niedziela, 18 listopada 2012

Zamknięcie bloga

from deviantart.com by bittersweetvenom

Żeby to tak filozoficznie i przewrotnie zacząć, powiem, że wszystko ma swój początek i koniec. Jak to Pudding napisała całkiem niedawno "ten statek tonie" - to było niestety dosłownie powiedziane. 

Nie będę owijać w bawełnę - to już koniec NBS. To była trudna decyzja, jednak "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść - niepokonanym". 

Nie wiem, czy odczułyście w naszych notkach to, co działo się z nami w ciągu ostatnich miesięcy. Niby nie musimy się przed nikim tłumaczyć, jednak cała załoga chciała, abyście coś zrozumiały, Kochane Czytelniczki i każda z nas napisała parę słów, które tłumaczą, dlaczego to wszystko się skończyło.

Lullaby pisze...

To może jakoś tak, ja pierwsza. Chciałabym powiedzieć, że naprawdę fajnie mi się pisało. Jak wracałam do domu to mimo zmęczenia, siadałam i pisałam notkę, bo wiedziałam, że może komuś to pomoże i to mnie motywowało. Jednak od kiedy czytelniczki zrezygnowały z pisania komentarzy, czy chociażby zwykłego, ludzkiego ,,dziękuję", ja straciłam chęć pisania. I to nie moja wina. Ostatnio miałam fajny pomysł na notkę, moim zdaniem ciekawy, dużo ciekawostek dotyczących organizmu i w jakimś stopniu pewnie pomocna, jednak jak sobie pomyślę, że znów ujrzę wszechobecne ,,0 komentarzy" od razu odechciewa mi się robienia czegokolwiek. Chyba nie potraficie docenić naszej pracy, bo nawet jakby notka była nie wiadomo jak długa i wyczerpująca, wy nie potraficie się zdobyć na chociaż jeden komentarz. Oczekujecie, że wam pomożemy, ale my w zamian też coś chcemy, zwykłą wdzięczność. Sama myślałam przez chwilę by odejść, ale stwierdziłam, że nie zrobię tego Siedmiokropce i załodze. Mniej filmów, mniej lenienia się i dam radę pisać, ale z wami się tak nie da. Niby nie mam pytań ze zdrowia, ale pisanie samo z siebie też przestało być fajne. 

Ryżowy Pudding pisze...

Niby jestem tylko od książek. Temat rzeka - możemy polemizować. Kolumna miała być, żabki, dla was. Ale sama ze sobą dialogu prowadzić nie mogę. Cóż, bywa. Szkoda, że moja przygoda z wami kończy się tak szybko - liczyłam, że uda nam się dłużej posiedzieć w świecie literatury i muzyki. Na pożegnanie życzę wam szybkiego Internetu i szczęścia w życiu. Dziękuję. 

Margaret pisze...

Nie umiem powiedzieć czyja to wina. Wszystko się zmienia, nic nie trwa wiecznie, nawet NBS. Nie chcę się rozpisywać, myśleć dlaczego tak się stało, dlaczego powoli odchodziłyście z życia NBSu (tak, Wy czytelniczki). Jednak bez Was blog chyba jednak nie ma sensu. Próbowałyśmy naprawić to wszystko wiele razy.. Ale jeśli na nasze staranie nie ma odpowiedzi, choćbyśmy chciały, nie możemy tego ciągnąć. Na pożegnanie chciałabym Wam powiedzieć, że cieszę się, że mogłam tutaj pisać, dla Was. Miejmy nadzieję, że cały nasz poświęcony czas i trud nie poszły na marne. :)

Tincia pisze...

Uwielbiałam i dalej uwielbiam NBS oraz naszą kochaną załogę. Świetnie się pracowało! Ale do czasu.. Niestety albo stety, drogie czytelniczki, nie widzimy przyszłości tego bloga. Z czasem coraz więcej sił i ambicji opuszczało nas, a jak wiadomo, bez tego nie da się tworzyć niczego sensownego. Lubiłam czasy, kiedy było was stać na chociaż jeden komentarz, a lubiłam też wielce ożarte dyskusje pod ociekającymi specyficzną tematyką notkami. Kiedy to było? Przed przeniesieniem z Onetu na Blogspot... Nasuwa się pytanie: czemu? Ano tego nie wiemy, dlaczego teraz nie doceniacie naszej pracy i przestałyście się interesować blogiem. Wielka szkoda dzióbki i dalej mam małą nadzieję, że kiedyś powrócimy ożywione, z ogromną motywacją w kieszeni i NBS wróci do normalności. See you one day... :)

Cocalotte pisze...

Niestety nie załapałam się na czasy, kiedy notki były często komentowane albo rozwijały się pod nimi dyskusje. Trochę się jednak rozczarowałam, że nie stać was nawet na proste "dziękuję", w odpowiedzi na wasze pytanie. Uwierzcie, że się da. To tylko 8 liter. Często nie wiedziałam czy w ogóle przeczytałyście odpowiedź, która została przecież napisana specjalnie dla was. Cóż, jak widać tak musiało być, bo takie właśnie jesteśmy, jako współczesne nastolatki- niewdzięczne. Szkoda, bo liczyłam na dłuższą współpracę, ale WSPÓŁPRACĘ, a nie "gadanie do ściany"... 

No i ja - Siedmiokropka, odzywam się jako ostatnia (tak, to będzie długie jak wszystkie moje notki, wiadomo, ale inaczej to nie byłabym ja ;) ...

Postaram się napisać konkretnie, chociaż po głowie krąży mi bardzo wiele rzeczy i myśli. Kurcze, fajnie wspomina się czasy, gdy moderatorem była tutaj jeszcze Pchełka, Crazy, czy Megu, które serdecznie pozdrawiam i przepraszam, że w jakiś sposób się poddałam i nie byłam w stanie kontynuować tego, co zostało mi powierzone. Myślałam, że wcześniej wymięknę - w końcu już prawie 3 lata tutaj siedzę, a nawet teraz zamykanie NBS sprawia mi ból, bo mogłabym tutaj trwać i Wam pomagać. 

Nie powiem, że tylko Wy, Czytelniczki jesteście tutaj winne - ten brak jakichkolwiek komentarzy, bo mimo wszystko komentowanie notek do Waszego obowiązku nie należy. To Wasza czysta dobra wola, którą wy okazywałyście kiedyś, a my ją doceniałyśmy - napędzała nas do działania. Czuło się Waszą obecność, że jest komu pomagać, dla kogo pisać, że jesteśmy doceniane. No bo powiedzcie same - według mojej statystyki odpowiedziałyśmy na około 1500 pytań w ciągu całego istnienia tego bloga - robiłyśmy to bezinteresownie, same z siebie, poświęcając te kilka cennych godzin. Jak wy byście się czuły, gdy w pewnym momencie Wasza harówka idzie na marne, a przynajmniej tak się wydaje? Coraz częściej można było czytać jedynie narzekanie - a to notka za długa, za krótka, lanie wody, jaka to któraś jest niekompetentna. 

Halo, mogłoby nas tu nie być wcale! Z drugiej strony wy możecie powiedzieć - nikt Wam pisać nie kazał, ale coś w tym jest, bo w pewnym momencie zaczęło się od Was odczuwać jakieś wymaganie pisania tutaj. Jak nie odpowiadałyśmy od razu, to na nas naskakiwano - jakby to był nasz obowiązek. W rezultacie pisanie tutaj przestało być dla większości przyjemnością, lecz musem dwa razy w tygodniu, który nie dawał gwarancji, że ktoś podziękuje za poświęcony mu czas, którego mamy tak niewiele. Jaką miałyśmy mieć motywację? Od pewnego momentu żadnej.

Ten blog miał być od początku pomocą od nastolatek, dla nastolatek. Jak same wiecie, rzadko kiedy mamy się do kogo zwrócić z problemem i chciałyśmy być dla Was wsparciem. Prawdą jest, że chciałam by było tu jak najbardziej profesjonalnie i wygodnie - może przez to zrobiło się tutaj trochę sztywno. Chciałam sprostać Waszym wymaganiom i zbytnio wzięłam Was na dystans. Pozmieniałam wiele rzeczy nie dlatego, że chciałam się tutaj, jak ktoś powiedział, rozpanoszyć - zmiana sposobu zadawania pytań była dla wygody naszej i Waszej: lepszy Wasz kontakt z autorkami, pytania się nie gubiły, nie trzeba było ich rozdzielać, zwłaszcza gdy pod notką było ponad 100 komentarzy. To nie było takie trudne, by nie pisać pytania pod najnowszą notką, ale niektórym z Was nie chciało się robić nawet tego - jakbyśmy pisząc tutaj nie mogły niczego od Was wymagać. Miałyśmy nawet terminarz notek - każda sobie ustawiała dwa razy w tygodniu swój czas na publikację, by nie olewać pisania do Was, nie przekładać w nieskończoność. Ale to tym bardziej utwierdziło nas, że nie piszemy, kiedy chcemy, tylko w konkretnym terminie, byle nie dłuższym niż 2 tygodnie... To nie jest już przyjemność.

A po przeniesieniu na blogspot to już w ogóle się przestałyście odzywać, nawet jak pod spodem pisałam coś do Was, byście odpowiedziały w komentarzu. Osobiście wolałam pisać na Onecie, bo chociaż po polecaniu nas było widać, że czytacie i doceniacie - za to naprawdę Wam serdecznie dziękuję. :) Jednak Onet nam roboty nie ułatwiał, jedną notkę musiałyśmy pisać 3 razy, bo się nie zapisywały i trzeba było się przenieść. Jednak na innych blogach z blogspotu nie wpływało to na ilość komentarzy, a tutaj nie wiem, czy Wam się już ich pisać nie chciało, czy sobie na nic nie zasłużyłyśmy. Jeśli już nie jesteśmy Wam potrzebne, a na to wygląda, to po prostu odchodzimy. We mnie się ogień wypalił - skończyłam z byciem autorką, a reszta dziewczyn poddała się po mnie. Załoga się wyłamała, bo nie miała chęci, a co za tym idzie, nie miał kto odpowiadać. Blog bez Was nie istnieje, a jak to jest, że według statystki wchodzi tu ponad 500 osób dziennie, a komentarza nikt nie zostawi? A kiedyś one były, było ich tyle, że nawet nie dawało się przeczytać wszystkich. No i liczyłyśmy na jakieś głosy w konkursie na Bloga Roku - też nic z tego nie wyszło...

Czy kiedykolwiek wrócimy? To zależy tylko i wyłącznie od Was - jeśli naprawdę coś dla Was znaczymy i nas doceniacie, liczymy na odzew. Jeśli jednak rzeczywiście jesteśmy zbędne, to widocznie lepiej, że to wszystko skończyło się teraz, niż żeby ciągnąć to na siłę w nieskończoność.

Chciałam powiedzieć mojej najlepszej na świecie załodze (no i tym, z którymi pracowałam zanim tu byłam moderatorem lub tylko na próbnym), że świetnie mi się z Wami pracowało i dziękuję za cały ten czas! :) Ja też mogłam z Wami pogadać, o rzeczach, które mnie trapiły i nawzajem. Przepraszam, że nie udało mi się zrobić czegoś, by do tego wszystkiego nie dopuścić. 

Osobno chciałam też podziękować osobom dla mnie wyjątkowym, czyli Crazy, która obdarzyła mnie wielkim zaufaniem oraz Charlotte, jeśli w ogóle zobaczy tę notkę - nie umiem wyrazić, jak bardzo chciałbym Cię przeprosić - wiesz za co, mimo wszystko zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką.

Nie powiem Wam "żegnaj", bo to odbiera nadzieję na ponowne spotkanie, a może jeszcze kiedyś wrócimy. :) Powodzenia!

Siedmiokropka w imieniu całej Załogi NBS

niedziela, 11 listopada 2012

Polak czy Niemiec?

Animowany jeż pisze... 
Hej dziewczyny. Problemy mam zwyczaj rozwiązywać sama lub z pomocą najbliższych. Tym razem jednak nie mogę tego zrobić, więc pragnę poprosić was o radę. Przechodząc do sedna sprawy.
Mam chłopaka którego poznałam na wyjeździe za granice, Niemca, przystojnego, miłego itp. Po prostu mój ideał. On mieszka w Niemczech, ja tu w Polsce. Mamy kontakt przez Skypa. Początkowo po powrocie z wycieczki (wróciłam w połowie lipca tego roku)nasz kontakt kwitł. Rozmawialiśmy, choć też nie wyglądało to do końca normalnie (najczęściej milczeliśmy, lub wymienialiśmy krótkie zdania, śmiejąc się razem) Kochałam go bardzo. Lecz po jakim czasie przestał sam pisać, ja musiałam to robić. Mówił: "Wrócę za 5 minut", a ostatecznie ja czekałam 4 godziny. W końcu dostałam wiadomość od jego znajomego, że mnie zdradza i flirtuje z innymi dziewczynami. Nie przejęłam się tym, uznałam, że skoro jest tak daleko ma prawo od czasu do czasu powygłupiać się z płcią przeciwną. Zresztą stosowałam te samą zasadę. Wiadomość zachowałam w archiwum, lecz wyrzuciłam z pamięci.
Między nami zaczęło się psuć. Przestał w ogóle pisać, a jak ja to robię to albo ma dla mnie maksymalnie 10 minut, albo nie odpisuje. Uznałam, ze skoro mi nie odpowiada to tak jakby mnie się wyrzekł.
Wspominałam wcześniej o zabawie z chłopakami. Nie przestałam tego robić. Mam jednego z przyjaciół, tu w Polsce, śmiejemy się, bawimy, oboje mamy głupie żarty o nie do końca moralnym podtekście. Czuje się z nim dobrze. Nie wstydzimy się siebie, ja go przytulam, on od czasu do czasu potrafi mnie wziąć na ręce. Mimo, że nie jesteśmy parą. To co na piszę może wydać się głupie i niedojrzałe, ale dziś gdy tak mnie trzymał na rekach miałam ochotę go pocałować. Mimo, że nie mogłam się powstrzymać, wbrew wewnętrznej woli nie zrobiłam tego. Jak pewnie się domyślacie on mnie pociąga, jestem gotowa dla niego do poświeceń, kocham go... A co z "Niemcem", co mam zrobić skoro mnie ignoruje? Nie widziałam go "nie na żywo" od przeszło miesiąca, nie przeczytałam, ani nie usłyszałam że mnie kocha od 2 czy 3 miesięcy. Dochodzę coraz częściej do wniosku, że jego miłość, jak i większość mojej wygasła. Za to kolega ze szkoły "Polak" ma na oku jakąś dziewczynę, ale nie ma u niej powodzenia. Znany jest jako podrywacz i kusiciel. Nie ulega wątpliwości, ze mamy podobny temperament i charakter. Nawet upodobania odnośnie wyglądu partnera/partnerki. Oboje lubimy długie blond włosy. No właśnie, ja jestem szatynką. Nie wiem czy jest jakiś związek, ale podejrzewam, że tak. Wszystkie dziewczyny które mu się podobały były blondynkami. Z naciskiem na wszystkie i blondynkami.
Jestem w przysłowiowej "kropce". Co mam robić? Dalej adorować "Polaka"? A może być wierną dziewczyną i czekać na swojego Niemca, aż do wakacji, by spędzić z nim zaledwie tydzień? Boję się, że jeżeli powiem Polakowi "kocham Cie" on się spłoszy, tak jak niegdyś pozostali i stracę z nim kontakt. Ale jeżeli tego nie zrobię do końca gimnazjum (jestem w 3 klasie) będę zadowalać się figlarnymi zaczepkami i żartami, a potem i tak to ograniczyć, bo on lub ja znajdziemy dobie kogoś innego. Czy powiedzieć sobie "Carpe diem" i postawić wszystko na jedną kartę?


P.S. Dziś dowiedziałam się, że "Niemiec" przyjeżdża do mojego miasta na początku półrocza (wiadomość od dyrektora szkoły). Uznałam, że ta informacja może się przydać podczas pisania postu. Pozdrawiam. 

Drogi Jeżyku! ;)

Napisałaś, że początkowo wasze rozmowy nie wyglądały normalnie, bo konwersację zastępowało niefajne milczenie. Po pierwsze nie jest to dziwne, ale może trochę.. przytłaczające. Brak komunikacji w związku to najgorsza z możliwych oznak kryzysu. Jeśli chcesz spędzić z chłopakiem jakąś część swojego życia, między wami musi dojść do porozumienia, inaczej prędzej czy później wyniknie z tego wielkie zero! Może napiszę jaśniej: brakuje wam tematów? Po upływie jakiegoś czasu dalej czujecie do siebie dystans, czujecie się wobec siebie nie do końca dostępni? W końcu któremuś z was musiało się to znudzić i żeby "dosycić" swoje życie partnerskie, widocznie Niemiec zajął się innymi łatwymi panienkami. I to go ABSOLUTNIE nie usprawiedliwia! Jako, że się spotykaliście i kochaliście, mieliście obowiązek mówienia sobie o wszystkim. Szczera rozmowa to podstawa, bo potem wynikają straszne niedomówienia i pomyłki.

Niemiec przyjeżdża na początku półrocza, tak? No proszę! Czyli będziecie mieli okazję do pomówienia. I oczywiście musisz wezbrać w sobie siły i powiedzieć mu wszystko, co leży Ci na sercu. Albo to zrozumie i postara się o naprawę waszego zwiąku, albo razem stwierdzicie, że nie ma żadnego sensu w ciągnięciu tego. Proszę Cię tylko o jedno, mianowicie o całkowitą szczerość!

Napisałaś też, że masz przyjaciela Polaka. Zastanawia mnie, czy jego "dwuznaczne" zachowanie jest jego stylem bycia, czy raczej wyjątkiem w stosunku do Ciebie. Bardzo dobrze by się stało, gdyby Ci się z nim udało, bo skoro się przyjaźnicie i czujecie się ze sobą dobrze, to główny czynnik macie już zaliczony ;)
To wymaga jednak zastanowienia. Czy chcesz psuć przyjaźń, dasz radę zaryzykować? A jakby wam się udało?
Ostatnią opcją jest odizolowanie swojego mózgu od tych dwóch spraw i życia z dnia na dzień. Bo wiesz, prawdziwa miłość to przypadek na drodze losu.. ;)   

Na koniec: nie martw się kochana, bo uwierz, że dziewczyny, u których chłopak nie ma wszystkiego od razu podanego na tacy, są najbardziej wartościowe i to z nimi można stworzyć baaardzo udane życie partnerskie :)

Pozdrawiam,
Tincia 

środa, 7 listopada 2012

Moje koleżanki zachowują się dziecinnie.

Hej Załogo!
Postanowiłam, że napiszę. Nie jest to może sprawa życia i śmierci, ale widzę, że pomagacie każdemu, więc czemu nie?

W gimnazjum zdecydowanie wszystko mi się ułożyło. Nie jestem już tylko "kujonem", mam hobby i sporo fajnych znajomych. Dogadujemy się nieźle, piszemy, czasem spotykamy itd. Jedna rzecz mnie jednak wkurza u kumpelek. Nie wiem, może jestem dziecinna, może za dojrzała, ale nie potrafię pojąć tej całej szopki związanej z chłopakami. Dziewczyny zawsze gadają o jednym i tym samym. Który im się podoba, którego zna ktoś kogo znają, który im mówi czasem "cześć" na korytarzu. Do tego dochodzi oczywiście piszczenie i wzdychanie. A poza tym knucie, intrygi, pośrednictwo w informowaniu (ja powiem tamtemu żeby powiedział temu, że na niego lecisz), obmyślanie zawczasu swego ślubu(!), itd. Przy rekordzistkach czuję się albo na lat 10, albo na 20. A mam 14. Takiego zachowania nie rozumiem za Chiny. Pomijając już namiętne całowanie na szkolnym parapecie. Tego nie znoszę. Mnie jak się chłopak podoba, to nie knuję, nie piszczę i jakoś sobie z tym radzę. A jak im o tym powiem, to robią sensację stulecia i już szykują plan działania na następne pół roku. Mimo to bardzo je lubię i wiem, że mogę na nie liczyć. Nie chcę jednak czuć się wśród nich obco - przecież nie jestem jakimś wyrzutkiem społeczeństwa. Po prostu mam inne priorytety niż zastawianie pułapek na chłopaków. Dojdziemy kiedyś do porozumienia?
~Mandarynka



Kochana Mandarynko!
Jak wiesz, każdy z nas jest inny. Może takie planowanie i piszczenie na widok chłopaka jest dla Twoich przyjaciółek normalną sprawą i nie widzą w tym nic dziwnego. Jedyne co możesz w tej sytuacji zrobić, to, moim zdaniem, po prostu "bawienie się" z nimi! Jeśli im sprawia to przyjemność, to możesz także planować swoje śluby, knuć intrygi. Przecież to nie musi być na poważnie, wystarczy, że będziesz robiła to tylko dla zabawy.:)
Jeżeli taka opcja nie wchodzi w grę, moim zdaniem powinnaś po prostu im powiedzieć, że takie zabawy Cię nie kręcą i wolisz czasem porozmawiać o czymś innym niż o chłopakach. Jako Twoje przyjaciółki, dziewczyny powinny to zrozumieć.:)
Dobrym wyjściem będzie też zabieranie ze sobą np. mp3, czy książki na przerwę. Dzięki temu będziesz mogła odwrócić swoją uwagę od rozmów dziewczyn. Jest to jednak opcja na chwilę, bo jak długo możesz zamykać się w świecie fikcyjnym?
Zakumpluj się z "neutralną" osobą. Jeśli jest w Waszej klasie jakaś dziewczyna, która nie przepada także za ciąłym gadaniem o chłopakach, spróbuj znaleźć z nią wspólny język i zabierać ze sobą na przerwę lub na jakieś spotkania. Może dzięki niej, będziesz mogła porozmawiać na normalne tematy.:)
Możesz także odpuścić sobie. Taki stan na pewno nie będzie trwać wiecznie i po jakimś czasie Twoim przyjaciółkom znudzi się monotematyczność.:)
Mam nadzieję, że dojdziecie do porozumienia.

Trzymam za Ciebie kciuki!:)
Margaret

P.S. Dziękuję Wam za tak długi czas współpracy na blogu! Miło mi, że mogłam odpowiadać na Wasze problemy i pytania. :)

"Dobranoc" inaczej powiedziane.



Wysyłanie sobie krótkich wiadomości przed snem uważam za bardzo przyjemny zwyczaj, który pokazuje, że pamiętamy o naszej sympatii. Ja osobiście bardzo się cieszę, jak otrzymam takiego smsa i zawsze wtedy jakoś milej mi się zasypia.
Nie wiem czy wy również, ale sama czasami mam taki problem, czym zastąpić słowo "dobranoc", żeby sms, który wysyłam do chłopaka wieczorem nie był zawsze taki sam. Oto kilka moich propozycji, które może wykorzystacie albo was zainspirują.

Wszelkie przymiotniki określające sen, którego życzymy danej osobie. To może być:
 

  • kolorowych snów
  •  słodkich snów
  •  miłych snów
  •  spokojnych snów
  •  radosnych snów

I wiele, wiele innych. Polecam po takich dwóch słowach dodać jeszcze jakieś "kotku" czy "kochanie", a wtedy wiadomość od razu będzie jeszcze milsza.
W wersji żartobliwej może się pojawić zamiast "snów", to np. "koszmarków".

Krótkie podsumowanie dnia, jeśli był bardzo przyjemny i dopisanie, że życzymy, aby noc była tak miła jak dzień, który właśnie się kończy. Wtedy na zakończenie można dodać jeszcze to proste dobranoc.

Wszelkie przymiotniki określające noc, jakiej życzymy. A mogą to być:

  •  dobrej nocy
  •  spokojnej nocy
  •  dobrze przespanej nocy
  •  przyjemnej nocy

I znów przykładów może być bardzo dużo. Tutaj można dodać jeszcze "życzy ci..." i kto. Oczywiście nie musi być życzy ci Krysia, Marta czy Małgosia. Nawet nie powinno. Ale może się pojawić np. "twoja ukochana dziewczyna".

Krótkie rymowanki są też ciekawym pomysłem. Najlepiej jak są wymyślone przez nas osobiście, ale wiadomo, ze wieczorem wena już sobie idzie spać i ciężko nam wymyślić coś sensownego. Poszperałam trochę w internecie i znalazłam kilka propozyzji, które wydały mi się przyjemne.

Gwiazdki na niebie, a księżyc w pełni,
pomyśl życzenie, a wkrótce się spełni.
Wiec śpij słodko, z uśmiechem na twarzy.
Niech Ci się przyśni, to o czym marzysz!

Między kolorami tęczy rób kroki nieśmiałe
i niech przyśnią Ci się rzeczy piękne i wspaniałe.
Tęczowych snów.

Zgaś światełko, wejdź do łóżka
Niech przytuli Cię poduszka,
Zamknij oczka, pomyśl sobie
Że ja też to samo robię.

Można też po prostu życzyć chłopakowi, żeby śnił o nas w różnych słowach. Nawet najprostsze "Śpij dobrze i śnij o mnie" jest przyjemne.

Polecam też to proste "dobranoc" przetłumaczyć na inny język. Np. Buenas noches lub Goodnight. Proste do zrozumienia, ale już już oryginalniejsze.

Tak, nie miałam pomysłu na notkę, ale mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś komuś się przyda. ;D

piątek, 2 listopada 2012

Popisy przed kolegami, help!

Error pisze...
Hey. Mam taki problem - u mnie w szkole jest klasa chłopaków, którzy mnie non stop zaczepiają. Zaczęło się od takiego jednego, mówił mi cześć, rzucał jakieś dziwne teksty, potem do niego dołączył drugi i jeszcze jeden... A ostatnio kiedy siedziałam przed klasą na ławce, dosiedli się do mnie, najpierw ten pierwszy, zaczął pociskać takie teksty: "Duży masz dom?", "Ile masz ziemi?". Wkurzył mnie, zapytałam go co go to obchodzi,a on mi na to: "Zastanawiam się czy cię brać za żonę". Od razu powiedziałam że nie chcę mieć męża, ale żąłuję że w ogóle się odezwałam, bo rozmowa się bardzo rozkręciła ale w niekoniecznie w tym fajnym kierunku... Przyszła potem jego klasa no i ogólnie wypytywali mnie potem czy jestem lesbijką, cały czas tylko o seksie, zapytali też tam po drodze jakiej muzyki słucham itd. Przerwałam rozmowę i poszłam na lekcję, od tamtej pory ich nie widziałam. teraz postanowiłam że będę ich ignorować, tak jak wcześniej, ale nie wiem czy to coś da... Co mam robić, jeśli znowu doprowadzą do takiej sytuacji? Żaden z nich mi się nie podoba, są starsi, bardzo agresywni, tacy disco-techno zj*by co tylko latają po imprezkach i wiadomo co im w głowie.
To tylko takie popisywanie się przed kolegami? Bo Pierwszego czasami widzę na miescie, wychodzimy razem ze szkoły, albo idziemy niedaleko przez miasto - wtedy ani słowem się do mnie nie odzywa, tylko się gapi.

Help :(



Droga Error!

No jasne, że to tylko popisy! Widzę, że za bardzo się tym przejęłaś. Chłopaki z natury to nieźli wariaci i potrafią wykorzystać każdy pomysł, który wpadnie im do głowy, by się nie nudzić. Tacy już są i nigdy nie warto przejmować się ich żartami.

Ale.. chłopcy często nie zdają sobie sprawy, że takimi popisami mogą kogoś obrazić, a szczególnie wrażliwe dziewczyny. Bo jak to się mówi: chłopakom trzeba jasno pokazać co jest na rzeczy, bo inaczej się nie domyślą.

Co możesz zrobić?
Pokaż, że z Tobą się nie zadziera! Żarty wydają Ci się bezsensowne i irytujące? Odszczeknij. Wymyśl coś wcześniej by wiedzieć, jak się odezwać, gdy tamci znowu zaczną Cię zaczepiać. Pamiętaj, że nic nie zdziałasz wulgarnymi i zbyt na poważnie branymi tekstami - to może tylko pogorszyć sprawę, a i po co sobie psuć humor?

Podejdź do tego z dystansem. Najlepiej, jakbyś zaczęła się z tego śmiać i podchodzić z humorem. Bo po pierwsze, jeśli za cel wybrali właśnie Ciebie to oznacza, że w ich oczach musisz być naprawdę atrakcyjna. I nie, to nie słowa na wiatr. Uwierz w siebie i dołącz się do głupiej gadki-szmatki! Nie będziesz się nudzić na przerwach ;)

Masz zły dzień, a zaczepialscy tylko sprawiają, że masz ochotę im przyłożyć? Opanuj się i zmień miejsce pobytu. Możesz odejść kilka metrów, a może siąść na ławce na innym piętrze i pouczyć się przed kartkówką?

Pamiętaj: to tylko żarty! Żarty brane na poważnie już nie są żartami i mogą przerodzić się w konflikt. A kto by chciał się kłócić? No właśnie, więc smile everyday! :)

Pozdrawiam,
Tincia  
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x