poniedziałek, 27 maja 2013

Związki na odległość.

Cześć, nie będzie to do końca prośba o radę. Chciałabym abyś (subiektywnie lub obiektywnie, bez różnicy) wypowiedziała się na temat związków na odległość. Chodzi o to, że dziewczyna i chłopak nie mogli by się widywać zbyt często. Czy warto spróbować? Powiedz jakie widzisz plus i minusy takiego związku, czy jesteś za czy przeciw, czy byłaś kiedyś w takim związku, czy uważasz że warto próbować, czy znasz jakąś parę która weszła w taki związek itp?
~Osmyk.

Droga Osmyk,
Początkowo zabrzmiała mi twoja prośba jak temat wypracowania, ale ja jestem chyba troszkę przewrażliwiona na tym punkcie i wszystko mi tak brzmi. No w każdym razie z chęcią się wypowiem, ale od razu na wstępie zaznaczam, że to moje zdanie (nawet w miejscach, gdzie staram się być obiektywna) i to zdanie może się nie zgadzać ze zdaniem którejś z was, dlatego nie mówię, że to, jak ja uważam to jedyna, słuszna i prawdziwa wersja.
 

Ciężko jest się określić tak dokładnie, co się sądzi o takich związkach, ponieważ to wszystko zależy od różnych czynników. Najważniejsi oczywiście są ludzie i to od nich, a dokładniej od ich charakterów zależy czy taki związek wyjdzie, czy nie. Po części zależy to też od wieku, ale ja jestem dość przeciwna patrzeniu na wiek, ponieważ uważam, że są ludzie bardziej i mniej dojrzali emocjonalnie, i nie można ich klasyfikować wiekowo. No, ale do rzeczy. Jeśli ludzie, którzy chcą się związać na odległość traktują miłość jako uczucie prawdziwe i trwające długo (jeśli nie na zawsze), to myślę, że taki związek przetrwa. Niestety jeśli jednak tacy ludzie traktują związek jako coś, co tam sobie jest i tyle, w sensie że albo chcą mieć kogoś "na siłę", albo nie podchodzą do tego poważnie, to dla nich nie widzę specjalnej przyszłości w związku na odległość. Podobnie jest też ze "zwykłymi" związkami. Są ludzie, którzy każdego swojego partnera starają się wyobrazić sobie już od razu w roli swojego męża/żony i liczą na to, że ten związek przetrwa lata. Takim ludziom często związki się bardzo dobrze udają. Ja sama mam takie podejście i uważam, że jest to poważne traktowanie związku. Choć oczywiście ciężko się myśli o przyszłości, gdy ma się naście lat i całe życie przed sobą. Co nie zmienia mojego zdania, że tak powinno się chociaż próbować myśleć. 
No ale są też ludzie, którzy od razu myślą, że dany związek jest "na teraz" i że kiedyś w przyszłości znajdą sobie przecież i tak kogoś innego. Takim ludziom jest łatwo rozstać się z kimś, bo i tak nie wiązali z daną osobą przyszłości. I takim też osobom będzie ciężko wytrzymać w związku na odległość, ponieważ ich przeciętne związki zazwyczaj opierają się na kontaktach cielesnych lub chociaż na miłym spędzeniu czasu ze sobą, aż nie znajdą kogoś lepszego. 
Związek na odległość jest niezwykle trudny, ponieważ wymaga wierności o wiele bardziej niż taki przeciętny, gdy widzimy się z drugą osobą. Znacznie łatwiej zdradzić drugą osobę, gdy jest ona daleko, a o zdradzie najprawdopodobniej się nie dowie, bo nie ma jak. W dodatku też łatwiej wtedy o pokusę takiej zdrady, bo gdy ukochana osobą jest daleko, to nie może nam zapewnić bliskości jak choćby najprostszego przytulenia. Wtedy, gdy znajdzie się ktoś, kto będzie blisko, to może się okazać, że ta chwila bliskości będzie dla nas bardzo kusząca. Cała ta sytuacja ma też drugą stronę. Osoba, z którą jesteśmy w związku też jest podatna na takie pokusy, więc musimy się wykazać wielkim zaufaniem, żeby taki związek mógł funkcjonować. 

Jednym z czynników, od których zależą takie związki jest też odległość dzieląca dwie osoby. Związkiem na odległość nazwiemy przecież parę, gdzie jedno mieszka godzinę drogi samochodem od drugiego, ale również taką, która mieszka w innych krajach, a nawet na różnych kontynentach. Oczywiste jest, że odległość kilkudziesięciu kilometrów łatwiej pokonać i można się częściej spotkać. Mam kolegę, który dla swojej dziewczyny dwa razy w tygodniu jeździ 3 godziny w jedną stronę pociągiem, bo bardzo chce się z nią zobaczyć.
 

Tu przechodzimy do odpowiedzi na pytanie czy znam jakąś parę, która weszła w taki związek. Znam i to nawet nie jedną. O jednej już pisałam, ale znam takich więcej. Zazwyczaj są to pary, które mieszkają w Polsce, ale w różnych miastach. Spotkali się na obozie, wyjeździe czy nawet przez internet i teraz są razem, choć dzieli ich pewna odległość. Z moich obserwacji wynika, że są to pary dość szczęśliwe. Oczywiście, że czasami mają takie momenty, kiedy tak bardzo brakuje im drugiej osoby, że gotowe są teraz zaraz wsiąść w pociąg czy cokolwiek innego i tam do niej/niego pojechać, ale nie mogą z pewnych względów i to ich bardzo przybija. To jeden z minusów takiego związku. Istnieją oczywiście telefony, komunikatory internetowe czy inne środki komunikacji, ale nic nie zastąpi prawdziwego spotkania i możliwości poczucia drugiej osoby obok. 
To już rozpisałam się o minusach, a czy widzę w tym wszystkim jakieś plusy? Szczerze to tylko jeden, ale taki dla mnie przynajmniej bardzo ważny, jeśli nie najważniejszy- jesteśmy w związku z osobą, którą kochamy. Uczucia, które żywimy do drugiej osoby są prawdziwe i nawet jeśli ta osobą jest daleko, to uszczęśliwia nas samym swoim istnieniem. Czujemy się z nią szczęśliwi, bezpieczni i nie wiem co jeszcze, ale po prostu to, co czuje osoba w szczęśliwym związku. Gdy w grę wchodzi prawdziwa miłość, to uważam, że wszystko inne się liczy znacznie mniej.
Jeszcze jednym plusem może być fakt, że mniej się z drugą połową kłócimy. Gdy kogoś widujemy często, to łatwiej o kłótnię, a gdy wiemy, że nie możemy się spotkać co chwilę, to czas, który możemy spędzić razem jest tak ważny, że nawet nam przez myśl nie przechodzi, żeby go marnować na kłótnie.
 

Podsumowując. Czy warto? Warto. Jak już pisałam, dla prawdziwej miłości naprawdę warto. Wszystko się przecież może kiedyś zmienić, a świat jest otwarty dla ludzi, więc odległość nie jest przeszkodą, której się nie da ominąć. Jeśli tylko się chce, to wszystko jest możliwe, związek na odległość też.

czwartek, 23 maja 2013

Mama na siłę chce być moją koleżanką.

Cześć Dziewczyny! 
Jako, że wasze porady wielokrotnie mi pomogły, postanowiłam do Was napisać. Nie wiem czy jest to problem wynikający z moich rodziców czy mnie... Ale wydaje mi się, że to najodpowiedniejszy dział.
Ogólnie to moja mama ma obsesję na punkcie robienia ze mną czegoś. Jak wychodzę na spacer to się upiera, że pójdzie ze mną i grozi mi karą -,- Jak jest ciepło to koniecznie chce jeździć ze mną rowerami itd. Oprócz tego upiera się, że mam z nią chodzić do kina czy na zakupy. I oczywiście zawsze zabiera mojego młodszego brata.Mam wrażenie, że chce udawać moją koleżankę...
Strasznie źle się z tym czuję, wstydzę się tego, że chodzę po mieście z matką. Zawsze boję się, że ktoś ze znajomych mnie zobaczy (choć moi przyjaciele są wyrozumiali). Czy może przesadzam i to nie jest takie straszne? Czy to dobrze, że mama chce mieć ze mną głębszy kontakt? Tylko, że zazwyczaj nie prowadzi to do pogłębiania więzi, bo jestem do tego zmuszana i nici z miłego nastroju...
Podsumowując: Powinnam popracować nad moją mamą- i tu pytanie jak czy powinnam zmienić moje podejście? I czy to obciach spacerować, jeździć na rowerze, chodzić do kina / sklepu z matką?

~Amber

Droga Amber,
Problem z którym się do nas zgłosiłaś, jest w gruncie rzeczy bardzo popularny wśród nastolatków. Nasi rodzice chcą spędzać z nami czas, pokazać, że nie starzeją się i nadal lubią robić "fajne" rzeczy ze swoimi dziećmi. Często ich nachalność jest powodowana przypadkowo, opiekunowie nie zdają sobie sprawy z tego, że czasami przekraczają barierę i "szarpią" nasze nerwy. Musisz pozostać spokojna, nie ma sytuacji bez wyjścia ;)
Twoja mama zapewne chce mieć z Tobą jak nalepszy kontakt, nie ma w tym nic dziwnego. Dorastasz,a ona mimo wszystko chce "nadążać" i wiedzieć co się u Ciebie dzieje.  Odrobinę zdziwiło mnie to, gdy powiedziałaś, że wstydzisz się chodzenia z rodzicielką po mieście. Czym jest to spowodowane? Czy był kiedyś jakiś incydent po którym tak się czujesz, czy raczej jest to uczucie od zawsze? Uważam, że nie masz się czego wstydzić, wszyscy znajomi wychodzą gdzieś ze swoimi rodzicami. Mogą być to zakupy, krótki spacer czy jakiś piknik, nie jesteś jedyną, która spędza czas z mamą. Dlatego też, w odpowiedzi na jedno z twoich pytań, odpowiadam: Tak, myślę, że odrobinę przesadzasz i to zdecydowanie nie jest straszne. :)
Co do nachalności mamy, postaraj się z nią porozmawiać. Wyjaśnij, że lubisz z nią spędzać czas i chcesz to kontynuować, ale w mniejszym stopniu. Opowiedz jej o tym, że ty też masz znajomych, z którymi chciałabyś wyjść, a czasami potrzebujesz też czasu dla siebie. Zaproponuj dogodne rozwiązanie. Może jeden dzień weekendu będziesz spędzać z mamą? Albo zanim gdzieś wyjdziecie, ustalcie kiedy to będzie, abyście obydwie czerpały z tego radość i korzyści. Pamiętaj: 
Niczego nie rób na siłę,  rodzicielka może potrzebować czasu, aby oswoić się z myślą, że nie potrzebujesz jej na każdym kroku. Dla niej pewnie nadal jesteś małą dziewczynką, która potrzebuje 100% opieki i ciągłej ochrony. Jak to mówią: "Daj jej się z tym przespać", a zobaczysz efekty.
Myślę, że najlepszym sposobem jest własnie rozmowa. Kłótnią czy upieraniem się przy swoim zdaniu możesz jedynie pogorszyć sprawę, a tego przecież nie chcemy.
Mam nadzieję, że uda Ci się rozwiązać ten problem, trzymam mocno kciuki za Ciebie.
Cherry Coke


środa, 22 maja 2013

Zakochałam się w wujku mojego kolegi.

Cześć dziewczyny. Sprawdzałam już spis notek i trafiłam na kilka, które mi pomogły, jednak... jest jeszcze jeden problem. Chodzi o mężczyznę, który jest starszy ode mnie o 11 lat. Oczywiście mam świadomość, że to pewnie nie ma racji bytu ale.. To silniejsze ode mnie. Ten człowiek jest niesamowity. Od początku cholernie mi imponował. Jest oczytany, ma ogromną wiedzę na każdy temat, dobry gust, słuchamy tej samej muzyki, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny też niczego sobie.. :) łączy nas ta sama pasja, te same poglądy, oboje chodzimy w glanach, oboje szanujemy te same wartości. Praktycznie od zawsze pociągali mnie dojrzali mężczyźni, uważam ich za bardziej doświadczonych życiowo, a poza tym mają więcej szacunku niż moi rówieśnicy. Już nie chodzi nawet o rodziców, oni może by to prędzej czy później zrozumieli, chodzi o kumpla... Nazwijmy go W. natomiast faceta, który mi się podoba nazwijmy P. Bardzo boję się skrzywidzić W. Poznałam go kilka miesięcy temu. Jest starszy o 2 lata, niestety okazało się, że ma dziewczynę. Byłam wtedy w kompletnym dołku, jednak poznałam P., po tym wyszło na jaw, że są ze sobą spokrewnieni, on jest wujkiem W. Na tym właśnie polega mój problem. Bo co pomyślą ludzie? Mieszkamy w małym miasteczku. Mieliby nas na językach i nigdy nie mielibyśmy spokoju. No bo siedemnastolatka związała się z prawie 30 letnim mężczyzną. Najbardziej bolesna byłaby pewnie reakcja W. Nigdy by mi tego nie darował... Sama nie wiem już co robić. Wiem tylko, że kocham go, a wiek nie jest dla mnie żadnym problemem. To dzięki niemu teraz jestem. Żyję. To dzięki niemu wyszłam z nałogu. To on zaakceptował mnie mimo mojej przeszłości związanej z narkotykami. Byłabym wdzięczna za odpowiedz, bo sama nie jestem w stanie sobie pomóc.
Całuję, Margaret. 






Kochana Margaret,
Przyznaję, że twój problem jest dość trudny. Musiałam się sporo zastanawiać, żeby coś wymyślić. Nie chcę ci mówić, że taki związek nie ma sensu, bo raz że sama tak nie uważam, a dwa że i tak byś mnie nie posłuchała. Będzie jednak cholernie trudno i mam nadzieję, że jesteś tego świadoma. Chodzi o to, że teraz, gdy nie jesteś jeszcze pełnoletnia, to taki związek z dużo starszym od ciebie mężczyzną nie powinien mieć miejsca. Jeśli jednak naprawdę go kochasz, wierzysz, że on ciebie również i uważasz, że to się szybko nie zmieni. Krótko mówiąc, jeśli nie jest to tylko chwilowe zauroczenie, to warto zawalczyć o taką miłość. Ja w ogóle uważam, że niemal zawsze warto walczyć o miłość. Od razu jednak mówię, żebyś nie miała złudzeń, że nic nie możesz zrobić już teraz, za chwilę. Najpierw musisz poczekać aż skończysz te 18 lat, ale to przecież nie tak znowu dużo czasu, najwyżej rok. Gdy już będziesz pełnoletnia, to twoi rodzice nie będą mogli specjalnie nic zrobić i ludzie też nie powinni aż tak źle mówić, bo przecież "jesteś już dorosła i (przynajmniej w teorii) wiesz, co robisz". W twoim miasteczku będzie wam ciężko razem żyć, choć możliwe, że tylko na początku, ale możliwe też, że przez cały czas. Wtedy może nawet trzeba będzie rozważyć przeniesienie się w jakieś inne miejsce. Ale teraz jeszcze ten twój kolega. To w sumie podlega pod kategorię "przyjaźń", ale jako że nie mamy chwilowo autorki od tej kategorii, to nie chcę cię odsyłać, żebyś czekała aż się ktoś znajdzie. Myślę, że powinnaś stopniowo przyzwyczajać swojego kolegę do twoich relacji z jego wujkiem. Czasami spotykaj się z P tak, żeby W o tym wiedział. Nie mam na myśli romantycznych randek we dwoje, tylko zwykłe spacery, rozmowy o muzyce czy na jakiś inny neutralny temat. Może powinniście się czasem spotkać w trójkę? Niech dla W stanie się normalne, że znasz się z jego wujkiem i że czasami się widujecie. Gdy trochę go oswoisz z tą myślą, później nie powinien się poczuć zraniony, gdy okaże się, że to coś więcej niż tylko zwykła znajomość. Taką samą metodę zastosuj z innymi ludźmi w miasteczku. Przyzwyczajaj ich stopniowo do widoku ciebie i P. Plotkować będą zawsze, ale gdy wszystko będzie się odbywało powoli, to podejrzewam, że wszyscy lepiej to przyjmą. Musisz się uzbroić w niesamowicie dużo cierpliwości.
Życzę ci z całego serca powodzenia,
Cocalotte.

wtorek, 21 maja 2013

On chyba woli moją koleżankę + różnica wieku.

Cześć :) Czytam waszego bloga już baaardzo długo i piszecie naprawdę ciekawie... :) Ale do rzeczy. No więc (polonistka by mnie zabiła, że tak zaczynam zdanie, ale ciii) poznałam niedawno pewnego chłopaka. Po prostu siedziałam z koleżanką (dalej Y.) na boisku, z nami był jej brat, który po prostu chciał sobie pograć w piłkę. I właśnie ten chłopak (dalej X) z nim grał, mimo, że jej brat jest jeszcze dzieckiem ;p Nie ukrywam, że jego podejście do dziecka, jego zachowanie (jest zupełnie inny, niż dziecinni koledzy z mojej szkoły i klasy..) i wygląd od razu bardzo mi się spodobały... Ostatnio zaczęłam go spotykać częściej, ale zawsze byłam wtedy z Y. Ostatnio wracałam od niej sama, spotkałam wtedy X i zaczepił mnie, czy przyjdę jeszcze z Y na boisko (bo już tego samego dnia nas tam spotkał). Niestety jednak nie mogłyśmy się tam pojawić... Znaczy ja mogłam, ale Y nie, a sama nie chciałam iść, bo ze mnie taki milczek raczej... I myślałam też, że zależy mu żebyśmy przyszły "MY" z naciskiem na Y, nie ja.. No ale właśnie... Okazało się, że jest ode mnie 5 lat starszy. Ja mam 14, więc przy tym wieku taka różnica jest jednak dość duża.. Mimo to, jestem z charakteru dojrzała jak na swój wiek, ale... jak już pisałam milczek ze mnie, ale jakiś dziwny, bo dopiero gdy Y zostawiła mnie na chwilę sama z X, to dopiero wtedy zaczęliśmy ze sobą gadać. Też tego nie pojmuję.. Teoretycznie powinnam być bardziej śmiała, kiedy jest przy mnie koleżanka, ale tak nie jest. Wiem gdzie X pracuje dorywczo, i od czasu do czasu pojawiam się tam razem z Y. Problem w tym, że Y jest bardziej "przebojowa" i śmielsza niż ja, więc częściej to ona go zagaduje.. Nie liczę nawet na to, że powiecie mi, żebym walczyła czy coś.. bo wątpię, żeby zainteresował się taką małolatą (przynajmniej w jego mniemaniu... tak myślę, chociaż nie traktuje mnie i Y z wyższością, mówiłam już jak bardzo podoba mi się jego charakter?!) jak ja, ale potrzebowałam się komuś wygadać, i chciałabym przeczytać jakąś radę... Może nawet powinnam go unikać? "Co z oczu to z serca"?
PS Mam nadzieję, że nie opisałam tego jakoś niezrozumiale...
- "Małolata"




Kochana Małolato,
A niby dlaczego miałabym ci nie powiedzieć, żebyś trochę powalczyła? 5 lat to jest spora różnica wieku, ale to też zależy od ludzi. Owszem są ludzie, dla których taka bariera jest nie do przebrnięcia, ale są też tacy, którym nie będzie to specjalnie przeszkadzać. Mam dobrą koleżankę, która ma chłopaka starszego od niej właśnie o 5 lat, są razem już ponad rok i świetnie się dogadują. Szczerze to wręcz nie umiem sobie ich wyobrazić osobno, choć przecież znałam obojga zanim zaczęli być ze sobą. No ale wróćmy już do twojego problemu. Tylko tu muszę się zastanowić, co właściwie jest problemem- wiek czy fakt, że jesteś osobą raczej milczącą. Zacznę od wieku, ale wydaje mi się, że to jednak ta druga kwestia jest prawdziwsza. Ogólnie już trochę pisałam wcześniej, ale dokończę. Mówisz, że chłopak ma dobre podejście do osób od niego młodszych i że nie traktuje was z góry, chociaż jest starszy. To już jest jeden argument, że zaprawne nie przeszkadzałby mu fakt, że jego dziewczyna jest od niego młodsza. Poza tym pamiętajmy, że chłopcy dojrzewają trochę wolniej i tak naprawdę to on może być bardzo zbliżony wiekowo do ciebie jeśli chodzi o psychikę. Ty też przecież jesteś trochę dojrzalsza od swoich koleżanek. Tak więc kwestia wieku, to nie jest największy problem. Teraz przejdźmy do koleżanki. Niestety często się zdarza, że przyjaźnimy się z kimś, kto okazuje się bardziej przebojowy od nas i w efekcie trochę nas przyćmiewa. To wbrew pozorom normalne. Tak samo normalne jest, że gdy jej nie ma w pobliżu, to ty się pokazujesz od lepszej strony. Sama też tak mam i znam parę osób, u których to zaobserwowałam. To może polegać na tym, że gdy jesteś w towarzystwie Y, to wydaje ci się, że ona wszystko powie i ty już nie masz, co dodać. Po części może to wynikać z faktu, że z jakiegoś powodu uważasz się od niej gorsza. Zaś gdy Y znika, to dociera do ciebie, że żeby rozmowa się toczyła, to musisz zacząć sama mówić. Uczysz się w ten sposób po części samodzielności. Moja rada, to żebyś czasami odważyła się wyjść gdzieś bez Y, chociażby na to boisko. Zobaczysz, że wtedy nagle się okaże, że wcale nie jesteś takim milczkiem, jak przypuszczałaś. A jak będziesz w towarzystwie Y, to postaraj się jednak wtrącać do rozmowy, pokaż, że nie jesteś tylko dodatkiem do Y, ale osobą, która też ma coś do powiedzenia i warto jej posłuchać. Nie daj się ukryć pod przebojowością koleżanki, uwierz, że ty też jesteś godna czyjejś uwagi! ;)
Życzę ci powodzenia,
Cocalotte.

wtorek, 14 maja 2013

Jak zagadać? Jak zacząć rozmowę?

Kochane! Często pytacie mnie, jak zagadać do chłopaka, na którym wam zależy. (Ostatnio Sammy1104 i to jest jednocześnie odpowiedź dla niej) Chociaż już wielokrotnie odpowiadałyśmy na to pytanie (sama odpowiadałam z 5 razy), postanowiłam zebrać wam wszystkie te poprzednie odpowiedzi w jedną jasną i przejrzystą.

Zacznijmy od tego, żebyśmy nie bały się zagadać. Jesteśmy już w XXI wieku i teraz mamy równouprawnienie, które często podkreślam. Jasne, że nadal uważa się, że to chłopak powinien wykonać pierwszy krok, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby czasami odwrócić sytuację. Jeśli bardzo boisz się podejść i odezwać do chłopaka, to pamiętaj, że gdy już się odważysz, wszystko pójdzie lepiej. W dodatku pamiętaj, że chłopcy też bywają nieśmiali i też się często boją.

Przejdźmy jednak do tej ciekawszej części, czyli co dokładnie powiedzieć. Tutaj postanowiłam podzielić notkę na dwie części- gdy chcemy zagadać do kogoś na żywo i gdy chcemy do kogoś "zagadać" przykładowo na facebooku. Zacznijmy od tej części na żywo. Generalnie spotkałam się już wielokrotnie ze zdaniem, że wystarczy powiedzieć "cześć", a rozmowa się potoczy. Przykro mi was uświadamiać, ale to bzdura. Możliwe, że zdarzy się, że to wyjdzie, ale zazwyczaj jednak trzeba powiedzieć coś jeszcze. Najczęściej rozmowę próbujemy zacząć jakimś pytanie. Jedno jeszcze, co warto pamiętać, to żeby raczej zagadywać chłopaka, gdy nie będzie w pobliżu jego kumpli. Tobie publiczność niepotrzebna, a on nie będzie się wtedy zachowywał naturalnie. To tak dużo teorii, ale przejdźmy już do praktyki:

- Czasami zdarza się, że chodzicie z interesującym was chłopakiem razem do szkoły. Wtedy możesz podejść i zapytać chociażby o to, jaką lekcje ma teraz, z kim ma tę lekcję. Powiedź coś o tej nauczycielce, co skłoni go do odpowiedzi. Jeśli jesteście w równoległych klasach i macie wspólnych nauczycieli, możesz zapytać czy jakaś nauczycielka zrobiła jego klasie ostatnio kartkówkę albo co było na sprawdzianie. Oczywiście długich rozmów na takie tematy nie da się prowadzić (choć niektórzy potrafią), ale jak już zaczniesz rozmowę, to dalej powinna się potoczyć sama.

- Gdy spotykasz go co jakiś czas i zauważysz na jego plecaku lub gdzieś indziej przykładowo naszywkę z logo zespołu, to możesz "uczepić się" tego tematu. Tylko taka mała podpowiedź, że jak nie znasz zespołu, to nie udawaj, że jest inaczej, bo możesz się lekko wygłupić. Nie rób z siebie osoby, która myśli, że Red Hot Chilli Peppers to przyprawa kulinarna, a Justin Timberlake jest podróbką Justina Biebera. ;)

- Czasami zdarza się, że znasz interesującego cię chłopaka z widzenia, bo np. wracacie jednym autobusem albo tramwajem. Wtedy gdy widzisz go na przystanku, to możesz zapytać na jaki tramwaj/autobus czeka (jeśli oczywiście nie zawsze jeździ tym samym co ty), możesz też zapytać czy daleko jedzie, a może okaże się, że mieszka w okolicy.

- Jeśli wiesz, że chłopak, który cię interesuje zna się z jakimiś twoimi znajomymi, możesz zapytać chociażby o to, skąd zna jakąś twoją koleżankę czy kolegę. Albo czy widział się ostatnio z nimi, bo ty akurat nie, a bardzo byś chciała. To taki pomysł, jak już wiesz więcej o chłopaku.

- Oczywiście nie zapominajmy, że zawsze możesz też zwyczajnie zapytać o godzinę, a później jakoś skomentować jego zegarek czy telefon. Tylko z oczywistych względów uważaj, żebyś nie miała wtedy gdzieś na wierzchu własnego zegarka.



- Jest też taka opcja, że upuszczasz coś w jego pobliżu, najlepiej gdyby to był np. piórnik, ale tak, żeby coś się z niego wysypało. Chodzi o to, żebyś sama sobie nie mogła tego od razu podnieść i żeby chłopak ci pomógł pozbierać te rzeczy. Wtedy serdecznie mu dziękujesz, uśmiechasz się i dopowiadasz żartobliwie coś w stylu "Ale ze mnie gapa, ciągle mi coś spada! Ty też tak masz?", coś takiego, żeby go trochę rozbawić, a trochę skłonić do jakiegoś komentarza.

- Chłopcy podobno reagują też całkiem nieźle na zaczepki w stylu "Wiesz może jak to działa?". Najzwyczajniej w świecie udajecie, że czegoś nie umiecie zrobić na telefonie, chociażby zdjęcia i pytacie chłopaka, czy nie mógłby wam pomóc. Tylko z tym trzeba uważać, żeby nie wyszło sztucznie, to znaczy, że nie możecie udawać, że nie potraficie wykonać połączenia, bo to akurat każdy potrafi.

Lepiej skończę, zanim zacznę wymyślać jakieś absurdalne pomysły. Wierzę w waszą kreatywność i myślę, że same też macie sporo pomysłów na rozpoczęcie rozmowy. Przede wszystkim pamiętajcie, żeby wykorzystywać sytuację, jeśli jest coś, co się przed chwilą wydarzyło i co możesz skomentować, zrób to! No i oczywiście nie zapominaj o uśmiechu! Czasami sam uśmiech wystarczy, bo jeśli jest naprawdę promienny, to zapada w pamięć i sprawi, że chłopak jeszcze z pewnością o was pomyśli.

A teraz przejdę jeszcze o części dotyczącej zaczynania rozmów na portalach społecznościowy czy innych takich miejscach, gdzie nie widzimy rozmówcy. Teoretycznie przynajmniej zaczęcie rozmowy np. w internecie jest prostsze niż na żywo, właśnie ze względu na to, że my nie widzimy drugiej osoby i ona też nie widzi nas. Tak więc jest to opcja dla tych trochę mniej śmiałych dziewcząt. Aczkolwiek metody są trochę zbliżone. Np. ten pierwszy z moich podanych wyżej pomysłów jest też do wykorzystania w tej opcji. To ja opiszę jeszcze kilka.

- Jeśli jeszcze się nie znacie, możesz udawać, że wydawało ci się, że się znacie. Możesz napisać do niego pytając o cokolwiek np. kiedy następnym razem będzie gdzieś tam. Gdy odpisze, że nie wie o co ci chodzi, to ty pytasz czy nie jest tym chłopakiem, z którym np. rozmawiałaś na przystanku. Jak już napisze, że nie, nie jest, to grzecznie przepraszasz pisząc, że musiałaś się pomylić, a następnie już pytasz o coś, co pozwoli ci go poznać. Np. gdzie w takim wypadku możesz go spotkać, jakimi autobusami jeździ albo jakie to uczucie, że gdzieś na świecie chodzi jakiś chłopak bardzo do niego podobny. Cokolwiek.

- Gdy już go znasz (choć jak nie znasz to też możesz tak zrobić), to możesz poczekać aż coś napisze na swoim profilu lub chociaż jak odpowie w jakiejś ankiecie (w przypadku facebooka, w przypadku gg możesz poczekać aż zmieni opis). Wtedy piszesz do niego i pytasz np. czy naprawdę uważa, że cośtam jest lepsze od czegośtam, bo ty uważasz inaczej/tak samo. Później już pytasz o coś kolejnego związanego z tematem albo nawet on sam zapyta.

- Możesz też do niego napisać, że widziałaś, że trenuje cośtam, a ty też się nad tym zastanawiałaś i masz parę pytań dotyczących tego. Tylko to powinna raczej być prawda, żebyś mogła zadawać jakieś w miarę rozsądne pytania. Tak samo możesz zrobić z pytaniem o np. zespół muzyczny, który oboje lubicie. Jeśli to zespół, który jeszcze koncertuje, to możesz zapytać np. czy był kiedyś na koncercie tego zespołu. A zawsze możesz też spytać o jego ulubioną piosenkę.

- Ostatecznie możesz nawet napisać do niego po prostu, że zauważyłaś, że macie podobne zainteresowania i chciałabyś go poznać. Wiem, że to najprostsze rozwiązanie, ale czasami działa. Jest jednak trochę ryzykowne, bo wymaga dużo odwagi i nie wiadomo, czy nie przestraszysz chłopaka.

Tak na koniec podam wam jeszcze 2 triki, o których słyszałam, a nawet sama wypróbowałam (i choć z początku wydały mi się bzdurą, to zadziałały). Są jednak sprzeczne ze sobą. Jeden jest taki, żeby pisać do chłopaka regularnie przez kilka dni o tej samej porze (byle nie za długo, maksymalnie 5 dni), a później kolejnego razu nie napisać do niego nic i zobaczyć, czy tym razem to on sam napisze do nas. Chodzi o to, że człowiek się szybko przyzwyczaja i jeśli tylko rozmowa była miła, to podświadomie zaczyna kojarzyć, kiedy mu się przydarzyła taka przyjemność. Któregoś dnia już czeka na tą rozmowę, a następnego, gdy jej nie ma, to sam zaczyna dążyć do tego, żeby jednak była. Trochę zawile to chyba opisałam, ale mam nadzieję, że coś da się z tego zrozumieć. A inna metoda polega na tym, żeby właśnie nie zamęczać chłopaka ciągłym pisaniem do niego, tylko raz napisać, później kilka dni nic i znowu coś napisać. Taka metoda jest dobra, jak popełnimy jakąś wpadkę w rozmowie i wolimy, żeby on o niej zapomniał. Ale też jakby dodajemy rozmowę z nami do czynności, które on wykonuje, a siebie zaliczamy do osób, z którymi rozmawia, co sprawi, że gdy to on będzie chciał do kogoś napisać, to bardzo możliwe, że wybierze nas.

To kilka propozycji, które pozbierałam z poprzednich notek, kilka dopisałam, no i raczej postarałam się je trochę rozwinąć. Oczywiście nigdy nie dałabym rady opisać wszystkiego, dlatego nawet nie próbuję. Dalej też powtórzę, że wierzę w waszą kreatywność! Poza tym koniecznie musicie pamiętać, że nie możecie żadnej rozmowy zaplanować "na sucho" w domu i później liczyć, że taka właśnie wyjdzie. Nie bójcie się jednak wykonywania pierwszego kroku! Zamiast myśleć, co hipotetycznie mogłybyście stracić (a zapewniam was, że nie ma takich rzeczy), myślcie o tym, co możecie zyskać, a zyskać możecie dużo. Nawet jeśli nie będziecie później tworzyć z danym chłopakiem nierozłącznej pary w drodze do ołtarza, to możecie poznać wartościową osobę.

Kończę krótkim: ODWAGI!

Buziaki od Cocalotte. :)

czwartek, 9 maja 2013

Mam wymyślonego przyjaciela - nie chcę być samotna!

Cześć Siedmiokropko!
Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że jestem osobą dosyć zabawną i lubiącą się obracać w towarzystwie. Ale czy to prawda? Raczej nie. Tak na serio nie lubię ludzi, chociaż nie, nie... Raczej ludzie są mi obojętni. Odkąd pamiętam - czyli tak jakoś od przedszkola - wolała siedzieć sama w domu. Czułam się wtedy... bardziej komfortowo?
Nigdy nie zawieram długich znajomości. Zazwyczaj zadaję się z kimś miesiąc, może dwa, a potem zamykam się w swojej samotni, lub też znajduję inne towarzystwo. Tak samo jest z chłopcami, którymi do mnie zagadują. Mogę z nim popisać tydzień, może dwa, ale po tym czasie niezmiernie mnie irytują.
Można powiedzieć, że nie okazuje jako tako emocji - nie jestem smutna jak zostawi mnie chłopak, czy przyjaciółka.
Mimo wszystko jest mi z tym źle. Nie chcę być samotna, dlatego - trochę wstyd przyznać - mam swojego wymyślonego przyjaciela, z którym "rozmawiam".
Z góry dziękuje Siedmiokropko!

~Psyche

Droga Psyche!

Wiem, że długo musiałaś czekać na odpowiedź, jednak pytanie bardziej pasowało mi pod kategorię Przyjaźń, Saphirr długo nie mówiła mi, czy w końcu przejmuje Twój problem, w rezultacie zostałam z tym sama, a że sama mam niemałe problemy osobiste, mogłam odpowiedzieć dopiero teraz. Jak już napisałam sobie odpowiedź na Twoje pytanie na kartce, to skręciłam sobie staw skokowy i byłam unieruchomiona na pewien czas, więc dopiero teraz mogłam to przepisać. Dlatego przepraszam wszystkie czytelniczki za długie oczekiwanie na psychologiczne notki, których na razie nie będę pisać wcale lub mało, bo zwyczajnie nie mam na to wszystko czasu. Mam nadzieję, że docenicie pomoc Lullaby, gdy będzie odpowiadała na niektóre pytania z mojego działu. :)

Psyche, napisałaś o swoich kontaktach międzyludzkich - po przeanalizowaniu tego wszystkiego, myślę, że nie nawiązujesz dłuższych znajomości, gdyż nie lubisz dostosowywać się do ludzi. Przy bliższym poznaniu stają się dla Ciebie irytujący, bo prawdopodobnie nie pasują do ideału towarzysza, jaki Ty oczekujesz. Stąd może brać się obecność Twojego wymyślonego przyjaciela - jest dokładnie taki, jaki chcesz by był i jakiego sobie wymarzyłaś, do tego jest zawsze wtedy, gdy go potrzebujesz. Według mnie posiadanie wymyślonego przyjaciela to nic złego, żaden powód do wstydu. :) Na niektórych forach internetowych ludzie wręcz chwalą się posiadaniem takich przyjaciół, miło ich wspominają wracając myślami do dzieciństwa. Nie ma co się wstydzić, bo ważne jest byś i sama sobie potrafiła być najlepszym przyjacielem. Przynajmniej z mojej perspektywy ta sytuacja ma też wiele zalet.

Wydaje mi się, że nie przywiązujesz się do ludzi. Może nie chcesz być zraniona lub po prostu lubisz przebywać sama? Na to pytanie odpowiedz sobie sama. Sądzę, że warto dawać ludziom szansę, spróbować się z nimi zaznajomić - tylko tyle. Nikt nie każe Ci nawiązywać dłuższych znajomości, ale życie pokaże Ci, że warto mieć chociaż jednego dobrego przyjaciela - nie musisz szukać na siłę, w pewnym momencie życia on może cię znaleźć sam. :) Mamy w końcu dużo czasu i w ciągu całego życia spotkamy od groma potencjalnych przyjaciół. Tymczasem możesz dopomóc losowi i poznać nowych ludzi w szkole i poza nią, nawet jeśli skończy się jedynie na wymianie tradycyjnego "cześć". To Ty decydujesz z kim warto kontynuować znajomość. Jeśli jednak rzeczywiście jesteś wybredna i charaktery ludzi Ci nie odpowiadają, musisz nauczyć się je akceptować - nie da się w człowieku lubić wszystkiego. Każda znajomość jest w jakimś sensie transakcją wiązaną - dajemy z siebie tyle samo: i swoje zalety, i swoje wady, które nawzajem powinniśmy akceptować, jeśli chcemy być w porządku. 



Nie zadałaś mi konkretnego pytania, więc nie wiem dokładnie, czego oczekujesz. Jeśli pragniesz przyjaźni, widocznie nie poznałaś jeszcze odpowiedniej osoby, która umiałaby zatrzymać Ciebie przy sobie. Jeżeli po prostu nie chcesz się czuć samotna, ale nie masz zamiaru też się do nikogo przywiązywać, proponuję również rozwiązanie alternatywne: spróbuj nawiązywać dużo znajomości - podkreślam "znajomości", nie bliższych koleżanek, czy przyjaciół. Co to oznacza? Jeśli nie potrafisz w jednej osobie znaleźć zespołu cech, które Ci odpowiadają, poszukaj pojedynczych u wielu ludzi. W rezultacie, dla przykładu: chcesz pogadać z kimś rezolutnym, idziesz do Kaśki, chcesz pogadać o jakimś szalonym hobby, idziesz do Baśki, i tak dalej. W rezultacie będą Was łączyły jedynie wybrane zagadnienia, nie wiążące Was mocno ze sobą, bez zobowiązań.

Jeśli chodzi o Twoje nieokazywanie emocji - najwidoczniej przeżywasz wszystko w środku, jesteś twarda z zewnątrz. Może te relacje nie miały dla Ciebie wartości lub korzyści, dlatego nie przeżywałaś rozstania z chłopakiem? Wprawdzie dla zdrowia Twojej psychiki jest korzystniejsze uzewnętrznianie emocji, jednak nikt nie musi Cię do tego zmuszać, Ty sama również nie. Więcej napisałam o tym w notce "Nie umiem wyrażać uczuć"

Mam nadzieję, że moje rady staną się w jakiś sposób pomocne. Nikt nie jest skazany na samotność, wystarczy umieć się otworzyć na ludzi! :)

Pozdrawiam cieplutko, 
Siedmiokropka

środa, 8 maja 2013

Obawy przed publicznym wystąpieniem.



Kochana Siedmiokropko,

Mam 17 lat i cierpię na najgorszą możliwą odmianę nieśmiałości. Problem leży prawdopodobnie w moim braku pewności siebie, z którym jednak nie mogę nic zrobić. Rzecz nasila się głównie w szkole. Nie mam problemów z występowaniem przed grupą osób nieznajomych, ale przed klasą - istna katorga. Dostaję ataku paniki na samą myśl o jakimkolwiek wystąpieniu typu prezentacja czy scenka i to nawet wtedy, kiedy grupa mnie obserwująca to jakieś 15-20 osób. Nie czuję się dobrze w mojej klasie i to pewnie jedna z przyczyn, niemniej jednak rzeczy takie jak prezentacje często są obowiązkowe i nie mogę unikać ich przez całą wieczność. Poza tym często jest tak, że mam coś do powiedzenia np. na lekcji języka polskiego, znam odpowiedź na jakieś pytanie, ale milczę, bo boję się... sama nie wiem czego? Ośmieszenia? Przez to znacznie ucierpiała m.in. moja aktywność na zajęciach, ale też zwyczajnie życie towarzyskie. Najgorsze, że jeszcze 2-3 lata temu nie miałam wcale podobnego problemu, w gimnazjum występowałam na apelach, robiłam prezentacje i świetnie sobie radziłam. Ten brak pewności siebie, nieśmiałość i paniczny lęk przed otoczeniem sprawiają, że wiele tracę, zarówno na stopie towarzyskiej jak i np. edukacyjnej. Jak się tego wyzbyć? Będę wdzięczna za jakąkolwiek radę, bo pewnie byłabym znacznie fajniejszą, otwartą dziewczyną gdybym mogła pozbyć się tego wiecznego stresu raz na zawsze :(

Julka







Droga Julko!



Tutaj ja –Lullaby! Macham Wam serdecznie znad monitora, ponieważ dawno się nie wdzieliśmy. Uff, całe wieki! Mam przerwę nie tylko w pytaniach (swoją drogą nie wiem czy cieszyć się, że jesteście zdrowe, czy płakać, że nie mam roboty?), ale również w szkole. Siedmiokropką nie jestem, ale postaram się pomóc ;).


Najpierw zastanówmy się nad samą przyczyną Twojego problemu.  Na pewno nie jest to typowa nieśmiałość. Zapewne, jak już zauważyłaś, chodzi o ośmieszenie. Masz 17 lat, więc zaczęłaś Liceum/Technikum. Twoje obawy są jak najbardziej uzasadnione. Chcesz jak najlepiej wypaść przed nową klasą, pokazać, że coś umiesz może również zaimponować wiedzą, którą przecież posiadasz, ale boisz się pomyłki, że zapomnisz najprostszej rzeczy i wywoła to salwę śmiechu. Jednak czy to jest ważne? Weźmy taki przykład: dziewczyna robi zadanie z matematyki na tablicy, wychodzi 2:2 i wpisuje 0. Wynik błędny, już w podstawówce uczą, że to 1, ale nikt się nie przejmuje, nie śmieje się, bo każdy może zapomnieć. Zaśmiałabyś się? Pomyślałabyś, że czegoś nie umie, tylko dlatego, że ze stresu przy tablicy wpisała zły wynik, pomimo dobrych obliczeń? Myślę, że nie. Swoją drogą nieźle się wtedy zestresowałam :). Co do wyrywkowych pytań na lekcji – u mnie takiej osobie się dziękuje, że przerwała tą niezręczną ciszę. Nauczyciel nie zacznie ci wytykać błędów w edukacji tylko dlatego, że myślisz i starasz się być aktywna, podobnie jak rówieśnicy. Ale świat jest podły i zdarzają się wyjątki. Tych, którzy mimo wszystko chcą pokazać swoją wielkość, wiedzę i w ogóle jacy to oni nie są fajni i oczytani i och, wielbmy ich, olej. Nie można przegrywać na starcie przez kogoś takiego.


Muszę przyznać, że Cię rozumiem. Sama mam problemy z publicznym wystąpieniem i w ogóle odezwaniem się, szczególnie na lekcji języka angielskiego. Od pewnej osoby podczas przerabiania materiału z tegoż języka usłyszałam: „Jak czegoś nie wiesz, to pytaj, nie wstydź się, że nie umiesz, przecież się dopiero uczysz.” I jak ręką odjął! No prawie, ale zaczęłam wierzyć, że moje błędy nie wynikają z głupoty tylko braku wiedzy, którą przecież dopiero posiądę. Tak samo Ty. Spójrz na to, co umiesz. Może nie jest to siedem języków, matematyka analityczna i cała historia świata w małym paluszku, ale umiesz bardzo dużo. Swoją drogą ciekawe czy istnieje ktoś, kto umie to wszystko? Musisz uwierzyć w wiedzę, którą posiadasz.



Na radzenie sobie z tego typu emocjami (czyli z tremą) jest wiele sposobów. Niektórzy wyobrażają sobie swoich słuchaczy w bieliźnie. Całkiem ciekawe, ale trudno będzie wytłumaczyć niekontrolowany wybuch śmiechu. Inni powodują w swojej wyobraźni zniknięcie wszystkich obecnych, jeszcze inni skupiają się na jednym punkcie. Dobrze jest mieć w tłumie słuchaczy jakąś dobrą duszyczkę, przyjaciółką, koleżankę, kolegę i w chwili stresu spojrzeć na nią/niego, uśmiechnąć się. Naprawę, bardzo pomaga. Przed wystąpieniem często nachodzą nas czarne myśli. Spróbuj je odwrócić. Jak będziesz myśleć jak to źle nie wypadniesz, że potkniesz się o podest, a tekstu zapomnisz – tak się stanie. Mechanizm autosugestii (jednak mózg ludzki jest niesamowity). Oszukaj samą siebie. Nie myśl: „O jak się boję, aż mi się nogi trzęsą”  tylko : „Ale jestem podekscytowana, aż się nie mogę doczekać”. Nawet, jeśli w pierwszej chwili wyda Ci się to głupie i nieprawdziwie, powtarzaj sobie jak będzie fajnie, jak wszyscy padną z wrażenia podczas twojego referatu, a po przedstawieniu zaczął prosić o bis. To jest pierwsza podstawowa rzecz, jaką powinnaś zrobić (nie licząc przygotowania, to chyba oczywiste). Grunt to dobre nastawienie.  Przed wystąpieniem powtarzaj raczej krótkie zdania, jak: „Jest dobrze”. „Jest” a nie „Będzie”! Wiesz, że w środę masz czytać wypracowanie? Włóż swoją ulubioną sukienkę. Ubierz coś, co lubisz, zadbaj, aby w ten dzień czuć się dobrze w swojej własnej skórze.


Trzęsące się ręce staraj się zignorować, nawet nie myśl, że coś takiego może się zdarzyć. Czujesz, że coś jest nie tak? Głęboki wdech, a potem jeszcze trzy. Musisz dotlenić mózg, który jest przecież twoim sprzymierzeńcem.



Jest metoda małych kroczków, która może nie przyniesie efektów już jutro, ale jest jak najbardziej użyteczna i pomocna. Stosują ją psychiatrzy, aby oduczyć strachu, czy znieczulić na jego działanie. Na początku trzeba określić, czego się boimy, w tym przypadku strach przed wystąpieniem. Wyobraź to sobie: salę, Ty na podium i kilku słuchaczy. Mówisz do nich, oni Cię słuchają. Wczuj się w rolę w Twojej wyobraźni, przyzwyczaj się do tego. Następnie jest coraz więcej słuchaczy, aż w końcu cała sala jest pełna. Kiedy poczujesz, że Twoje wyobrażenie nie jest już takie straszne i poczujesz się w nim dobrze, przejdź z nim do świata rzeczywistego. Jednak tutaj od początku. Najpierw sama, przed lustrem, później tylko kilka osób, nawet jedna czy dwie, to już coś. Stopniowo zwiększaj liczbę słuchaczy. Pamiętaj cały czas o tym, aby mówić. Nie uciekaj jak coś pójdzie nie tak tylko mów i cały czas poszerzaj grono słuchaczy. W końcu mózg przestanie odbierać wystąpienie jako zagrożenie, a Ty przestaniesz się go obawiać ;).


Zaprezentuję Ci jeszcze jedną metodę, trochę szybszą, z której ja często korzystam. Może nie jest ona stworzona do tego typu obaw, ale można ją zastosować, a nuż pomoże? Tylko jak stwierdzisz, że działa odwrotnie od zamierzonego celu to ją porzuć. Pomaga głównie przy takich bardziej przedmiotowych obawach. A więc... Wyobraź sobie najgorszą rzecz jaka może Ci się przytrafić podczas wystąpienia i żeby była realna. Nie mogę nic wymyśleć... Może załóżmy, że zaczniesz się jąkać. A teraz wyobraź sobie jaka będzie rekacja i się z nią oswuj, przygotuj jakieś rozwiązanie. Czyli po prostu przygotuj się na najgorsze, ale go nie wyczekuj. Jak wyżej napisałam: nastrój się pozytywnie. Co do tej metody to wspomnę, że jest bardzo dobra, jak np. nie nauczysz się na sprawdzian. Najgorszy możliwy scenariusz, to chyba taki, że dostajesz jedynkę. Co dalej? Uczysz się nie poprawę i ją poprawiasz. Albo zgubiłaś telefon. Najgorszy scenariusz: rodzice krzyczą niemiłosiernie a telefonu nie ma. No właśnie, nie ma. Nie wyczarujesz, więc musisz się po prostu z tym pogodzić i wysłuchać rodziców. Jak się wyćwiczy całkiem przydatny myk :)



Troszkę chaotyczna notka, ale pisałam najpierw wszystko, co mogłam dać od siebie, później z książek, następnie znowu doznałam olśnienia. Próbowałam to jakoś złożyć... i tak wyszło.







Co do notek z Psychologii rozmawiałam z Siedmiokropką i jak się nie pogniewacie do czasu znalezienia autorki zajmę się niektórymi pytaniami. Tylko jest pewien kłopot – mimo tabliczki: Centrum Zwierzeń, psychologiem nie jestem i nie we wszystkim moja skromna osoba pomoże. Zajmę się tymi pytaniami, na które ja, bądź moje książki znamy odpowiedź, tak więc nie pogniewajcie się za bardzo. Chyba, że satysfakcjonuje Was odpowiedź „aby było”.


Pozdrawiam.

Lullaby

wtorek, 7 maja 2013

Ja bedę w jednej szkole, a on w innej- zaangażować się?

Hej! Na początku chciałam Wam podziękować za wszystkie trudy jakie wkładacie w prowadzenie tego bloga. Bardzo to doceniam. Od września chodzę do 1 liceum. Jakiś czas temu zorientowałam się, że chłopak na, którego ukradkiem spoglądałam, od dłuższego czasu patrzył się na mnie. Ma na imię Dominik. Nie robiłam sobie żadnej nadziei, dopóki nie przekonałam się, że on naprawdę patrzy na mnie, nie na inne dziewczyny, które obracają się w moim towarzystwie. Widzimy się na na w-fach i w niektóre dni nasze klasy mają zajęcia w salach naprzeciwko siebie. On nadal patrzy. Może nie cały czas, ale rzuca dość długie spojrzenia, potem odwraca wzrok. Zanim wejdzie do swojej klasy to odwraca się jeszcze i znowu patrzy w moją stronę. Myślę, że to coś znaczy. Natomiast ja, wbrew samej sobie, próbuję na niego nie patrzeć w ogóle. Kiedy zdarzy się taka sytuacja, że nasze oczy się spotkają to od razu odwracam wzrok. Staram się unikać go jak ognia, choć wcale tego nie chcę. Robię to jednak dla jego dobra. Chodzi o to, że to już postanowione, że we wrześniu przenoszę się do innej szkoły. Nie mogę zmienić tej decyzji, zbyt długo o nią zabiegałam u rodziców. Zresztą ten chłopak nie wygląda na takiego, który podszedłby i zagadał do nieznajomej. Nasz najbliższy kontakt był wtedy, kiedy przed wf-em usiadł obok mnie na ławce(niby obok swojego kolegi, ale jednak blisko mnie), a było to w moje urodziny. To naprawdę głupie, ale uznałam ten gest w myślach za prezent. Gada tylko z dziewczynami ze swojej klasy. Na początku starałam się być zawsze uśmiechnięta(podobno chłopcy to lubią) i zawsze ładnie wyglądać - dla niego. Ale doszło do mnie, że to nie ma sensu, bo nie chcę żeby się we mnie "zakochał po uszy". Pomimo tego, że on mi się podoba, to nie czuję się w nim zakochana(albo sobie tak tylko wmawiam...). Cały czas odpycham go od siebie, chcę mu dać do zrozumienia, że w ogóle nie wiem o jego istnieniu, bo boję się, że będzie cierpiał przeze mnie. Trudno byłoby być razem, kiedy ja będę w innej szkole, on w innej. W ostatnim tygodniu ani razy nie popatrzyłam w jego stronę, pomimo tego, że miałam wiele okazji, by to zrobić. Chcę by on o mnie zapomniał, ale wiem, że będzie mnie to bardzo bolało, kiedy on już przestanie patrzeć w moją stronę :( Nie wiem co mam robić. Boję się, że już nigdy nie spotkam chłopaka, który by mi aż tak odpowiadał. Z drugiej strony nikt z moich znajomych w szkole nie wie, że przepisuję się do innej szkoły. On tym bardziej. Nie wyobrażam sobie jego zaskoczenia po wakacjach kiedy zorientuje się, że nigdzie mnie nie ma. Dlatego właśnie chcę by teraz dał sobie spokój i we wakacje zapomniał na dobre o kimś takim jak ja. Może w 2 klasie otworzyłby się albo ja zrobiłabym ten pierwszy krok... Gdyby nie to, że mam się przepisać, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Nie wiem co mam robić :( Wmawiam sobie, że wcale mi na nim nie zależy, ale chyba zależy. Boję się. Droga Cocalotte, czy możesz mi pomóc? :(
 


Kochana Anonimowa (znowu, chociaż prosiłam o podpisywanie się chociaż jedną literą) z dnia 27 kwietnia,
Czy ja mogę ci pomóc? To się zaraz okaże. Myślę jednak, że przede wszystkim to ty musisz pomóc sobie, ale po kolei, wytłumaczę wszystko od początku. ;)
Z twojej wypowiedzi mogę wywnioskować, że naprawdę lubisz tego chłopaka. Raz, że sama to już powiedziałaś, a dwa, że już fakt, że zależy ci na tym, żeby go nie zranić, nawet kosztem zranienia siebie, pokazuje, że bardzo do lubisz. On też odwzajemnia twoje uczucia. To wnioskuję z całego opisu, no bo to po prostu widać. A jeśli dwie osoby się lubią i to nawet bardzo, to moją rolą jest pomóc im być razem i to właśnie będę próbowała zrobić. 

Wbrew temu, że pisałaś, że chcesz, żeby o tobie zapomniał, uważam, że tego tak naprawdę nie chcesz, bo i sama zauważasz, że brakowałoby ci jego zainteresowania. To nie jest raczej tak, że się po prostu do tego zainteresowania przyzwyczaiłaś, tylko że zabolałoby cię, gdyby on to zainteresowanie stracił. Tu trochę się zastanawiam dlaczego tak bardzo nie chcesz z nim być, gdy będziecie w dwóch różnych szkołach? Czego się właściwie boisz, że nie będziecie mieli dla siebie czasu? Uwierz mi, że zakochani w sobie ludzie zrobią wszystko, żeby mieć czas dla siebie. Tak naprawdę mało jest par, które chodzą do jednej szkoły, a o wiele więcej takich, które chodzą do różnych. Często się przecież zdarza, że jedna z osób jest starsza od drugiej i czasami już z tego faktu chodzi do innej szkoły. Czasami w ogóle jedna osoba z pary już studiuje, a druga jeszcze chodzi do szkoły. Spokojnie, jest wiele sposobów, żeby przetrwać rok szkolny, gdy jest się w związku z osobą, która chodzi do innej szkoły. Pisałam kiedyś nawet specjalną notkę poświęconą tym sposobom, możesz ją odnaleźć tutaj: http://nasze-babskie-sprawy.blogspot.com/2012/10/jak-przetrwac-rok-szkolny-w-zwiazku.html Przede wszystkim należy wierzyć, że jest to możliwe.
"Daj szansę szczęściu!", jak mawia mój nauczyciel od historii. On dodaje później "zgłoś nieprzygotowanie", a ja dodam "spróbuj tego związku". Wydaje mi się, że jeśli tylko pokażesz temu chłopakowi, że jednak jesteś nim zainteresowana, to on wykona ten pierwszy krok. Masz jeszcze trochę czasu to końca roku szkolnego, próbuj, a może wyjdzie z tego coś wspaniałego! Nie poddawaj się, dopóki nie spróbujesz, bo możesz stracić szansę na świetny związek z genialnym chłopakiem. Wszystko może wyglądać inaczej, pomimo faktu, że się przepisujesz do innej szkoły. Spróbuj, bowiem, że naprawdę ci zależy. ;)
Powodzenia,
Cocalotte.

niedziela, 5 maja 2013

Produkty firmy Pharmaceris na trądzik

Droga Pysiu!
Mogłabyś mi pomóc w wyborze preparatów na trądzik z firmy Pharmaceris? Czytałam w komentarzach jakiejś notki, że podobno mają dobre produkty, a ja już nie daję rady z moją twarzą.
Produkty mają dość drogie i jest ich dość sporo, a ja bym chciała na początek kupić ze dwa-trzy preparaty i zobaczyć czy będą działać, bo Nivea, Under 20, Garnier czy różne maseczki itd. to u mnie tylko zwykłe marnowanie czasu... Nic nie działa. :(
Pozdrawiam,
Pretty Drink

Droga Pretty Drink!
Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam, ale... no wiadomo, egzaminy, a potem rodzinny zjazd. Trochę uzbierało się pytań, ale postaram się jak najszybciej to nadrobić :)
Trądzik to udręka wielu nastolatek. Czerwone diody na pewno nie wyglądają estetycznie ani nie dodają uroku. W poszukiwaniu tego idealnego preparatu na pozbycie się dolegliwości często wydajemy pieniądze na środki, które z tą chorobą nie mają nic wspólnego. Tak szczerze to uważam, że środki z serii Under 20 itp., których masę widzimy na półkach sklepowych, nie nadają się na pielęgnację cery trądzikowej. Jeśli komuś pomagają, to świetnie, jednak przy poważnym stadium preparaty nie poradzą sobie.

Firma Pharmaceris ofiaruje szeroką gamę produktów dla różnych rodzajów cery oraz pielęgnacji innych części ciała. Specyfiki przeznaczone dla skóry trądzikowej noszą nazwę Pharmaceris T. Ich cena nie należy do najmniejszych, ale niektórzy przekonują, że warto.




PURI-SEBOSTATIC Pianka Głęboko Oczyszczająca do twarzy

Preparat usuwa zanieczyszczenia oraz makijaż. Tymaryda łagodzi zmiany trądzikowe, ekstrakt z łopianu o właściwościach bakteriobójczych wspomaga działanie. Posiada przyjemny zapach, wygodnie się go aplikuje (butelka z pompką), jest wydajny - starcza na kilka miesięcy. Opinie są mieszane, wiele użytkowniczek ocenia jego działanie na dobre lub poprawne, bo cudów nie działa, jednak inne uważają, że rzeczywiście pomaga na niezbyt wielkie zmiany. W kilku przypadkach produkt nasilił trądzik i spowodował wysyp zaskórniaków. Po zastosowaniu skóra może wydawać się ściągnięta. Cena: 24zł / 165ml



PURI-SEBOTONIQUE Tonik Normalizujący do twarzy

Skutecznie usuwa zanieczyszczenia oraz pozostałości makijażu. Łagodzi zmiany trądzikowe dzięki zawartości tamaryndy. Normalizuje wydzielanie łoju i reguluje skład flory bakteryjnej dzięki czemu pomaga zapobiegać powstawaniu zmian trądzikowych i zaskórników. Rewelacji nie ma, ale większość użytkowniczek przyznaje, że rzeczywiście odświeża skórę oraz trochę pomaga w walce z intruzami na twarzy ;) Nie szczypie i nie podrażnia. Cena: 23zł / 200ml




SEBO-MICELLAR PŁYN MICELARNY T  Do delikatnego oczyszczania i demakijażu twarzy

Skutecznie zastępuje tradycyjne środki myjące.Płyn delikatnie i skutecznie usuwa zarówno zanieczyszczenia skóry twarzy jak i makijaż, bez konieczności użycia wody. Innowacyjny kompleks oparty na wyciągu z łopianu, biotyny, soli cynku oraz kwas migdałowy działają antybakteryjnie i normalizują wydzielanie sebum. Glukonian cynku i olej jojoba hamują rozwój trądziku, reakcje zapalne i poprawiają nawilżenie skóry. Z opinii wynika, że nie wpływa znacząco na ilość wydzielanego sebum i nie zmywa idealnie makijażu, jednak odświeża skórę i raczej nie podrażnia. Cena: 23zł / 200ml


PURI-SEBOGEL Antybakteryjny żel myjący T do twarzy

Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry wywołane zmianami trądzikowymi. Salicylan sodowy złuszcza zrogowaciałe komórki naskórka. Innowacyjne składniki aktywne hamują reakcje zapalne, poprawiają nawilżenie i miękkość skóry. Kwas migdałowy o właściwościach antybakteryjnych reguluje produkcję sebum, zapobiega powstawaniu zaskórników i nowych zmian trądzikowych.Tutaj również pojawiły się mieszane opinie. Nie jest genialny, ale odświeża skórę i odrobinę pomaga - pojawia się mniej nieprzyjemnych niespodzianek. Wydajny. Cena: 23zł / 200ml




SEBOSTATIC MATT Intensywnie matujący krem do twarzy SPF 10

Dzięki zawartości wyciągu z łopianu o właściwościach przeciwtrądzikowych, krem skutecznie normalizuje wydzielanie sebum i łagodzi zaburzenia czynności skóry trądzikowej, pozostawiając skórę matową w ciągu dnia. Biotyna utrzymuje prawidłowy stan skóry, zmniejsza podrażnienia i zaczerwienienia skóry. Specjalistyczne połączenie Glucamu i kolagenu roślinnego pozostawia skórę nawilżoną i gładką. Efekt matujący nie jest spektakularny, ale ujdzie. Bardziej nadaje się do cery mieszanej niż tłustej. Ogólnie średni. Cena: ok. 40zł / 50ml




SEBOSTATIC NOC Aktywny krem przeciwtrądzikowy

Kwas azelainowy zawarty w kremie reguluje wydzielanie sebum i zmniejsza przetłuszczanie się skóry. Zapobiega powstawaniu zaskórników i nowych zmian trądzikowych. Innowacyjne połączenie salicylanu sodowego i wyciągu z ogórka delikatnie złuszcza powierzchniowe warstwy zrogowaciałych komórek naskórka, pozostawiając skórę oczyszczoną, zregenerowaną i rozjaśnioną. Alantoina łagodzi podrażnienia. Efekty : dobre, choć nie spektakularne. Wspomaga leczenie, jednak może zapychać pory. Cena: 40zł /50ml




SEBOSTATIC DZIEŃ KREM PRZECIWTRĄDZIKOWY MATUJĄCO-NORMALIZUJĄCY

Zawarte w kremie Octopirox i Tamarynda działają przeciwtrądzikowo i zapobiegają powstawaniu nowych zmian trądzikowych. Dzięki specjalistycznemu połączeniu kompleksu wyciągu z łopianu, biotyny i jonów cynku z mikrogąbeczkami o silnych właściwościach absorbujących, Krem skutecznie redukuje wydzielanie serum i skutecznie matuje skórę w ciągu dnia. Glucam o silnych właściwościach nawilżających, wygładza i przywraca skórze utraconą elastyczność i miękkość naskórka. Dzięki zastosowaniu filtrów UVA i UVB krem rekomendowany jest do stosowania na dzień jako skuteczna ochrona skóry trądzikowej. Zawiera hipoalergiczną kompozycje zapachową. Średnie recenzje. Ma fajne opakowanie, ale słabo matuje i nie ma mocnego działania przeciwtrądzikowego. Cena: 37zł / 50ml






SEBOMATT-MOISTATIC KREM INTENSYWNIE NAWILŻAJĄCY NA DZIEŃ I NA NOC
Zapewnia intensywne i długotrwałe nawilżenie skóry, łagodzi istniejące podrażnienia i stany zapalne i przywraca funkcję prawidłowego rogowacenia naskórka hamując powstawanie nowych zmian zapalnych. Wchłania nadmiar sebum matując skórę. Zawiera hypoalergiczną kompozycję zapachową.Skład: ekstrakt z błękitnej algi, hialuronian sodu, biomimetyczny kompleks lipidowy, wosk pszczeli, wosk z oliwek, gąbeczki matujące, gliceryna.Testowany dermatologicznie. Ma dobre oceny, nawilża i nie zatyka porów, nawet matuje trochę, niestety nie leczy trądziku, ale trudno tego wymagać od kremu nawilżającego. Cena: 37zł / 50ml

Cóż, produkty tej firmy, moim zdaniem, są za drogie jak na ich działanie. Po pierwsze większość specyfików wysusza, a przy tym obciąża skórę. Bo jak wiadomo wydziela się wtedy więcej sebum i na twarzy gości więcej niechcianych gości. Matujące kremy zwykle... hmmm... nie matują, przynajmniej niewystarczająco długo. Cena to trzeci aspekt. Jest wiele produktów o podobnej skuteczności, za które zapłacimy o połowę mniej.Specyfiki mają swoje plusy, jak również minusy. Sama musisz zdecydować, czy wypróbujesz któryś z nich. Na twoim miejscu nie inwestowałabym w całą serię, ale tylko w 2 maksymalnie, np. piankę i krem matujący lub krem na dzień czy na noc, a najwyżej później dokupowała nowe produkty. Nie napisałaś czy twoje problemy są poważne, czy męczą Cię tylko pojedyncze wypryski. W pierwszym przypadku powinnaś wybrać się do sprawdzonego dermatologa, który doradzi Ci odpowiedni sposób na zwalczenie choroby. Zdarza się, że potrzebna jest kuracja antybiotykowa - doustna oraz miejscowa (krem z antybiotykiem). Proponuję Ci, abyś zajrzała również do notki o cerze tłustej, może znajdziesz tam coś pomocnego ;) - http://nasze-babskie-sprawy.blogspot.com/2009/11/uroda-tusta-cera.html .Trzymam kciuki w walce z trądzikiem, mam nadzieję, że znajdziesz swoją ukochaną serię i pozbędziesz się problemu raz na zawsze :) Pozdrawiam, Pysia.

sobota, 4 maja 2013

Psie sporty



Dzisiejsza notka będzie skierowana do posiadaczy psów lub tych, którzy nad takim przyjacielem się zastanawiają. Spróbuję opisać, jak ze swoim czworonożnym kompanem można spędzać czas. A rozchodzi się o psie sporty. Są świetnym pomysłem, ponieważ posiadają wiele zalet. Rozwijają sprawność fizyczną pupila, zacieśniają więzi, uczą posłuszeństwa oraz zaufania. W skrócie marzenie. Jednak od razu wspomnę, że nie należy z nimi przesadzać, aby nie zamęczyć biednego zwierzaka. Tak samo niektóre rasy z natury są lepiej przystosowane do poszczególnych ćwiczeń. Kanapowce nigdy nie osiągną dobrych efektów, ponieważ po prostu nie są w stanie. Poza tym kto by miał serce zmuszać jamnika do skakania przez przeszkody. Dlatego podstawową zasadą jest przemyślenie swoich poczynań. Jak zwykle zresztą. Ale teraz do rzeczy.

1. Ogólnie
Wypadałoby zacząć od ogólnych i podstawowych zasad. Trochę wspominałam o tym na wstępie, ale należałoby pójść dalej. Jednym z kryteriów utrudniających lub wręcz uniemożliwiających podjęcie treningów może okazać się wiek psa. Młode psy, kilkumiesięczne nie mogą zbyt poważnie trenować. Są jak małe dzieci, których kości jeszcze nie do końca się ukształtowały, a zbytnie przećwiczenie najpewniej pociągnie za sobą okropne konsekwencje w przyszłości. Tak samo stare psy nie są już tak sprawne fizycznie, jak za dawnych lat. Obiektywnie oceń predyspozycje Twojego pupila. Z każdym można coś ćwiczyć, na mniejszą lub większą skalę. Jeśli logicznie dobierzesz plan treningowy, będzie w porządku, ponieważ każdemu potrzebny jest ruch. Kolejna zasada, z którą nie każdy musi się zgodzić. Nie skupiaj się na jednej dyscyplinie, urozmaicaj, próbuj wszystkiego. Pies to istota taka jak człowiek, nudzi się. A żeby było widać efekty potrzebne jest zaangażowanie. Czy Ty angażujesz się w coś co Cię nudzi? No nie. Dlatego potraktuj sprawę szeroko. Oczywiście, jednym rzeczom możesz poświęcić więcej czasu niż innym skoro Ci na nich bardziej zależy, ale bez przesady, jak zwykle zresztą. Dalej jest kwestia nagradzania. Treningi mają się kojarzyć psu pozytywnie, jako zabawa, a nie obowiązek. Dlatego za wszystko co zrobi dobrze powinien dostać smakołyka, powinnaś go również chwalić. Dodatkowo nie przesadzaj z krytykowaniem. Najlepiej w ogóle go unikaj(w tej kwestii, bo ogólne wychowanie bez karcenia nie jest realne).

2. Frisbee i aportowanie
Najbardziej popularne i pewnie znane przez wszystkich. Idąc przez park ciągle widzi się właścicieli rzucających patykami. O co chodzi nie trzeba chyba wyjaśniać. Wystarczy mieć patyk(bez wystających, ostrych krawędzi, które mogłyby poranić psa), piłkę, frisbee i rzucamy. Można oprzeć się na zwykłych rzutach bez schematu, albo rozpocząć ćwiczenia najróżniejszych technik.  http://www.youtube.com/watch?v=il8Sjjfam7g Ten filmik pokazuje jak to mniej więcej wygląda na zawodach. Nie koniecznie wzoruj się na tym co zobaczysz, a bardziej samodzielnie spróbuj wymyślić coś kreatywnego. Jednak, aby nie było tak pięknie, muszę wspomnieć, że zabawa w aportowanie może mieć niemiłe następstwa. Oczywiście głównie, jeśli będziemy tej zabawy nadużywali. Ten artykuł świetnie to obrazuje: http://www.psy.pl/archiwum-miesiecznika/art7093.html

3. Agility
W wielkim skrócie jest to tor przeszkód dla psów. W sumie jest to jeden z najbardziej rozpowszechnionych sportów jeśli chodzi o zawody. Tylko jest jedno „ale”. Żeby zakupić sprzęt dla siebie trzeba wydać dość dużo pieniędzy. Oczywiście istnieje tez możliwość zrobienia go samodzielnie, ale wymaga to dość dużo zapału i cierpliwości. Poza tym jeśli mieszkasz w bloku, na każdy trening musisz wynosić przeszkody i szarpać się z nimi aż do odpowiedniego miejsca, czyli zazwyczaj nie za blisko. Problematyczne, chociaż możliwe. https://www.youtube.com/watch?v=HGuyJja-rj8 To jest filmik z zawodów, na pewno zrozumiesz z niego o co chodzi. Oczywiście w ramach własnych możliwości tor powinien zostać znacznie skrócony. Rozpocznij treningi od zwykłego zaufania i podążania za przewodnikiem. To podstawa Agility.

4. Obedience
Ta dyscyplina została stworzona, aby ćwiczyć posłuszeństwo. Jest to w końcu podstawowy aspekt wychowania psa. Bez tego ani rusz. Co ważne ta dyscyplina jest przeznaczona praktycznie dla każdego psa i nie wymaga włożenia w nią pieniędzy. Opiera się na wykonywaniu przez psa różnych poleceń. Na zawodach sędziowie oceniają nie tylko ich szybkie i poprawne wykonanie, ale również zaangażowanie, chęci oraz radość psa.  http://www.psy24.pl/816-Na-czym-polega-Obedience-posluszenstwo-psa.html Artykuł może nie perfekcyjny, ale pomocny. I jak zwykle filmik z zawodów: http://www.youtube.com/watch?v=CEA3RzqItJk

5. Bikejoring
Cała zabawa polega na tym, aby pies biegał przy Twoim rowerze. Jest to świetny trening dla Was obojga. Wpływa na Wasze zdrowie fizyczne oraz jest świetnym sposobem na spędzenie niedzielnego popołudnia. Jednak nie każdy pies będzie z takiej zabawy zadowolony. Jeśli ma bardzo krótkie łapy(wiadomo, że wtedy wolniej biega) lub płaski pysk(gorsza wymiana gazowa) szybciej się męczy, więc lepiej ograniczyć lub w ogóle zrezygnować z tego typu wycieczek. Oczywiście też nie można na pierwszy raz jechać kilku kilometrów. Dla Ciebie może to być ledwie malutki wysiłek, ale dla zwierzaka, który nigdy wcześniej tego nie robił już nie. One uwielbiają biegać, ale zauważ, że nigdy ciągle. Chodzi mi o to, że często przystają, obwąchują otoczenia. A teraz Ty każesz pędzić przy rowerze krok w krok. Dlatego treningi rozpocznij od małych odległości. Potem możesz je coraz bardziej powiększać, ale z głową. Są rasy, które potrzebują bardzo wiele ruchu, jak chociażby husky. Akurat przy nich sądzę, że Ty zmęczysz się dużo szybciej. Poczytaj o własnych możliwościach danej rasy i wtedy dobierz plan treningów. Kolejna sprawa z tym związana to smycz. No cóż, jeśli jeździsz po uczęszczanych ulicach(czego nie polecam, bo może źle skończyć się dla łap pupila) jest ona konieczna. Jednak stwarza dość duże niebezpieczeństwo. Jeśli posiadasz dużego psa, rozpędzony może pociągnąć Cię za sobą razem z rowerem. Łatwo sobie wyobrazić z czym wiąże się taki wypadek. Dlatego nigdy nie przywiązuj smyczy do swojego pojazdu, albo nie nawijaj jej na rękę. Musisz mieć możliwość puszczenia jej w razie potrzeby.

                 6. Cani-cross
Może to dziwnie zabrzmi, ale ta dyscyplina polega na ciągnięciu człowieka przez psa. Przypina się smycz do specjalnego pasa i w taki sposób jesteśmy „połączeni” z pupilem. On biegnie przodem i ciągnąc nas, pomaga w biegu. Jest to cała filozofia. Jednak uważam, że w naszych warunkach lepiej po prostu biegać z psem. Trzymasz go na smyczy i wspólnie pokonujecie kilometry. W sumie mała różnica, a dużo łatwiejsze w organizacji. Jeśli już dobrze znasz się ze swoim psem sugeruje nawet zdjęcie smyczy. Będzie to dla Was obojga milszy trening. Instruktarz: http://www.youtube.com/watch?v=gw9jZ6R_a48

                 7. Flyball
Na zawodach jest to sport zespołowy(w kilka psów, jak wyścigi rzędów w podstawówkach) lecz równie dobrze można się nim zajmować pojedynczo. Chodzi o to, aby pies przebiegł przez przeszkody aż do ostatniej, która po naciśnięciu łapą wypuszcza piłeczkę, a potem przyniósł „zdobycz” właścicielowi. Przeszkody to zazwyczaj po prostu płotki. W sumie nie są bardzo trudne do zrobienia w domu. Wyrzutnie można zastąpić po prostu położeniem czy rzuceniem piłki w odpowiednie miejsce.   https://www.youtube.com/watch?v=eNSY03CHWSE Zawody pod linkiem.

8. Coursing  
Z zamysłu są to wyścigi chartów. Psy biegną za sztucznym wabikiem, a sędziowie oceniają bardziej ich prace niż kolejność na mecie. W warunkach domowych jest to dość trudne do zorganizowania, ponieważ wabik musi poruszać się wyjątkowo szybko. Poza tym taki bieg z wieloma skrętami jest niebezpieczny dla stawów. A wygląda to tak: http://psia.tv/pokaz-304-coursing-mistrzostwa-warszawy-czarnowo-9-05-2010.html

9. Taniec z psem
Bardzo proste i przyjemne. Do tego do wykonania w domu co jest bardzo pożądane szczególnie przy brzydkiej pogodzie. Po prostu uczysz go pewnych sztuczek, jak na przykład przechodzenie między nogami. Wykaż się kreatywnością i nie korzystaj z ćwiczeń z Internetu, a bardziej z głowy. http://www.youtube.com/watch?v=4qaiDjk0N_k Tutaj masz jeden z wielu filmików pokazujący pewien układ. Przy bardziej opornych pupilach treningi mogą zając bardzo dużo czasu, jednak warto, ponieważ rozbudowują wzajemną więź i zaufanie.

Przedstawiłam kilka znanych mi psich sportów. Mam nadzieję, że ktoś skorzysta z tego małego poradnika i dzięki temu lepiej będzie dogadywał się ze swoim czworonogiem. Podstawą jest to, że nie chodzi abyś wystąpiła ze swoim pupilem w zawodach. Celem jest zacieśnianie więzi i urozmaicanie spacerów. Dla Was obojga.

Dlatego miłej zabawy!
Loremi
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x