środa, 30 stycznia 2013

Ferie z Nieuchwytną (2)


część 2
Żelazne zasady
I) "Test"


Informacje
tytuł orginalny: The Exam
czas: 1 godz. 41 min.
reżyseria:  Stuart Hazeldine
scenariusz: Stuart Hazeldine
gatunek: Thriller

Opis: Osiem osób zamkniętych w jednym pokoju, w którym po 80 minutach może pozostać tylko jedna. To ona pozostanie zwycięzcą i będzie mogła zająć miejsce w szeregach wielkiej i tajemniczej firmy, której dyrektora nikt nie widział od wielu lat. Aby wygrać należy poprawnie odpowiedzieć tylko na jedno pytanie, stosując się do 3 reguł, których zasad złamać nie wolno, ponieważ powoduje to wykluczenie z rozgrywki. Wszystko co nie zostało zakazane jest dozwolone, a więc czas zacząć wyścig z czasem i rywalami.

Moim zdaniem: Z góry ujawnię część filmu, ale niezbyt wielką, lecz sądzę, że dość ważą dla mojego opisu. Mianowice, cała akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, a całą obsadę mogłabym policzyć równo na wszystkich palcach obu rąk. Czyli przez 100 minut obserwujemy dokładnie zachowania, czasem nawet, może się wydawać, sposób myślenia tej grupy osób. Wszyscy są ambitni i zmotywowani by osiągnąć cel. Różne są jednak powody ich determinacji oraz sposoby w jakie chcą to osiągnąć. Jak wiele jest gotów zrobić człowiek by dostać to co chce? Czym może zaryzykować? I czy na pewno jest to gra warta świeczki? Film ten odpowie na te pytania, dodatkowo dając nam możliwość poznania ludzkiej psychiki. Zadziwiające jest to jak bardzo może nas zainteresować, wciągnąć oraz ile emocji zapewnić nam obserwowanie wydarzeń dziejących się przez ponad godzinę w jednym miejscu, podczas swoistej rozmowy o pracę.

Moja ocena:
wzruszenie: 0/5
miłość 0/5
tajemnica 5/5
akcja 4/5
strach 2/5
uśmiech 0/5
+ 2 punkty za ukazanie psychiki ludzkiej

II) Niezbyt kolorowy manicure

Dość elegancki, jednak nie nazbyt odświętny manicure. Niektórym może wydawać się z byt surowy, jednak właśnie taki był mój zamysł: niedużo koloru, wzorów oraz prostota. Paznokcie takie pasują do większości bardziej prostych zestawów. Idealnie komponują się ze stylizacjami w których zastosowano kolory czarny, biały oraz wszelkie odcienie szarości.
 Początkowo stworzyłam go bez srebrnego połączenia między kolorami, jednak później zdecydowałam się je dodać, ponieważ wzór wyglądał na niedokończony.

instrukcja:
1. Malujemy wszystkie paznokcie bezbarwnym lakierem matującym (jeśli takiego nie posiadamy zastosujmy jakiś, który jest bazą do french manicure)
2) Malujemy końcówki paznokci kolorem grafitowym (ja użyłam takiego z odrobiną perłowych cząsteczek) tak jak jest to pokazane na zdjęciu.
3) Czekamy aż lakier wyschnie po czym cienkim pędzelkiem malujemy kreski w miejscu łączenia kolorów.
4) Można nałożyć utrwalający lakier nawierzchniowy.

czas: 2/3
trudność: 2/3

III) Stylizacja

Stylizacja którą wybrałam jest dość elegancka. Nie zawiera zbyt wielu barw. Najbardziej przykuwającym oczy elementem są złote zdobienia na torebce oraz spodniach. Sprawiają one, że ubrania nie wyglądają nudno oraz galowo. Komplet taki możemy ubrać zarówno na wyjście do kina na zakupy czy do pubu, jak i na szkolną uroczystość (w połączeniu z innymi butami).

Udanych ferii,
Nieuchwytna

Lakiery do paznokci KOBO "Prague" & Visions

Dobry wieczorek! ;) Dzisiaj w ramach mojego wolnego czasu postanowiłam dokończyć recenzję, którą miałam przygotowaną już od dawna. Lakierami, które dziś omówię będą matowy, beżowy odcień firmy KOBO "Prague" oraz srebrny lakier do wzorków Visions z Oriflame

Lakiery firmy KOBO pokochałam szczerą, gorącą miłością. ;) Naprawdę, nic nie wyolbrzymiam. Są te jedne z lepszych lakierów na obecnym rynku w tej cenie - 9,90 zł. Tyle samo płacimy za lakiery np. z Catrice (te wprawdzie mają niektóre ładniejsze odcienie od KOBO), jednak efekt jest lepszy. Przede wszystkim efekt długo się utrzymuje. Z tego co pamiętam, to zdjęcie zrobiłam już po tygodniu od nałożenia, nie widać, prawda? Zero odprysków, bąbelków ani wgnieceń. 

Dużym plusem jest jego szybkie wysychanie. Kiedy godzinę przed północą miałam problem, bo musiałam zmyć zniszczone paznokcie (przez czerwony lakier z Maybelline, o którym pewnie kiedyś Wam napiszę), ten lakier się sprawdził idealnie. Szybko zaaplikowałam dwie warstwy (tyle wystarczy dla pożądanego efektu) i nie musiałam się martwić, że paznokcie się zniszczą przez sen (ach te wgniecenia na lakierze od poduszki lub kołdry...). Dlatego polecam go Wam, jeśli musicie szybko pomalować paznokcie np. przed wyjściem z domu. 

Konsystencja też jest dobra, nie za wodnisty, nie za gęsty. Z kryciem też nie ma problemu, nawet po jednej warstwie, ale dwie są idealne. Nie robią się smugi podczas malowania. Ponadto po aplikacji lakieru pojawia się ładny połysk, lakier nabłyszczający nie jest nawet konieczny. :)

Jego pojemność wynosi 7,5 ml. - nie jest źle, zawsze mogło być lepiej. Przy moim tempie korzystania, chyba niedługo się skończy. :D

Chociaż nie byłam przekonana do tak delikatnych kolorów, to cieszę się, że dostałam go na urodziny. :) Ma cielisty odcień, mimo to widać go na ręce. Chyba tylko lakiery z Essie mają podobne odcienie, ale są trzy razy droższe, więc gratulacje dla Kobo za oryginalność i jakość w tej cenie

Teraz przejdę do mniej pozytywnej części mojej recenzji, czyli srebrnego lakieru do wzorków z serii Visions, który można zamówić z katalogu Oriflame. Spotkałam się z gorszymi lakierami, jednak tego do dobrych zaliczyć nie można. Ma cienki pędzelek do wzorków, ale za nic w nim sprężystości, żeby chociaż był odpowiednio sztywny do nanoszenia kropek - tu też nie. Dlatego ciężko mi stwierdzić do jakich wzorków mogłabym go zastosować. Aplikacja jest ciężka, a lakier po nałożeniu - chropowaty. Nie jest to jednak ani plus, ani minus - nie radzę jednak stosować do niego lakieru nabłyszczającego - jego pędzelek obejdzie wtedy srebrnymi drobinkami, a efekt zrobi się jeszcze gorszy. 

Nie jestem w stanie Wam podać ceny tego specyfiku, bo swoje w lodówce odczekał, a zamawiała go mama. Ponadto nie jest już w ofercie Oriflame.

Tego lakieru Wam nie polecam, ja używam go ostatni raz, chociaż efekt jak widzicie nie wyszedł zły, ale namęczyłam się strasznie. :(

Święty Mikołaj przyniósł mi w prezencie trzy (właściwie cztery) nowe lakiery z Essence, recenzja dwóch z nich jest już prawie przygotowana. Ale żeby nie skupiać się jedynie na kosmetykach, nowa psychologiczna notka już niedługo się pojawi na blogu. ;)


Pozdrowienia dla obecnie leniuchujących na feriach (tak jak ja ;) i tych co niestety męczą się w szkole. 

Do napisania! :)
Siedmiokropka

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Mity na temat chłopaków

Często pojawia nam się mętlik w głowie, bo nie potrafimy zrozumieć naszych facetów. Wynika to z niewiedzy i ulegania stereotypom!


1. Są mniej wrażliwi niż my
Oho, głupota! To, że niecodziennym obrazem jest płaczący chłopak nie znaczy, że niczym się nie przejmuje. Wręcz przeciwnie. Jeśli charakter kolesia od podstaw budował się na emocjonalności, potrafi mieć miękkie serce, ale przeważnie w samotności. W końcu jakie stereotypy zawładnęły światem? "Chłopaki nie płaczą", a jest to tylko tytuł dobrego filmu. Przez ową propagandę mężczyźni zmuszeni są do ukrywania swoich słabości, bo chcą zachować twardą postawę. A więc, tak jak w przypadku dziewczyn - tylko prawdziwy (często głęboko ukryty) charakter ukazuje wrażliwość chłopaka.


2. Myślą tylko o jednym
Dlaczego tak sądzimy? Bo wcale się z tym nie skrywają, kiedy jakaś panna ich podnieci, albo mają na to niebywałą ochotę. To prawda, że w wieku dojrzewania, pod wpływem testosteronu nie potrafią pohamować swoich myśli z tym związanych, ale na pewno nie biorą tego zbyt poważnie. Oni doskonale wiedzą, że tylko dojrzewają, a dziewczyny nie lubią kolesi, którzy uchodzą za miastowych podrywaczy. Oczywiście zdarzają się typki, którym jedno w głowie i biją rekordy - dopiero od takich won!


3. Wolą seksowne, biuściaste panny
Mężczyzna jak mężczyzna, lubi sobie popatrzeć na podkreślone, kobiece kształty, tymczasem my mamy to na codzień, więc zwykle im się dziwimy ;-). Tu chodzi tylko o zmysł wzroku, który nie potrafi oderwać się od naszych pięknych kształtów. Tak naprawdę chłopcy wolą miłe, rozumne dziewczyny, tak jak my! W końcu nie szukamy chłopaka na jedną noc, tylko tego jedynego. Uwierzcie, im też na tym zależy.


4. Są małomówni
O, i tu jest najmniej prawdy! Okazuje się, że to dziewczyny (szczególnie te młode) są częstszymi milczkami niż chłopaki. Dzieje się tak zwyczajnie na początku, gdy nie potrafimy się przełamać. Wtedy, chłopak zauważając to, przejmuje berło i to on w dużej mierze rozwija znajomość. Chociaż i tak to zależy tylko od charakteru. Mając przyjaciół chłopaków każda z nas zauważy, że zdarzają się przypadki gadające bez przerwy praktycznie o niczym, a też takie, które ograniczają się do konkretnych wypowiedzi. Dlatego mniej dystansu, więcej wspólnych tematów i będzie idealnie.


5. Grubsze dziewczyny nie mają u nich szans
To jest tylko kwestia gustu. Ale! Jeśli myślimy, że wystające kości są idealne, to chyba tylko dla nas. Oni myślą całkowicie inaczej! Tak naprawdę, jeśli poprosić ich o ocenienie sylwestki, dziewczynie ważącej 55 kg na 170 cm wzrostu powiedzą: powinnaś zgrubnąć. Oni, w przeciwieństwie do nas, nie lubią czuć kości. My tak, bo jest to dla nas coś interesującego, a dla nich - obrzydliwego. Chcą poczuć zdrowe ciało, nie szkielet!


6. Obgadują nas z kolegami
Tak jak my, mają do tego pełne prawo. Nie chodzi o obrabianie tyłka, ale o wymienie uwag i poznawanie wzajemnych opini! Robi to każdy człowiek i nie mamy na to żadnego wpływu. Jednak, gdy usłyszymy przypadkiem swoje imię, nie znaczy to od razu, że mówią coś złego. Jeśli nie mają nam nic do zarzucenia, raczej odpuszczą sobie znajdywania dziury w całym.


7. Nie dbają o siebie
Niekiedy to fałsz, niekiedy prawda. Są kolesie, którzy nie potrafią znieść swojego niepowodzenia u dziewczyn i robią wszystko co w ich mocy, by sprawiać na nich dobre wrażenie. Są też tacy, którzy mimo wszystko nie mają ochoty marnować czasu na codzienny prysznic czy przeczesanie włosów. W okresie dojrzewania chłopakom zwyczajnie nie chce się sprostać codziennej rutynie i, w wyniku czego, czasem mają swój wygląd gdzieś. Aczkolwiek, kiedy już wplątają się w manię stawiania włosów na żel oraz chodzenia po Croppie i sklepach sportowych, można być z nich dumnym.


Więc czy nie warto zastanowić się nad naszym i ich zachowaniem, porównać i w końcu zauważyć, że pochodzimy z innych planet? :)
Pozdrawiam,
Tincia

niedziela, 27 stycznia 2013

KK: Wampir z m-3

Cześć i czołem! Wpadam dziś do Was z recenzją i mam nadzieję, że niektórym przypadnie do gustu :)


Tytuł: Wampir z m-3
Autor: Andrzej Pilipiuk
Gatunek: fantastyka
Ilość stron: 177 (e-book)
Co mówi okładka?
Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie których dręczy głód...  A więc twierdzicie Obywatelu, że wampiry istnieją? Niby kraj socjalistyczny, ateizm w modzie, a tu taka wtopa. I jak tu się krzyżem odwijać? Jak wodą, tfu, święconą chlapać? A czosnek tylko granulowany i z importu z bratniej Czechosłowacji! Myśl nowa blaski promiennymi, dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Być wampirem w PRL to nie przelewki. W społeczeństwie bezklasowym trudno tytułować się hrabią. Płaszcz i smoking nosi albo kelner, albo iluzjonista, a krew obywateli Rzeczpospolitej Ludowej ma posmak deficytu i reglamentacji. (…)

                Nowość wydawnicza to nie jest, ale pozycja nietypowa, więc warto może się z nią zapoznać. Ano moda na wampiry stopniowo przemija, jednak książki pozostają i tak oto w łapy wpada mi Wampir z m-3. Pilipiuka znamy z humoru i lekkiego pióra i tutaj żartów również nie zabraknie. Bohaterką opowieści jest licealistka Gosia, która pewnego dnia popełnia samobójstwo (z powodów jak najbardziej niebłahych!) i budzi się… jako wampir. Jednak na tym się dziwności nie kończą, otóż akacja całej historii dzieje się w Polsce czasów PRLu. To dość ciekawe spojrzenie na świat, którego nasze pokolenie nie zna; owszem, przesiąknięte fikcją literacką realia nie są wiernym odzwierciedleniem szarych czasów i nie można ich traktować jako wiarygodne źródło, niemniej jednak pewne elementy są.
                Zatem mamy Gosię, która musi nauczyć być się wampirem! Ale prócz Gosi pojawia się jej rodzinka, która bardzo barwną mieszaniną jest – ano mamy ojca, który aspiruje do tytułu przodownika pracy, mamy braciszka komunistę, który brata się z organizacjami rządowymi i chciałby wskrzeszać Lenina i mamy babcię-chrześcijankę, członkinię AK, która urządza polowania na nieumarłą wnuczkę. Prócz tego spotykamy Wampira Wiecznego Robola, Wampira Komunistę, Wilkołaka z dziurą pod pachą, Ożywioną Mumię Egipskiego Kapłana, Pana Samochodzika, Mózgożernych Właścicieli Czarnej Wołgi i Profesora, który hoduje pijawki-boa. Parada rozmaitości, moi mili!
                Książkę czyta się szybko; pochłonęłam ją w jeden ze świątecznych dni okresu bożonarodzeniowego. Pojawiają się rysunki, które są miłym urozmaiceniem lektury. Jednak nie może być zbyt różowo! Książka ma pewne minusy – podstawowym jest dominujące wrażenie, że Pan Pilipiuk odhacza z listy wykorzystane elementy. Zaczęty wątek nagle się kończy i wszystkie przypominają zadnia w grze komputerowej, które trzeba wykonać. Nie ma tam jakiejś płynności i autor chyba liczył, że komizm zatrze niedociągnięcia. Otóż nie zatarł. Książkę jednak polecam, bo to ciekawa pozycja. Parodiuje naprawdę sporo rzeczy; obrywa się nawet Zmierzchowi. Każdy amator wampirze literatury powinien się z tą pozycją zapoznać. Ktoś, kto szuka dobrej rozrywki, również nie straci czasu!

Ocena:
 7/10

Pozdrawiam Was cieplutko! Wszystkim, którym kończą się ferie - dacie radę! A wszystkim, którzy zaczynają - słodkiego lenistwa!

Pozdrawiam, Pudding.

W Kuchni: Robimy masło orzechowe!


Cześć!
Jestem prawie-nową autorką na NBS – pisałam już tu w 2009 i 2010 jako Małpa ;). Mimo iż odpowiadam na pytania związane z przyjaźnią, będę też tu zamieszczać łatwe, smaczne i sprawdzone przepisy. Mam nadzieję, że spodobają się Wam i chętnie przetestujecie je w swojej kuchni!
*****
                O maśle orzechowym się mówi, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Ja należę zdecydowanie do tej pierwszej grupy. Nie mogłam się obejść bez próby stworzenia tej ambrozji u mnie w kuchni. Misja zakończona powodzeniem!


Szybko, prosto i bez możliwości porażki czyli przepis na domowe masło orzechowe.

Składniki:
Nie ma ich tu za dużo – wystarczą orzeszki ziemne. Jeżeli są kupowane jeszcze w łupinkach lub łuskane, ale bez dodatku soli – trzeba będzie doprawić do smaku. Dla początkujących polecam więc paczkowane i solone.
W zależności od tego, ile tego specjału chcesz wyprodukować, musisz dobrać odpowiednią ilość orzeszków. Na mały słoiczek potrzeba ich około dwóch szklanek.
Jeżeli wolisz masło mniej gęste, możesz dodać oleju roślinnego. Również według własnych upodobań możesz wrzucić szczyptę cynamonu czy kakao. Możliwości jest nieskończenie wiele!

Przygotowanie:
Na jaki rodzaj orzeszków się zdecydowałaś? Chyba każda pójdzie na łatwiznę i kupi solone paczkowane orzeszki :). Jeśli jednak jesteś cierpliwa i wytrwała, a na Twojej liście zakupów znalazły niełuskane arachidy – musisz je odpowiednio przygotować. Obrać, oczywiście, a następnie, by pozbyć się brązowych skórek należy wrzucić do piekarnika [180*, 7-15 minut] lub na suchą patelnię. Gdy już przyprażymy je troszeczkę, należy je zdjąć/wyjąć i delikatnie usunąć gorzkawe skórki. Paczkowanych nie trzeba prażyć – producent wykonał to zadanie za nas.
Jako, że orzeszki trzeba zmielić blenderem, lub wrzucić do malaksera – by uniknąć spalenia urządzenia możesz je wcześniej pokruszyć w moździerzu. Jeśli nie posiadasz tego cuda, nic straconego! – polecam zawinąć w ręcznik i przez jakiś czas pozderzać młotkiem, efekt podobny, a użyjesz mniej siły i zmarnujesz mniej czasu niż w przypadku bawienia się moździerzem.


Ostatni punkt trasy, czyli zbliżamy się do końca:
Pokruszone orzeszki (wersja dla odważnych i lubiących ryzyko: całe) wrzucamy do miski/blendera/malaksera i miksujemy. Z góry mówię, że zwykły mikser nam nie wystarczy – będzie on tylko mieszał, a nie ucierał na gęstą masę. Nie musisz dodawać tłuszczu, orzechy puszczą go wystarczająco dużo, ewentualnie, jak już skończysz i stwierdzisz, że to masło jest dla Ciebie za gęste.
By uzyskać pożądany efekt zaleca się miksować około 10-20 minut, oczywiście robiąc przerwy – by uniknąć spalenia urządzenia i gniewu mamy ;). Gdy już nasza substancja stanie się lepka i wilgotna możesz dodać cynamon, kakao lub odrobinę soli, jeśli stwierdzisz, że jest to konieczne.
Gotowe masło przekładamy do słoiczka. Trzymamy je w lodówce, może tam stać miesiąc (u kogo tyle wytrzyma? :), chociaż czasem olej się oddziela od reszty masy. Wtedy wystarczy zamieszać i jest ponownie gotowe do spożycia.

Z czym to się je?
Dosłownie :). Najpopularniejsza propozycja podania: na tostach! Na kanapce z dżemem lub z bananami? Niebo w gębie! Ponadto wyśmienicie smakuje z naleśnikami i wyjadane łyżeczką prosto ze słoiczka. Dodatek do babeczek czy ciasta? Nie ma problemu!
Kombinuj, próbuj, smakuj – kiedyś i Ty odnajdziesz swe ulubione „danie” z wykorzystaniem masła orzechowego!



Obrazki zaczerpnięte z googli – niestety własnych aktualnie nie posiadam.


Smacznego!

sobota, 26 stycznia 2013

Ferie z Nieuchwytną (1)

Hej dziewczyny!
Witam was (prawie osobiście) po dłuższej przerwie. Mam dla was pewien pomysł związany z dwoma działami, w których będę pisać czyli modą oraz kolumną kulturalną, mianowicie przez cały czas trwania ferii będę dla was tworzyła specjalne notki. Każda z nich zawierać będzie trzy elementy:

  • opis filmu,
  • pomysł na paznokcie,
  • stylizację.
Wszystko to utrzymane w jednym klimacie. Jeśli spodoba wam się taka forma to możecie w komentarzach pod tymi notkami zostawiać propozycje filmów czy stylizacje, które chciałybyście bym użyła. A teraz dosyć mojej paplaniny i zabieram się do pracy.

***
część 1
Nie do końca słodki i nie do końca romans

I) "Na skraju ogrodu"

Informacje
tytuł orginalny: Edge of the garden
czas: 1 godz. 26 min.
reżyseria: Michael Scott
scenariusz:  Duane Poole
występują: Rob Estes, Sarah Manninen

Opis: Film opowiada o biznesmenie, który przenosi się do nowej wiejskiej posiadłości. Może nawet nie posiadłości, a raczej uroczego domku otoczonego tytułowym ogrodem. Cena budynku jest jednak niezwykle niska, nikt jednak nie chce powiedzieć dlaczego. Mężczyzna mroczną historię tego miejsca poznaje dopiero wtedy, gdy zaczyna w nim mieszkać. Odkrywa ducha młodej kobiety, który na zawsze zmienia jego życie i swoje także.

Moim zdaniem: „Na skraju ogrodu” to wspaniała opowieść. Wzruszająca jednak niedołująca i co ważne (jak dla mnie) nie przesłodzona. Zawierająca w sobie odrobinę tajemnicy, oraz wspaniałą historię, którą zapewne każdy z nas chciałby przeżyć. Ktoś może uznać, że nie wierzy w duchy, zjawiska nadprzyrodzone i tego typu rzeczy, więc film ten uzna za bzdurny, po co, więc w ogóle bawić się w jego oglądanie. Osobiście przed zobaczeniem miałam podobne zdanie, jednak, któregoś dnia wzięło mnie na obejrzenie jakiegoś wyciskacza łez, a „Na skraju ogrodu” było jedynym tego typu filmem, który miałam w zasobach. Nie mało się zdziwiłam po zakończeniu, a film natychmiast dodałam na swoją listę ulubionych.

Moja ocena: 
wzruszenie: 4/5
miłość 3/5
tajemnica 3/5
akcja 1/5
strach 0/5
uśmiech 1/5
+ 3 punkty za oryginalność fabuły

II) zielono biały manicure


Delikatny manicure dla dziewczyn lubiących delikatność i pastelowe kolory. 3 paznokcie w kolorze pastelowej zieleni, pozostałe 2 są białe w zielone kropeczki (czego może ie widać na zdjęciu, ale tak jest).

instrukcja:
1. Malujemy palce mały, środkowy oraz wskazujący kolorem zielonym.
2) Malujemy palec serdeczny oraz kciuk  kolorem białym (ja użyłam kolor białej róży do french manicure gdyż nie miałam akurat białego).
3) Czekamy aż lakiery wyschną po czym nakładamy 2 warstwę.
4) Na paznokciach pomalowanych kolorem białym nakładamy kropi koloru zielonego (ja użyłam wypisanego cienkopisu, którego końcówkę zamaczałam w zielonym lakierze).
5) Można nałożyć utrwalający lakier nawierzchniowy.

czas: 3/3
trudność: 2/3

III) Stylizacja

Stylizacja którą wybrałam jest romantyczna i delikatna, jednak dzięki nie zastosowaniu pastelowych barw (prócz rajstop) nie jest mdła czy nad wyraz słodka. Moim zdaniem zestaw taki idealnie nadaje się do szkoły, na kawę z przyjaciółkami czy też na randkę w uroczej restauracji. Jeśli planujesz śniegowe szaleństwo to radziłabym wymienić spódniczkę na spodnie. Osobiście postawiłabym na jasne jeansy rurki, jednak wszystko zależy od was.

Udanych ferii życzy
Nieuchwytna

czwartek, 24 stycznia 2013

Zaczynamy na nowo!


Tak, wieem - "o nie, to znowu wy!". ;) Dla prawdy i przyjemności zaprzeczać nie będę, wracamy tutaj i cieszymy się z Waszego entuzjazmu. :) 
Żeby nie przedłużać, powiem tylko tyle, że powiększył nam się skład, a nawet wróciło kilka osób, które już pisały tu kiedyś. Za dużo się nie zmieni, zadawajcie pytania tak, jak dotychczas. Notki będą pojawiały się raczej codziennie, ale prosimy o wyrozumiałość, gdyż każda z nas ma rok szkolny i czasami (zwłaszcza jak pytań jest dużo) możemy się nie wyrabiać, ale pamiętamy o Was i staramy się odpowiadać jak najszybciej! :) 

Im więcej autorek na naszym blogu, tym lepiej, bo jeśli jest dużo pytań, można je porozdzielać między kilka osób, no i w grupie raźniej. :) Więc jeśli chcecie się do nas przyłączyć (zwłaszcza liczymy na kogoś do mody, pilnie!), to zajrzyjcie do ramki "Współautorstwo na NBS".

Nasz obecny skład:
- Tincia (chłopcy),
- Cocalotte (chłopcy),
- Saphirr (przyjaźń),
- Kwaskowa (rodzina)
- Nieuchwytna (moda + Kolumna Kulturalna),
- Lullaby (zdrowie),
- Pysia (uroda),
- Loremi (zrób to sama),
- Siedmiokropka (psychologia),
- Ryżowy Pudding (Kolumna Kulturalna).

+ Lilu (rodzina, okres próbny)

Mam też nadzieję, że nie zapomnicie z jakiego powodu ostatnio odeszłyśmy i liczymy mimo wszystko, że będziecie pamiętać, iż Wasz odzew jest dla nas ważny. :)

Do następnej notki! ;)
Siedmiokropka w imieniu Załogi NBS
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x