF-ie, krzyczą albo mówią, żeby to się więcej nie powtórzyło, mam ćwiczyć i koniec. Widocznie dla nich nie liczy się to, co siedzi w mojej psychice, bo nawet o nic nie pytają. A jest strasznie i często mam ochotę wyjść z zajęć i wypłakać się, bo to mnie przytłacza. Jak dla ciebie, może przesadnie reaguję, ale mam dość, ciągle jest tak samo. Nigdy nie usłyszę o sobie dobrego słowa, nigdy mnie nikt nie pochwali, nigdy nie będę wysportowana, mimo że chciałabym, nie rozumieją mnie. Dodatkowo złe lub marne oceny z WF-u zaniżają średnią. Ale o zwolnieniu długoterminowym pewnie nie będzie mowy, wyśmieją mnie albo nie będą chcieli o tym rozmawiać. Nie daję rady! Mam również chłopaka, który jest sportowcem, biegacz, gra w piłkę nożną, hokeja- wielozadaniowy. Gdy widzi moje oceny zawsze chichocze, że jak można mieć z WF-u trójkę, dwójkę, jedynkę albo nie ćwiczyć? Nie potrafię mu o wszystkim powiedzieć, bo boję się niezrozumienia. A przecież i tak nic z tym nie zrobi, bo co może? Nie wiem z kim mam rozmawiać, nic nie zmienią, będzie tak samo. Moja niechęć nie minie. Czuję się źle ćwicząc na ocenę, która zawsze waha się pomiędzy 2-3, ćwicząc z wiedzą, że nikt mnie nie doceni, że na nic nie mam szans. To wszystko siada mi na psychice. Gdyby bardziej pasowałoby to kategorią do psychologii, to proszę, poinformuj mnie, napiszę tam. Pomóż, co powiedzieć rodzicom, w jaki sposób cokolwiek mogę zmienić? Jak mogłabym ich przekonać do zwolnienia? A co z chłopakiem?
Pozdrawiam,
Kłopotek
pomóż mi! Mam problemy z rodzicami, dokładniej w sprawach WF-u w szkole. Może nieco nakreślę "historię" tych kłopotów. Zaczęło się w sumie w gimnazjum, kiedy znienawidziłam WF. Próbowałam wymigać się od ćwiczenia, rzadko uczestniczyłam w zajęciach. Teraz jestem w pierwszej klasie liceum i niewiele się zmieniło. Powiedziałam sobie na początku nowego roku szkolnego, że będę częściej, a może i nawet zawsze ćwiczyć. Nie udało się. Dlaczego? Ponieważ źle się czuję z tym wszystkim. Konkretniej chodzi mi o zajęcia. Pewnych rzeczy nie potrafię (jak np. dwutakt) lub po prostu jestem w nich słaba. Mimo tego, wszystko się ocenia. Strasznie irytuje mnie to, że nieważne jaką masz kondycję, robisz to samo co klasa (nie ma podziałów na grupy itd), a za chęci możesz dostać jedynie dwójkę. Wydaje mi się, że ćwiczenia powinny być dostosowane do grupy, jakieś bardziej wyczynowe, zaawansowane i jakieś lżejsze. Jeżeli czegoś nie umiem, nie nauczę się tego, w przypadku WF-u. Po prostu albo umiesz, albo nie. Niedługo mamy zaliczenie z koszykówki. Nie umiem. Denerwuję się i najchętniej poprosiłabym o jedynkę. Poddaję się na starcie, bo wiem co będzie w trakcie. Nie chcę słyszeć za sobą śmiechów, nie chcę się stresować, bo wszyscy patrzą- to jest najgorsze, ale to dopiero jedna przyczyna tego, dlaczego nie chcę ćwiczyć.
Drugą przyczyną jest to, że czuję się niedoceniana. Staram się próbować, staram się udzielać w grze, dużo biegać po boisku, żeby ktoś zauważył, że chociaż się angażuję. Nigdy w swoim życiu na WF-ie nie usłyszałam, że dobrze mi idzie, że jest lepiej, że staram się, czy że po prostu dobrze gram. To boli. Za każdym razem takie słowa słyszą ci wysportowani, którzy grają świetnie, którzy jeżdżą na zawody. Widocznie dla wuefistów jest ważne to, by ci najlepsi czuli się równie świetnie, a reszta schodzi na dalszy plan. Po prostu przykro mi, kiedy daję z siebie wszystko, a nawet nie zostanę pochwalona. A musisz przyznać, że to motywuje, prawda?
Trzecim powodem, dla którego nie ćwiczę jest fakt, że w ogóle słabsze osoby się nie liczą. Wiem na jakim poziomie jest moja kondycja i mimo tego że nie jestem otyła ani gruba, wiem, że jest słaba. U nas, od kiedy pamiętam, podział jest taki: osoby dobre z jakiejkolwiek gry zespołowej, jakichkolwiek ćwiczeń jeżdżą na WSZYSTKIE zawody. O co mi chodzi? Przykładowo, osoba dobra z siatkówki, jedzie również na zawody z koszykówki, hokeja itd.To strasznie niesprawiedliwe, bo myślą sobie "jest dobra z tego, pojedzie też na to, pewnie też jest w tym dobra". Rzadko kiedy przed zawodami mamy selekcję. Nie gramy w to, co akurat będzie, by w ten sposób wybrać najlepszych. Jadą ci i koniec.
Rodzice w tym wszystkim grają taką rolę, że po prostu nie rozumieją mojej niechęci do ćwiczeń. Nie zrozumieją, gdy wytłumaczę im to, co tutaj. Nie pomogą, bo niby jak? Za każdym razem widząc kropki, które biorę na WF-ie, krzyczą albo mówią, żeby to się więcej nie powtórzyło, mam ćwiczyć i koniec. Widocznie dla nich nie liczy się to, co siedzi w mojej psychice, bo nawet o nic nie pytają. A jest strasznie i często mam ochotę wyjść z zajęć i wypłakać się, bo to mnie przytłacza. Jak dla ciebie, może przesadnie reaguję, ale mam dość, ciągle jest tak samo. Nigdy nie usłyszę o sobie dobrego słowa, nigdy mnie nikt nie pochwali, nigdy nie będę wysportowana, mimo że chciałabym, nie rozumieją mnie. Dodatkowo złe lub marne oceny z WF-u zaniżają średnią. Ale o zwolnieniu długoterminowym pewnie nie będzie mowy, wyśmieją mnie albo nie będą chcieli o tym rozmawiać. Nie daję rady! Mam również chłopaka, który jest sportowcem, biegacz, gra w piłkę nożną, hokeja- wielozadaniowy. Gdy widzi moje oceny zawsze chichocze, że jak można mieć z WF-u trójkę, dwójkę, jedynkę albo nie ćwiczyć? Nie potrafię mu o wszystkim powiedzieć, bo boję się niezrozumienia. A przecież i tak nic z tym nie zrobi, bo co może? Nie wiem z kim mam rozmawiać, nic nie zmienią, będzie tak samo. Moja niechęć nie minie. Czuję się źle ćwicząc na ocenę, która zawsze waha się pomiędzy 2-3, ćwicząc z wiedzą, że nikt mnie nie doceni, że na nic nie mam szans. To wszystko siada mi na psychice. Gdyby bardziej pasowałoby to kategorią do psychologii, to proszę, poinformuj mnie, napiszę tam. Pomóż, co powiedzieć rodzicom, w jaki sposób cokolwiek mogę zmienić? Jak mogłabym ich przekonać do zwolnienia? A co z chłopakiem?
Pozdrawiam,
Kłopotek
Drogi Kłopotku!
Muszę przyznać, że przeżyłam niemałe déjà vu, czytając Twoją wiadomość. Dokładnie tak, jakbym słyszała samą siebie sprzed kilku miesięcy. Identyczna sytuacja, niezrozumienie ze strony rodziców, chłopaka czy przyjaciół, zderzenie moich oczekiwań z rzeczywistością, kolejne rozczarowania i smutki. Naprawdę przez długi czas sytuacja, którą tak dokładnie opisałaś, skutecznie zatruwała mi życie. Żyłam jak w matni, a gdy tylko zbliżał się wuef, dopadały mnie różnego rodzaju dolegliwości nerwicowe - od wyimaginowanych boleści żołądka i mdłości po bóle głowy i temu podobne.
Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z problemem, bo nikt nie chciał mnie słuchać. Stałam się mistrzem kombinowania, robiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby ominęła mnie ta znienawidzona lekcja. Moje życie ciągnęło się od jednych zajęć do drugich, a pomiędzy nimi była ulga po pierwszych i strach przed kolejnymi. Zdaję sobie doskonale sprawę, jak śmieszne wydaje się to dla postronnych, ale dla mnie - tak jak i dla Ciebie - było to udręką. Moim największym marzeniem było zdobycie całorocznego (albo chociaż kilkumiesięcznego - przecież nawet chwilowe odroczenie było cudownym zrządzeniem losu!) zwolnienia z wuefu. Niestety - a może stety? - było to niemożliwe.
Żeby rozwiązać problem, trzeba najpierw zrozumieć jego przyczynę i poznać źródło. Zastanówmy się więc na spokojnie, dlaczego lekcja ta wywołuje w Tobie takie emocje. Piszesz, że przede wszystkim "nie chcesz słyszeć za sobą śmiechów", a dopiero w kolejnym akapicie nadmieniasz o niedocenieniu, braku podziału na grupy (co wiąże się z Twoim rozczarowaniem), niezrozumieniu ze strony bliskich. Mamy więc tutaj do czynienia w dużej mierze z problemem psychologicznym. Nie wiem jaki masz charakter, jak wyglądają Twoje relacje z rówieśnikami, ale wiem, że mój problem wynikał z nieśmiałości. Podobnie jak Ty, nie chciałam być obserwowana, wykonywać ćwiczeń na ocenę na oczach sporej publiczności. Wiedziałam, że zrobię coś źle, że zostanę wyśmiana, co prowadziło do tego, że wykonywałam ćwiczenia "na odwal", nawet nie próbując zmierzyć się z zadaniem - chciałam, żeby jak najszybciej się to skończyło, żebym przestała być w centrum uwagi. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to kwestią nadrzędną będzie popracowanie nad sobą i własną samooceną. Twój problem nie wynika z kompleksów na punkcie własnego wyglądu ("nie jestem otyła ani gruba"), ale tych dotyczących swojego charakteru. Nie czujesz się wystarczająco silna psychicznie, bo z pewnością dość mocno przejmujesz się opinią innych. Jeśli Cię to pocieszy, jesteśmy bardzo do siebie podobne - ja też nie umiem przejść obok takich sytuacji obojętnie. Może będą to dla Ciebie puste słowa, zwykłe, nic nieznaczące frazeologizmy, ale jesteś naprawdę wyjątkową osobą, niezwykłą, niepowtarzalną. Dlaczego nie spróbować tego pielęgnować? Bądź sobą, zapomnij na chwilę o tych wszystkich ludziach - przecież Ty też zasługujesz na szczęście i normalne życie, dlaczego właśnie tak prozaiczna rzecz jak idiotyczny wuef ma Ci ją odbierać?
Żeby rozwiązać problem, trzeba najpierw zrozumieć jego przyczynę i poznać źródło. Zastanówmy się więc na spokojnie, dlaczego lekcja ta wywołuje w Tobie takie emocje. Piszesz, że przede wszystkim "nie chcesz słyszeć za sobą śmiechów", a dopiero w kolejnym akapicie nadmieniasz o niedocenieniu, braku podziału na grupy (co wiąże się z Twoim rozczarowaniem), niezrozumieniu ze strony bliskich. Mamy więc tutaj do czynienia w dużej mierze z problemem psychologicznym. Nie wiem jaki masz charakter, jak wyglądają Twoje relacje z rówieśnikami, ale wiem, że mój problem wynikał z nieśmiałości. Podobnie jak Ty, nie chciałam być obserwowana, wykonywać ćwiczeń na ocenę na oczach sporej publiczności. Wiedziałam, że zrobię coś źle, że zostanę wyśmiana, co prowadziło do tego, że wykonywałam ćwiczenia "na odwal", nawet nie próbując zmierzyć się z zadaniem - chciałam, żeby jak najszybciej się to skończyło, żebym przestała być w centrum uwagi. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to kwestią nadrzędną będzie popracowanie nad sobą i własną samooceną. Twój problem nie wynika z kompleksów na punkcie własnego wyglądu ("nie jestem otyła ani gruba"), ale tych dotyczących swojego charakteru. Nie czujesz się wystarczająco silna psychicznie, bo z pewnością dość mocno przejmujesz się opinią innych. Jeśli Cię to pocieszy, jesteśmy bardzo do siebie podobne - ja też nie umiem przejść obok takich sytuacji obojętnie. Może będą to dla Ciebie puste słowa, zwykłe, nic nieznaczące frazeologizmy, ale jesteś naprawdę wyjątkową osobą, niezwykłą, niepowtarzalną. Dlaczego nie spróbować tego pielęgnować? Bądź sobą, zapomnij na chwilę o tych wszystkich ludziach - przecież Ty też zasługujesz na szczęście i normalne życie, dlaczego właśnie tak prozaiczna rzecz jak idiotyczny wuef ma Ci ją odbierać?
Nie ma ludzi idealnych - nie każdy rozumie matmę, fizykę czy chemię, pomyśl, dla jak wielu ludzi stanowi to tzw. czarną magię. Jak nudno byłoby, gdybyśmy wszyscy umieli robić co tylko chcemy idealnie. Zacznij przede wszystkim od pozytywnego myślenia. Spróbuj "nastroić się" na odbieranie pozytywnych emocji. Coś Ci nie wyszło? No i co z tego! Zachowaj dozę rezerwy do samej siebie - nie wyszło teraz, to wyjdzie kiedy indziej! :) Przecież nikt nie zabije Cię za to, że nie wyszło Ci ćwiczenie, czy że nie umiesz czegoś wykonać poprawnie. Wuefistka taka mądra? Niech sama pokaże, że umie - gwarantuję, że nie. Spróbuj nie wyolbrzymiać tego problemu - pamiętaj, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Im bardziej będziesz wmawiać sobie, że czegoś nie potrafisz, tym trudniej będzie Ci się przemóc, żeby pokonać nawet sam strach przed wykonaniem ćwiczenia. Działa to w odwrotną stronę - może zabrzmi głupio i prozaicznie, ale jeśli będziesz często i systematycznie powtarzać sobie, że dasz radę, że tym razem naprawdę Ci się uda, tym bliższa będziesz osiągnięcia danego celu.
Kwestia zajęć z wychowania fizycznego w Polsce przedstawia się naprawdę tragicznie, około 40% uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych unika owych zajęć. Nikt nie dąży do poprawienia tego stanu, chociaż co i rusz słyszy się o raportach na ten temat w telewizji. Powinnaś więc pamiętać, że nie jesteś odosobniona ze swoim problemem. Przypadki wuefistów, którzy wyrzucą piłkę na środek sali i "niech się dzieje co chce" naprawdę nie należą do rzadkości. Sama piszesz, że wolałabyś bardziej atrakcyjne zajęcia, ciekawsze, przede wszystkim z podziałem na grupy zaawansowania. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Naprawdę wiele wniosłoby to do obecnego systemu szkolnictwa, zredukowało wiele stresów i niechęci związanych z lekcjami wuefu. Nawet zwykłe zajęcia taneczne, basen, cokolwiek, byle nie oklepane i wciąż powtarzane gry zespołowe. Musisz spróbować to zaakceptować, przynajmniej do końca szkoły średniej, bo na studiach to przedstawia się już w trochę lepszym świetle. Wiem, że łatwo jest mi mówić, ale przechodziłam przez to samo i z tzw. systemem nie da się wygrać. Trzeba po prostu "przyjąć to na klatę" i zminimalizować do nieprzyjemnego obowiązku. Z pewnością nie pomoże w tym brak zainteresowania ze strony nauczycielki, której zależy na leniwym "odbębnieniu" kolejnej lekcji, najlepiej przesiedzianej w kantorku z - o ironio! - papieroskiem w ręku. W ciągu mojej edukacji fizycznej spotkałam się już z kilkoma wuefistkami - każda z nich, bez wyjątku, bynajmniej nie była chudziutka. Jak ma to zmotywować ucznia? Przecież to jest jawne zaprzeczanie temu, co się chce usilnie wpoić. Wyczuwasz absurdalność sytuacji? Nie pozostaje nic innego, jak po prostu zacząć się z tego śmiać. Nie masz wpływu na nauczyciela i jego sposób prowadzenia lekcji, ale nikt nie zmusi Cię do pochwalania jego metod. :)
Spróbuj w spokoju porozmawiać z samą sobą. Czy naprawdę nie jestem w stanie tego przezwyciężyć? Potraktuj wuef jako wyzwanie - coś, z czym musisz się zmierzyć, żeby osiągnąć cel. Nie masz nic do stracenia, a możesz zyskać większą swobodę i uwolnienie się od stresu. Powtarzaj sobie: jestem silna!, dam radę! Wystarczy tylko chcieć, to już pierwszy krok do pokonania własnych lęków. Zdobycie zwolnienia naprawdę w niczym Ci nie pomoże, będzie oznaczało tylko przegraną z samą sobą. W moim domu ten temat był wałkowany niezliczoną ilość razy; wywoływał niepotrzebne kłótnie i dopóki nie zrozumiałam, że owe zaświadczenie naprawdę nie dałoby mi tego upragnionego spokoju, nie wzięłam się za siebie. Spędź trochę czasu ze sobą, odpocznij, zrelaksuj się, daj sobie czas. Nabierz siły do pokonania tejże bariery.
Piszesz, że masz wysportowanego chłopaka, który nie rozumie, że wychowanie fizyczne może stanowić dla kogoś problem. Nie postrzegaj tego jako kolejnej przeszkody, ale szansę. Jesteście ze sobą, więc przy nim możesz pozwolić sobie na dużo większą swobodę, niż na lekcji wuefu. Coś was połączyło, kochacie się, więc myślę, że bez obaw możesz powiedzieć mu o wszystkim ze szczegółami. Dokładnie po to jest druga osoba: żeby wspierać nas w momentach, w których czujemy się niepewnie i źle, żeby pomóc nam przezwyciężyć własne bariery i przeszkody na naszej drodze; żeby było łatwiej, żebyś miała się na kim oprzeć. Doceń go, myślę, że nie będziesz żałować, jeśli powiesz mu o tym szczerze. Jasne, teraz chichocze, ale na pewno dlatego, że nie zdaje sobie zupełnie sprawy, jak uciążliwy jest dla Ciebie WF. Przy nim możesz być sobą, pokazać, na co Cię stać, dlatego też myślę, że dobrym pomysłem byłoby poproszenie go o pomoc w poprawieniu Twojej kondycji fizycznej. Podejdzie do tego w sposób bardziej profesjonalny, bo poświęci Ci więcej czasu, ułożycie wspólnie program ćwiczeń, może wspólne bieganie? Połączcie przyjemne z pożytecznym, spraw, żeby aktywność fizyczna kojarzyła Ci się z czymś przyjemnym, a nie przerażającym i stresującym. Dzięki temu będzie Ci łatwiej zmierzyć się z wymaganiami stawianymi przez nauczycielkę. Ponadto dzięki poprawionej kondycji będziesz czuć się pewniej - będziesz świetnie przygotowana do każdych zajęć, co spowoduje zredukowanie stresu do minimum. Spróbuj dawać z siebie wszystko na zajęciach, udowodnij sama przed sobą, że potrafisz wykonywać te wszystkie ćwiczenia równie dobrze jak Twoje rówieśniczki. Daj się zauważyć, nie poddawaj się na starcie, ale postaraj udowodnić innym - a przede wszystkim sobie - jak wiele możesz.
Warto pamiętać, że stres - wbrew pozorom - jest naszym sprzymierzeńcem. Motywuje do działania, dzięki niemu potrafimy szybciej podejmować decyzje i jest niezbędny w naszym życiu. Nie pozwól mu więc zdominować swojego życia, ale wykorzystać jako przysłowiowego kopa do działania. Jeśli odkryjesz, jak wielką rolę ma on w Twoim życiu i wpływ na różne dziedziny, będziesz mogła przetworzyć go na coś pozytywnego.
Twoi rodzice nie zauważają tego, jak się męczysz, ponieważ są starsi od Ciebie i ich definicja problemów obejmuje nieco inne pojęcia i sytuacje. Po prostu patrzą na życie przez inny pryzmat, niż Ty, ja i wszyscy inni "młodzi dorośli". Nie przyjmują do wiadomości, że tak prozaiczne - według nich - sprawy jak lekcja wuefu, mogą przysparzać niepotrzebnych stresów. Dlatego czym prędzej powinnaś zasiąść z nimi do rozmowy. Nie mów, że nie da to żadnego rezultatu - zawsze trzeba próbować i nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać, zanim się nie spróbuje! Powiedz im, dlaczego tak często unikasz zajęć wychowania fizycznego, czemu przynosisz kiepskie oceny z tego przedmiotu i często rezygnujesz z brania w nim aktywnego udziału. Jeśli odpowiednio opowiesz im, co czujesz, gwarantuję, że zrozumieją Twoją sytuację. Nie denerwuj się, jeśli początkowo ich jedyną reakcją będzie chichot czy zbagatelizowanie sprawy. Drąż temat, powtarzaj, że nie umiesz sama poradzić sobie z tym problemem. Jeżeli dostatecznie długo będziesz mówić im o tym, na pewno przestaną ignorować sprawę. Postawienie na szczerość i wyznanie wszystkiego naprawdę zaprocentuje, bowiem rodzice kochają Cię i troszczą się o Ciebie, dlatego też bardzo zależy im na Twoim szczęściu, a nie na tym, żebyś czuła się źle. Potrafiłaś otworzyć się przede mną, poradzisz sobie również i z rodzicami. Nie traktuj ich jako wrogów, ale przyjaciół.
Twoi rodzice nie zauważają tego, jak się męczysz, ponieważ są starsi od Ciebie i ich definicja problemów obejmuje nieco inne pojęcia i sytuacje. Po prostu patrzą na życie przez inny pryzmat, niż Ty, ja i wszyscy inni "młodzi dorośli". Nie przyjmują do wiadomości, że tak prozaiczne - według nich - sprawy jak lekcja wuefu, mogą przysparzać niepotrzebnych stresów. Dlatego czym prędzej powinnaś zasiąść z nimi do rozmowy. Nie mów, że nie da to żadnego rezultatu - zawsze trzeba próbować i nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać, zanim się nie spróbuje! Powiedz im, dlaczego tak często unikasz zajęć wychowania fizycznego, czemu przynosisz kiepskie oceny z tego przedmiotu i często rezygnujesz z brania w nim aktywnego udziału. Jeśli odpowiednio opowiesz im, co czujesz, gwarantuję, że zrozumieją Twoją sytuację. Nie denerwuj się, jeśli początkowo ich jedyną reakcją będzie chichot czy zbagatelizowanie sprawy. Drąż temat, powtarzaj, że nie umiesz sama poradzić sobie z tym problemem. Jeżeli dostatecznie długo będziesz mówić im o tym, na pewno przestaną ignorować sprawę. Postawienie na szczerość i wyznanie wszystkiego naprawdę zaprocentuje, bowiem rodzice kochają Cię i troszczą się o Ciebie, dlatego też bardzo zależy im na Twoim szczęściu, a nie na tym, żebyś czuła się źle. Potrafiłaś otworzyć się przede mną, poradzisz sobie również i z rodzicami. Nie traktuj ich jako wrogów, ale przyjaciół.
Bardzo dużą rolę w zmienieniu mojego nastawienia i wyleczeniu mnie z tej uciążliwej przypadłości odegrał Nick Vujicic. To Australijczyk, który urodził się z zespołem zwanym tetra-amelia, który polega na całkowitym braku kończyn. Wbrew pozorom nie przeszkadza mu to w prowadzeniu aktywnego trybu życia - świetnie pływa, porusza się i zaraża wszystkich innych niesamowitą pogodą ducha. Nie wiem, jaki i czy w ogóle, wpływ będzie miał na Ciebie, ale wiem, że gdybym w tamtym okresie nie natrafiła na filmik z jego udziałem, nie pokonałabym tych wszystkich opisywanych przez Ciebie barier. Niesamowicie mnie wzruszył, było mi wstyd za samą siebie. Mężczyzna, który urodził się z genetycznym brakiem kończyn zupełnie się tym nie przejmuje, w niczym mu to nie przeszkadza - grywa w piłkę, pływa motorówką i wiele innych rzeczy. Jak więc ja, będąca w pełni zdrową osobą, mogę mówić, że wstydzę się coś zrobić, bo inni patrzą, że nie spróbuję, bo wiem, że mi się nie uda, bo nie warto, bo są lepsi? Obejrzyj chociaż jeden filmik, może na Ciebie podziała równie mocno i wyniesiesz z tego podobne wnioski, jak ja.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób - chociażby najmniejszy - udało mi się pomóc. Wiem, przez co przechodzisz i jak się z tym czujesz, dlatego jeśli mimo wszystko będziesz czuła się źle, będziesz chciała porozmawiać, poruszyć więcej szczegółów, czy po prostu wygadać się przed kimś - pisz na mejla (xpsychodeliczna@gmail.com). Wierzę, że uda Ci się pokonać tę przeszkodę.
Trzymam kciuki!
Psychodeliczna
Trzymam kciuki!
Psychodeliczna