Zanim przejdę do właściwej części tego posta, chciałabym się Wam przedstawić.
Cześć,
jestem Julsz, jak mogłyście już zauważyć, a w prawdziwym życiu mówią mi Julka
(tego to się nie spodziewałyście, nie?). Piszę tę notkę w ramach okresu
próbnego, spodziewajcie się jeszcze dwóch, wtedy zobaczymy, czy zostanę tu na
stałe. :) Możecie mi zadawać pytania dotyczące pielęgnacji włosów i cery, choć
z tym drugim nie jestem jeszcze aż tak szeroko zaznajomiona, jak z
włosomaniactwem, więc bycie autorką tego działu na pewno stworzy wiele okazji,
by rozszerzyć zarówno Waszą, jak i moją wiedzę. Niestety nie znam się na
makijażu i o nim pisać nie będę.
Jako osoba,
która będzie często polecała Wam kosmetyki do włosów, wiele z nich osobiście
przetestowanych, opiszę też… swoją czuprynę! Jeżeli macie podobny typ włosów,
to całkiem możliwe, że stosowane przeze mnie odżywki, maski, oleje itp.
sprawdzą się też u Was.
Zacznijmy od
tego, że określam swoje włosy mianem wysokoporowatych, ale nie ekstremalnie –
zmierzają raczej w stronę średnioporowatych. Dla osób niewtajemniczonych
(spokojnie, tutaj opiszę też, co to w ogóle jest porowatość włosów) – cechują
się one z reguły łatwym puszeniem, szczególnie przy wilgotnym powietrzu, a
także tendencją do suchości, którą coraz lepiej zwalczam. Mogłabym je określić
jako falowano-kręcone – zależnie od dnia potrafią się ładnie pokręcić albo być
ledwo falowane. Nie przetłuszczają się i to na tyle, że mogę je spokojnie umyć
trzy razy w tygodniu i w „dniu mycia” wciąż nie widać, że są lekko tłuste.
Dobra, to by
było na tyle z mojej egocentrycznej gadaniny! Przejdźmy do tematu notki.
Olejowanie włosów
Co to w ogóle jest?
Zapewne
większość z Was nie słyszała o takim „zabiegu”, jak olejowanie albo nie
zwróciła na to uwagi i popukawszy się w głowę, wróciła do spraw codziennych.
Jednak wbrew pozorom regularne używanie dobrze dobranego oleju potrafi zdziałać
cuda z włosami, szczególnie suchymi i puszącymi się! Słowo „olejowanie”
(wybaczcie za powtórzenia, nie mam pojęcia, czy istnieje jakiś sensowny
synonim) na pewno kojarzy się Wam ze zwykłym olejem spożywczym i w zasadzie to macie
rację. Ten sposób odżywiania włosów polega zwyczajnie na nałożeniu na nie
oleju, choć nie tylko rzepakowego lub słonecznikowego, ale więcej propozycji
wymienię później. Spokojnie, wbrew pozorom on się zmywa. Trzeba tylko użyć go w
odpowiedniej ilości i dobrym sposobem, a mamy ogrom możliwości.
Zanim uznacie olejowanie włosów za bezsens, to chciałabym zrobić z Wami mały test. Poszukajcie
odżywki lub maski do włosów, najlepiej takiej do suchych. Przeanalizujcie
opakowanie – mniemam, że wiele producentów chętnie chwali się obecnością olejów
w składzie. A nawet jeśli się nie chwalą, myślę, że w większości produktów
znajdzie się chociażby oliwa, olej arganowy, olej palmowy, awokado – nie sposób
wymienić wszystkich. Po prostu spójrzcie na to, co ma na końcu „Oil”.
Przekonałam? :)
Dzięki
dobroczynnym składnikom olejów (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe,
witaminy), które docierają do włosów, te stają się zdrowsze, bardziej
nawilżone, mięsiste i sypkie, a także dociążone (nie mylić z obciążonymi). Jeśli
prawidłowo olejujecie skalp, to również go nawilżacie, a także możecie
przyśpieszyć porost włosów oraz wbrew pozorom ograniczyć przetłuszczanie skóry
głowy. To nie są puste słowa – sama tego doświadczyłam, bo moje włosy przeszły
ogromną przemianę między innymi dzięki olejowaniu. Pamiętajcie jednak, że
należy robić to regularnie – w zasadzie najlepiej przed każdym myciem, jeśli są
one przesuszone i zniszczone, ale nie każdy ma na to czas. Myślę, że powinno
poświęcić się co najmniej dwa razy w tygodniu minimum dwie godziny, by zobaczyć
efekty.
W tym
miejscu chciałabym tylko przestrzec Was, byście nie używały żadnych „olejków” i
serum do włosów w celu olejowania ich. Są to dobre produkty do zabezpieczania
włosów i używania po myciu, ale z reguły ich działanie odżywcze jest bardzo
małe ze względu na przewagę silikonów w składzie. Mówię tu na przykład o „Argan
Oil” Bioelixire. Nazwy mylą – po prostu sprawdźcie skład takiego olejku, ten,
którego używa się do olejowania, powinien w polu INCI/ingredients zawierać
wyłącznie, załóżmy, olej migdałowy/lniany/winogronowy itp. (w przypadku
mieszanek – ewentualne ekstrakty z roślin), a czasem konserwanty, choć polecam
używanie takich, które ich nie zawierają.
Jak to robić?
Skoro już
wyjaśniłyśmy sobie, czym jest olejowanie i dlaczego warto to robić, podam Wam
kilka najpopularniejszych sposobów. Każdy z nich ma swoje zalety i wady, polecam
wypróbować wszystkie, żeby odkryć, który z nich jest najlepszy dla Waszego typu
włosów. Po jakimś czasie same znajdziecie swoją własną drogę.
· -
Olejowanie
na sucho – jest to najprostszy sposób. Po prostu rozcieracie w rękach dany olej
(około jedna łyżka stołowa dla dość gęstych włosów sięgających za łopatki –
przy krótszych będzie to mniej. Pamiętajcie, nie przesadźcie z ilością, bo
narobicie sobie szkody!) i nakładacie go na suche włosy, dokładnie
rozprowadzając. Jeśli mają one skłonność do bycia przyklapniętymi, możecie
nakładać olej od ucha w dół. Po tym polecam spiąć włosy, by nie pobrudziły
ubrań i spędzić tak co najmniej dwie godziny – z czasem zobaczycie, jaki czas
spędzony na odżywianiu Wam służy.
· -
Olejowanie
na mokro – wszystko przebiega tak samo, jak wyżej, tylko przed aplikacją
musicie zamoczyć włosy, a później odsączyć je ręcznikiem z nadmiaru wody.
Nałożenie oleju może być nieco trudniejsze, więc lepiej robić to ostrożnie, by
nie wyrwać za dużo kosmyków. ;) Włosy możecie zwinąć i włożyć pod czepek i
turban z ręcznika/zimową czapkę, by ciepło wspomogło działanie dobroczynnych
składników.
· -
Olejowanie
„na rosołek” – najpierw musicie wlać do miski jakiś litr wody, najlepiej
ciepłej (ale nie gorącej), słyszałam też, że przegotowana będzie jeszcze lepsza
– szczególnie, gdy w Waszym mieście jest twarda woda. Do tego dodajecie łyżkę,
może dwie, wybranego oleju, mieszacie wszystko i moczycie w tym włosy. Jakiś
czas pobawcie się nimi w tej „zupce”, pomieszajcie, by wszystko dobrze
wchłonęły, a potem wyciśnijcie włosy z nadmiaru mieszanki i nałóżcie foliowy
czepek, a potem owińcie turbanem lub czapką.
· -
Olejowanie
na maskę/na odżywkę – jest to jedna z moich ulubionych metod, bo nie trzeba
emulgować oleju przed zmyciem go (niedługo wyjaśnię, o co chodzi). Nałóżcie na
włosy maskę lub odżywkę, a na to znowu około łyżkę… zgadnijcie czego! Tak,
oleju! ;) Po tej notce będziecie miały dość tego słowa, ja też, swoją drogą.
Całość zawijacie pod foliowy czepek, nakładacie turban i siedzicie tak jakiś
czas. Możecie podgrzać tę instalację suszarką, by polepszyć efekty.
· -
Olejowanie
przez olejową „mgiełkę” – znajdźcie jakieś opakowanie po mgiełce lub
czymkolwiek, co ma atomizer. Wlejcie do niego wodę, dodajcie łyżkę oleju, można
dorzucić też tzw. półprodukty – aloes, pantenol, glicerynę. Całość mieszamy i
spryskujemy tym włosy. Może to trochę zająć, zanim będą dobrze pokryte, ale
dzięki temu nie przesadzicie z ilością oleju.
· -
Olejowanie
„na mgiełkę” – ma trochę inną zasadę, niż sposób wyżej. Najpierw spryskujecie
włosy mgiełką nawilżającą (może być również dobra mgiełka do twarzy, ważne, by
nie miała silikonów) i na to znowu nakładacie olej. Jeśli nie macie kupnej
mgiełki, możecie ją zrobić – zmieszajcie około 200 ml wody i różne nawilżające
składniki – aloes, pantenol, glicerynę (po kilka kropli) albo miód lub cukier
(po łyżeczce).
· -
Olejowanie
z maską – jeżeli nie macie czasu, to po prostu do porcji maski albo odżywki,
jaką nakładacie na włosy, dodajcie bardzo niewielką ilość oleju – łyżeczka albo
i mniej, żeby nie obciążyć włosów. Taką mieszankę nałóżcie PO myciu, trzymajcie
pół godziny, czyli jak zwykłą maskę, także w czepku i dokładnie spłuczcie wodą.
· -
Olejowanie
końcówek – w zasadzie dla mnie nie jest to do końca olejowanie, a raczej sposób
zabezpieczenia i odżywienia końcówek włosów. Nałóżcie na nie roztartą w
dłoniach kroplę lub dwie oleju, a na to serum silikonowe. Dzięki temu lepiej ochronicie
je przed zniszczeniami, jednocześnie odżywiając.
· -
Olejowanie
skalpu, skóry głowy – tu sprawa ma się trochę inaczej i w zasadzie ta część
zasługuje na osobny wpis. Olejowanie skóry głowy może ograniczyć jej
przetłuszczanie, nawilżyć i przyśpieszyć porost włosów, jednakże gdy
nieodpowiednio dobierzecie olej lub sposób, to możecie niemile się zaskoczyć
przez podrażnienie głowy oraz wzmożone wypadanie włosów. Poza tym z reguły nie
powinno się używać w tym celu większości olejów, jakich używamy do włosów.
Możecie spróbować olejków firmy Khadi, ewentualnie Dabur Amla – są to mieszanki
olejów i ziół. Na skórę głowy dobry będzie też olej musztardowy, z czarnuszki,
z nasion kozieradki (swoją drogą – wcierka z kozieradki jest bardzo dobra na
porost włosów). Jest ich bardzo wiele i w przyszłości mogę opisać Wam
dokładnie, jak powinno się olejować skalp. Najważniejsze jednak, żeby skóra
głowy była czysta – nadmiar sebum połączony z olejem może wzmożyć wypadanie
włosów – a także byście nie przesadziły z długością trzymania oleju na skórze
głowy. Zacznijcie od trzydziestu minut, maksymalny czas to dwie godziny. I nie
nakładajcie go za dużo – zasada „im mniej, tym lepiej” dotyczy większości
skalpów.
A teraz
najważniejsze – jak zmyć olej?
Istnieje
bardzo łatwy patent, który ułatwi Wam późniejsze zmycie oleju z włosów
szamponem. Wystarczy go zemulgować! To moment, w którym pukacie się w głowę i
pytacie, o co w ogóle chodzi, prawda? Według cioci Wikipedii emulgacja to „proces
łączenia dwóch niemieszalnych substancji, z których przynajmniej jedna jest
cieczą, prowadzący do powstania trwałej emulsji”. A tak po ludzku – połączenie odżywki
z olejem, dzięki któremu mieszankę łatwiej spłukać z włosów. Po prostu
nakładacie na lekko zwilżone, naolejowane włosy odżywkę lub maskę, zostawiacie
na jakieś trzydzieści minut, spłukujecie i normalnie myjecie włosy (do mycia
polecam łagodne szampony, np. Babydream, ale o tym też mam zamiar napisać, bo
nie chcę tego jeszcze bardziej przedłużać). Jeżeli wszystko dobrze poszło, będą
one odżywione, ale nie tłuste. Gotowe! :) (nie musicie emulgować oleju, jeżeli
olejowałyście na maskę lub na odżywkę)
Po co sięgnąć?
Zapytacie
teraz, jakiego oleju powinnyście użyć? Cóż, na początek polecam wypróbować to,
co macie w domu – chociażby olej rzepakowy, słonecznikowy, oliwę z oliwek lub
olej lniany (dwa ostatnie serdecznie polecam na suche włosy!). Możecie użyć też
oleju kokosowego, ale uwaga – większość zniszczonych, suchych włosów może on
napuszyć. Warto jednak spróbować!
Jeżeli
jednak chcecie sięgnąć po coś z wyższej półki, najpierw chciałabym zapoznać Was
z definicją porowatości, która jest bardzo ważna w dobieraniu dobrego oleju
(oczywiście od tej reguły zawsze będą jakieś wyjątki i wasze włosy mogą
pokochać coś, co rzekomo do nich nie pasuje). Porowatość włosów to stopień, w
jakim łuski włosa są odchylone od jego rdzenia – im bardziej odchylone, tym
łatwiej jest je zniszczyć i wysuszyć, a woda szybciej odparowuje z takiego
włosa. Jeśli więc łuski ściśle przylegają do siebie, to włosy są niskoporowate.
Im bardziej się odchylają, tym bliżej im do wysokoporowatych. W praktyce
wygląda to tak:
Włosy
wysokoporowate – są to często włosy kręcone i falowane lub zniszczone przez
farbowanie, prostowanie albo mechaniczne uszkodzenia. Jeśli powietrze jest wilgotne, bardzo się puszą, są także
podatne na kolejne uszkodzenia. Chłoną wszystko jak gąbka, łatwo je stylizować,
szybko się moczą i schną. Ale spokojnie, nie są takie złe! Dosyć trudno je
obciążyć, a większość kosmetyków nawilżających przyjmują z wielką chęcią.
Włosy
niskoporowate – najczęściej to proste, zdrowe, lśniące i sypkie włosy. Ich
łuski ściśle do siebie przylegają, więc trudno je uszkodzić, poza tym raczej
się nie elektryzują. Z drugiej strony – niełatwo je stylizować, są na to mało
podatne, tak samo na moczenie. A gdy już są mokre, dość powoli schną! W
przeciwieństwie do włosów wysokoporowatych, nie potrzebują aż tak dużo zabiegów
pielęgnacyjnych (oczywiście nie oznacza to, że wcale ich nie potrzebują).
Włosy
średnioporowate – można nazwać je etapem przejściowym. W zasadzie lubią się z
większością kosmetyków, a cechy, które wymieniłam w dwóch poprzednich typach
włosów, najczęściej osiągają u tych jako taki środek. Mogą też być „mieszanką” tych
cech. Z reguły przybliżają się do jednego z typów i są do niego bardziej
podobne.
Przejdźmy do
konkretów – wymienię Wam oleje, jakie prawdopodobnie powinny sprawdzić się przy
danym typie włosów.
Włosy
wysokoporowate:
Olej z
orzechów włoskich
Olej z
pestek winogron
Olej konopny
Olej z
wiesiołka
Olej
słonecznikowy
Olej z kiełków
pszenicy
Olej z
pestek dyni
Olej z
czarnuszki siewnej
Olej sojowy
Olej
kukurydziany
Olej z
nasion bawełny
Olej z
ogórecznika
Olej lniany
Olej z
pachnotki
Włosy
średnioporowate:
(zależnie od tego, której porowatości im bliżej, mogą polubić
się też z olejami dla włosów wysokoporowatych lub niskoporowatych)
Olej z
orzechów laskowych
Olej z
pestek śliwki
Olej ze
słodkich migdałów
Olej
makadamia
Olej
rzepakowy
Olej
arachidowy
Olej
sezamowy
Olej ryżowy
Olej awokado
Oliwa z
oliwek
Olej
arganowy
Olej
rokitnikowy
Włosy
niskoporowate:
Olej
kokosowy
Olej babassu
Olej palmowy
Masło shea
Masło
kakaowe
Masło mango
Pamiętajcie,
że powyższy podział może być dla wielu z czupryn czymś abstrakcyjnym – niektóre
wysokoporowate włosy uwielbiają olej kokosowy, a niskoporowate mogą chętnie
chłonąć oliwę z oliwek czy olej lniany! Najważniejsze, byście przez metodę prób
i błędów sprawdziły, co jest dla Was najlepsze. Ta lista to tylko wskazówka.
Jeśli jednak
nie jesteście pewne, jakie substancje mogą Wam służyć, wypróbujcie coś takiego,
jak mieszanki olejów. Mają one co najmniej kilka olejów w składzie i używa się
ich tak samo, jak wcześniej opisywałam. Jeśli jakaś się u Was sprawdzi, to
możecie wypróbować osobno składniki takiej mieszanki. Osobiście polecam olejki
do ciała firmy Alterra, są trzy rodzaje – brzoza i pomarańcza, migdał i papaja
oraz oliwki i limonka. Każdy kosztuje około 20 zł – chyba, że ostatnio coś się
zmieniło - i ma 100 ml pojemności. Możecie kupić je w Rossmannie. Niedawno
także Anwen, „matka chrzestna wszystkich włosomaniaczek” wypuściła mieszanki
olejów dostosowane właśnie do porowatości włosów. Możecie zamówić je w jej
sklepie (http://sklepanwen.pl/) za 29 zł.
|
Dwa z trzech olejków z Alterry |
Poza tym
słyszałam o takich mieszankach, choć jeszcze ich nie testowałam:
· -
„Terapia
Ajurwedyjska do włosów” firmy Orientana – dostaniecie ją w Hebe za około 20 zł
· -
„Olej
kokosowy + 8 składników odżywczych” Oil Medica – sprawdzi się głównie na
niskoporowatych włosach, dostaniecie ją w niektórych drogeriach za 11 zł
· -
Olejki
Khadi, możecie je znaleźć na stronie khadi.pl
Jest ich,
oczywiście, wiele więcej, ale myślę, że jak na razie tyle wystarczy, zważywszy
na to, że w razie potrzeby znajdziecie ogrom propozycji w internecie, choćby na
wizaz.pl.
Dzisiaj to
na tyle, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a wpis się podobał – w razie
wątpliwości pytajcie w komentarzach, postaram się odpowiedzieć na Wasze
pytania!
Miłego dnia,
Julsz.