środa, 31 sierpnia 2016

Poczucie niskiej wartości w związku i nie tylko

Cześć dziewczyny! Nie jestem pewna w, którym dziale umieścić ten kłopot: "chłopcy" czy"psycholgia", dlatego zamieszczę w obu. Postanowiłam zwrócić się do Was ponieważ imponujecie mi swoją wiedzą, życzliwością, dobrem, chęcią niesienia pomocy i tak cennymi, trafnymi poradami. Dziękuję, że jesteście! Śledzę Waszego bloga od około 2011 roku. Z moim problemem zmagam się już od trzech i pół roku, czyli dokładnie od początku szkoły średniej. Obecnie mam 19 lat. Gdy tylko skończyłam gimnazjum, coś jakby we mnie "pękło". Tzn. od zawsze byłam nazywana "dziwną" a z tego powodu ludzie wytykali mnie palcami. Być może sama wmawiałam sobie, że ze mną jest coś nie tak przez co zaczęłam zachowywać się nienaturalnie i prowokować ich do wyśmiewania się ze mnie. Wydaje mi się, że moje dziwactwa (nerwowy śmiech, baardzo dziecinne zachowanie, płacz z błahego powodu) wzięły się z niskiego(zerowego?) poczucia wartości. Od zawsze czułam się jak śmieć. Mój ojciec wymagał od siebie wiele nie dając z siebie nic. Nie oszukujmy się, nie należy od do inteligencji, jest bardzo konserwatywny i jeśli już się na coś uprze, nigdy tego zdania nie zmieni. Do niczego nie dąży, stoi w miejscu, nie czyta, jedyne co robi to narzeka na wszystko i robi awantury, bo wszystko jest nie po jego myśli. Zawsze starałam się robić wszystko jak najlepiej potrafię ale słyszałam tylko, że jestem beznadziejna, zaś od rodzicielki, że wstydzi się mnie, bo "jestem jakaś inna" i nie utrzymuję z ludźmi kontaktu wzrokowego, nie umiem rozmawiać i że jestem niewiele warta. Czułam się przez rodziców niepotrzebna, niechciana, odrzucona. Dokładnie ta sama sytuacja nastąpiła w szkole: klasa w gimnazjum i liceum zawsze trzymała mnie "na uboczu". Rodzice nigdy nie pozwalali mi chodzić na urodziny do koleżanek "bo będę im przeszkadzać", "bo trzeba kupić prezent"(zarabiają na tyle, że mogłabym coś kupić, poza tym inni przynosili drobne upominki, typu czekolada itd. Po prostu są bardzo skąpi). Kiedyś, gdy wyszłam z domu w maju o 15 i wróciłam o 18, mama wściekła się, że zamiast się szlajać, mogłabym się uczyć (jeszcze wtedy miałam dobre oceny, ale później przestałam się starać WE WSZYSTKIM, bo i tak tata sugerował, że jestem zerem). I tak sobie "żyłam" bez przyjaciół, wycofana ze świata. W szkole średniej mama zawsze słyszała na wywiadówkach, że odstaję od klasy, że jestem wrażliwa, nie angażuję się nic. Nie wiedziałam po co mam to robić. Nie chciałam pokazywać się publicznie, bo bałam się wyśmiania, pokazywania palcami. Nauczyciele mimo (już wtedy) marnych ocen, lubili mnie, gdyż byłam skromna, cicha i uprzejma, co na tle innych dziewcząt powodowało kolejny powód do drwin. Usłyszałam, że powinnam się zmienić, bo w dzisiejszych czasach takich ludzi już nie ma. Każdy śmieje się na mój widok (teraz wiem, że to już nie jest przewrażliwienie tylko fakt). Niejednokrotnie usłyszałam o sobie "miła jest, ale co z tego? Nic poza tym". Przez pół roku chodziłam do dwóch psychologów(w tym jedna stwierdziła, że problem leży w rodzicach a nie we mnie) ale nic to nie dawało, a wręcz przeciwnie. Zaczęłam więc "pomagać sobie" na swój sposób. Kupowałam a aptece tabletki bez recepty, żeby na chwilę się oderwać, poczuć inaczej, zapomnieć o otaczającej beznadziei i mojej pustce. Jako że odbiło się to na moim zdrowiu (nigdy nie miałam dobrej pamięci, a przez tabletki jeszcze znaczniej się pogorszyła) postanowiłam przestać. Kolejnym etapem autodestrukcji było odchudzanie się, bo w lustrze widziałam siebie jako olbrzyma, w rzeczywistości dopiero zdjęcie klasowe uświadomiło mi, że jestem jedną ze szczuplejszych osób. Czasem waga po prostu mi zwisa a czasem chcę osiągnąć jakiś ideał (?) i znowu katuję się dietami, żeby mieć chociaż wagę pod kontrolą. O dziwo, nagle relacje z moją mamą poprawiły się ale gdy odwiedza nas siostra - wtedy mama zaczyna traktować mnie jak powietrze. Trudno, cieszę się, że teraz przynajmniej mogę się jej zwierzać, pośmiać się i jest mi najbliższą duchowo osobą. Z tatą niestety jak podejrzewam nie ma szans na poprawę relacji (jedyny sposób to zniknąć z jego życia). Choćbym nie wiem jak się starała - nigdy mnie nie pochwali. A staram się od dawna, w końcu mam prawie 20 lat. Nawet w momencie, gdy dowiedział się o moim odurzeniu tabletkami nie postanowił się zmienić, pomóc mi, tylko wyśmiał mnie gdy prawie wykrzyczałam przez łzy, że nie chce mi się żyć. Okej, to chyba koniec ogólnego opisu sytuacji, teraz przejdę do głównego powodu: dlaczego postanowiłam tu napisać. Mój chłopak. Ma 22 lata. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat. Jeśli chodzi o bratnie dusze, "teoretycznie" mam tylko jego. Bo w praktyce... przez niego również czuję się odrzucona. W związku chodzi o to by czuć się bezpiecznie, o to by mieć wsparcie. U nas ani jedno, ani drugie nie wchodzi w grę. Zupełnie nie ma dla mnie czasu, przez cały dzień nie odzywa się a jeśli już to łaskawie napisze jedno zdanie w smsie i na tym koniec. Próbowałam o tym z nim rozmawiać wielokrotnie ale to nic nie zmieniło. Potrafi tylko wykręcać się, że nic nie ma na koncie (równie dobrze może napisać na fb, skoro akurat jest dostępny). Wszystko (przede wszystkim jego własna dziewczyna) jest mu obojętne, nic się nie liczy i o wszystko obraża. Boli mnie takie traktowanie, jednak nie potrafię się z nim rozstać. Kocham go, ale obawiam się, że bez wzajemności (niby zapewnia o uczuciach, ale słowa i czyny nie pokrywają się). Fakt, że różnimy się, nie mamy wspólnych zainteresowań, ale ja staram się mu pomóc w tym czy owym, robię wszystko, żeby czuł się dobrze, myślę nad tym jak możemy razem spędzać czas a on ma to gdzieś. Kiedy jednak (tylko) pytam co sądzi o rozstaniu, mówi, że tego nie chce. Robiłam kilka podejść do tego by się rozstać, po czym dochodziłam do idiotycznych wniosków "wolę być poniżana/nie szanowana niż się rozstać", albo "nie poradzę sobie bez niego. Jeśli go stracę będę musiała jechać na prochach". Czuję się jak uzależniona. Od zawsze wpajano mi, że w niczym nie dam sobie rady, zdechnę marnie więc teraz ciężko zmienić tok myślenia a staram się od ok. 3 lat. Mama radzi mi, żebym urwała kontakt ale ja na samą myśl zalewam się łzami. Kiedyś już prawie do rozstania doszło - przez ten czas nie chciałam wychodzić z łóżka, wyłam, łkałam, dostawałam paranoi, nie chciałam jeść, wychodzić z domu. Uczucie z jego strony chyba już się wypaliło i jest to jedna wielka męka. Chyba ma mnie za kompletne zero. Kochane, przepraszam ogromnie za tak długą wiadomość ale bez opisu sytuacji rodzinnej i dzieciństwa, ciężko by było zrozumieć moje zachowanie w związku z oraz charakter.
Całuję gorąco, M.  


Droga M!
Uważam, że Twoim głównym problemem jest poczucie niskiej wartości. A co to jest poczucie własnej wartości? Słownik psychologii twierdzi, że poczucie własnej wartości(inaczej samoocena) jest to postawa wobec siebie lub własna opinia na swój temat czy też ocena samego siebie (...). 
Przyczyną Twojej niskiej samooceny są wpojone w dzieciństwie negatywne komunikaty. Takie negatywne komunikaty są jak wgrane w umysł informacje, które dają o sobie znać nawet w życiu dorosłym. Jestem nieważna. Jestem gorsza. Nienawidzę siebie za to, że jestem gorsza i nieważna.
Podświadomość od pierwszych sekund Twojego życia zbiera fakty, analizuje je i składa jak cegły w murze. Buduje Twoje wewnętrzne przekonanie o tym jaki jesteś, jacy są ludzie i jaki jest świat. I zalewa betonem. W trakcie, kiedy dorastałaś, zamieniłaś rodziców na wewnętrznego krytyka.

Chcesz się ukarać za to, jaka jesteś. Bo tak Ci podpowiada Twoja podświadomość. Stąd biorą się wszystkie Twoje problemy z samooceną, podejmowaniem decyzji, zawieraniem nowych znajomości. Stąd zaburzenia odżywiania i uzależnienie od leków.
Alkohol, narkotyki, a także leki uspokajające nie dają wolności, tylko chwilowe złudzenie. Twoja podświadomość chciała stworzyć dla Ciebie bezpieczny wewnętrzny dom, ale miała do dyspozycji tylko wybrakowane materiały. W którymś momencie zaczynasz szukać wsparcia i wtedy sięgasz po alkohol, papierosy, narkotyki lub odurzasz się lekami, bo dzięki temu przestajesz widzieć, że Twój wewnętrzny dom upada. Przestajesz się tym przejmować. Twoja podświadomość nie wie, że może budować wewnętrzny dom z czegoś innego. Nie można pragnąć czegoś, o istnieniu czego nie ma się zielonego pojęcia.

Poczucie niskiej wartości w związku
Mam wrażenie, że pragniesz odnaleźć spokój, szczęście, radość w ramionach mężczyzny, który Cię pokocha. Twoja podświadomość upiera się, że odzyskasz poczucie bezpieczeństwa kiedy będziesz przytulona. Większość ludzi z niską samooceną cechuje poszukiwanie bezpieczeństwa. Takie osoby odnajdują fałszywe bezpieczeństwo w posiadaniu swojej drugiej połówki, ale to wszystko może w pewnym momencie zniknąć. Twój chłopak może Cię zostawić. Mając niskie poczucie własnej wartości jesteśmy mniej wymagający, godzimy się na coś, co nam nie do końca odpowiada - na nie dość dobry związek, na nie dość dobrą pracę. Machniemy ręką, no dobrzeno okej, ale nasz środek czuje, że coś jest nie tak, dlatego osoby z niską samooceną często tkwią w toksycznych związkach. Umieją wyłumaczyć sobie to co im się nie podoba, ignorują sygnały, które powinny być ostrzeżeniem. Nie potrafią odejść, a ich samoocena z każdym dniem zamiast się podnosić, w takim związku się obniża.
Jeśli nie miałaś mocnego poczucia bezpieczeństwa, w podświadomości zapisuje się rada na przyszłość: nie pozwolić na rozstanie. Nie ważne, że nie macie wspólnych zainteresowań i nie spędzacie ze sobą czasu dla przyjemności. Najważniejsze, że jest. Nieważne jaki. Dobry czy zły, miły czy zamknięty w sobie, troskliwy i pomocny czy obojętny. WAŻNE, ŻE JEST. Tkwisz w związku, z którego nie jesteś zadowolona, ale myślisz, że nie może być lepiej. Kochasz go, ale niezupełnie. Chcesz z nim być, ale mogłabyś też być z kimś innym. Podświadomie używasz swojego partnera, żeby się lepiej poczuć, oczekujesz, że on wypełni Twoje braki. Ale skoro nie potrafisz kochać samej siebie - tym bardziej drugiej osoby.

Tylko ta miłość, którą Ty sobie samej dasz - bezwarunkowa - uleczy Twoją samotność i pragnienie uczucia. Posłuchaj, może już to gdzieś słyszałaś, ale żeby stać się pełną osobą, która jest w stanie przyjąć miłość i wspólnie ją z kimś budować, musisz najpierw pokochać sama siebie. Brzmi jak oklepany frazes? Ale to jest najprawdziwsza prawda. Inaczej będziesz szukać kogoś, kto wypełni Twoją piekącą pustkę i samotność. Ale Twojej samotności nigdy nie będzie w stanie ukoić nic i nikt oprócz Ciebie, bo ta samotność nie wynika z braku drugiej osoby.

Jak zacząć pracować nad niskim poczuciem własnej wartości?
Nie da się zbudować poczucia wartości w kilka dni. Jest to długi proces, który wymaga sporo pracy. Ale zastanów się, czy już zawsze chcesz być ofiarą? Punktem wyjścia do jakiejkolwiek zmiany jest to, żeby stać się przyjacielem samego siebie.
Najprostszy sposób polega na zastosowaniu tej samej metody, którą Twoja podświadomość stosuje od lat, czyli powtarzającej się, zawsze tej samej i niezmiennej informacji. Może to być np.: lubię cię lub kocham cię - mówione do swojego odbicia we wszystkich lustrach, jakie napotkasz. Do lustra w szafie, łazience. Do swojego odbicia w witrynie sklepu. Do lusterka w puderniczce. Kocham cię. Lubię cię.
Z upartością osła, codziennie od nowa, przesyłaj do swojej podświadomości nowe komunikaty. 
Jesteś wystarczająco dobra. Jesteś ważna. Nie musisz być silna. Nie musisz się starać. Nikt nie musi Cię "akceptować". Nie musisz być idealna. Nie musisz prosić o potwierdzenie Twojej wartości. Nie musisz być chuda. Pojawiłaś się na Ziemi, bo będziesz komuś bardzo potrzebna. Jesteś tutaj, bo miałaś tu być. Jesteś RÓWNIE DOBRA jak inni ludzie. Nie jesteś od nich ani LEPSZA ani GORSZA. Jesteś RÓWNIE DOBRA. Nieważne co robią inni. Masz prawo żyć. Masz prawo żyć tak jak chcesz.
Co czujesz, kiedy czytasz te słowa? Czujesz ulgę? Radość? Twoja podświadomość może wysłać Ci pozytywny komunikat, przekonanie o tym, że to jest słuszne. Ale w najbliższej stresującej sytuacji natychmiast sięgnie po Twoje stare myśli, strach, niechęć. Dlatego musisz być uparta.
Musisz się mocno postarać, żeby wyprostować te różne fałyszwe przekonania, które w sobie nosisz. Musisz być uparta jak osioł. Codziennie. Od początku i na nowo, bo kiedy tylko przestaniesz dbać o swoje myśli, one natychmiast przybiorą poprzedni kształt. Twoja podświadomość będzie się buntować, będzie protestować i będzie usiłowała wciągnąć Cię z powrotem w stare przyzwyczajenia. Będzie sięgać po Twoje stare przekonania, bo innych nie zna. Jeżeli będziesz jej podsuwała łatwe do zrozumienia argumenty, przyzna Ci rację. Dlatego musisz być wytrwała. Zwracaj uwagę na to co oglądasz, czego słuchasz i co czytasz. Nie próbuj wymazać niczego ze swojej podświadomości. Nie uda się. Codziennie od nowa, przesyłaj do niej nowe komunikaty. Odsyłam Cię też do tego postu: http://nasze-babskie-sprawy.blogspot.com/2015/11/jak-byc-pewnym-siebie-walczymy-z-niska.html

Szukaj rozwiązań, które podniosłyby Twój poziom zadowolenia z życia. Czytaj o tym problemie. Wykonuj ćwiczenia. Chcieć to za mało. Musisz nad tym pracować. 

Wytrwałości :),
Alyssa.

sobota, 23 lipca 2016

Kto pierwszy ten... lepszy? - Czyli czy i jaki wpływ na przyszłość dzieci ma kolejność ich rodzenia się.

Nie trzeba być szczególnie dobrym obserwatorem, aby stwierdzić, że dzieci w rodzeństwach się od siebie różnią. Starsi zazwyczaj są opiekuńczy, odpowiedzialni, młodsi zaś - często są bardziej skupieni na sobie i dziecinni niż ich bracia czy siostry. To jednak wyłącznie wierzchołek góry lodowej, bo jak twierdzi wielu psychologów dziecięcych i terapeutów, cech determinowanych przez to w jakim wieku jesteśmy my, a w jakim nasze rodzeństwo, jest wiele, wiele więcej.

Zacznijmy od pierworodnych, czyli najstarszych dzieci. Często można usłyszeć głosy, że pierwsze dziecko jest wychowywane przez niedoświadczonych jeszcze rodziców, metodą prób i błędów a także trzymane pod kloszem, aby zachować je od każdego niebezpieczeństwa - nawet takiego, o jakim młody rodzic nie ma pojęcia. Dlatego właśnie, najstarsze dzieci zazwyczaj są odpowiedzialne, dojrzalsze niż rówieśnicy. Cechy te wynikają jednak także z tego, iż bardzo wcześnie doświadczają fundamentalnej zmiany i muszą sobie z nią poradzić, w zasadzie bez czyjejkolwiek pomocy - tak, mam na myśli pojawienie się rodzeństwa. Do tej pory, dziecko było jedynakiem, więc cała miłość i troska rodziców przelewana była tylko i wyłącznie na nie. Przyjście na świat brata lub siostry (czyli potencjalnego złodzieja rodziców ;) ), jest poważnym wyzwaniem dla małego człowieka. Od tej pory, bez względu na to, czy ma 4 czy 10 lat, będzie musiał się opiekować młodszym rodzeństwem i stanowić dla niego przykład. Niezależnie od tego, czy rodzeństwo pozostanie dla niego wrogiem czy z czasem zmieni się w kochanego przyjaciela, już zawsze dziecko będzie przejawiało tendencje do przewodniczenia, wytykania błędów innym oraz uznawania, że z pewnością jego opinia jest najprawdziwsza i najwspanialsza.
Najstarsze dzieci, czasem bywają też ofiarami nadmiernych ambicji rodziców. Mają stanowić przykład dla innych, być najzdolniejsze, najmądrzejsze i po prostu "naj". Dlatego też, w przyszłości mają skłonności do pracoholizmu i nadmiernej ambicji. Istnieje także teoria, że zawsze będą stawiać sobie cele wyższe niż są w stanie osiągnąć, ponieważ tak jak jedynacy, we wczesnym dzieciństwie przebywali głównie w towarzystwie osób dorosłych i chcieli robić wszystko dokładnie tak jak oni, a nie jak inne dzieci. Ciekawostkę stanowi fakt, że według najnowszych badań, 43 procent szefów największych konsorcjów w Stanach Zjednoczonych to właśnie "najstarsze dzieci".

Dzieci środkowe, ale nie średnie ;) . Drudzy, czy po prostu "nie-najmłodsi" potomkowie, często uważani są za "największych przegranych", ponieważ nie mają przywilejów typowych ani dla najstarszego ani najmłodszego dziecka. Mówi się natomiast, że plusem tej sytuacji jest rzekoma największa wolność i swoboda w porównaniu do reszty rodzeństwa.
"Środkowi" wyrastają podobno na najlepszych dyplomatów, ponieważ często są negocjatorem pomiędzy starszym a młodszym rodzeństwem. Z łatwością potrafią się w dorosłym życiu przyzwyczajać do określonych sytuacji, a także akceptować (niemalże bezkrytycznie) to jaki jest ich los. Wynika to w dużej mierze z faktu, iż w dzieciństwie postrzegani byli zarówno jako młodszy i starszy brat/siostra, a więc byli na coś wystarczająco, bądź niewystarczająco duzi. Niestety, cecha ta może ewoluować w brak poczucia własnej wartości czy zanik pewności siebie. Często bowiem "środkowemu" rodzice nieświadomie poświęcają najmniej uwagi, dziecko nosi ubrania po starszym bracie czy siostrze, bawi się ich starymi zabawkami - to wszystko sprawia, że może myśleć, iż jest najgorszy czy najmniej istotny spośród wszystkich dzieci, co najpewniej będzie rzutować na całe jego dalsze życie.

Dzieci najmłodsze czyli tzw. "maskotki". Absolutni ulubieńcy rodziny, zazwyczaj zawiesza się im poprzeczkę dużo niżej niż innym. Mają o tyle dobrą sytuację, że w chwili kiedy rodzice zdecydują się nie mieć już więcej potomstwa, najmłodsi otrzymują coś w rodzaju biletu do krainy wiecznego dzieciństwa :) Nikt już najpewniej nie zagrozi ich pozycji, nie staną się "środkowymi" i do końca życia, wiele rzeczy będzie im z łatwością odpuszczanych i wybaczanych "bo przecież są jeszcze młodzi". Niestety zazwyczaj owocuje to tendencją do spóźniania się, tzw. bylejakości, wyręczania się innymi. Z cech pozytywnych: najmłodsze dzieci są optymistami, nic nie stanowi dla nich tragedii, charakteryzują się ponadto wielkim urokiem osobistym, który poniekąd rekompensuje ich wady.

Oczywiście, podane przeze mnie charakterystyki to statystyki i wyniki wszelakich badań naukowych. W teorii więc, powinno się im wierzyć, ale należy pamiętać, że człowiek jest stworzeniem, które nie pasuje do schematów jak mało co ;) Dlatego też nie uznawajmy naszej pozycji w stosunku do rodzeństwa za wyrocznię i coś co decyduje o naszym przeznaczeniu na amen - koniec końców to my wybieramy czy będziemy wiecznie spóźniającym się najstarszym, pesymistycznym najmłodszym czy ukochanym i niepokornym środkowym dzieckiem :)

Polina :)

sobota, 16 lipca 2016

Spotkanie na szczycie - Czyli pierwsza wizyta chłopaka w naszym domu

Związanie się z nową osobą oznacza nie tylko całą serię cudownych chwil i rzeczy, które owocują motylkami w brzuchu, ale także długi i skomplikowany proces poznawania się. Stety czy niestety, poznawanie to, zazwyczaj nie odbywa się wyłącznie pomiędzy nami i chłopakiem, ale także rodzicami. Zazwyczaj dość szybko zaczynają oni dopytywać kim jest nasza nowa "sympatia". Oczywiście, możemy te pytania ignorować czy na nie nie odpowiadać, ale nie ma to większego sensu, bo po prostu prędzej czy później go jakoś gdzieś z nami zobaczą i dowiedzą się czego będą chcieli. Dlatego też, warto zorganizować takie spotkanie wcześniej i "rozegrać" je tak, aby przebiegło jak najlepiej. Jak więc to zrobić?

Przede wszystkim, pierwsze takie spotkanie w zdecydowanej większości przypadków nie polega na siedzeniu przy stole i permanentnym odpowiadaniu na pytania. Najczęściej po prostu chłopak zjawia się w naszym pokoju i pozostaje "na widoku" przez 5 minut po czym znikamy w swoim pokoju. Całe pierwsze spotkanie chłopak-rodzice, opiera się więc na szybkim uściśnięciu dłoni, wymianie 3,4 zdań i ewentualnie przynoszeniu przez mamę do naszego pokoju herbaty :) Na sam początek to wystarczy! Zaspokoi to nieco ciekawość rodziny i nie zmusi chłopaka do odpowiadania na pytania, które w gruncie rzeczy mogą wszystkiego dotyczyć. Oczywiście jednak, także do takiego ekspresowego spotkania warto się odpowiednio przygotować.
Po pierwsze, dobrze jest z wyprzedzeniem zacząć opowiadać o chłopaku w domu. Nie musi to być rzecz jasna dwugodzinny wykład, podczas którego przedstawimy jego CV a także plany na przyszłość (chociaż w sumie, czemu się nie pochwalić jeśli obiekt naszych westchnień jest perfekcyjny..? ;) ). Wystarczą jakieś zdawkowe informacje, na temat tego kim jest, czym się interesuje, czy skąd się znamy. Dzięki temu, będziemy stopniowo wtajemniczać rodziców i nie rzucimy ich na głęboką wodę, gdy faktycznie go poznają. Co ważne, dobrze jest też delikatnie napomknąć o kwestiach drażliwych (odmienne poglądy polityczne, religia, itp.), czy uprzedzić o tym, że chłopak przykładowo stracił jednego z rodziców w wypadku. Dzięki temu, podczas spotkania prawdopodobieństwo, że padnie jakieś pytanie czy uwaga, która może wywołać nieprzyjemną reakcję, jest zdecydowanie mniejsze. Co ważne: takie wtajemniczanie, powinnyśmy też zastosować względem samego chłopaka. Jeśli w naszej rodzinie jest jakiś temat, który niekoniecznie wywołuje uśmiech na ustach - uprzedźmy go o tym.
Po drugie: ubiór. Oczywiście nie mam na myśli garniturów i lakierków, ale zasugerujmy naszej drugiej połówce, żeby nie przyszła ubrana w być może modne, ale jednak całkowicie poszarpane dżinsy, które nie wzbudzą zachwytu mamy. Nie chodzi o elegancję, ale schludność. I to też nie taką jak my ją rozumiemy, ale taką o jaką mniej więcej chodzi naszym rodzicom. Nie przesadźmy też w drugą stronę - metamorfoza heavymetalowca w czarującego młodego mężczyznę w koszuli i marynarce, jest bezsensowna, bo przecież nie chodzi o to, żeby zmieniać chłopaka na siłę. Jeśli jednak nasza sympatia nie będzie szczególnie skłonna do współpracy w tym aspekcie, to po prostu przygotujmy na to wcześniej rodziców. Zapowiedzmy, że chłopak ma swój konkretny, specyficzny styl ubierania się i jest to po prostu część jego osobowości. To rozwiązanie ma dodatkowo ten plus, że nawet jeśli na parę godzin chłopak zrezygnowałby z glanów i kolczyka w nosie, to przecież nie możemy wymagać, żeby to robił za każdym razem gdy do nas przyjdzie, a tym samym, rodzice tak czy tak się zorientują jaki jest naprawdę.
Po trzecie: na samym początku postarajmy się nie pozostawiać chłopaka "sam na sam" z rodzicami na dłuższą chwilę. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale jeśli musimy na chwilę wyjść do drugiego pokoju, czy odebrać telefon, to byłoby dużo lepiej gdybyśmy się upewniły się, że są oni w trakcie jakiejś dyskusji na jakikolwiek temat. Powszechnie wiadomo, że najgorzej jest zacząć ( i tyczy się to zarówno chłopaka jak i rodziców), a niezręczna cisza, gdy nie wiadomo o czym rozmawiać, nie jest najfajniejszą rzeczą na świecie.
Po czwarte: wyluzujcie :). Nie bierzesz z nim za chwilę ślubu i choć pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, to w razie czego, da się je jakoś poprawić. Poza tym, dla rodziców przede wszystkim najważniejsze jest to, czy chłopak traktuje Cię dobrze i czy jesteś szczęśliwa w jego towarzystwie, a przecież gdyby tych dwóch rzeczy nie było, to nie przyprowadzałabyś go chętnie do domu, prawda? :)

Powodzenia dziewczyny!
Polina

poniedziałek, 4 lipca 2016

Zmasowany atak - czyli jak przetrwać rodzinne spotkanie?

Witajcie dziewczyny :) Na początek może drobna informacja: jestem Polina, aktualnie przebywam na NBS na okresie próbnym (choć mam nadzieję zostać tu na dłużej :) ) i będę zajmowała się sprawami związanymi z rodziną.

Jako że, obecnie nie ma pytań związanych z moją "działką", ten wpis poświęcony będzie kwestii, która często spędza nam sen z powiek i przyprawia o dreszcze - spotkaniach rodzinnych.
Myślę, że zdecydowana większość z nas, musiała choć raz przetrwać gradobicie pytań padających ze strony babć, cioć i wujków. "Jak w szkole?", "Czy masz już chłopaka?", "A co byś skarbie chciała w przyszłości robić?" - te zdania padają w każdą Wigilię, Niedzielę Wielkanocną, czy imieniny. Jak sobie z tym dać radę?

Ustalmy może na początku jedno: takie rodzinne uroczystości, wbrew pozorom nie są, a przynajmniej nie muszą być katorgą. Jeżeli przeczytacie wspomniane przeze mnie wcześniej pytania, dojdziecie najpewniej do wniosku, że w gruncie rzeczy nie są aż tak straszne. Ok, trochę może wścibskie, ale pamiętajcie, że osoby które je zadają po prostu się o nas troszczą i chcą okazać zainteresowanie tym, co się u nas dzieje. Jak więc sobie z nimi poradzić? Po prostu na nie spokojnie odpowiadać, uprzednio przygotowując odpowiedzi na tego typu pytania. Najlepiej by było, gdyby nie były w pełni wymijające, ale też nie prowokowały krewnych do ciągnięcia tematu. Dobrym rozwiązaniem jest też przygotowanie sobie jakiegoś tematu, który byłby dla nas łatwiejszy, a do którego możemy łatwo przejść w razie potrzeby. Przykładowo: na pytanie "Co byś chciała robić w przyszłości?", możemy odpowiedzieć "Nie jestem jeszcze pewna, na razie staram się rozwijać swoje pasje i może jakoś to dalej pociągnę. Zapisałam się na przykład do kółka fotograficznego...." Dalej po prostu zaczynamy bardziej lub mniej drobiazgowo opowiadać o tym hobby. Wtedy opcje są dwie: albo znajdziemy w rodzinie jakiegoś sprzymierzeńca, który co prawda będzie dalej z nami rozmawiał, ale przynajmniej na jakiś sensowny temat, albo (co jest nawet bardziej prawdopodobne) po prostu ktoś znudzony naszym monologiem, wtrąci się i zmieni temat zdejmując z nas ciężar prowadzenia rozmowy. W najgorszym wypadku, zawsze można przypomnieć sobie powiedzenie, że "najlepszą obroną jest atak", czyli po prostu zapytać kogokolwiek o cokolwiek. Wiem, brzmi idiotycznie, ale skoro wszyscy mogą nam zadawać pytania o prywatne rzeczy, to czemu my nie możemy odbić piłeczki i zapytać kogoś jak mu się układa w pracy, albo czy ich pupil ma się dobrze. Nie ma szans, żebyśmy nie były w stanie wymyślić czegoś co będzie dotyczyć choć jednej osoby przy stole. Najprawdopodobniej temat zostanie podchwycony i nie będziemy dalej terroryzowane nawałem pytań.
Inny sposób: spróbujmy znaleźć jakąś osobę z rodziny, którą lubimy i z którą nie krępujemy się rozmawiać. Istnieje mniejsza szansa, że ktoś "nieproszony" spróbuje nas zagadać gdy zobaczy, że jesteśmy czymś pochłonięci. Jeżeli to nie wypali to można też iść bardziej radykalną ścieżką i starać się w ogóle nie dopuścić do zadania nam choćby najzwyklejszego pytania. Po prostu szukamy sobie zajęcia, na przykład przy podawaniu obiadu, zmywaniu naczyń czy opiekowaniu się młodszym rodzeństwem czy kuzynostwem.
W ekstremalnych przypadkach, jeżeli nie mamy na kogo liczyć, wszystkie naczynia są już posprzątane, dzieci świetnie bawią się same a pies gospodarzy nie garnie się do wyjścia na spacer, po prostu możemy udać się do innego pokoju i spróbować poczytać książkę czy po prostu jakkolwiek zająć się sobą. Tak jak natomiast mówiłam, jest to opcja absolutnie ostateczna, bo przecież nie chodzi nam o to, żeby przesiedzieć Wigilię w samotności, prawda?

Jest jednak jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Wiem, że czasem takie uroczystości nie są frajdą jakiej się wyczekuje, ale czy naprawdę, raz na jakiś czas nie możemy choć spróbować spędzić trochę czasu ze swoimi bliskimi..? Powyższe rozwiązania w gruncie rzeczy nie rozwiązują niczego, a są jedynie metodami ucieczki od czegoś, co przecież nie jest końcem świata. Choć brzmi to kiczowato i fałszywie, doceńmy fakt, że komuś na nas zależy i stara się uczestniczyć w naszym życiu. Zanim więc na dobre skreślimy takie spotkania z listy rzeczy, które jesteśmy w stanie znieść bez większego wysiłku, zastanówmy się czy takie unikanie rozmów nie jest czasem pójściem po linii najmniejszego oporu. Dajmy szansę swoim bliskim - być może to całkiem fajni ludzie..? ;)

Polina

piątek, 24 czerwca 2016

Nadmierna potliwość III

Nie jestem pewna, czy to dobry dział, ale zaryzykuję. No więc niedługo mam obóz i potrzebuję możliwie najszybszej odpowiedzi. Od około 2 miesięcy, mniej więcej od kiedy zaczęło się robić ciepło zaczęłam się strasznie pocić. 2 razy bardziej niż inni. Jest to krępujące, bo pod pachami mam takie ślady, a moja twarz się świeci. Nie mogę się cieszyć latem, bo ciągle jestem w obawie, że ktoś to zobaczy. Co mogę z tym zrobić no i czy to nie jest objawem jakichś zaburzeń, lub choroby
Powiem też, że mam w grudniu 15 lat, jeśli to ma jakieś znaczenie.
Cola



Droga Colu,
chociaż pocenie się do najprzyjemniejszych odczuć nie należy, a i zbyt estetycznie nie wygląda, to same ten proces jest bardzo ważny dla organizmu. Dlatego, nawet jeśli tego nie odczuwamy, pocimy się praktycznie cały czas. W znacznej części jest to jednak woda, z tylko niewielką domieszką innych substancji. Dzięki temu organizm usuwa niepotrzebne toksyny oraz utrzymuje odpowiednią temperaturę ciała. Tak przynajmniej to wygląda w teorii.

Nadmierna potliwość 

Czasami organizm jest zmuszony wydzielać więcej potu. Najbardziej popularne to właśnie w sytuacji przegrzania, w stresie, podczas przeziębienia. Przyczyn jest jednak trochę więcej, szczególnie tych chorobowych. Nadmierna potliwość występuje podczas problemów z tarczycą, nerkami, razem z cukrzycą czy gruźlicą oraz przy problemach natury psychicznej (reakcja na silny stres).

Jak sobie radzić?

Zacznijmy od samego początku. Nieprzyjemny zapach towarzyszący potowi jest wynikiem rozkładania się bakterii w kanalikach potowych. Należy więc szczególnie dbać o higienę, a do kąpieli wybierać produkty antybakteryjne. Owłosienie również wspomaga zatrzymywanie i wydzielanie potu.

Tworzywa sztuczne utrudniają oddychanie skórze, najlepiej więc nosić przewiewne, bawełniane ubrania.

Dieta bogata w sól oraz ostre potrawy wspomaga pocenie.

Antyperspiranty/blokery, roll-on, a może... kryształy?

W drogeriach i aptekach jest tego mnóstwo. Zostaje pytanie: co wybrać? Na różnych ludzi działają różne produkty, więc wybranie czegoś dla siebie może zająć dużo czasu. Postaram się pomóc szukać.

Antyperspiranty/dezodoranty zapewne są nam wszystkim znane. Dlatego też również ich wybór jest tak wielki. Produkty dostępne w drogeriach sprawdzają się, jeśli zależy nam na codziennej ochronie, przy umiarkowanej potliwości i lubimy, kiedy produkt ładnie pachnie. Jeśli jednak, tak jak w Twoim przypadku, pocimy się nadmiernie, lepiej wybrać się do apteki. Produkty w niej są droższe, jednak skuteczniejsze, skoncentrowane na zatrzymaniu pocenia.

Produkty roll-on całkowicie blokują kanaliki potowe na wybranej powierzchni. Zazwyczaj stosuje się je przed pójściem spać, a dostępne są jedynie w aptece. To dobry wybór, jeśli zależy ci na pewnym zatrzymaniu pocenia.

Kryształy nie blokują pocenia lub jedynie w niewielkim stopniu. Ich zadaniem jest neutralizacja nieprzyjemnego zapachu. Warto są nad nimi zastanowić, jeśli samo pocenie nam nie przeszkadza, a jedynie chcemy pozbyć się zapachu. Niewątpliwym plusem kryształów jest to, że są w pełni naturalne i nie powodują podrażnień/reakcji alergicznych skóry.

Jak wspomniałam, produktów przeciw potliwości jest wiele. O wiele za dużo, aby o nich wszystkich pisać w notce. Konkretne marki i ich oferty możesz sprawdzić TUTAJ. Osobiście polecam Ci firmę Ziaja (testowane na własnej skórze ;>), jednak wybór masz spory.

W przypadku potliwości twarzy już nie jest tak lekko. Najlepiej działać delikatnie - zainwestować w kapelusz z rondem, a potu pozbywać się chusteczkami (+bibułki).  Podczas wieczornej toalety należy poświęcić skórze twarzy więcej uwagi - aby dokładnie oczyścić ją z potu.

Na temat potliwości powstały już dwie notki:

W jednej z tych notek są wyjaśnione chirurgiczne sposoby radzenia sobie z nadmierną potliwością (dlatego nie poruszałam tego tematu w tej notce) oraz rozpoznanie chorób związanych z potliwością. 


Sporo czasu minęło od kiedy pisałam notkę ze Zdrowia, mam jednak nadzieję, że chociaż trochę pomogłam. Jeśli wciąż masz wątpliwości, pisz śmiało, a dalej postaram się coś radzić :).


Pozdrawiam,
Lullaby

środa, 22 czerwca 2016

Więcej informacji

Yo!
Od razu do rzeczy, bo wszyscy jesteśmy zarobionymi ludźmi. Albo w większości.
Działy odblokowane. Polecam jednak brać pod uwagę fakt, że autorek wciąż do nich brak. Dlatego jeśli zadajecie pytanie, nie wiadomo, kiedy uzyskacie odpowiedź. Możliwe, że dobre duszyczki z Jeepa pomogą w innej kategorii, ale nie muszą. Wyzerowanie działów zwiększa jednak szansę, na szybsze uzyskanie odpowiedzi. I odciąża przyszłą autorkę. Podsumowując: zadając pytanie w działach bez opieki, zwróćcie uwagę, ile jest już pytań i uzbrójcie się w cierpliwość.

Inaczej sprawa ma się z działem Chłopcy, który jako-taką opiekę ma. Ale jest to tylko jeden AUTOR na cały dział. Nie polecam oczekiwać zbyt wiele. Nie dlatego, że nasz autor - Autor źle sobie radzi (moim zdaniem nieźle wojuje), ale pytania do Chłopców wymagają wiele wysiłku oraz zazwyczaj jest ich więcej niż w innych działach. A autorzy też ludzie i jak się za dużo problemów naczytają, to muszą odpocząć. Dlatego powinna być ich tam co najmniej dwójka.

Chłopcy też jednak odblokowani, więc pytać możecie, ale również - pomyślcie o czasie. Jeśli zadałyście już pytanie, dajcie znać, czy jest aktualne.


Pozdrawiam!
Lullaby


Dzisiaj bez Spongeboba :<

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Kiedy w szkole i w przyjaźni idzie nie tak

Cześć NBS.
Mam taki problem. Mianowicie kończę pierwszą klasę LO na profilu biol-chemicznym.
Ale moim problemem jest klasa oraz sam profil, ale do tego dojdę później.
Jestem dość nieśmiała, ale staram się z tym walczyć. Zagaduję ludzi, staram się podchwycić tematy i w ogóle.
Niestety od początku nowej szkoły naprawdę ciężko mi jest dogadać się z ludźmi z mojej klasy. Naprawdę się starałam, jednak ludzie zostawali przy starych grupkach ze szkół (niestety ja jestem sama z mojej szkoły w tej klasie). Co prawda mam cztery koleżanki, z którymi się dogaduję, jednak dwie z nich to bliźniaczki, a kolejne to zżyte ze sobą przyjaciółki od gimnazjum, więc jak łatwo się domyślić, gdy robi się jakieś projekty w parach, zwykle zostaje sama. A jako, że jest już to LO, nauczyciele mają to w nosie, że zazwyczaj robię coś sama - analogicznie mam zaniżane oceny, bo co dwie głowy to nie jedna.
Czuję się piątym kołem u wozu. Jestem bardzo roztrzęsiona psychicznie. Czuję się niepotrzebna, nie widzę sensu życia. Po prostu mam ochotę wszystko rzucić.
I tu zaczyna się drugi problem. Wszyscy straszą mnie i ogólnie całą klasę, przyszłym rokiem. Już teraz powoli brakuje mi na wszystko czasu i czuję, że nie daję rady. A chce mieć przyzwoite oceny i nie powtarzać całego roku.
Nie wiem co robić? Przenieść się? Ale to nie gwarantuje, że gdzie indziej będzie lepiej. Zawsze czułam się pewnie w wielu przedmiotach jednak dość skrajnych od siebie np. chemia i polski-historia. Czy mam wszystko zmieniać?
Jak sobie dać radę z tym wszystkim co mam na głowie?
Łucja - ulubiony kolor fioletowy.

We wstępie chciałabym zaznaczyć, że bardzo niewiele z was czyta regulamin składania pytań - tutaj mamy przykład bardzo dobrego pytania: szczegóły, opisany problem, nazwa, kolor - to bardzo ułatwia nam napisanie dla was jak najlepszej porady, a przecież o to nam chodzi! :)

Droga Łucjo!

Twój problem jest trochę złożony, jednak krok po kroku wraz z notkami, które zostały już stworzone, postaram się pomóc Ci go rozwiązać!

Jak sobie dać radę z tym wszystkim co mam na głowie? - Chciałabym wyznaczyć 3 główne problemy, które wyczytałam z Twojego komentarza. Rozłóżmy tego przeciwnika na czynniki, z którymi pojedynczo spróbujemy powalczyć:
1. Znajomości w szkole
2. Odporność na odrzucenie i konflikty
3. Organizacja w roku szkolnym - ten punkt chciałabym postawić na miejscu pierwszym. Najpierw, proponuje Ci przeczytanie notki Organizacja w roku szkolnym. Chciałabym Cię zmotywować byś nie zmieniała kierunku, z jakiegoś powodu to zrobiłaś, dlatego konsekwentnie dąż do celu - pamiętaj, że wdrapując się pod te najwyższe góry, można zobaczyć najwspanialsze widoki! Po za tym, sama to stwierdziłaś, to nie gwarantuje, że gdzie indziej będzie lepiej.

1. Znajomości w szkole:
Od kiedy pamiętam, każdy miał z tym problemy i każdy będzie miał z tym problemy. Bo ludzie się zmieniają, bo czasami trzymają się kogoś kogo znają bojąc się, ze nowa osoba ich zrani. Ty nie masz problemu z nieśmiałością, a to ogromny plus. Zagadujesz do ludzi, jesteś otwarta, sama napisałaś, że problem pojawia się dopiero gdy nauczyciele dzielą was na pary itd.
Wiedzy na temat przyjaźni nie mam tak obszernej jak dziewczyny, które opisały już te problemy. Przeczytałam kilkanaście notek i wybrałam te, które moim zdaniem mogą pomóc Ci uporać się z Twoim problemem:

2. Odporność na odrzucenie i konflikty

Napisałaś, że czasami masz już wszystkiego dość i tracisz sens życia - te słowa są niepokojące więc proszę, abyś nie dała się depresji i zapoznała się z TYM materiałem.
Po drugie ogromną rolę tutaj odgrywa stres - a o nim Prudence napisała świetną notkę: Sprawa stresu

Proszę, zapoznaj się z tymi notkami - w razie wątpliwości zawsze są komentarze (w których nasze czytelniczki również doradzają) oraz mail miosza.nbs@gmail.com

Mam nadzieję, że pomogłam
Miosza




_________________________________________________________________________________
Wiem, że notki tego typu wyglądają na stworzone po to by je stworzyć. Chciałabym was jednak zapewnić, że odsyłanie do linków nie jest pójściem na łatwiznę. Notki trzeba przeczytać, a kiedy są z innego działu to trzeba je przeanalizować, czy na pewno są w stanie pomóc. Jednak, osobiście się cieszę, że powstało już tyle materiałów i jeżeli chociaż jedna osobo skorzystała z każdej notki to nasze blogowanie ma sens, a część z naszych czytelniczek rozwiązała swoje problemy i jest... po prostu szczęśliwa :)




sobota, 4 czerwca 2016

Silna psychika a słaba psychika

Witaj. Mam pytanie, a bardziej prośbę o napisanie posta (lub komentarza) wyjaśniającego różnice między "silną psychiką" a "słabą psychiką". Co to tak właściwie znaczy, na czym polega? I jak rozpoznać, który rodzaj psychiki mamy?
Gorąco pozdrawiam i dziękuję,
Cassie

Droga Cassie!


Psychika (gr. ψυχή, psyche – dusza) – termin odnoszący się do całokształtu procesów oraz dyspozycji niematerialnych, psychicznych człowieka. Indywidualna realizacja psychiki nazywana jest osobowością.

Tak mówi nam o tym terminie Wikipedia. Dalej mamy podane, że nie istnieje jeden, powszechnie przyjęty model psychiki np. psychologia analityczna dzieli psychikę na dwa systemy: świadomość i nieświadomość. 

Skąd wzięły się więc terminy słaba i silna psychika?! Podobno wzięło się to od Iwana Pawłowa, rosyjskiego fizjologa, który stwierdził, że część ludzi ma słaby układ nerwowy (układ wrażliwy, który silnie reaguje na słabe bodźce, więc tacy ludzie mają skłonności do introwersji, są bardziej wrażliwi na sztukę piękno, ale też zranienia, konflikty.) Natomiast druga grupa ludzi, o silnym układzie nerwowym, automatycznie więc o silniejszej psychice, których ciężko zranić, ciężko jest im docenić sztukę i widoki natury itd. 

Jak widać są to dwa, skrajne terminy. Większość ludzi przechyla się ku jednemu z typów psychiki, jednak nie są oni nastawieni na jakąś skrajność. Są więc ludzie odporni na konflikty, ale uwrażliwieni na sztukę, a niektórzy  nie widzą piękna w niczym, a w konfliktach są bardzo słabi.

Jak rozpoznać, który rodzaj psychiki mamy?
Pokazałam powyżej, że ciężko jest odnaleźć się w konkretne grupie:
a) ponieważ nie są sformułowane żadne konkretne grupy, a te terminy są bardzo obszerne
b) bo ludzie nie dzielą się na dobrych i złych, tak samo nie można odnaleźć w sobie tylko pierwiastka słabego lub silnego

Na katastrofę w której uczestniczyłaś możesz zareagować silną psychiką (wrócić spokojnie, do życia, nie rozpamiętywać tego), a na wieść o zamknięciu ulubionego KFC możesz dostać furii!
Rozumiem powagę tematu i dziecinność przykładu, ale tutaj dobrze jest pokazana różnica, że nie da się jednoznacznie określić 
który rodzaj psychiki mamy.

Oczywiście, w Internecie możemy znaleźć testy badające naszą psychikę, artykuły i porady jak wzmocnić naszą psychikę lub uwrażliwić ją na piękno - zalecałabym jednak podejście do tego tematu na spokojnie i skupieniu się na eliminacji swoich wad, a nie wad przypisanych do danej psychiki.

Polecam: Jak odnaleźć w sobie spokój i przetrwać na tym świecie
oraz cały dział Psychologia.

Mam nadzieję, że pomogłam. W razie wątpliwości poproszę o komentarze, również w razie pytań.
Pozdrawiam,
Miosza.

środa, 25 maja 2016

Nie chcę więcej narzekać

     Hejka! Często mówią mi, że jestem straszną pesymistką, a mi zawsze imponują pozytywnie nastawione osoby. Co zrobić, by pozytywnie patrzyć na życie?
~Elle


Droga Elle!

     Nie mamy obecnie autorki do tego działu już przez długi czas. Jak ostatnio szperałam w pytaniach na blogu, postanowiłam Ci odpowiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że może już nie czekasz na odpowiedź, ale może komuś innemu przyda się rozwiązanie.

środa, 11 maja 2016

Color power

Na początek mała informacja. To, że piszę tę notkę nie znaczy, że będę nadal prowadziła dział moda. Chcę tylko pomóc obecnej załodze (w której nadal jestem- kulturo przybywam). 

Tak więc rekrutacja trwa, a ja zachęcam do brania w niej udziału. Jeśli interesujesz się czymś, a wiedza w zakresie tego nie jest dla Ciebie abstrakcją (choć nie musi być imponująca) naprawdę warto zostawić formularz. Przez cały czas gdy pisałam notki uczyłam się czegoś nowego. Nie traktujcie tego jako pracę, którą wykonujecie tylko dla kogoś, żeby mu pomóc. Pisanie dla nbs to szansa dla Was, na rozwój w wybranej dziedzinie.



Witajcie!
Na wstępie powiem, że czytałam wszystkie notki "Chcę być dziewczęca", ale nie do końca tego szukam. Potrzebuję porady, jak ubierać się kolorowo, w sukienki i spódnice. Podkreslam, że kolorowo, bo chcę wyglądać pozytywnie i dziewczęco.
Acy


Droga Acy,

często myśląc o czymś dziewczęcym wyobrażamy sobie pastele, falbanki i koronki. W takim myśleniu kierujemy się stereotypami. Współcześnie ulice pełne są pewnych siebie i odważnych kobiet, które wręcz rozpiera energia. Jak łatwo się domyśleć ciężko byłoby im wyrazić siebie poprzez romantyczne, zwiewne ubrania marzycielki. Ty zapewne jesteś jedną z tych osób, więc w notce przedstawię styl, który roboczo nazwałam 'color power'. Będzie energetycznie, pozytywnie, ale zdecydowanie dziewczęco.

1. Kolory
Jak sama zwróciłaś uwagę powinny być jasne, żywe i mocne. Nie utrzymuj w nich jednak całej stylizacji bo to często męczące, Wystarczy jedna dominująca rzecz+dodatki, połączone z bardziej stonowaną resztą, w odcieniach bieli, beżu szarości i czerni (oraz czymś jeszcze, ale to później). Jeśli jednak wolisz przygaszone kolory (niekoniecznie pastelowe) polecam postawić na kontrasty. Pamiętaj jednak by nie przesadzić z ilością odcieni jednej barwy, gdyż to odważne zestawienia. Trzymałabym się zasady 3 kolorów.

2. Desenie
Pokochaj je. Uwierz mi, żewet te czarno-białe będą Twoimi przyjaciółmi. Ważne żeby były wyraziste, szalone, a czasem nawet ciut infantylne. Nie ma nic złego w noszeniu koszulki z postacią z bajki, koszuli w ptaszki albo spódniczki w koty, Ważne tylko abyś resztę dobrała adekwatnie do swojego wieku. W takim zestawieniu będziesz wyglądać uroczo, nie dziecinnie.

3. Fasony
Wybierz te, które pasują do Twojej figury. Było wiele notek na ten temat, więc nie będę powielać treści. Prócz ogólnych zasad radzę stawiać na nowoczesne kroje. Wskazana jest asymetryczność i geometria. Kojarzą się one z wielkim miastem i jego energią, szybkim tempem życia. Falbanki, luźne tuniki czy zwiewne spódnice to chyba nie do końca to o co Ci chodzi. Jeśli bardzo chcesz podkreślić dziewczęcość stylizacji wybierz spódnicę lub sukienkę o kroju litery A.

4. Dżins
Może taka nazwa punktu niezbyt pasuje do pozostałych, ale musiałam ją dodać. Dżins w naszej świadomości jest już czymś klasycznym, dlatego spokojnie możemy połączyć go z elementami w żywych kolorach bez obawy o efekt pawia. Nie ograniczaj się tylko do spodni zrobionych z tego materiału. Poszalej i wybierz coś innego: koszulę, kurtkę, a może... trampki albo torbę?

5. Dodatki
Wszystko zależy od Twojej inwencji. Nic nie jest zabronione. Do tego stylu jesteś w stanie dopasować praktycznie wszystko. Zdecyduj tylko jakiej konwencji będziesz się trzymać. Dodatki retro, rockowe czy eleganckie, a może zupełnie inne? Po podjęciu decyzji łatwiej będzie Ci kupować rzeczy w taki sposób aby móc wszystko razem połączyć w spójną całość.

6. Makijaż
Tutaj miałam najwięcej wątpliwości co napisać. Ponieważ nie jest to jakiś ściśle zdefiniowany styl, a bardziej tworzę go na Twoje potrzeby po prostu przedstawię swoją opinię. Myślę, że najbardziej będzie pasował codzienny, neutralny makijaż. Nie używałabym mocnych cieni ani szminek. Postawiłabym jednak na mega odjazdowe kolory lakierów do paznokci. Poszukaj takich neonowych albo fluorescencyjnych. Mi zawsze kojarzą się pozytywnie.

7. Włosy
Trzymaj się prostoty. Przy dużych zasobach energii i tak szybko zepsujesz każdą wyszukaną fryzurę ;-). Idealne będą zwykłe koczki, kucyki, albo po prostu rozpuszczone włosy. W razie potrzeby jesteś w stanie szybko je poprawić, a przy dużych zasobach energii większość wyszukanych fryzur (bez tony lakieru) i tak ma marną szansę na przetrwanie

8. Uśmiech
Pamiętaj, że pozytywny odbiór przez innych uzyskasz przede wszystkim przez uśmiech. To on świadczy o Twojej energii i podejściu do życia. Dlatego staraj się robić wszystko aby mieć go jak najczęściej na swojej twarzy


 

Wersja dla lubiących bezpieczeństwo i klasykę. Dziewczęce kroje z dodatkiem wyrazistych kolorów.

  

Wersja nowocześniejsza. Kombinezon i mocne printy, Dla odważnych.

 

Luźniejsze kroje dla dziewczyn o nieco większym rozmiarze. To, że masz trochę więcej ciała nie znaczy, że nie możesz być dziewczęca.

Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam o jakie ubrania Ci chodzi i pomogłam,
Nieuchwytna


sobota, 7 maja 2016

Piękna i bestia?

Dobry wieczór :)

Niestety ostatnio mam bardzo mało czasu na odpisywanie. Wszak starość nie radość i dużo obowiązków dookoła.

Napisała do nas Oliwia z następującym problemem:

Hej! :) Piszę do Was, gdyż potrzebuję porady w sprawach sercowych, a wiem, że znaleźliście już rozwiązanie niejednego problemu :) Mój polega na tym, że od kilku tygodni podrywa mnie pewien chłopak. Znamy się już prawie 3 lata, wiele razy byliśmy gdzieś razem, a to jakieś imprezy, a to koncerty, a to jakieś inne wyjścia w grupie. Dogadujemy się bardzo dobrze, mamy podobne poczucie humoru i ogólnie- dobry kontakt :) Jednak kilka tygodni temu charakter naszej relacji trochę się zmienił, ponieważ on dostał zaproszenie z osobą towarzyszącą na pewną imprezę rodzinną i zdecydował, że pójdzie tam ze mną. Zaprosił mnie, mimo że ma jeszcze parę innych koleżanek. Ale podobno stwierdził, że to ze mną najlepiej się dogaduje i w ogóle. Był bardzo wdzięczny, że zgodziłam się z nim pójść, w ramach wdzięczności postawił mi piwo (mamy po 19 lat ;p). Kilka dni później byłam z nim na tej imprezie, było bardzo fajnie. Przez cały wieczór i noc zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen, opiekował się mną, żebym tylko czuła się jak najlepiej w jego towarzystwie. On ogólnie jest bardzo szarmancki. Po tej imprezie to już w ogóle, zaczęliśmy codziennie ze sobą pisać (z jego inicjatywy). Z tydzień później były moje urodziny, przywiózł mi wino i ulubione czekoladki i zrobiliśmy sobie ognisko, razem z innymi moimi kolegami i koleżankami. Teraz cały czas ze sobą piszemy, utrzymujemy kontakt praktycznie od rana do nocy. Naprawdę, bardzo go lubię, z żadnym facetem nigdy się tak dobrze nie dogadywałam. Pewnie w takim razie zastanawiacie się w czym problem. Otóż on zupełnie nie jest w moim typie. I nie, nie chodzi o to, że szukam modela Calvina Kleina, bo sama nie wyglądam jak modelka Victoria's Secret :) Po prostu chłopak ten nie jest atrakcyjny. Jest niezbyt wysoki (wyższy ode mnie, ale max. 10-12 cm- ja mam 1,65 m), grubszy, z twarzy też nie jest przystojny. Może gdyby schudł, wyglądałby lepiej, ale i tak raczej nigdy nie będzie zbyt atrakcyjny. Kiedy moje koleżanki dowiedziały się, że on mnie podrywa, wszystkie powiedziały zgodnie, że on nie jest dla mnie, że mnie widzą z wysokim i przystojnym facetem (bo tak w sumie wyglądali wszyscy moi chłopacy), a nie z kimś tak mało atrakcyjnym. Nie jestem jakąś wyjątkową pięknością, ale jestem dość zgrabna i z twarzy też raczej w porządku, i wszyscy uważają, że jestem dla niego za ładna. Nie jestem jakimś pustakiem, który patrzy tylko na wygląd (bo naprawdę doceniam jego charakter, jest świetny), ani który sugeruje się tylko opinią swoich znajomych, ale zastanawiam się czy to może "wyjść". W sensie czy związek obiektywnie ładnej dziewczyny z niezbyt atrakcyjnym fizycznie chłopakiem ma szanse. Wiem, że on chce czegoś więcej niż tylko przyjaźń, a ja zastanawiam się czy w ogóle warto robić mu nadzieje. Boję się, że dam mu szansę, będziemy już razem, a za jakiś czas nasz związek się rozpadnie, bo nie poczuję do niego żadnej chemii... Wiem, że w swoich wcześniejszych związkach popełniałam błąd, bo kierowałam się głównie wyglądem, a na charakter patrzyłam bardzo "płasko" (w sensie - jeśli ktoś był przystojny i "w miarę do pogadania" to miał u mnie szanse, a później kiedy poznawałam go lepiej i okazywało się że mamy tylko kilka tematów do rozmowy zwykle dochodziło do rozstania). Tu jest zupełnie inaczej- chłopak nie jest przystojny, ale znamy się naprawdę dobrze i możemy pogadać o wszystkim, podobnie myślimy na wiele tematów, śmiejemy się z tych samych żartów itd... Nie wstydzę się przy nim być sobą. We wcześniejszych związkach nigdy nie pokazywałam się swoim chłopakom bez makijażu, bo bałam się że uznają mnie za szarą myszkę, nigdy też nie potrafiłam się przy nich zachowywać swobodnie. A przy nim to zupełnie co innego. Pewnie dlatego, że znamy się już prawie 3 lata. Z jednej strony chciałabym dać mu szansę i nie razi mnie już nawet ta opinia innych. Ale z drugiej- co jeśli między nami nie zaiskrzy? Może lepiej żebyśmy pozostali przyjaciółmi niż żebyśmy próbowali związku, który może kompletnie rozwalić naszą znajomość? Proszę, doradźcie mi coś :(
Oliwia, 19 lat



 Priorytety. Otóż to właśnie musisz sobie ustalić. Czyli należy się zastanowić co dla Ciebie jest ważne, na czym Ci najbardziej zależy i wtedy z łatwością odniesiesz się do swojej sytuacji.

Oczywiście szlachetnie i ładnie będzie napisać, że wygląd nie ma znaczenia, bo książki się po okładce nie ocenia, najważniejsze to co ma się w środku, etc. Coś w tym jest, ale to pospolite frazesy. To tak samo jakby powiedzieć, że dobro zawsze zwycięża :)

Spróbujmy przeanalizować Twoją obecną sytuację.
Generalnie to ludziom ładnym w życiu jest zdecydowanie łatwiej. Ot po prostu jesteśmy w stanie więcej zrobić dla ładnej osoby, wolimy się z takimi zadawać, chcemy, aby inni nam zazdrościli ładnej partnerki/partnera. To nic dziwnego i złego, taka jest nasza natura. Ciągle biologia tu odgrywa ważną rolę. Szukamy przecież dobrych genów! Nie możemy mieć do siebie o to pretensji. Przecież gdyby odrzucić całą otoczkę społeczną to płodzili by tylko najsilniejsi faceci, a rodziłyby najładniejsze kobiety. Jesteśmy jednak ludźmi, mamy normy społeczne i w życiu kierujemy się nie tylko biologią.
Uważasz, że jest dla Ciebie zbyt niski. Hmm jest wyższy o 12 cm, więc możesz nawet szpilki założyć i być od niego niższą :) Zauważ, że czasem to kobieta jest wyższa o 12cm od faceta. Akurat przy tym kryterium jesteś w komfortowej sytuacji.
Jeśli chodzi o jego nadwagę to jeszcze może przy tym popracować, ale twarzy sobie na ładniejszą nie zmieni. Stąd już wiesz, że za wiele się nie zmieni.
Póki co masz 19 lat, jesteś jeszcze młoda i zaufaj mi, że za parę lat zupełnie inaczej będziesz patrzeć na faceta. Obecnie zależy Ci na fajnym chłopaku, z którym można się pokazać na imprezie. I tak miałaś dotychczas. Przystojny, wysoki, wygadany - jesteś jego. Jak jednak widzisz nie za bardzo to się sprawdzało. Prędzej czy później upadało.
Za jakąś chwilę (chyba właśnie trochę dojrzewa Twój światopogląd) stwierdzisz, że za atrakcyjnością faceta przemawiają inne cechy. Obrazowo pisząc: nastolatki szukają chłopaka, a kobiety męża. Okaże się, że atrakcyjny facet to taki, który kocha, jest zaradny, opiekuje się Tobą i rodziną, adoruje Cię i potrafi zadbać o ekonomię. Niektórzy mówią, że facet to byleby ładniejszy od diabła był. Tu, my faceci mamy łatwiej. Bo naszą pracowitość stawiacie ponad wygląd. Wam, kobietom już tak łatwo nie jest. Wszak brzydka dziewczyna ma ciężko w życiu. Może nie beznadziejnie, ale ciężko.



Nie da się ukryć, że trochę Ci zawrócił w głowie. Jak sama zauważyłaś jest szarmancki, opiekuńczy - tym Cię poderwał i kupił. Brakuje mu tylko szałowego wyglądu.

Zwrócić również uwagę należy na to, że osoby ładne mogą polegać jedynie na swoim wyglądzie i już są w jakiś tam sposób atrakcyjne. Te brzydsze muszą czymś innym zapracować na atrakcyjność. Stąd kobiety szukają mężów i wówczas nie kierują się wyglądem.
Jeżeli dotychczas miałaś przystojnych chłopaków, którzy mieli w nosie adoracje Ciebie i nic z tego nie wychodziło to może warto spróbować teraz z brzydszym chłopakiem? Może to będzie właśnie strzał w dziesiątkę i swoją obecnością nadrobi wygląd?
To taka optymistyczna wersja (choć i bardzo realna), ale trzeba też rozważyć tę drugą stronę.
Istnieje ogromne ryzyko, że będzie przy Tobie czuł się zakompleksiony. Ciągle będzie się porównywał do Twoich poprzednich partnerów. Choć i słowem Ci może o tym nie powiedzieć to w głębi siebie będzie się zadręczał. I dopiero rozstanie z Tobą go od tego uwolni. My faceci mamy świra na punkcie naszego ego. Jest ono bardzo delikatne i zawsze musi być jak najbardziej dopieszczone. Stąd zawsze się zadręczamy czy poprzedni partnerzy naszych kobiet nie byli lepsi. Czy nie byli ładniejsi, lepsi w łóżku i nie mieli większego. To strasznie próżne i nawet dla mnie nie zrozumiałe, ale tak po prostu jest. Nie musimy tego rozumieć, grunt to przyjąć do wiadomości, że tak jest. Także to jest jedno ryzyko.
Drugie ryzyko jest takie, że jak już wcześniej wspominałem chcemy też mieć jednak i atrakcyjnego partnera. Jeśli nasza druga połówka się nam nie podoba to z góry ten związek jest skazany na niepowodzenie. I nawet jeśli się on nigdy nie rozpadnie to niekoniecznie musimy być w pełni szczęśliwi. Niektórzy to np uzupełniają zdradą. W domu mają ciepło, miłość, oddanie, ale na boku szukają kogoś kto podniesie im poczucie własnej atrakcyjności. Na podobnej zasadzie działają zdrady 40-50 latków. Mężowie mają brzuch, pierdzą i bekają, nie kupują żonom kwiatków ani ich nie przytulają. Te czują się nieatrakcyjne i idą do salonów piękności, a potem polują na 25-latków. Z nimi mają gorący seks, ale największą przyjemność odczuwają w głowie - podnosząc poczucie własnej atrakcyjności.
Żony zaś mają cellulit, grubsze uda, obwisłe piersi, zmarszczki. Zrzędzą, seks o ile w ogóle jest to nudny i standardowy. Mężowie mają swoje ego na bardzo niskim poziomie szukają małolat, którym nawet zapłacą za seks i budują swoje poczucie atrakcyjności.
Znów wracamy do biologicznych odruchów.
Trzecie ryzyko to wpływ otoczenia na ten związek. Presja znajomych może Cię zmusić do zakończenia związku. Jeśli na każdym kroku Ci będą powtarzać, że on nie dla Ciebie, bo brzydki, czasem nawet i wyśmiewając Was, to możesz stwierdzić, że ten związek nie ma przyszłości.


Takie sytuacje nie są nigdy klarowne i proste. To zawsze bardzo indywidualna sprawa. Stąd to przed Tobą wybór. Jedno jest pewne. Zaszło to tak daleko, że albo związek, albo całkowite rozstanie. To właśnie ten brak przyjaźni damsko-męskiej. Szlachetnym by było związanie się z nim i w jakimś stopniu poświęcenie, ale niestety wiąże się to też z dość dużym ryzykiem niepowodzenia. Sama musisz podjąć decyzję! Pamiętaj jednak, że jeżeli nie spróbujesz to nigdy się nie przekonasz czy warto :)
Czasem w życiu trzeba postawić wszystko na jedną kartę! :)


Pozdrawiam
Autor

P.S. Polecam baśń z obrazka powyżej :)

poniedziałek, 2 maja 2016

Informacje dotyczące działów


Witajcie!
Jak Wam mija weekendzik majowy? Grille już pochowane czy czekają dopiero na swoją kolej? Mam nadzieję, że tak czy inaczej, odpoczywacie sobie w najlepsze.

Można było zauważyć na blogu mały zastój. Tak, wmawiam sobie, że jest mały. Nadszedł więc ten czas, aby po organizować kilka spraw. Do rzeczy zatem. 

niedziela, 1 maja 2016

Były chłopak na imprezie - koniec przyjaźni?

 Witam :)

 Mam szczęście, że natknęłam się na Waszego bloga. Nie wiem co robić, bo dziewczyna z którą przyjaźnię (przyjaźniłam?) się od trzech lat i z którą miałam mieszkać razem na studiach bardzo mnie zawiodła. Miesiąc temu rozstałam się z chłopakiem (nazwijmy go Adam), z którym byłam pół roku i na którym mi zależało. To on chciał tego rozstania, a ja tylko "formalnie" zakończyłam nasz związek (bo w ogóle mu nie zależało, unikał mnie i okłamywał), na co on- chyba z ulgą- przystał, dodatkowo pisząc mi, że mnie lubi ale nie poczuł nic więcej. Trochę dziwne- potrzebował pół roku żeby to stwierdzić? I jeszcze czekał aż to ja poruszę problem, typowe tchórzostwo. No ale cóż. Nie ukrywam, nadal nie pozbierałam się po tym rozstaniu, chociaż wszyscy wokół mówią mi, że zasługuję na lepszego (i ja o tym wiem). Tymczasem moja przyjaciółka (?), z którą zaczęłam się kumplować jeszcze przed liceum (teraz jesteśmy już w maturalnej klasie) jest od ponad roku z przyjacielem Adama, Tomkiem (w sumie to przez moją przyjaciółkę i jej Tomka poznałam się z moim- teraz już byłym- chłopakiem). I jakoś z 2 tygodnie po moim rozstaniu z Adamem, które bardzo przeżywałam, były urodziny Tomka. Moja koleżanka zrobiła mu z okazji urodzin imprezę w barze, na którą zaprosiła mojego byłego Adama, innych kolegów Tomka i... nasze wspólne koleżanki z klasy! Jednocześnie wiedziała, że ja tam nie przyjdę, bo moje rozstanie z Adamem odbyło się w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Na szczęście nasze koleżanki z klasy, okazały solidarność ze mną i nie poszły na te urodziny Tomka do baru, tylko przyszły do mnie i u mnie zrobiła się nieco większa impreza. Byłam wzruszona i zaskoczona ich zachowaniem. Jednak wciąż nie mogłam wybaczyć mojej przyjaciółce (?), że zrobiła imprezę na której był mój były i jeszcze chciała żeby przyszły na nią nasze wspólne koleżanki (które prawie nie znają jej chłopaka). Dodam, że te koleżanki z klasy ze mną mają dużo lepszy kontakt niż z nią, bo to ja byłam z nimi na wakacjach, to ja wychodzę z nimi gdzieś przynajmniej raz w tygodniu (poza szkołą), a ona je lekceważy. Ale jak potrzebowała "sztucznego tłumu" na imprezę to od razu zgłosiła się do nich, jednocześnie robiąc mi dużą przykrość. Potem, po tych urodzinach (które koniec końców były nieudane, bo zbojkotowała je domówka u mnie) moja przyjaciołka (?) pytała mnie czy wszystko okej, czy ja do niej nic nie mam, czy dziewczyny z klasy nic do niej nie mają, ale skłamałam, że wszystko ok, bo bałam się wyjść na histeryczkę. Jeszcze wtedy myślałam, że przesadzam. Ale po rozmowie z kilkoma bezstronnymi osobami i po przedstawieniu im tej sytuacji z ich punktu widzenia ("wyobraź sobie że zrywasz ze swoim chłopakiem, a ja robię imprezę urodzinową swojemu, na którą zapraszam twojego byłego i twoje koleżanki...") zdałam sobie sprawę, że wcale nie przesadzam, bo te osoby powiedziały, że nie chciałyby już się ze mną zadawać i byłoby im strasznie przykro. Naprawdę, zawiodła mnie ta dziewczyna... Udawałam że wszystko jest dobrze, ale w tym tygodniu było klasowe wyjście do pubu i ona ze swoim chłopakiem Tomkiem siedziała w pubie X i pisała żebym tam przyszła i zabrała ze sobą resztę klasy (w naszej klasie jest tak, że jak ja powiem, że idę np. do tego pubu to zaraz cała klasa chce tam ze mną iść), a ja nie bardzo chciałam iść do pubu X i powiedziałam reszcie klasy, że idę do pubu Y, a oni oczywiście poszli tam gdzie ja. Nawet nie napisałam swojej przyjaciółce, że nie przyjdę do pubu X (to jest akurat jedyny mój błąd, do którego mogę się przyznać). I potem moja "przyjaciółka" przyszła taka zła do pubu Y, ale przy naszym "klasowym" stoliku nie było już miejsca żeby mogła usiąść z chłopakiem, więc musieli iść usiąść na drugi koniec pubów, a ja nawet się do niej nie odezwałam słowem (ona do mnie też nie). Nie mogę pozbyć się żalu do niej, nie potrafię jej jakoś tego zapomnieć. I stąd wyszła ta sytuacja, bo za długo dusiłam coś w sobie. Nie wiem jak to teraz załatwić, bo ona widzi tu teraz tylko moją winę, a ja chciałabym jej uświadomić, że ta sytuacja to w większości jej wina, ponieważ bardzo nie w porządku się zachowała z tymi urodzinami. Co mam zrobić? Miałyśmy razem mieszkać na studiach, ale czuję że to nie wypali... Mamy po 19 lat jak coś.
Tina.
Źródło: http://orig01.deviantart.net/0e16/f/2011/045/5/3/the_best_przyjaciele_by_yuzu_san-d39jrbm.jpg

Cześć Tino!

   Przepraszam, że odpowiadam z tak wielkim opóźnieniem, ale również piszę maturę, znaczy poprawiam rozszerzenia i tym razem chcę je zdać wystarczająco dobrze. Mam nadzieję, że jednak moja odpowiedź jeszcze Ci pomoże, o ile wciąż nic z tym nie zrobiłaś. 

   Zostawiam całą sprawę odnośnie Twojego związku z Adamem, ponieważ nie znam się na tym kompletnie i nie o to Ci chodzi. Jednak zastanów się dlaczego Twoja przyjaciółka miała nie zaprosić na urodziny swojego chłopaka jego przyjaciela? Miała zrezygnować z niego, bo Ty go nie lubisz? Nie widzę nic złego w tym, że Tomek będzie w ten dzień z Adamem. Trochę egoistycznie brzmi Twój zarzut. Myślę, że nie mogła zrobić inaczej, w końcu dla Tomka to jednak Adam jest ważniejszy. Zastanów się, co według Ciebie powinna zrobić. Moim zdaniem to trudna sytuacja. Prawdopodobnie chciała zaprosić też Ciebie i koleżanki z klasy, aby poznały jej chłopaka albo aby nie izolować się od własnego towarzystwa. 
 
Błąd! 

   Kiedy ktoś nas pyta czy obraziliśmy się, odczuwamy żal itp. to nie odpowiadajmy:"Wszystko jest w porządku"! To najgorszy błąd, który rodzi mnóstwo kłótni, nieporozumień i smutku. Jeżeli czujemy się źle potraktowani przez np. przyjaciela, to powiedzmy mu o tym! Zwłaszcza, kiedy nas o to pyta. Nie raz się przekonałam o tym, że ludzie naprawdę to cenią i o razu jest zażegnany konflikt. Chyba, że osoba nie rozumie swojej winy i w żadnym wypadku nie chce iść na kompromis itd. Naprawdę warto się ośmielić i powiedzieć, co nam w danej chwili przeszkadza.

Koniec z darciem kotów

   Z kolei w sytuacji w pubie, to Ty się źle zachowałaś, ale rozumiesz swoją winę - to dobrze! Twoja przyjaciółka zrobiła źle coś pierwsza, więc stąd pewnie Twój odwet za urodziny. Myślę, że warto porozmawiać i wyciągnąć pierwsza do niej rękę. Chyba nie chcesz żałować Waszej przyjaźni, bo nie potrafiłyście się do siebie odezwać? Wyobraź sobie, że ona jest zapewniona, że nie poczułaś się urażona, bo przecież przyjaciel powinien wykazywać się szczerością do przyjaciela. Może na niej bazuje i nie myśli, że to Tobie o coś chodzi i to Ty zachowujesz się dziwnie. Dla Ciebie pewnie ona powinna się domyślić, że to ona zaczęła, ale to tak nie działa, jeżeli sytuacja już minęła, a Ty utaiłaś swój żal do niej. Spotkaj się z nią i czym prędzej powiedz o tych urodzinach i jak się poczułaś. Może nie wiedziała o tym, że tak bardzo już nie tolerujesz towarzystwa Adama albo uważała to za niemiłe nie zapraszać Cię na imprezę, stąd powstał taki bałagan. Przeproś za swoje zachowanie w pubie i powiedz, co Tobą kierowało. Powinna zrozumieć Twoje zachowanie.Myślę, że to nie jest powód, aby kończyć przyjaźń.

   Pamiętaj, aby na przyszłość rozwiązywać konflikty najszybciej jak się da :). Chyba że trafi się uparta osoba, która nie będzie chciała nas słuchać albo odetnie się całkowicie i za nic nie powie o co chodzi. 

   Bardzo bym chciała podać Ci drugie rozwiązanie, ale zwyczajnie nie potrafię go znaleźć. Moim zdaniem nic tu innego nie pomoże jak rozmowa. Może czytelniczki mają inny pomysł?

Pozdrawiam, Shana

wtorek, 29 marca 2016

W cieniu przyjaciela

Hej! ;-) Macie bardzo fajnego bloga i cenię Was za to że od tego długiego czasu pomagacie dziewczynom (śledzę bloga odkąd jeszcze był na Onecie). Ale do rzeczy.
Mam pewien wstydliwy problem z przyjaciółką. Wszystkiego jej zazdroszczę :-( Jesteśmy w jednej klasie (druga klasa liceum) w tak zwanym elitarnym liceum, w którym panuje nieustanny wyścig szczurów. Każdy chce być najlepszy, najwybitniejszy i w ogóle naj. Ja też bardzo się staram, dużo się uczę, potrafię czasem nawet nie spać po nocach, ale niestety nie mam aż takich wyników w nauce jak Ona. Co Ona robi w tym czasie? Chodzi do knajp, klubów, na imprezy, domówki, koncerty... Często nawet w środku tygodnia, bo jej liczni znajomi tak ją wszędzie zapraszają.

środa, 23 marca 2016

Modeliniaki wielkanocne

Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, dlatego proponuję Wam dwie małe ozdoby na wielkanocny stół, a może nawet do koszyczka. Tak, tak wiem, znowu taka "zapchajdziura" z mojej strony, podczas gdy nie ma normalnych notek, ale obiecałam, dlatego wstawiam i mam nadzieję, że ktoś może kiedyś skorzysta. ;)
Jest to kolejna instrukcja z serii Modeliniaki, dlatego standardowo po podstawowe informacje dla zaczynających swoją przygodę z lepieniem, najpierw odsyłam do instrukcji minionka- klik. Tam opisałam jakiej modeliny używam, jak utwardzać przedmioty, czego używać do tworzenia figurek i wiele innych przydatnych kwestii. Kolejne instrukcje są już tylko instrukcjami, dlatego nie powtarzam wszystkich zawartych tam informacji, o ile nie są akurat potrzebne do aktualnego modeliniaka.

Zaczniemy od zająca. Ostrzegam, że nie jest najłatwiejszy, ale spokojnie, z moimi radami na pewno dacie sobie radę. Projekt nie jest mój, ale robiłam go mając w pamięci jakąś figurkę, która już istnieje, tylko nie pamiętam skąd ją wzięłam, dlatego nie mogę podać Wam źródła tego pomysłu. Instrukcja za to i całe wykonanie jest moje. To zaczynamy!
Przygotuj dużo brązowej modeliny (jeśli nie masz gotowej brązowej modeliny, zagnieć czarną z żółtą, czerwoną i białą w takich proporcjach, żeby odpowiadał Ci uzyskany kolor), trochę jasnożółtej (biały zagnieciony z odrobiną żółtego) i kapkę jasnoróżowej (biały z odrobiną czerwonego). Nie podaję proporcji, bo będą one zależeć w każdym stopniu od Was.
Na początek weź dużą kulkę brązowej modeliny. Utwórz z niej jakby mocno zaokrągloną kroplę i lekko spłaszcz. Docelowo kształt ma być taki, jak na zdjęciu poniżej.
Teraz stosunkowo najtrudniejsza część, czyli uszy. Weź dwie podobnej wielkości kulki brązowej modeliny. Żeby zrobić ucho, musisz mocno spłaszczyć daną kulkę, aby jej kształt przypominał ten, który już mamy przeznaczony na tułów, tylko musi być znacznie bardziej spłaszczony. Teraz ściśnij brzegi na dolnej (szerszej) części przygotowanego placka. Następnie mocno ściśnij brzegi u góry tak, żeby ucho kończyło się szpicem. pozostałe brzegi uformuj według uznania. Nie przejmuj się, jeśli uszy za pierwszym razem nie wyjdą odpowiednich rozmiarów- mnie również się to zdarzyło i mój zając w pierwszej wersji przypominał bardziej nietoperza (zdjęcie dałam Wam na dole do pośmiania się). ;) Gotowe ucho przyłóż i dociśnij do górnej części tułowia.
Najtrudniejsze za nami, czas na łapki. Najpierw przygotuj dwie małe kulki brązowej modeliny i dociśnij je do dolnej części tułowia. Nie są one docelowymi łapkami, będą służyć tylko do podtrzymania prawdziwych łapek.
Prawdziwe łapki zrobimy teraz. Weź dwie jednakowej wielkości kulki brązowej modeliny, uformuj je na kształt tułowia i tak samo spłaszcz. Teraz umyj lepiej ręce, bo będziemy lepić z jasnej modeliny. Weź jasnożółtą modelinę i uformuj z niej 8 kuleczek- 2 większe i 6 mniejszych. Kuleczki mocno spłaszcz i dociśnij do łapek tak, żeby wyglądały jak na zdjęciu poniżej (duża przy węższej części łapy i trzy mniejsze przy szerszej części). Gotowe łapki dociśnij do tułowia i przygotowanych uprzednio kulek przytrzymujących łapy. Nasz zając będzie umiał samodzielnie stać, dlatego na tym etapie tak przymocuj łapki, żeby zając był w stanie się na nich utrzymać.
Teraz pyszczek. Weź jasnożółtą modelinę i uformuj z niej dwie niewielkie kulki (mniej więcej takiej wielkości jak ta większa z łapek). Obie kulki mocno spłaszcz i lekko przyciśnij do siebie. Teraz przyłóż je do górnej połowy ciałka i dociśnij. Na obu częściach pyszczka zrób po 3 małe otworki za pomocą wykałaczki. Weź odrobinkę jasnoróżowej modeliny, uformuj z niej małą kuleczkę i przyciśnij do górnej części pyszczka. I jeszcze zęby. Weź troszkę jasnożółtej modeliny, uformuj z niej mały kwadracik. Na kwadraciku w połowie odciśnij ostrą stronę małego nożyka (ale nie przetnij zębów całkowicie). Gotowe zęby przyłóż i dociśnij lekko do dolnej części pyszczka. Wiem, że opis nie do końca wszystko oddaje, ale mam nadzieję, że zdjęcie pomoże.
Na koniec weź dwie małe kuleczki czarnej modeliny i za pomocą wykałaczki przyciśnij je w miejsce, gdzie chcesz, żeby zając miał oczy. Ostatnią częścią będą przednie łapki. Przyznaję się, że są dopiero teraz, bo o nich na początku zapomniałam i musiałam się sporo nagłowić, czego mi jeszcze w tym zającu brakuje. Jednak spokojnie, na tym etapie też można dodać łapki i nic się złego nie stanie ze względu na taką kolejność. Więc weź dwie kulki brązowej modeliny i uformuj je w kształt już nam znany z ciała i dolnych łapek. Węższą część mocniej spłaszcz, a na zewnętrznej lekko odciśnij ostrze noża robiąc dwa jakby palce. Gotowe łapki przyłóż i dociśnij do boków zajączka. Teraz tylko trzeba będzie zajączka utwardzić.

To czas jeszcze na kurczaczka!
Przyznaję się, że na początku procesu twórczego zapomniałam o robieniu zdjęć, dlatego pojawią się dopiero od pewnego momentu.
Do zrobienia naszego kurczaczka potrzebujesz sporo żółtej modeliny, trochę pomarańczowej (zagnieciona żółta z czerwoną) i odrobinę białej oraz czarnej na oczy.
Zaczynamy od wzięcia sporej kulki żółtej modeliny, weź tyle, żeby kurczaczek był odpowiedniej dla Ciebie wielkości. Z modeliny zrób nieco owalną kulkę i lekko ją spłaszcz. Następnie weź dwie takie same małe kulki z żółtej modeliny i uformuj je na kształt łezki. Każdą kulkę spłaszcz- mocniej przy węższej części i trochę słabiej tam, gdzie jest "dół" łezki. To będą łapki. Na każdej łapce lekko zrób dwa nacięcia nożem prostopadle do szerszej części (takie jakby palce). Łapki przyłóż do boku ciała kurczaczka i lekko dociśnij. Teraz zabieramy się za pomarańczowe elementy. Weź dwie takie same kulki pomarańczowej modeliny i również uformuj je na kształt łezki. Spłaszcz tak samo jak górne łapki. Teraz na każdej dolnej łapce zrób nacięcia po dwa nacięcia nożem (mogą się przebijać na drugą stronę, ale nie muszą). Gotowe łapki ułóż na kartce i od góry dociśnij do nich kurczaczka. Zrób to w taki sposób, żeby kurczaczek mógł samodzielnie stać. Od tego momentu mam już zdjęcia. ;)
No to czas na dziób. Weź trochę pomarańczowej modeliny i zrób z niej średniej grubości wałeczek. Wałeczek złóż mniej więcej na pół i w miejscu złożenia ściśnij palcami. Przyłóż i dociśnij tam, gdzie chcesz, żeby znajdował się dziób.
Teraz oczy. Weź odrobinę białej modeliny i podziel ją na dwie niewielkie i równe części. Z każdej z nich zrób małą kuleczkę i mocno ją spłaszcz. Białe spłaszczone kulki przyłóż i dociśnij tam, gdzie mają być oczy. Za pomocą wykałaczki na białe części oczu nałóż naprawdę maleńkie czarne kuleczki. Oczy gotowe.
Na koniec jeszcze zadziorny sterczący "włos". Weź odrobinę żółtej modeliny i postąp tak samo jak przy robieniu dzioba z tą różnicą, że nie składaj wałeczka na pół, tylko na dwie mniej równe części. Gotowy "włos" przyłóż i dociśnij do głowy kurczaczka. Teraz jest już całkiem gotowy i czeka na utwardzenie.
Wszystko o utwardzaniu i ewentualnym przerabianiu na biżuterię znajdziesz tutaj (pod koniec tamtego postu).
Na koniec pokażę Wam jeszcze obiecane "faile", czyli mi też czasami nie wychodzi lepienie tak, jak powinno. Przed Wam pierwsza wersja uszu zajączka (która upodobniła go do nietoperza, a nie do zająca) oraz pierwszy zajączek, którego wykonałam, który pięknością nie grzeszy, ale na czymś się człowiek musi uczyć. ;)

Wesołych Świąt (może przedwcześnie, ale te modeliniaki mnie już wprowadziły w taki nastrój) :)

środa, 16 marca 2016

Modeliniaki- kotek

Trochę czasu minęło od ostatniego modeliniaka, ale wena jest kapryśna i nie zawsze chce mi pomóc w stworzeniu czegoś nowego. Na szczęście udało się i dziś wychodzę do Was z kotkiem, zgodnie z dawną prośbą o naszyjnik z kotek.
Jest to kolejna instrukcja z serii Modeliniaki, dlatego standardowo po podstawowe informacje dla zaczynających swoją przygodę z lepieniem, najpierw odsyłam do instrukcji minionka- klik. Tam opisałam jakiej modeliny używam, jak utwardzać przedmioty, czego używać do tworzenia figurek i wiele innych przydatnych kwestii. Kolejne instrukcje są już tylko instrukcjami, dlatego nie powtarzam wszystkich zawartych tam informacji, o ile nie są akurat potrzebne do aktualnego modeliniaka.

niedziela, 13 marca 2016

Sztuka rozmowy w językach obcych - czyli jak się porozumieć z facetem?

Wiele konfliktów pomiędzy kobietami, a mężczyznami powstaje przez to, że nie rozumiemy co ta druga osoba do nas mówi. Można to porównać np do języka czeskiego, który przecież jest "podobny" do polskiego i Polak z Czechem raczej się dogadają. Nawet gdy mówią w swoich językach. Jednak prawda jest taka, że to dwa różne języki i łatwo może dojść do konfliktu, łatwo można kogoś obrazić.

piątek, 4 marca 2016

Zaufanie to podstawa przyjaźni

Cześć.
Zacznę może od pytania, a potem opiszę troszkę dokładniej sytuację. Czy może istnieć przyjaźń bez zaufania?
Mam 17 lat, jestem w 1 klasie liceum. Do mojej szkoły nie poszedł nikt inny z mojego gimnazjum, jednak wciąż przyjaźnię się z czterema dziewczynami ze starej klasy. Jedną znam od przedszkola, dwie od podstawówki, czwartą poznałam dopiero w gimnazjum. Dziewczyny mi się zwierzają, opowiadają historie ze swojego życia, dzielą się sekretami i wieściami. Ja tego nie robię. Jestem tą przyjaciółką, która słucha, wspiera i pomaga, ale nigdy nie prosi o pomoc. Nie umiem zaufać żadnej z nich i mam do tego powody.
Pierwsza ciągle opowiada nam sekrety innych osób, chociaż obiecuje im dotrzymać tajemnicy. Co dziwne, mnóstwo ludzi jej się zwierza, chociaż ich sekrety nie są u niej bezpieczne.
Druga kiedyś zawiodła moje zaufanie, nie pamiętam dokładnie jak, ale wiem, że coś takiego miało miejsce.

piątek, 26 lutego 2016

„Kiedy się zakocham?"

Hej, 
Mam spory problem z chłopakami. Jestem osobą dość kochliwą, czasem wystarczy mi nawet jedna rozmowa, żeby mi się chłopak spodobał. Nie są to na pewno zakochania, czasem zdarza się zauroczenie, ale zazwyczaj po prostu uważam kogoś za interesującą osobę, którą chciałabym bliżej poznać.

Bezpieczna pizza :)


Hej :) We wrześniu zaczęłam nową szkołę (LO) i na początku myślałam, że nie ma tam nikogo wartego zwrócenia na niego uwagi... Ale cóż, oczywiście się myliłam. Od pewnego czasu podoba mi się chłopak, który jest ze mną w klasie. Nazwijmy go X. Otóż X jest bardzo lubiany, częściej to inni podchodzą do niego, niż on do nich. Czasami ze sobą rozmawiamy w szkole, ale są to jakieś krótkie wymiany zdań, parę uśmiechów, zwykła koleżeńskość... I właśnie tu pojawia się problem. Jak się do niego zbliżyć? Nawet po prostu bardziej zakolegować się lub zaprzyjaźnić, a nie od razu poderwać? Nie mam właściwie żadnego punktu zaczepienia czy pretekstu. Nie zapytam go o lekcje czy sprawdziany, bo on nie jest typem osoby, którą się o to pyta (to bardziej mnie pytają o takie rzeczy), głupio mi też tak podejść i zacząć byle jaki temat, zwłaszcza, że często stoi ze swoimi kolegami lub nawet koleżankami (co jest właściwie kolejnym problemem, gdyż są one ładniejsze, popularniejsze i bardziej otwarte niż ja. Zwłaszcza jedna dziewczyna jest z nim blisko i boję się, że mogłaby mu się spodobać), a przecież nie wtrącę się ot tak do czyjejś rozmowy, prawda? Wiem o nim co nieco, wiem czym się interesuje, ale to chyba za mało, żeby po prostu podejść. Wiem, że to powinno być łatwe, skoro jestem w jego klasie i właściwie wie o moim istnieniu. I w sumie nie powinnam narzekać, skoro czasami się do mnie odezwie, ale te kilka zdań parę razy w tygodniu mi nie wystarcza.
Jak to załatwić? Jak się do niego zbliżyć? Jakieś preteksty, pomysły? Z góry dziękuję za pomoc,
Niewidzialna.


Cześć!


Trudność, z którą się zwracasz o pomoc jest dość często poruszana. Moja odpowiedź zatem nie będzie zbyt oryginalna.

 Zaproś go na pizzę!


Dlaczego pizza?

Na kawę jesteście za młodzi, na drinka również. Poza tym jakikolwiek spożywany alkohol przez młodzież jest w trochę innym celu i  niekoniecznie uzyskasz oczekiwany skutek. Pizza zaś jest bardzo bezpieczną opcją. Ani nie jest to oficjalna randka w restauracji ani nie jest też to wino w parku :)
Jest to luźna propozycja i do tego znakomita część ludzi lubi ją jeść. Spotykacie się wówczas w neutralnym miejscu przy niezobowiązującym posiłku. Wówczas macie czas na poznanie siebie i zbliżenie. Jeżeli sobie przypadniecie do gustu dalej wszystko się samo potoczy.


Piszesz jednak, że nie chcesz go poderwać. A co chcesz? W moim odczuciu to Ci zakręcił w głowie i właśnie chciałabyś go poderwać. Szukasz w nim po prostu kolegi? Nie ma na to rozwiązania. Czasami po prostu my ludzie znajdując się w jakiejś grupie znajdujemy z niektórymi wspólny język,a z innymi się nienawidzimy. Ot po prostu. Jeśli dotychczas się sami z siebie nie zakolegowaliście bliżej to będzie ciężko. Musiałoby Was coś wspólnego zbliżyć. Jakiś projekt w szkole, jakaś wspólna organizacja czegoś. Tylko czego? Przedstawienia teatralnego?



Ja na Twoim miejscu gdy właśnie będziecie w trakcie wymiany tych kilku zdań zaprosił go na pizzę.

"X, a może byśmy poszli na pizzę? Może jakaś odskocznia od szkoły?". Wówczas Ci się nakreśli jaki ma stosunek do Ciebie. Jeśli odmówi to daj sobie po prostu spokój, rzuć hasło, że myślałaś, żeby takie klasowe wyjście zorganizować. Wówczas sprytnie się wymkniesz z tej propozycji i nie będzie Ci głupio, że dostałaś kosza.
Jeśli się zgodzi - to efekt osiągnięty :)
Trzecia opcja jest taka, że od razu przyjmie, że chodzi o spotkanie klasowe lub powie, że to dobry pomysł, żeby iść ze znajomymi. Cóż wtedy masz połowę sukcesu, bo się właśnie do niego zbliżysz. Nawet wyjście ekipą sprawi, że będziecie mogli więcej zdań wymienić. Niemniej jednak randka to nie będzie :)


Pamiętaj, że jeśli on dotychczas nie wyszedł z żadną inicjatywą to musisz Ty to ruszyć. Inaczej możesz myśleć o nim przed snem do końca szkoły i nic z tego nie będzie.



Dlatego propozycja pizzy jest najbezpieczniejszym sposobem na zbliżenie się do kogoś. :)



Pozdrawiam

Autor
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x