Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Psychologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Psychologia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 stycznia 2014

Tremę da się oswoić!

W tym miejscu nie będzie żadnego pytania. Wolne tematy i sugestie czytelniczek miałam zacząć dopiero wtedy, gdy odpowiem na wszystkie pytania, ale przecież ich zawsze będzie przybywać, więc postaram się raz na tydzień publikować odpowiedź i temat wolny.
Dawno, dawno temu dostałam pytanie pod swoją zakładką, jak poradzić sobie z tremą. W gimnazjum robiłam na angielskim referat na ten temat, więc postaram się odtworzyć kilka informacji. Pomoże mi doświadczenie, ponieważ bliżej mi do artystów niż do psychologów jednak, oraz niezawodny Internet i przykłady z życia znajomych. Ponieważ trema jest tylko częścią poważnego problemu, jakim jest stres, zacznę najpierw od niej. Przejdziemy przez oba zagadnienia zgodnie z klasycznymi definicjami – co to jest, skąd się to bierze, jak się objawia i jak z tym walczyć.

 

Trema – z włoskiego tremare - drżeć, bać się; z łaciny tremere – trząść się. Tym określeniem nazywamy strach, zdenerwowanie przed wystąpieniem publicznym bądź w czasie jego trwania. Jest to nic innego jak tylko nadmierne napięcie emocjonalne. Trema bierze się z naszej niepewności opanowania programu, który mamy przedstawić publiczności, bądź obawą przed popełnieniem błędu na scenie, mównicy czy gdziekolwiek indziej i strach przed zbłaźnieniem się. Boimy się także oceny innych w sytuacji, gdy my prezentujemy swój repertuar – nie lubimy być oceniani. Trema objawia się na różne sposoby i nie wszystkie muszą występować u danej osoby, każdy przeżywa ją inaczej.
Objawy fizjologiczne to nic innego jak pocenie się, bladość, przyspieszone bicie serca, drżenie nóg i rąk, zawroty głowy, uczucie słabości, napięcie mięśniowe czy suchość w ustach.
Sądzę, że tego zestawu nie muszę tłumaczyć – każdy doskonale wie, o co chodzi.
Objawy dotyczące sprawności pamięci – często bywa tak, że uczymy się tekstu na przedstawienie bądź egzamin czy prezentację, umiemy go wzorowo, aż nagle przychodzi dzień prezentacji i – nagle zastygamy w bezruchu, bowiem zdajemy sobie sprawę, że nie pamiętamy tego, co mieliśmy przedstawić. Ja również nieraz już spotkałam się z takim zjawiskiem. Niegdyś w szkole muzycznej grałam na fortepianie i co jakiś czas, dla oswojenia artysty z tremą, organizowano popis lub koncert. Czasami zagrałam idealnie, czasami palec ześlizgnął mi się z klawisza, czasem się pomyliłam, a innym razem – nie pamiętałam, co miałam zagrać. Dużo czasu mi zeszło, zanim to opanowałam, ale jednak się udało. Jaki to był sposób? Wyjaśnię poniżej.
Objawy dotyczące zachowań – czyli m.in. tiki nerwowe, nerwowy śmiech i wszystko inne, co dla naszego zachowania nie jest normalne na co dzień.
Objawy dotyczące filozofii życiowej – borykają się z tym zazwyczaj osoby o bardzo niskiej samoocenie. Niestety, do takich osób zaliczam się też i ja, tak więc często z moich ust, gdy zjadała mnie trema, wychodziły słowa kwestionujące moją własną wartość w społeczeństwie, nie raz powtarzałam, że mi się nie uda, kilka razy groziłam, że ucieknę, twierdziłam, że nic nie potrafię i myślałam o sobie najgorzej, jak tylko było można. Ciężko jest samemu sobie zmienić takie nastawienie, ale w tym może pomóc przyjaciel.
Występują także inne objawy, takie jak podniesienie poziomu krzepliwości krwi, wydzielanie cukru z wątroby do mięśni, podniesienie ciśnienia krwi, podniesienie poziomu tłuszczów we krwi i, niekiedy, zmiany hormonalne, jednak to te, na które za bardzo nie możemy zbyt wiele poradzić.
Dodatkowymi bodźcami potęgującymi tremę u występującego artysty mogą być takie czynniki jak: szumy czy szmery, rozmowa kilku osób z publiczności między sobą, śmiech, dziwne uśmiechy, nieskoncentrowanie widza. Tak więc wielka prośba do Was, moi mili. Choćbyście umierali z nudów na koncercie, na który Was przyciągnięto siłą, nigdy nie okazujcie lekceważenia artystom. Okażcie trochę empatii względem nich – oni bardzo się denerwują i zależy im, aby dobrze wypaść. Nie przeszkadzajcie im w tym!
Oklepaną techniką radzenia sobie z tremą jest głębokie oddychanie. Jest to jednak dobry sposób, ponieważ w czasie lęku nasz organizm nastawia się na ucieczkę, przez co nasz oddech staje się płytszy, który ma ułatwić bieg. Osobiście radzę wziąć kilka głębokich wdechów ustami, nie nosem, ponieważ są one głębsze. Kolejnym sposobem jest spacer przed występem, jeśli oczywiście pozwoli nam na to czas czy ułożenie prezentacji. Dotlenienie się może być bardzo dobre na odreagowanie. Pamiętaj jednak, aby podczas spaceru nie myśleć o tym, co nas czeka, ponieważ metoda może nie zadziałać, a nasze samopoczucie się tylko pogorszy. Tak więc równie ważne jest pozytywne nastawienie i wiara w siebie. Nie daj tremie zakłócić swojej wartości. Przed stresującym dniem – wyśpij się porządnie, ale pamiętaj, aby nie spać za długo, bo zamiast rześkości poczujesz ospałość. Dobrym wyjściem okazać się może też rozmowa z kimś zaufanym, kto nie będzie wypytywał „i jak tam, gotowa? Przygotowana?” Postaw na poczucie humoru – śmiech zawsze rozluźnia i sprawia, że czujesz się szczęśliwsza! No i, oczywiście, jeden z niezawodnych sposobów: narażaj się na tremę jak częściej. Jest to bardzo dobry sposób na zmuszenie siebie do działania i neutralizowania takiego uczucia. Doskonale pamiętam, jak bardzo zestresowana byłam przed swoim pierwszym, ważnym popisem – miałam wtedy siedem lat, a widzę także, co jest teraz. Poprzez regularne występy publiczne doszłam do takiego stanu, gdzie trema jest moją przyjaciółką, która pozwala mi się tylko pobudzić do działania i wpływa na moje ambicje. A co, jeśli pomylisz się podczas występu albo napotkasz na swojej drodze dziurę w pamięci? Nic! Po prostu improwizuj! Nikt nie zna dokładnie tekstu, który masz przedstawić, a poza tym każdy ma prawo się pomylić! A jeśli bardzo nie chcesz aż tak sobie zaufać, przeskocz do fragmentu, który dobrze pamiętasz. Też nic się nie stanie.
Życzę Wam powodzenia w opanowywaniu tremy!
Luna

piątek, 3 stycznia 2014

Chciałabym być lepsza

Droga Luno!
Wiem, że ostatnio masz tutaj pełno pytań, ale i ja chciałabym swoje zadać. Co zrobić, żeby być tylko jedną osobą, a nie tą z Internety i tą ze świata realnego? O ile w Necie czuję się po prostu wspaniała, to w rzeczywistości tak nie jest. Zwykle powtarzam sobie, że inni to idioci i nie potrzebuję ich towarzystwa. Po prostu muszę zwierzyć się z paru rzeczy, bo w szkole spędzam strasznie dużo czasu i muszę czekać, zanim przeleję to do sieci. Czasem jednak czuję chwilę załamania i myślę, że coś jest ze mną nie tak. Wtedy stwierdzam, że to moja klasa się o wszystko czepia, to w końcu nienormalne. Kiedyś tak nie robiłam i w mojej głowie cały czas gościł smutek.
Na całe szczęście to już ostatni rok i jak uda mi się wygrać dużo konkursów, to dostanę się do gimnazjum, gdzie nikogo nie znam i wszystko zacznę od nowa. Nowy rozdział w moim życiu. To nie tak, że jestem cicha, jednak to denerwujące, kiedy po dwóch słowach słyszę "za dużo gadasz". Nie rozgaduję się tak dużo, mówię im tylko odrobinę tego, co mnie spotkało. Od paru lat trochę naśladuję moją znajomą z klasy. Niestety, kiedy ona coś powie, to jest zabawnie, a kiedy ja coś takiego samego - to oczywiście niemiłe. Niepokoję się trochę sobą. Chciałabym być mną z Internetu.
— Ja


Droga Ja!
Chociaż przybliżyłaś mi swój problem tylko trochę i nie do końca jestem pewna, czy dobrze go zinterpretowałam, to mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie, ale być może, że za tą odpowiedź się na mnie obrazisz. Problem nie tkwi w klasie, a w Tobie. Od początku trochę odtrącał mnie ton, w jakim napisałaś swoją wypowiedź. Przeczytaj ją jeszcze raz. Bije od niej pewność siebie i narcyzm. „Chcę być wspaniała wszędzie”, „Inni nie są tak wspaniali jak ja, nie potrzebuję ich towarzystwa” – takie zdania wysuwają się mi na myśl po zapoznaniu się z treścią. Naśladujesz dziewczynę bardziej akceptowaną, bo jest lepsza – Ty chcesz być taka jak ona, ale tak nie jest. Może powinnaś bardziej zastanowić się nad tym, o czym mówisz? Jeśli chcesz rozmawiać, omijaj szerokim łukiem tematów o sobie. Nikt nie lubi słuchać, gdy ktoś stawia w centrum własną osobę, więc w komentarzu Twoich znajomych dziwi mnie tylko to, że potrafią być tak bezpośredni. Jeśli nic nie zrobisz ze swoją osobą, staniesz się w przyszłości określaną jako „toksyczną” i ludzie będą wręcz od Ciebie stronić. Moja rada jest jedna, ale wielka: przestań stawiać w centrum swoją osobę, a zwróć uwagę na innych. I to nie tak, że interesuje mnie tylko to, co może mieć wpływ na mnie i moje życie – zacznij otwierać się na ludzi. Porozmawiaj bezinteresownie na jakiś luźny temat. Rozumiem, że swoimi przeżyciami chcesz się podzielić i może jesteś jeszcze zbyt młoda, aby doświadczyć do końca, jak parszywi potrafią być ludzie (to nie tak, żebym mówiła, że to ja jestem doświadczona – na pewno nie) i czasami lepiej pomilczeć niż powiedzieć za dużo o sobie. Możesz zawsze przecież zwierzyć się mamie – mama jest zawsze najlepszą przyjaciółką, w moim przypadku nawet jedyną – jeśli nie, to komuś zaufanemu z otoczenia, starszej siostrze, babci – nie raz mogą jeszcze coś zaradzić na nasze kłopoty i podzielą nasz entuzjazm o wiele bardziej niż zwykli szkolni rówieśnicy. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, a weźmiesz sobie do serca to, co napisałam, bo długo musiałam zastanawiać się, w czym rzecz tkwi.
Pozdrawiam,
Luna

piątek, 13 grudnia 2013

Próbują mną manipulować!

Droga Luno!
Mój problem jest jak dla mnie bardzo poważny... Nie wiem czy była taka odpowiedź wcześniej, ale ja bardzo chcę abyś udzieliła mi odpowiedzi dokładnie jeśli chodzi o ten przypadek. Jestem w pierwszej klasie gimnazjum i bardzo dobrze się uczę. Jestem osobą z natury radzącą sobie z wszelakimi problemami, gdyż wszystkie rozwiązuje sama - nie potrzebuję/nie potrzebowałam pomocy dotychczas. Teraz już jest problem, z którym nie chce się zgłaszać do rodziców, a same nie radzimy sobie z moimi przyjaciółkami. Chodzi o to, że dziewczyny ze starszej klasy manipulują mną, a przynajmniej próbują tego dokonać, jednak zawsze próbuję zagiąć je tak, aby upokorzyć je i zniszczyć ich reputację wywiązującą się z próby niszczenia innych. Teraz próbuję mną rządzić, chociażby dlatego, że spróbowałam się na niej mścić... i w sumie całkiem fajnie by mi to wyszło i dałoby jej to nauczkę na zawsze. Jednak nie udało mi się. Problem w tym, że za każdym razem próbuje mnie upokorzyć i zniszczyć, na oczach wszystkich, próbuje sie wywyższać i zawsze się jej to udaje... Jest ulubienicą wszystkich nauczycieli, więc to też odpada.... Ja nie jestem ulubienica, bo potrafię sie postawić do wychowawcy. Po prostu.. Jak mogę postawić się jej aby zrozumiała, że lepiej aby ze mną nie zadzierała?
— Zadrianna


Droga Zadrianno!
Wcale nie dziwię się, że weszłaś z nimi na ścieżkę wojenną pod względem słów – jednak, uwierz mi, że słowa czasami nie wystarczają. Kilka ostrych wyrazów i zwykły grymas twarzy nie wystarczy, zwłaszcza, gdy do czynienia ma się z kilkoma osobami, które próbują Tobą manipulować. Znacznie łatwiej jest poradzić sobie z tak zwanymi „samcami alfa”, gorzej natomiast, gdy chodzi o kobiety. Ale wszystko da się zrobić.
Po pierwsze – jeśli jest to naprawdę manipulacja, to już przegrały tą walkę, ponieważ dobre manipulatorki zrobią wszystko, aby wpłynąć na drugą osobę tak, aby myślała, że to ona sama coś postanowiła. Nie wiem, w jaki sposób dziewczyny ze starszej klasy próbują nad wami górować, możliwe, że to było po prostu wykorzystywanie faktu, że jesteście młodsze i można wami sobie pomiatać, jak chcecie, bo i tak się im nie postawicie. Oczywiście, uległość byłaby w tym przypadku dla was wygodniejsza, bo nie byłoby teraz żadnego konfliktu, ale nie wiadomo też, do czego posunęłyby się te dziewczyny. Obawiam się też, że dłuższa walka „na słowa” może przynieść podobny skutek – a zakończyć się może to naprawdę tragicznie. Dlatego widzę tutaj jedno najbezpieczniejsze rozwiązanie problemu.
Mowa ciała. Jest to jedyna magia, w której działanie szczerze wierzę i co w dodatku jest udowodnione naukowo. Na swoim dawnym blogu o mowie ciała przedstawiałam wykres, co do nas bardziej dociera – ona czy zwykłe słowa. Odszukałam go i wstawię go jeszcze raz, tutaj:



Więc, jak widzisz, potyczki słowne to jak walka z wiatrakami. Trzeba wysłać sygnały niewerbalne, które nasz mózg odbiera podświadomie, aby zacząć mieć jakąś przewagę. Sądzę, że do konfrontacji dochodzi zawsze na stojąco, ewentualnie one przychodzą do was. Pamiętaj wtedy, aby zawsze stać w rozmowie z nimi. Badania wykazują, że taka konwersacja trwa o wiele krócej i da się uzyskać o wiele więcej, niż jakbyś siedziała. Po drugie – nie wiem też, gdzie zazwyczaj się kłócicie. Jeśli jest to zamknięta sala, spróbuj ustawić te dziewczyny jakoś tak, aby stały plecami do drzwi, ewentualnie tak, aby znajdowały się tyłem do jakiejś otwartej przestrzeni. Stracą wtedy na pewności siebie, ponieważ nasz zwierzęcy instynkt mówi, iż należy spodziewać się ataku z tyłu, ponieważ nie widzimy też, co tam się dzieje. Kolejną podpowiedzią ode mnie będzie trzymania łokci z daleka od tułowia. Tak robią bowiem osoby niepewne, które łatwo jest wypłoszyć i które okazują uległość. Możesz oprzeć ręce o biodra – wywoła to także odczucia, że ma się do czynienia z niełatwą do złamania osobą – przywłaszczając sobie więcej miejsca poprzez taki układ rąk, dodaje Ci to tyle do oceny postrzegającego. Na koniec – nie obrażaj ich. Nie zniżaj się do ich poziomu, nie wyśmiewaj w sposób bezpośredni. Zrób to za pomocą ironii czy sarkazmu. Potyczka na słówka „bo ty jesteś taka, hahaha” wyszła z mody już w podstawówce.
Kluczową rolę także odgrywa tutaj, niestety, wzrost. Przypuszczam, że wszystkie jesteście niskie, a osoby wyższe darzymy większym respektem. Można jednak traktować większych ludzi jak równych sobie – przykładem może być mój chłopak, który jest ode mnie wyższy o 34cm. Żadne z nas nie odczuwa tej różnicy, tak więc to jest sztuka nastawienia.
Pamiętaj jednak, aby, używając celowo mowy ciała, nie przerysować jej. To tylko da pretekst Twoim przeciwniczkom do dalszego wyśmiewania się. Czeka Cię ciężka praca. Ja przyglądam się mowie ciała od dwóch lat, świadomie używam i rozpoznaję ją dopiero od siedmiu miesięcy, a opanowałam dopiero „ukradkowe spojrzenie”, które jest idealnym rozwiązaniem, jeśli czegoś się chce od mężczyzny (na kobiety nie działa). Twoja cierpliwość i ciężka praca na pewno się opłaci.
Moje rady mogą brzmieć absurdalnie, ale to jest jedyne rozwiązanie tej sytuacji, jakie widzę. Jeśli byś potrzebowała jednak dalej pomocy – pisz na mojego maila, postaram się coś zrobić.

Pozdrawiam,
Luna

piątek, 22 listopada 2013

Nie potrafię się postawić

Witaj kochana! Piszę do ciebie z bardzo ważną dla mnie sprawą. Chciałabym jak najszybciej uporać się w tym problemem, bo boję się, że skutki wszystkich wydarzeń już teraz mają zbyt zły wpływ na moją psychikę...
Otóż, jestem wyśmiewana przez kolegów z mojej klasy, a że oni mają swoich znajomych w innych klasach, buntują ich przeciwko mnie i oni też się ze mnie naśmiewają. Sęk w tym, że ja nie potrafię im się odgryźć. Umiem pokłócić się z jakąś moją koleżanką, czy moim bratem, ale kiedy oni coś mi powiedzą mnie zatyka, zapominam, jak się mówi i odpowiadam jakimś beznadziejnym tekstem, przez który jeszcze bardziej się śmieją, albo nie mówię nic i daję im tak jakby niewerbalny znak, że mogą ze mnie żartować bezkarnie, bo ja im nie odpowiem. Dodatkowo strasznie przejmuję się zdaniem innych i każdym żartem, jaki słyszę w moją stronę, przez co nie potrafię żyć normalnie, często płaczę. Żeby jeszcze tego było mało, ostatnio zostałam przyłapana na dyskotece szkolnej, że byłam pod wpływem alkoholu. Słyszałam wiele plotek, co i tak mnie już strasznie dobija, ale też i to, że osoby, które naprawdę lubiłam, podobno też mnie obgadywały za to. Nie wiem, czy to jest prawda. Mój kolega ostatnio powiedział mi, że wszyscy śmieją się z mojego ojca za to, że mam teraz za ten wybryk karę i że mój ojciec jest (uwaga, cytuję) "popierdolony". Jestem tak strasznie wściekła... Nie wiem, jak to możliwe, żeby jakiś inny rodzic po takim incydencie mógł swojemu dziecku zaufać. Rozumiem moich rodziców, o to, że tak zareagowali. Wiem, że zasługuję na karę, ale oni wszyscy myślą, że to mój ojciec jest dziwny i nie wiedzą, o co robi aferę. TO JEST ALKOHOL, a ja mam tylko piętnaście lat. Wiem, że gdyby im się to przytrafiło to by było tak samo, jak nie gorzej, ale teraz udają takich cwaniaków, bo ich nikt nie przyłapał. Mam jeszcze taką "przyjaciółkę", która strasznie mną manipuluje. Rodzice zakazują mi się z nią spotykać, ale nie mogę jej tego powiedzieć, bo zaraz powie to wszystkim chłopakom (bo ona ma z nimi dobry kontakt) i znowu będzie, że moi rodzice są beznadziejni. Boję się też zerwać z nią kontakty, bo ona za dużo o mnie wie i może powiedzieć to wszystkim ze szkoły, albo moim rodzicom. Tak więc, co zrobić, żeby nauczyć się im dogryzać? Co zrobić, żeby dali mi spokój? Czy powinnam też zerwać kontakty z tą dziewczyną, pomimo tego, że może mnie porządnie wkopać? Proszę cię o pomoc, bo przez to wszystko coraz częściej mam myśli, by zacząć się ciąć, albo po prostu się zabić. Przerosło mnie to. Nie wiem, co mam zrobić. Tak bardzo się boję. Czuję się jak nic niewarte dziadostwo, z którego można się śmiać i wymyślać nieprawdziwe historie. Pomóż, proszę...
— Karolina


Droga Karolino!
Na Twoje pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że wiem, jak się czujesz. Co prawda w gimnazjum wiodłam wręcz rajskie życie – dogryzano mi tylko raz, gdy klasa dowiedziała się o moim „chłopaku”, ale ogółem było w porządku. Natomiast przez podobne piekło przechodziłam w podstawówce. Tak samo, jak Ty – płakałam, nie umiałam się odezwać, chciałam stamtąd odejść, zapaść się pod ziemię. Miałam tylko jedną koleżankę, z którą byłam w stanie jakoś szczerze rozmawiać. Jednak zawsze miałam nadzieję i pocieszałam się, że niedługo się to skończy – będzie nowa szkoła, z daleka od tamtych starych kolegów, gdzie nikt Cię nie będzie znał, nikt przezywał. To mi dodawało otuchy.
Ty masz piętnaście lat, a więc powoli kończysz już gimnazjum. A więc pozostało Ci tylko kilka miesięcy katorgi ze swoją klasą – dalej wybierz szkołę, do której nie pójdzie nikt z Twojej klasy i będzie problem z głowy. Chociaż nawet jeśli spotkasz w nowej klasie starego „znajomego”, nie przejmuj się tym, tylko znajdź sobie przyjaciół w tamtej klasie. Pomyśl: jestem fajna i lubiana, nikt nie może mnie poniżyć, bo mu na to nie pozwalam. I głowa do góry!
Już nawet teraz możesz przestawić swój tok myślenia na ten wyżej wspomniany. „Nikt nie może mnie poniżyć bez mojej zgody”. Pamiętam, że tak brzmiał morał pewnej bajki, którą niegdyś oglądałam. Kieruj się tymi słowami, znajdź w sobie pewność siebie i po prostu nie daj się!
Wiem dobrze, że pewnie sobie pomyślisz „łatwo mówić, gorzej zrobić”. Postaram się podać coś jeszcze, co pomogłoby Ci przejść przez ten trudny czas. Może i plotki nie ucichną, ale to nie znaczy, że musisz się tym przejmować. Otuchy może dodać Ci mem ze starym Willym Wonką:


Mam dla Ciebie też bardziej radykalny sposób „obchodzenia się” z takimi właśnie ludźmi. Co prawda mieści się to w psychologii psów, ale większa część tej zasady może być przydatna. Zasada brzmi „nie patrz, nie mów, nie dotykaj”. Gdy słyszysz docinki na swój temat udawaj, że tak naprawdę ich nie słyszysz. Dlaczego masz się tym wszystkim przejmować? Oni Cię nie znają, więc nie mają prawa tak mówić. Możesz też spojrzeć na nich z wyższością (tzn. władczo, typy spojrzeń >tutaj<), z uniesioną brwią i nic nie mówić – wyglądaj tak, jakby właśnie powiedzieli coś naprawdę idiotycznego. To może nieco zbić ich z tropu. 
Przede wszystkim musisz popracować nad swoją pewnością siebie. W tej sytuacji będzie trudno Ci znaleźć jakąś przyjaciółkę – ale może przyjaciela? Mężczyźni z reguł są mniej skomplikowani i bardziej szczerzy. Nie owijają w bawełnę – jak kobiety, tylko mówią prosto z mostu. Pamiętaj, aby wybrać kogoś, kto ma najmniej wspólnego z tamtymi ludźmi. Tak będzie bezpieczniej. Jeśli wstydzisz się podejść i zacząć rozmawiać na korytarzu – zrób to na facebooku. Ja w taki właśnie sposób zdobyłam nie tylko przyjaciela, ale również chłopaka, który niewiarygodnie mnie podbudował i pomógł przetrwać chwile, gdy wszystkie „przyjaciółki” się ode mnie odwróciły.
Jeśli jednak boisz się komuś zaufać – bądź samotna, ale odważna. Patrz przeciwnościom losu prosto w oczy i nie nastawiaj się od razu, że Ci się nie uda. Jeśli nie umiesz ciskać ciętymi ripostami na prawo i lewo – nie mów ich. O wiele większe wrażenie na drugim człowieku robi niewerbalny znak, tj. mowa ciała (np. spojrzenie na nich jak na kogoś nic niewartego), niż słowa – a to dlatego, że mowę ciała odczytujemy automatycznie i „na wyczucie”. To jest podstawowy język, którego wpierw używano, zanim zaczęto porozumiewać się werbalnie. Zamierzam sporządzić całą listę artykułów o mowie ciała, gdy znajdę czas (na razie mam bardzo dużo pytań) – mogą Ci się przydać takie wiadomości.
Mówiłaś coś też o nieszczerej przyjaciółce. Po scharakteryzowaniu jej osoby powiem Ci tylko jedno – posłuchaj się rodziców. Nie musisz przecież mówić, że to oni wywierali na Ciebie wpływ. Możesz przedstawić to tylko jako Twoją decyzję. Dlaczego masz się przyjaźnić z kimś ze strachu, że ona wygada Twoje sekrety? Niech gada. Ty możesz się wszystkiego wyprzeć, powiedzieć jej prosto w oczy, że kłamałaś – bo tak naprawdę nikt nie zna Ciebie lepiej niż Ty sama siebie. Skoro ona jest nieszczera dla Ciebie, Ty możesz być nieszczera dla niej.
Zmień więc swoje nastawienie i zacznij zachowywać się tak, jakby Cię to nie obchodziło. Im bardziej będziesz kuliła się w kącie, tym bardziej oni będą Cię nękać. To takie „eliminowanie” ze stada słabszej jednostki. Zrób coś już teraz. Potem może być za późno.

Pozdrawiam,
Luna

Czuję się gorsza

Droga Luno! Jest piątkowy wieczór, a ja czuję się bardzo samotna i smutna i chyba dlatego postanowiłam do Ciebie napisać.
Mam 17 lat i jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. W moim życiu pojawiło się wielu chłopców, większość z nich, niestety, chwilę zabawiła się moim kosztem i zniknęła. Był jeden, w którym kochałam się przez długie 2 lata (nazwijmy go N). Tańczyliśmy razem na imprezie i powiedział mi coś, co dodało mi wiary w siebie: "Jesteś najpiękniejszą ze swoich sióstr". Mam 2 siostry i zawsze czułam się od nich w jakiś sposób gorsza. Porównywałam się do nich odkąd pamiętam i bardzo często zazdrościłam im wielu rzeczy. Był to chłopak na którego w tamtym momencie zwracało uwagę wiele dziewczyn, ale on wybrał mnie i nawet wtedy, kiedy na mnie już nie patrzył, kiedy się do mnie nie uśmiechał z drugiego końca korytarza, kiedy nie mówił już głupiego "cześć" i udawał, że nic między nami nie było, to ja naiwna (a może po prostu beznadziejnie zakochana?) miałam wciąż nadzieję, że on będzie mój, a ja będę jego. Nie pisał, nie uśmiechał się, nie mówił mi "cześć", bo już dla niego nie istniałam, zniknęłam w cieniu swojej młodszej o rok siostry. Zakochał się w niej. A ona czytała mi ich rozmowy, każdy sms, który do niej przysyłał. Była niczego nie świadoma, bo nigdy jej nie powiedziałam o tym, co do niego czułam i nigdy jej tego nie powiem. Na szczęście już wyleczyłam się z N, to już dawne dzieje. Czasem nawet mijamy się na mieście, patrzę na niego i nic - wiem, że wszystkie szalone motyle w brzuchu, które pojawiały się niegdyś na jego widok już umarły. Z moją siostrą też mu nie wyszło. Doszło do mnie, że mnie okłamał. Powiedział, że jestem najpiękniejsza z moich sióstr, a jednak zakochał się w jednej z nich, jakby nie patrząc - porzucił mnie dla mojej siostry. I to bolało mnie najmocniej (nawet nie to, że zostałam porzucona, nie złamane serce, tylko to kłamstwo), bo myślałam, że wygrałam z tym odwiecznym uczuciem bycia gorszej od nich. Tymczasem prawda wróciła, wyszła na wierzch i dała mi w twarz, znowu. Od tamtego momentu bardzo trudno jest mi się zakochać. Kiedy idę z siostrą i jacyś chłopcy obdarzają nas spojrzeniem, zawsze, zawsze, już automatycznie, myślę, że są to spojrzenia tylko i wyłącznie dla niej. Jestem skryta, ona wygadana i łapię się na tym, że rozmawiam z ludźmi na siłę. Nie lubię tego robić, wolę nawet milczeć, bo czuję się komfortowo w ciszy, a tak to zmuszam się do gadania o niczym, by upodobnić się do niej; by ludzie lubili mnie w takim samym stopniu w jakim lubią ją. Wiem, że to błąd, że nigdy nie spotkam ludzi, którzy polubiliby mnie za to jaka jestem naprawdę. Codziennie patrzę na siebie poprzez pryzmat swoich kompleksów. Nie umiem polubić siebie. Chciałabym być taka jak moja siostra: wysoka, szczupła, mieć takie idealne uda, mały nos, długie rzęsy, długie włosy, duże oczy, być fotogeniczna, mądra, wygadana, chciałabym tak szybko zjednywać sobie ludzi, chciałabym, by parzyli na mnie i myśleli "Jest bardzo, bardzo ładna", bo ja właśnie tak myślę o niej. Chciałabym się podobać. Tymczasem jestem inna. Obydwie jesteśmy tak różne, gdybyś nas widziała - nigdy nie pomyślałabyś, że jesteśmy siostrami. Moja samoocena jest bardzo niska i nie wiem, czy jest ona spowodowana ciągłym porównywaniem się do innych, lepszych osób, czy tym, że w moim życiu nie ma już chłopców, którym bym się podobała. W pewnym okresie mojego życia było aż za dużo chłopaków i chcąc nie chcąc przyzwyczaiłam się do tego, że się podobam. Teraz, przez te kilka lat wszystko diametralnie się zmieniło. Jestem sama. Samotna. Nie mam przyjaciół ani chłopaka. Mam tylko ją, siostrę. Nie chodzę na imprezy. Nie piję. Nie palę. Nie ćpam. Nie tnę się. Mojej siostrze wystarcza takie życie, ale ona jest ładna i dlatego wszystko jest dla niej prostsze. Ma inny punkt myślenia niż ja, wszystko obraca się w jasnych barwach, u mnie odwrotnie. Codziennie na coś narzekam, codziennie coś mnie wkurza i jestem niemalże od niej uzależniona. Chodzimy do jednej szkoły, jednej klasy (poszła wcześniej o rok do szkoły). Tworzymy symbiozę, tajny pakt, układ, spisek. Śmiejemy się razem, rzadziej razem płaczemy - bo ona nie ma problemów, a ja mam swoje mroczne tajemnice o sobie, o tym, że nienawidzę życia i siebie i nie chcę jej o tym mówić. Kiedyś próbowałam, ale ona nie chciała słuchać, nie rozumiała. Wiem, że po skończeniu szkoły się rozdzielimy. Ja po prostu istnieję. Istnieję, nie żyję. Powiem Ci, czasami nie mam ochoty żyć i nie wiem, czy to tylko dlatego, bo brakuje mi tego, by ktoś poświęcił mi uwagę, by ktoś się we mnie zakochał, powiedział mi coś miłego. Boję się patrzeć ludziom w oczy, boję się rozmawiać, cały czas krytykuję siebie(więc może jednak stosuję autoagresję werbalną), mój umysł nigdy nie śpi. Chowam się w książkach lub w Internecie. JESTEM, ale jakby mnie nie było. Kim jestem? Boże! Nie zwierzyłam się jeszcze nikomu, tylko Tobie :( Nie wiem co robić. Jeśli przeczytałaś i zechcesz mi pomóc to bardzo dziękuję. Będę czekać i przepraszam, że tak się rozpisałam.
— Chiara


Kochana Chiaro!
Nie ukrywam, że problem, który mi przedstawiłaś, jest bardzo delikatny i niezwykle poważny. Na początku zatrzymajmy się i zastanówmy, co sprawiło, że tak o sobie myślisz. Sądzę, że mogło spotkać Cię coś przykrego jeszcze zanim poznałaś N. To mogło być cokolwiek, co trochę podburzyło Twoje mniemanie o sobie. W końcu człowiek z dnia na dzień się nie zmienia i rzadko bywa tak, że z dnia na dzień wszystko traci. Skoro otaczałaś się niegdyś gronem chłopaków, którym się podobałaś, przypuszczam, że byłaś wtedy pewniejsza siebie. Przydarzyło się coś, co Cię trochę podłamało. Zdawało Ci się, że się z tego wyleczyłaś, ale to jednak cały czas tkwiło w Twojej pamięci i nigdy się nie stałaś taka, jak wcześniej. Potem była sytuacja z N, która całkiem zniszczyła Twoją dobrą samoocenę. I sądzę, że i tutaj nie do końca masz rację z tym, że się z niego wyleczyłaś. To znaczy, źle się wyraziłam. Nie z niego, a z tej sytuacji, w którą Cię wpędził. Może i go nie kochasz, a do Ciebie dotarło, że wcale nie był takim księciem z bajki, jakim się wydawał, ale to jego, jak to ujęłaś, „kłamstwo” wciąż za Tobą podąża, a Ty starasz udawać się, że wszystko jest dobrze. Nie, kochana, wcale nie jest dobrze. Okłamujesz sama siebie, mówiąc tak. A nie zwierzając się nikomu, tylko chowając swoje troski w głębi serca, tylko się pogrążasz. Stajesz się wyjątkowo niebezpieczną bombą, która, niewiadomo kiedy i w jaki sposób, może wybuchnąć. Może ta eksplozja stać się, w najlepszym wypadku, płaczem, ale może też być zaburzeniem depresyjnym albo, w najgorszym wypadku, autoagresją bądź samobójstwem.
Teraz postarajmy się coś zaradzić na ten problem. Na początku wiedz, że nie będzie łatwo, ale włóż w swoją przemianę wszelkie starania. Pomyśl, że to tylko i wyłącznie dla Twojego dobra, aby stać się w swoich oczach wartościowym człowiekiem. Nastawienie jest najważniejsze. Musisz, kochana, odrzucić wszelkie negatywne myśli i powiedzieć sobie: dam radę. Wiem, że z zaniżoną samooceną jest to dość trudne, ale próbuj aż do skutku i nie odpuszczaj.
Krokiem drugim będzie szczera rozmowa. Jeśli dobrze czujesz się w towarzystwie swojej młodszej siostry – spróbuj raz jeszcze porozmawiać z nią. Przecież jest Twoją przyjaciółką – musi Cię wysłuchać. Jeśli nie z nią, porozmawiaj z mamą. Możesz też skorzystać z pomocy pedagoga szkolnego. Po prostu musisz wyrzucić w końcu z siebie to, co trzymasz od dawien dawna ukryte. Poczujesz się wtedy lżej, gdy zobaczysz, że ktoś Cię rozumie i ktoś chce Ci pomóc. Że komuś na Tobie zależy.
Jeśli już opowiesz komuś o tym, co Cię przez tak długi czas gnębiło, pora przełamać swoją złą samoocenę i znaleźć zaufaną przyjaciółkę. Z pewnością siebie łatwo nie będzie i bez dobrego nastawienia też nic nie zrobisz. Dlatego musisz przestawić się na optymizm i uśmiechać się. Nie chowaj się za książkami i staraj się prowadzić interesujące rozmowy oraz włączać do dyskusji w klasie. Czasami będziesz musiała robić coś wbrew temu, co najchętniej byś teraz zrobiła, ale wszystko w imię Twojego dobra.
Nie mogę też oceniać tego, jak wyglądasz, ponieważ nigdy Cię nie widziałam. Doradzić tylko mogę, że wysiłek fizyczny sprawi, że poczujesz się lepiej – dlatego możesz wybierać się gdzieś na obrzeża miasta, aby pobiegać albo chodzić na siłownię. Jeśli nie chcesz z kimś, możesz założyć słuchawki i słuchać muzyki, przy okazji ćwicząc – będzie równie przyjemnie. Ponadto możesz pójść z siostrą na zakupy, aby kupić kilka modnych ubrań. Wizyta u fryzjera czy kosmetyczki oraz codzienny makijaż też sprawi, że poczujesz się pewniej.
I, co najważniejsze, pamiętaj, że każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy i każdy jest wartościowy. Nie możesz wiecznie przyrównywać się do siostry, bo ona jest inna. Ty bądź tylko i wyłącznie sobą, nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Trzymam za Ciebie kciuki!

Pozdrawiam,
Luna

piątek, 15 listopada 2013

Sposoby motywacji

Kochana Luno!
Piszę do Ciebie z problemem, z którym borykam się już dłuższy czas bo od rozpoczęcia roku szkolnego. Nie potrafię zmotywować się do nauki. Jestem w drugiej klasie gimnazjum. To już 3 miesiąc nauki, a ja mam praktycznie same 1, 2 i 3 a chciałabym mieć co najmniej 4. Nie chcę zawieść rodziców, ani tym bardziej siebie, ale nie potrafię się zmotywować. Najgorzej radzę sobie z przedmiotami ścisłymi: matematyka, chemia, fizyka - mam duże zaległości w materiale z tych przedmiotów i dlatego zapewne mi nie idzie :-(. Moja najlepsza przyjaciółka jest w nich dobra, ale ona bardzo późno kończy lekcje, sama ma dużo nauki, a w weekendy sprawy rodzinne. Chodzę na wyrównawcze z matematyki. Staram się jak mogę. Nie wiem co mam już robić. Nie chcę mieć zagrożeń już na pierwszy semestr :-(. PS. Wiem, że już pisałyście na ten temat na blogu, ale czytałam i nie pomogło.
— Bella, 14 lat.


Droga Bello!
Po przeczytaniu Twojego problemu zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno masz problemy z motywacją, czy po prostu nie nadążasz za szkolnym materiałem, a co za tym idzie – nie masz też ochoty się uczyć, bo wiesz, że to niewiele da (tak robią osoby z zaniżoną samooceną). Zastanów się nad tym dobrze, czy to jest tylko „nie chce mi się” czy „nie daję rady”, a ja tymczasem podam Ci kilka sposobów na zmotywowanie się.
Przez obraz do… mózgu!
Sądzę, że to dobra forma motywacji, dopóki się nie zaczyna jej ignorować. W widocznym miejscu, w które najczęściej spoglądasz, wywieś obraz z rysunkiem, który będzie miał powiedzieć Ci, że powinnaś zabrać się do pracy bądź z motywującym cytatem. Możesz też napisać sobie na kartce swoje nowe postanowienie, możesz też ozdobić swój plan jaskrawymi kolorami – lepiej przyciągną Twój wzrok.
Magia muzyki
Są różne rodzaje muzyki – klasyczna, rock, metal i wiele, wiele więcej. Jeden typ sprawia, że czujemy się zrelaksowani, inny, że płaczemy, kolejny, że czujemy się podenerwowani, jeszcze inny nas rozśmiesza, a kolejny – motywuje! Znajdź piosenki, które zachęcą Cię do działania i słuchaj ich podczas nauki!
Co by było, gdyby…
Czasami działa na nas też wyobrażenie sobie, co by było, gdybyśmy już osiągnęli swój cel. Jak byśmy byli szczęśliwi, jak zareagowałaby Twoja rodzina. Ty wyobrazić sobie możesz, że przynosisz świadectwo z czerwonym paskiem i pokazujesz mamie. Wyobraź sobie jej ciepły uśmiech i dumę swojego taty. To by było piękne, prawda? Więc co Cię powstrzymuje przed tym, aby tego dokonać?
Prawie jak Tom Riddle
Znajdź brudnopis, wolny zeszyt bądź kup sobie notatnik, który zawsze będziesz miała pod ręką i zawsze na biurku. Na samym początku napisz co najmniej pięć powodów, dlaczego chcesz zacząć się skutecznie motywować do nauki. Czytaj je, gdy znów będziesz czuła, że opuszczają Cię chęci do działania. Zapisuj też swoje postępy – datę i czas, przez jaki się dzisiaj uczyłaś bądź liczbę zadań, które dzisiaj zrobiłaś. Metoda sprawdza się szczególnie przy diecie.
Tylko pięć minutek…
Bywa też czasem tak, że najciężej jest nam do czegoś się zabrać. Obiecaj więc sobie, że robisz coś tylko na pięć minutek. Możliwe, że, gdy wciągniesz się w to zajęcie, pięć minut przerodzi się w dziesięć, piętnaście czy nawet więcej. Tylko nie spoglądaj na zegarek!
Współzawodnictwo
Metoda stosowana również przeze mnie. Wspomniałaś, że masz koleżankę, która dobrze się uczy. Dlaczego masz być od niej gorsza? Dlaczego masz się załamywać, bo nie masz tak dobrych ocen? Postaw sobie cel, że musisz jej dorównać! Gdy uda Ci się to – rób wszystko, aby wyszło tak, że jesteś od niej lepsza! Dlaczego ludzie mają być lepsi od Ciebie? Bądź najlepsza!
Tea time
Kolejna metoda stosowana przeze mnie. Gdy już zbierzesz się do czegoś i w trakcie pracy czujesz, że już dłużej nie dasz rady – zrób sobie krótką przerwę. Zacznij robić coś, co uwielbiasz – śpiewaj, tańcz, narysuj coś szybko, włącz sobie krótką grę – coś, co przyniesie Ci relaks. Gdy czujesz, że już czujesz się lepiej, przysiądź znów do nauki. Tylko pamiętaj, aby nie przesadzić – możesz przegiąć w drugą stronę i stwierdzić, że jesteś zbyt zmęczona, żeby coś robić. Ćwiczenia możesz wielokrotnie powtarzać.
Kij i marchewka
Ten sposób wymaga dużej samodyscypliny. Kup sobie jakieś słodycze – cukierki, czekoladę. Mogą być to też inne rzeczy: paczka chipsów, żelki, cokolwiek przyjdzie Ci na myśl. Schowaj je do szuflady czy szafy. Nie martw się, nie zapomnisz o nich – będzie Cię bardzo korciło, aby je zjeść. Ale musisz postanowić sobie, że będziesz mogła to zrobić dopiero wtedy, gdy się czegoś dobrze i skutecznie nauczysz i odrobisz lekcję. Poproś rodziców lub rodzeństwo, żeby Cię przepytali – jeśli stwierdzą, że opanowałaś materiał idealnie, możesz wyjąć łakocie. Po dłuższym okresie dobrej nauki, gdzie poprawa będzie widoczna – na przykład po miesiącu czy dwóch – kup sobie większą nagrodę, na przykład bilet do kina, na łyżwy, basen, do kosmetyczki – coś, co przyniesie Ci odprężenie i satysfakcję! Trzymam za Ciebie kciuki!

Pozdrawiam,
Luna


PS. Kolejną odpowiedź postaram się dodać jeszcze dziś, ale nie wiem, jak będzie z moim czasem. 

piątek, 8 listopada 2013

Impreza z nieznajomymi

Hey :) Piszę z dużym problemem (no może nie jest duży, ale dla mnie dość poważny). Nie wiem czy to dobry dział więc w razie czego proszę o przeniesienie. Otóż niebawem wybieram się na półmetek jako osoba towarzysząca (nie ukrywam, ze trochę się stresuję ponieważ nigdy na takiej imprezie nie byłam, toteż nie wiem czego mam się spodziewać, w dodatku idę z chłopakiem którego słabo znam) i na samą myśl mam ciarki. Chodzi o to, że nikogo tam nie znam. Oprócz kolegi z którym idę nie znam tam nikogo a pomimo faktu, że jestem otwartą osobą i uważaną za przebojową i gadatliwą w grupie MOICH znajomych, których dobrze znam to jednak nie potrafię się otworzyć przed nowymi ludźmi, a ci w dodatku już sami miedzy sobą się znają... Błagam pomóżcie mi jak mam się otworzyć, chce się dobrze i na luzie bawić i nie chce, żeby kolega z którym idę czuł się źle przez to że jestem nie śmiała i wstydzę się "wygłupiania" i tańczenia różnych dziwnych tańców. Poza tym JA NIE UMIEM TAŃCZYĆ. Nawet nie wiem jaka muzyka na półmetkach jest grana, mam się przygotować na "weselne" disco polo i tańczenie "w parze" obroty itp, czy raczej coś w stylu imprezy w clubie gdzie tańczy się co prawda z partnerem ale jednak się z nim nie trzyma (mam na myśli szybkie kawałki, nie wolne). To bardzo rozległy temat i mam mnóstwo wątpliwości i pytań, ale największy problem jest właśnie z moją nieśmiałością, tak więc proszę o jak najszybszą pomoc. Dziękuję.
— Mała Maruda



Droga Mała Marudo!
Co prawda nigdy nie było mi dane uczestniczyć w takiej imprezie jak półmetek, więc nie mogę Ci pomóc w sprawie muzyki, jaka jest tam grana, ale spróbuję coś poradzić na Twoją nieśmiałość.
Twoje zachowanie jest całkiem uzasadnione i logiczne – każdy by się bał wejść w towarzystwo, którego nie zna. Ja też staram się tego unikać i nie chodzę na żadne dyskoteki, ale gdy jestem już do tego zmuszana, zaciskam zęby i – po prostu to robię. Tobie radzę zrobić podobnie. Pamiętaj, że to jest Twój wieczór i Twoja zabawa. Nie znasz tych ludzi? To najwyższy czas ich poznać! Bądź uśmiechnięta przez cały czas i zachowuj, przede wszystkim, kulturę względem tych nowych osób – czyli nie przerywaj im, gdy coś mówią, słuchaj ich uważnie i czasem dorzucaj coś od siebie – szybko zyskasz ich przychylność. Jeśli bardzo się boisz, siedź zawsze obok swojego partnera. Zawsze możesz go poprosić o wspieranie podczas imprezy i wyznać, że trochę się boisz. Powinien zawsze przyjść z pomocą. W końcu w jego interesie także leży to, czy będziesz się dobrze bawiła, czyż nie?
Pamiętaj też przede wszystkim – zawsze bądź sobą! Nigdy nie udawaj kogoś, kim nie jesteś – tak na pokaz, bo wychodzi ze skutkami odwrotnymi od zamierzonych. Mówisz też, że wstydzisz się, że nie umiesz tańczyć – nie przejmuj się, jak większość ludzi. Tam,  gdzie idziesz, nikt nie umie tańczyć. Po prostu każdy buja się do rytmu jak może i umie. A jeśli już bardzo chcesz nauczyć się tańczyć, na youtube jest wiele internetowych kursów tańca – podstawowe kroki zawsze się mogą przydać. Poprosiłam też Mioszę, aby opublikowała post z domowymi sposobami nauki tańca, więc mam nadzieję, że niedługo coś się ukaże. ;) Nie warto się bać i wstydzić swojej osobowości. Pamiętaj, że to, jak będziesz się bawiła, jest najważniejsze, nie to, jak ludzie na Ciebie będą patrzeć. 

piątek, 1 listopada 2013

Kontakt wzrokowy

Cześć! :) Mam nie tyle problem, co małe pytanie. Zawsze jak z kimś rozmawiam, to spoglądam mu prosto w oczy i nie mam z tym problemu. Ale czy to może rozmówcę np. przestraszyć? Bo czasem ktoś tak odwróci szybko wzrok i nie wiem czy to moja wina czy coś. Także na lekcji, powinno się spoglądać nauczycielowi w oczy jak coś tłumaczy? Męczy mnie to, mam nadzieję, że otrzymam odpowiedź :) Pozdrawiam, Kristy :)



Droga Kristy!
Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że zadałaś mi takie pytanie. Już tłumaczę, dlaczego. Kontakt wzrokowy jest częścią mowy ciała, tylko tej, której nie możemy za bardzo kontrolować (chodzi tu głównie o ruchy źrenic), a akurat ten zakres psychologii wręcz ubóstwiam. Przejdę więc od razu do konkretów.
Kontakt wzrokowy w rozmowie jest bardzo ważny i, o ile nie robisz tego nachalnie, jest on całkowicie na miejscu. Aby uspokoić też Twoje nerwy, opiszę, jak powinien wyglądać kontakt wzrokowy podczas rozmowy.
Gdy mówisz:
Patrz w oczy rozmówcy, ale nie cały czas. Odwracaj wzrok, aby zerknąć na chwilę w oczy swojego towarzysza i znów odwróć wzrok. To jest naturalny odruch – każdy tak robi. Zauważ, że jeśli ktoś, cały czas mówiąc, będzie się w Ciebie nieustannie wpatrywał, poczujesz dyskomfort, przestaniesz uważnie słuchać i przyjmiesz pozycję obronną. To naturalny odruch i u człowieka, i u zwierząt. To takie relacje napastnik-ofiara. Pamiętaj, że aby prowadzić ciekawą konwersację, rozmowa musi opierać się non stop o kontakt wzrokowy. Jeśli rozmówca nie patrzy Ci w oczy, gdy mówisz, znaczyć to może, że albo się wyłączył, albo go nudzimy. 
Gdy słuchasz:
Staraj się cały czas patrzeć na swojego rozmówcę, inaczej dasz mu do zrozumienia, że go nudzisz czy ignorujesz, co zdecydowanie nie jest miłe. I, przy spotkaniu, ważne jest także to, gdzie dokładnie patrzysz. Otóż wyróżniamy trzy typy spojrzeń: towarzyskie, intymne i władcze.
Spojrzenie towarzyskie zamyka się w trójkącie oczy-usta.  Jest to ten typ, którego używamy na co dzień, komunikując się ze swoimi znajomymi, nauczycielami czy rodzicami. Na ten fragment twarzy patrzymy, gdy nie czujemy żadnego zagrożenia względem tej drugiej osoby, czyli rozmówca uzna nas za osoby „nieagresywne” – a my jego. Tego właśnie spojrzenia radzę używać w kontaktach z przyjaciółmi.
Spojrzenie intymne to kolejny trójkąt, który zawiera się tym razem pomiędzy oczyma a dolną częścią ciała. Oczywiście przednią. Jest to pierwsze spojrzenie, które rzucamy nowopoznanej osobie. Wpierw zerkamy na twarz, aby ustalić, czy osoba jest dla nas atrakcyjna  - potem wzrokiem sięgamy w dół, aby ustalić płeć tej persony, a na końcu znów na twarz, aby potwierdzić, czy aby na pewno ta osoba jest dla nas atrakcyjna. Spojrzenie jest po to, aby okazać sobie wzajemne zainteresowanie. Badania wykazują, że każdy tak się zachowuje, i kobiety i mężczyźni, niezależni od statusu czy majątku – nawet zakonnice rzucają takie spojrzenia. Chyba nie trzeba wyjaśniać więc, w jakich sytuacjach używamy tego spojrzenia.
Spojrzenie władcze to kolejny trójkąt, tym razem między oczyma a środkiem czoła. Jego należy unikać, jeśli chce się mieć dobre relacje w danej sytuacji. Dlaczego? A dlatego, że wywiera ono nacisk i presję na naszego rozmówcę. Jego możemy używać, gdy bardzo chcemy, aby dana osoba coś nam zrobiła – ale wtedy zostanie do tego zmuszona, oczywiście, i nie będzie nas za bardzo lubiła.
Na razie to wszystko, co byłoby zgodne z tematem pytania. Dlatego mam nadzieję, że pomogłam, a od siebie dodam, że będę też w przyszłości pisała artykuły odnośnie mowy ciała.

Pozdrawiam,
Luna

poniedziałek, 21 października 2013

Boję się zgłosić do odpowiedzi

Cześć. Mam pewien problem: nawet jeśli coś wiem i moja odpowiedź jest poprawna nigdy nie zgłaszam się na lekcji przez co tracę szansę na plusa czy dobrą ocenę. Nie wiem co może mnie hamować i jak temu zapobiec. Proszę o pomoc.
— Pięciolistna koniczynka, 14 lat.


Droga Pięciolistna Koniczynko!
Rozwiązanie Twojego problemu nie powinno być zbyt trudne dla siebie. Prawdopodobnie bardzo dokucza Ci nieśmiałość bądź ulegasz presji grupy. Każdy z nas wie, że człowiek również jest zwierzęciem i również ma swój instynkt. Tak jak lwy należą do swoich stad, tak my chcemy należeć do grupy i nie lubimy być na uboczu. Prawdopodobnie to właśnie przez lęk przed reakcją innych osób hamuje Cię przed podniesieniem ręki w górę. Możesz być teraz zdziwiona. Tą dziedziną zajmuje się psychologia społeczna. Gustave Le Bon opisał w swojej książce „Psychologia tłumu”, iż grupa ludzi ma ogromny wpływ na podejmowane przez jednostkę decyzje. Jak możesz temu zaradzić? Dobierz w klasie dla siebie koleżankę, z którą świetnie byś się dogadała i usiądź z nią w pierwszej ławce. Z tego miejsca widać znacznie mniej osób. Skup się na nauczycielu. Obecność szczerej przyjaciółki u boku doda Ci pewności siebie. Zapoznaj się też z resztą klasy i zyskaj sobie ich przychylność, a zobaczysz, że już zgłaszanie się do odpowiedzi nie będzie sprawiało Ci żadnych trudności. Chociaż rozwiązanie trudne nie jest, jest trochę czasochłonne. Ale głowa do góry! Nie od razu Rzym zbudowano. 

niedziela, 20 października 2013

Przez rodzinę mam zaniżoną samoocenę

Cześć,
piszę tu z problemem, to chyba jasne.
Myślę, że składa się on z kilku pomniejszych problemów, ale od początku:
Jestem osobą twardą na wierzchu, lecz kruchą w środku. Nie przejmuję się tym, co myślą o mnie inni, jednak, gdy ktoś bliski powie mi coś przykrego to potrafię bardzo to wziąć do siebie. W ciągu ostatnich 2-óch lat bardzo się zmieniłam - właśnie przestałam się przejmować czyjąś opinią, wydoroślałam, niektóre poglądy uległy zmianie. Stałam się bardziej zamknięta w sobie. Rodzina wcale mnie nie szanuje, w moją stronę cały czas padają komentarze w stylu : "ale ty dziwna jesteś" lub "głupia". Nie wierzę w to, może i jestem dziwna, bo nie jestem taka jak wszyscy, ale nie chcę się już zmieniać. Bardziej chodzi o to, że nie radzę sobie z tym, że rodzina nie potrafi mnie zaakceptować. Boli jak cholera.
Kolejnym problemem jest moja niska samoocena, zawsze się karciłam i mówiłam, że jestem beznadziejna, brzydka, głupia. Mam ku temu powody - beznadziejna, bo mam zero pomysłów na życie, jestem kujonem i sądzę, że mam za dużo wad (m.in. też zazdrosna), brzydka, bo żaden chłopak nigdy się mną nie zainteresował, a ze strony braci często słyszę, że wyglądam jak pasztet. Dalej - głupia, bo mimo tego, że mam bardzo dobre oceny to jednak czasem nie myślę, mówię coś bez zastanowienia i krzywdzę innych. To także mnie bardzo boli. Nie chcę się zmieniać - wolę być nieśmiałą szarą myszką.
Ogółem nie potrafię sobie z tym poradzić. Prawie cały czas chodzę smutna, bardzo często płaczę.
— Inna (15 lat)

 

Droga Inna!
Do rodziny zawsze podchodzimy nieco inaczej niż do innych. W końcu tylko ze spokrewnionymi ludźmi dzielimy własne mieszkanie, problemy i uczucia. Niestety, z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. Tak długo, aż człowiek nie będzie idealny, rodzina też będzie miała swoje wady. W niektórych przypadkach większe, w innych – mniejsze.
Wracając do rozwiązania problemu. Za bardzo przejmujesz się tym, co mówi Twoja rodzina. Wiem, że to łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Moja znajoma miała podobny problem. Co dzień słyszała, że jest nieładna, gruba i zachowuje się jak chłopak, głupia, a dziecko od niej o dziesięć lat młodsze jest od niej mądrzejsze. Mimo wszystko nie wolno nam się poddawać tym opiniom. Jeśli nawet już mają rację – to co z tego? Trzeba zaakceptować siebie takim, jakim się jest. To w końcu sama ze sobą przeżyjesz swoje życie, więc zrób to tak, abyś się nie zamęczała.
Poza tym - bycie innym to nic złego. Nie wolno nam pozwolić wcisnąć się w ramy ustalonej przez bliżej nieokreśloną osobę normy. Słysząc kolejne oskarżenia padające pod Twoim adresem, powinnaś się postawić i nie pozwolić się poniżać. Jeśli jednak sądzisz, że nie dasz rady poradzić sobie sama, porozmawiaj na ten temat z najlepszą przyjaciółką bądź też z pedagogiem szkolnym. Wesprą Cię w ciężkich chwilach i podbudują Twoją samoocenę. Będziesz, niestety, musiała czasem działać wbrew sobie i będzie ciężko, ale z pewnością się uda.
Teraz przejdźmy do drugiej części. Moja droga, nie możesz myśleć o sobie w ten sposób – celowe poniżanie siebie jest typem autoagresji werbalnej, która dąży do samodestrukcji, a zakończyć się może bardzo źle. Teraz pozwól, że odpowiem na Twoje, niesłuszne zresztą, oskarżenia odnośnie siebie.
To, że nie masz pomysłu na życie, mając lat piętnaście, nie znaczy, że jesteś beznadziejna. Owszem, każdy z nas stanął u progu wyboru drogi, którą dalej podąży. I wiesz co? Każdy twierdzi teraz, że to za wcześnie. Podejmowanie takiej trudnej decyzji w tak młodym wieku jest bardzo trudne. Z tego, co się orientuję, w tym roku kończysz gimnazjum, więc przed Tobą jeszcze trzy bądź cztery lata nauki, zanim postanowisz, co dalej. Sugeruję iść do liceum ogólnokształcącego, będzie więcej czasu na namyślenie się, co by się chciało robić przez całe życie. Na resztę natomiast jeszcze przyjdzie czas. Nie da się zaplanować od A do Z własnego życia, bo różne są przecież wypadki losowe.
To, że jesteś, jak to określiłaś, „kujonem”, to akurat w tym przypadku dobrze. Istnieje większe prawdopodobieństwo, że bez problemów zdasz egzaminy i otworem będą stały przed Tobą wszystkie duże uczelnie w przyszłości. Ja osobiście Ci zazdroszczę, bo nie potrafię znaleźć w sobie takiej siły, aby skupiać się głównie na nauce.
Masz dużo wad, mówisz. A czy dostrzegasz też swoje zalety? Nikt z nas nie jest idealny, to wiadome. Mam dla Ciebie radę. Przysiądź przy biurku z kartką papieru i długopisem w dłoni i wypisz co najmniej dziesięć swoich zalet. Gdy uda Ci się tego dokonać, schowaj kartkę, nie wyrzucaj, i wyciągaj wtedy, gdy w siebie zwątpisz, bądź gdy znów zaczniesz myśleć „Boże, jaka ja jestem beznadziejna”. A swoje wady natomiast możesz zmienić na zalety! O tym artykuł jest tutaj: >klik<.
To, że nikt się Tobą nie zainteresował, wcale nie znaczy, że nie jesteś ładna. Znam przypadki naprawdę bardzo ładnych, szczupłych dziewcząt, które mają teraz osiemnaście lat (tak, chodzą ze mną do klasy) i nigdy w swoim życiu nie miały chłopaka. Może więc po prostu warto zaczekać?
Czym Twoi bracia popierają swoje zdanie? Zapytaj ich następnym razem, co im się w Tobie nie podoba. Krytykować potrafi każdy, ale konstruktywna krytyka jest jednak bardziej w cenie i bardziej się nią przejmuje.
Każdemu zdarza się powiedzieć coś zastanowienia. Nawet najbardziej inteligentne osoby czasem się nie pilnują i ranią drugie osoby. Dlatego rada dla Ciebie jest taka – więcej zachowuj dla siebie. Mniej  mów, więcej myśl. W ten sposób unikniesz niezręcznych sytuacji i obrażenia drugiej osoby.
Aby też podwyższyć samoocenę radzę Ci sięgnąć po kosmetyki – nic nie dodaje pewności siebie tak, jak dobry makijaż i odpowiednio dobrana fryzura. Dziewczyna, która czuje się piękną, jest też odważniejsza.
Na NBS zostały też opublikowane inne artykuły, które mogą Ci pomóc. Oto one:

sobota, 19 października 2013

Autoagresja - temat tabu współczesnego świata

Jak poradzić sobie z autoagresją?
— Anonimowy
 

Aby zaradzić problemowi, trzeba go trochę lepiej poznać i dowiedzieć się co nieco, dlaczego dokładnie tak się dzieje. Niestety, w dzisiejszym świecie jest to temat tabu i często ludzie milczą i udają, że nie ma żadnego problemu. Otóż jest i to ogromny. Autoagresja jest zjawiskiem trudnym do zdefiniowania i bardzo złożonym. Wiele osób kojarzy tę właśnie przypadłość z cięciem się ostrymi przedmiotami, parzeniem czy przypalaniem. Rzeczywiście, wiele osób zadaje sobie ból właśnie w ten sposób. Najbardziej skrajną formą autoagresji bezpośredniej jest samobójstwo. Jednak są jeszcze te inne, bardziej skryte sposoby również dążące do samo destrukcji.
Autoagresja – działanie mające na celu spowodowanie sobie psychicznej albo fizycznej szkody.
Typy autoagresji:
- bezpośrednia – gdy dochodzi do samookaleczenia, samooskarżania
- pośrednia – gdy jednostka prowokuje i poddaje się agresji innych
- werbalna – polega na zaniżaniu samooceny, krytyce siebie i swojego zachowania
- niewerbalna – to samookaleczenia, uszkadzanie ciała
Wiele osób spotyka odrzucenie i niezrozumienie, a jest to ostatnia rzecz, której potrzebuje osoba chora. Tak, niestety. Autoagresja jest chorobą. Pojawia się ona czasem pod przykrywką upiększania ciała, na przykład w postaci operacji plastycznych czy wyniszczających diet. Część specjalistów zalicza też nałogi.
Teraz jest czas, aby zadać sobie pytanie: dlaczego się okaleczamy?
Niektórzy twierdzą, że przyczyną autoagresji może być uraz psychiczny spowodowany w dzieciństwie, czyli np. poniżanie dziecka, bicie go (nie mylmy z karcącym klapsem), ignorowanie jego potrzeb, czasem też brak rodziców, pobyt w domu dziecka czy w szpitalu. Takie zachowania mogą być spowodowane też chorobami genetycznymi, wśród których są zaburzenia autystyczne takie jak zespół Retta, z którym rodzi się jedno na dziesięć tysięcy dzieci i zazwyczaj dotyka ono dziewczynek. Czasem do autodestrukcji dążą także osoby cierpiące na przewlekłe zapalenie mózgu.
Jednak są to pojedyncze przypadki.  Nie znaczy to oczywiście, że chorujesz także na zespół Rotta czy masz zapalenie mózgu. Często sami specjaliści mają problem ze znalezieniem źródła problemu – potrzebna jest więc dokładna psychoanaliza i chęć do współpracy pacjenta. Można wymienić też kilka bardziej powszechnych powodów autoagresji.
- radzenie sobie z trudnymi emocjami – osoba dąży do tego, aby zastąpić ból psychiczny bólem fizycznym. Jest to efekt krótkotrwały, jednak niektórzy twierdzą, że im to pomaga. Przez ból fizyczny mogą choć na chwilę zapomnieć o problemach ich przytłaczających.
- odzyskanie poczucia rzeczywistości – niektóre osoby mają wrażenie, że nie żyją naprawdę, a świat postrzegają jako odległy. Taki stan występuje czasem u osób doświadczających przemocy i wywołany jest dlatego, aby poradzić sobie jakoś w trudnych i traumatycznych sytuacjach. Autoagresja występuje tutaj, aby dana osoba mogła poczuć, że naprawdę żyje, czyli ból przywołuje ją do rzeczywistości
- sprawowanie władzy nad ciałem
- karanie się
- opieka nad sobą, czyli forma oczyszczenia, dezynfekcji
- radzenie sobie z traumą
- komunikacja może być niewerbalnym wołaniem o pomoc, zwróceniem uwagi na siebie i swój problem.
Autoagresja może być też ukaraniem kogoś poprzez wyrzuty sumienia u tej osoby.


Jak sobie poradzić?
Najskuteczniejszym sposobem jest zwrócenie się do psychoterapeuty, a czasem nawet do psychiatry. Terapia ta polega na odnalezieniu przyczyny samookaleczenia, zastanowieniu się nad jej funkcją i próbie znalezienia sposobu zdrowszego zaspokajania potrzeb. Pracuje się także nad relacją z ciałem, ponieważ wiele osób samo okaleczających się traktuje je raczej jako przeciwnika. Podczas terapii osoba buduje wraz z terapeutą pozytywny obraz ciała i uczy się, jak dobrze o nie zadbać.
Pamiętaj, że autoagresja to nie jedyny sposób, aby ukoić swój ból. Nawet jeśli sytuacja wydaje się być bez wyjścia i nie wyobrażasz sobie sensownego rozwiązania problemu, nie rań siebie – zrób pierwszy krok do życia bez samookaleczenia. Pamiętaj, że zawsze jest szansa na poprawę.
Jeśli natomiast znasz osobę, która sama siebie okalecza, pomóż jej. Pamiętaj – nie oceniaj, nie potępiaj, traktuj jak człowieka pełnowartościowego. Chociaż autoagresja jest często tematem tabu, staraj się rozmawiać – każda rana zadana przez samego siebie jest wołaniem o pomoc, każda ma w sobie jakąś opowieść. Staraj się zrozumieć i podnosić na duchu. Potrzebna do tego jest ogromna cierpliwość, ale jeśli osoba chorująca na tę przypadłość poczuje, że ma kogoś bliskiego, kto go i jego problemy zrozumie, przestanie sięgać po żyletkę.
1 marca obchodzimy Światowy Dzień Świadomej Autoagresji. Nosimy pomarańczowe wstążki, gdy mamy problem z robieniem sobie krzywdy, pomarańczowo-białe, jeżeli aktywnie walczymy o poprawę i chcemy pomagać innym, natomiast białe oznaczają solidarność i zrozumienie, a także chęć wspierania osób borykających się z problemem autoagresji.


Informacje zawarte w artykule czerpałam z:
pl.wikipedia.org; www.psychorada.pl oraz z własnych doświadczeń i kontaktów z osobami cierpiącymi na autoagresję.

piątek, 4 października 2013

Nie taki ginekolog straszny...

Cześć dziewczyny,
dziś mam dla was notkę dość mocno odbiegającą od mojego działu. Wiem, że była już kiedyś pisane na ten temat (tutaj i tutaj), jednak przeczytałam ją i po swoim ostatnim przeżyciu chciałabym dodać parę rzeczy od siebie, które mam nadzieję, że wam pomogą. Wszystko co napiszę będzie się opierać na moim doświadczeniu, więc nie będą to suche dane. Możecie być pewne, że to przetestowałam i wam nie zmyślam.

1. Kiedy wybrać się do ginekologa?
Myślę, że pierwsza wizyta powinna mieć miejsce wtedy gdy zaczniecie się zastanawiać 'Czy to już czas?', 'Czy powinnam tam pójść?'. Jeśli sobie zadajecie te pytania to znaczy, że jesteście dość świadome swojej kobiecości i tego, że należy o nią dbać, by przeżyć tę wizytę. Poza tym to pytanie będzie do was wracać i często powodować stres, a jak na moje szkoda nerwów. Lepiej od razu mieć to za sobą. Do lekarza należy udać się również, jeśli zauważycie coś niepokojącego, co ma związek z waszymi miejscami intymnymi.

2. Czy mówić mamie?
Dla mnie wielkim problemem było samo powiedzenie mamie, iż chciałabym się udać do takiego lekarza. Kosztowało mnie to sporo nerwów. Rozważałam nawet pójście bez jej wiedzy. Myślę jednak, że warto poinformować mamę, iż chciałybyśmy się udać do takiego lekarza. Jeśli boicie się, iż pomyśli od razu, że współżyjecie lub macie taki zamiar to wytłumaczcie jej co was niepokoi, jest to również dobry sposób jeśli boicie się wypowiedzieć samo słowo 'ginekolog'. Czasem po wyjawieniu objawów rodzicielce, może się okazać, iż wizyta u lekarza wcale nie będzie potrzebna, gdyż to może być coś co sama przechodziła i co nie jest trudne do zwalczenia. 
Pamiętajcie również, że pierwsza wizyta jest wydarzeniem nie tylko dla was, ale dla mamy również. To kolejny krok, który świadczy o tym, iż jej mała córeczka stała się kobietą. Dlatego ona pewnie wolałaby wiedzieć choćby po to by móc być przy was w tak ważnym momencie. To jednak nie znaczy, że będzie wchodzić z wami do gabinetu, spokojnie :).

3. Jakiego wybrać lekarza?
U mnie zadecydowała mama. Nie zawiodłam się na jej wyborze. Może warto, więc jej zaufać jeśli poleci wam jakiegoś lekarza lub nawet ją poprosić by to zrobiła. Zwróćcie uwagę, że nasze mamy mają już za sobą zapewne nie jedną wizytę u takiego lekarza i pewne porównanie. Wiedzą, który jest delikatny, a który najmilszy. Możecie również podpytać koleżanek, jednak wiem, że ta rada jest dość ciężka gdyż zazwyczaj wstydzimy się takich tematów. Jednak jeśli, któraś z przyjaciółek była już u ginekologa i jesteś z nią na tyle blisko by o tym porozmawiać, to może warto spotkać się na ploteczki. Odstresuje cię to troszeczkę.

4. Przed wizytą.
To jeszcze nie czas na to by opisywać jak dokładnie przygotować się do wizyty. Najpierw trzeba do niej dotrwać. Jednak kiedy znamy już dokładną godzinę stres narasta. Czujemy jak zbliża się do nas to dziwne wydarzenie, którego zapewne wolałybyśmy uniknąć. Dlatego spróbujcie urządzić sobie odprężające spa lub seans filmowy. Dobrym pomysłem jest też popołudnie spędzone z przyjaciółkami. Ważne aby to co postanowicie robić było interesujące i odciągnęło wasze myśli od nadchodzącej wizyty.
Nigdy nie czytaj w internecie opinii o wizytach u ginekologa. Niektóre z nich potrafią naprawdę przestraszyć, a zapewne są wyssane z palca. Jeśli już koniecznie musisz przeszukać internet to czytaj tylko artykuły. Żadnych wypowiedzi na forach.

5. Przygotowania.
Jest kilka rzeczy, o których warto pamiętać przygotowując się do takiej wizyty. Pierwsza z nich dotyczy mojej działki czyli ubrań. Najpewniej będziesz się czuła w 2 częściowej stylizacji ze spódniczką. Nie będziesz bowiem musiała zostawać całkiem naga od pasa w dół. Wystarczy później tylko podwinąć kiecę i gotowe. Natomiast do badania piersi opuścisz ją w dół. Dzięki temu unikniesz sytuacji stania przed lekarzem w stroju Ewy. Druga rzecz, o którą warto zadbać to nasza higiena. Jeśli nie będziesz miała okazji umyć się porządnie przed wizytą to weź ze sobą chusteczki do higieny intymnej, trochę cię odświeżą i poprawią komfort. Ostatnią rzeczą jest zanotowanie lub ułożenie sobie w główce wszystkiego co chcesz powiedzieć lub o co zapytać. Pod wpływem stresu może być Ci bowiem trudno pamiętać o wszystkim. Przypomnij sobie również istotne rzeczy dotyczące Twojej miesiączki jak regularność cyklu i data ostatniego krwawienia.

6. Wywiad
Do gabinetu możecie wejść same lub z kimś. Może być również tak, iż będzie on obecny tylko przez część którą same wybierzecie. Tak jest w większości gabinetów. Na początek wizyty odbywa się rozmowa z lekarzem. Mówisz wtedy po co przyszłaś. Nie stresuj się za bardzo. Wszystkie dane, o które pyta lekarz są mu potrzebne i traktuje je tak jak ty większość definicji na sprawdzian. Kiedy skończy Cię badać zapomni o nich.
 Jeśli boisz się lub wstydzisz powiedzieć o czymś to nie musisz, jednak pamiętaj, iż dla lekarza najważniejsze jest Twoje dobro, on nie pisze książki, nikt nie dowie się o tym co mu powiedziałaś.

7. Badanie
Strasznie bałam się tej części. Po tym co czytałam w internecie jawiło mi się ono jako masa wstydu i
dyskomfortu. Nic bardziej mylnego. Pani doktor była naprawdę delikatna. Właściwie nawet byłam zdziwiona, że to już po wszystkim. Trwało to tylko moment. Jeśli chodzi o wstyd to też go właściwie nie czułam. Najgorsze było samo rozebranie. Później było już dobrze. Trzeba tylko nie myśleć o tym, ze ktoś siedzi miedzy Twoimi nogami i widzi wszystko co zazwyczaj ukrywasz. Skup się raczej na tym co mówi lekarz na temat Twojego zdrowia. Możesz też go poprosić by mówił co robi lub wręcz przeciwnie, by rozmawiał z Tobą o innych rzeczach. Zależy co sprawi, że będziesz się czuła pewniej. Mi na przykład bardzo pasowało to, iż ginekolog mówiła mi o rzeczach dotyczących mojego zdrowia, ale nie o tym co dokładnie mi robi. Zobaczysz, chwila i będzie po wszystkim. Koniec stresu.

Widzicie, to wcale nie jest takie straszne. Na koniec parę prywatnych faktów, które być może pomogą wam się rozluźnić.

  • Byłam tak zestresowana, że nie mogłam spać przez 2 noce. Teraz żałuję tych snów, które straciłam z tego powodu.
  • Nadal to dentysta jest na pierwszym miejscu listy moich najmniej ulubionych czynności medycznych. 2 zajmuje pobieranie krwi.
  • Ubranie się w fajne ciuchy sprawiło, że czułam się pewniej i doroślej. Może wam też to pomoże.
  • Teraz czuję się dumna z siebie, że dałam radę i jest mi o wiele lepiej niż z myślą 'Kiedyś mnie to czeka'.
  • Żałuję, że czytałam w internecie różne rzeczy na ten temat. One tylko potęgowały mój stres, a przydatne rzeczy, których się dowiedziałam można wymienić na palcach jednej ręki.
I to już koniec dziewczyny. Trzymam za was kciuki, jeśli czeka was to w najbliższym czasie. Jednak pamiętajcie:

NIE TAKI GINEKOLOG STRASZNY JAK SIĘ WYDAJE :D


Całuję,
Nieuchwytna

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Obgryzanie warg i policzków

Hej Lullaby :) Nie wiem czy powinnam skierować to do działu zdrowie, czy uroda, bo mój problem jest dość...dziwny. Otóż prawie że od małego dziecka obgryzam wargi i policzki od wewnątrz. Nie mogę się pozbyć tego nawyku! Znajomi zwracają mi uwagę, żebym tak nie robiła, ja też staram się to powstrzymać, ale "pokusa" jest silniejsza. :/ Czasami nawet robię to nieświadomie, w zwyczajnych sytuacjach. Czy znasz jakiś sposób żeby się od tego odzwyczaić? Kiedyś też obgryzałam paznokcie, ale się tego pozbyłam i dość często się stresuje. Mam nadzieję, że jakoś mi pomożesz, bo to robi się nieznośne. :(
Pozdrawiam Ciebie i całą załogę bloga
Cleo ;)


Witaj Cleo.

Niestety muszę Ci powiedzieć, że nie trafiłaś. Sprawa nie leży w zdrowiu, ani w urodzie, tylko w psychologii. Obgryzanie policzków i ust jest formą samookaleczenia, spotkałam się nawet z nazwą "auto-kanibalizm". Ten niemiły nawyk pojawia się zazwyczaj w sytuacjach stresowych. Podobnie jak obgryzanie paznokci pomaga przy stresie, tak samo zadawanie sobie bólu w postaci obgryzania policzków i warg. W przypadku paznokci łatwiej jest to zauważyć, rodzice, czy rodzeństwo mogą zwrócić ci uwagę, jest również wiele preparatów pomagających oduczyć się obgryzania paznokci, problem wydaje się być częstszy. Jednak w przypadku policzków i warg również nie jesteś sama! Uwierz mi, wiele osób ma ten problem, ja sama kiedyś obgryzałam policzki, jednak ranki były zbyt bolesne, co zmusiło mnie do przerwania. W twoim przypadku widocznie potrzeba mocniejszego bodźca. Napiszę Ci więc jakie są tego konsekwencje. Na początku powstają ranki, niewielkie, lecz bolesne. Powiększają się i zaczynają krwawić, co może doprowadzić co zakażenia jamy ustnej, przełyku, żołądka utrudniając jedzenia. Pojawiają się nieprzyjemne zrosty. W krytycznych przypadkach może dojść do zmian nowotworowych. Mimo wszystko cieszę się, że widzisz w tym problem i chcesz to zmienić. To zawsze jest pierwszy krok we wszystkim, chociaż zazwyczaj na nim się kończy. Jak wspomniałam wyżej, jest to reakcja na sytuacje stresowe, czasami kiedy nie radzimy sobie z problemami, czujemy się źle we własnej skórze. Dobrym pomysłem byłaby wizyta u psychologa, który pomógłby poradzić sobie z jakimś wewnętrznym problemem, który powoduje obgryzanie. Konieczna byłaby również wizyta u dentysty w celu wykluczenia ewentualnych zakażeń. Dentystę jak najbardziej Ci polecam, a co do psychologa, zdaję sobie sprawę, że może być problem. 
Jeżeli chcesz spróbować sama masz kilka opcji (najlepiej zastosuj wszystkie).
Po pierwsze zadbaj aby mieć coś w ustach, co przeszkodzi ci w ich obgryzaniu, np. gumę do żucia, lizaki, cukierki, lub coś bardziej zdrowego: suszone owoce, jak np. morele.
Aby zniwelować stres pij melisę.
Poproś domowników, aby zwracali ci uwagę ilekroć zauważą jak gryziesz wargi lub policzki.
Znajdź sobie jakieś zajęcie, które Cię odstresuje. Może to być jakiś sport (polecam tenis stołowy, dodatkowo świetnie wpływa na mózg, równowagę i mnóstwo przydatnych rzeczy!), rysunek, robótki, cokolwiek, gdzie będziesz mogła się odstresować.
W przypadku warg zadbaj aby były gładkie (nie wiem, czy to określenie jest prawidłowe, ale chyba wiadomo o co chodzi). Używaj pomadki, możesz je również przecierać szczoteczką do zębów
Zadbaj również o ranki. W aptece kupisz np. Sachol żel (ceny 12-18zł), dodatkowo możesz płukać jamę ustną szałwią.



Życzę powodzenia z problemem, trzymam kciuki!
Lullaby.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Schizofrenia

Lullaby, mam do Ciebie ogromną prośbę! Czy mogłabyś napisać notkę dotyczącą schizofrenii? Głównie chodzi mi o objawy, o to co się dzieje z człowiekiem kiedy na nią choruje (i w jakim wieku najczęściej może się to zdarzyć). I jak duże jest prawdopodobieństwo zachorowania jeśli ktoś w rodzinie (dalszej rodzinie, w moim wypadku jest to siostrzenica mojego dziadka) już na nią cierpi? Moja prośba wzięła się stąd, że po pierwsze jestem ogromnie zainteresowania chorobami psychicznymi a drugim powodem jest to, iż trzy miesiące temu zauważyłam u siebie paranoje, nasilają się przede wszystkim w nocy. Występują u mnie omamy słuchowe oraz urojenia, kilka rodzajów- zwłaszcza wielkościowe i hipochondryczne. Byłabym bardzo wdzięczna za pomoc.

Serdecznie pozdrawiam.

Courtney.




Droga Courtney.
Jest kilka rodzai schizofrenii i nie we wszystkich występują omamy. Nie jest to choroba dziedziczna, jednak możliwe jest dziedziczenie predyspozycji do niej. Patrząc jednak na spokrewnienie, u ciebie jest to mało prawdopodobne. Choroba dotyka zazwyczaj osób po 22. roku życia, może jednak wystąpić wcześniej, szczególnie w przypadku schizofrenii hebefrenicznej, która dotyka osób między 15. a 25. rokiem życia. Jak już wspomniałam jest kilka rodzai schizofrenii, zacznijmy więc może od tej najbardziej znanej.

1. Schizofrenia paranoidalna (urojeniowa)
Jak sama nazwa wskazuje, występują omamy i urojenia, które są zrozumiałe tylko dla samego chorego. Zazwyczaj są to urojenia wielkościowe lub prześladowcze. Przeważają omamy słuchowe, które prowadzą do urojeń. Rzadko obserwuje się zaburzenia negatywne, do których zalicza się dezorganizację zachowania, otępienie emocjonalne czy zaburzenia mowy i woli.

2. Schizofrenia hebefreniczna
Jest to rodzai schizofrenii, która pojawia się bardzo wcześnie, dlatego jej nazwa powstała od greckiej bogini młodości - Hebe. Chorzy nie mają urojeń, ani omamów, a zmiany są widoczne w ich zachowaniu. Jest nieadekwatne do sytuacji, odbierane jako niestosowne, bezczelne, dziecinne, dziwaczne, absurdalne lub głupkowate. Charakterystycznych zachowań jest bardzo wiele, od gadatliwości, przez dziwne pozy, aż po brak zainteresowania kontaktami z innymi ludźmi. Hebefrenicy zaniedbują higienę osobistą. Ludziom cierpiącym na tę odmianę schizofrenii bardzo trudno funkcjonuje się w społeczeństwie.

3. Schizofrenia katatoniczna
 Katatonia oznacza zaburzenia w zakresie aktywności ruchowej. Wyróżnia się dwie postacie schizofrenii katatonicznej - hipokinetyczna i hiperkinetyczna. W pierwszym przypadku u chorego następuje spadek aktywności, czynności wykonuje powoli, opiera się przed wykonywaniem poleceń, mówi mało i cicho, lub milczy wobec niektórych, lub wszystkich osób. Występuje sztywność katatoniczna - chory zastyga w jednej, czasami dziwnej i niewygodnej pozie. Stan ten może trwać nawet kilka godzin. Charakterystyczna jest również woskowata elastyczność, w której chory przyjmuje nadaną mu pozycję. Później zazwyczaj chorzy tłumaczą, że wystąpiły omamy i halucynacje, koncentrujące się wokół śmierci, a bezruch miał ich ochronić. Stany hiperkinetyczne wprowadzają schizofrenika w stan pobudzenia. Czynności wykonuje szybko i gwałtownie. Jest nadpobudliwy i agresywny, często krzyczy. Trudno jest go uspokoić i zazwyczaj udaje się to jedynie przy pomocy silnych środków uspokajających.

4. Schizofrenia prosta
Jedna najtrudniejszych pod względem leczenia odmiana schizofrenii. Charakteryzuje się brakiem objawów wytwórczych, jak halucynacje i omamy. Chory stopniowo izoluje się od społeczeństwa. Staje się bierny i apatyczny. Z czasem pogarszają się jego więzi z rodziną i przyjaciółmi. Pogarsza się samopoczucie, chory przestaje odczuwać chęć do życia. Schizofrenik zaniedbuje swoje obowiązki, staje się chłodny i zobojętniały. Jest to najbardziej dotkliwy rodzaj schizofrenii. Choroba jest rzadka i z tej racji, trudno ją rozpoznać i leczyć. Szanse na samowyleczenie są znikome.

5. Schizofrenia rezydualna
Rozpoznawana zazwyczaj u osób, które wcześniej chorowały na którąś z odmian schizofrenii. Oznacza to, że choroba pozostała w uśpieniu, lub wchodzi w stan remisji. Chory zazwyczaj ma trudności w adaptacji, trudności z mówieniem oraz kontaktach międzyludzkich. Rzadko pojawiają się halucynacje i urojenia.


Wspomniałaś o urojeniach wielkościowych i hipochondrycznych, jednak nie muszą one od razu wskazywać schizofrenii. Nie wiem w jakim nasileniu występują u ciebie, ale urojenia wielkościowe są dość często spotykane. Ważne jest również Twoje spojrzenie. Jeżeli wiesz, że coś jest nie tak i jesteś nastawiona do tego krytycznie, szanse na zapadnięcie w chorobę psychiczną zmniejszają się. Paranoik ślepo wierzy w swoje urojenia, znajdując dla nich najbardziej abstrakcyjne wytłumaczenia. Z kolei urojenia hipochondryczne mogą występować oddzielnie, jako swojego rodzaju lęk o niesprawność organizmu. Chorują zazwyczaj osoby znerwicowane.
Bardziej martwiłabym się omamami słuchowymi. Nie napisałaś kiedy konkretnie występują, więc mogą być dwie możliwości. Pierwsza - jeśli omamy występują przed zaśnięciem są niegroźne. Chociaż nie u każdego to występuje, jest to sprawa fizjologii. Pojawiają się wyraziste wyobrażenia, zazwyczaj z minionego dnia. Druga - podejrzewana przez ciebie schizofrenia. Jeżeli kategorycznie odrzucasz pierwszą możliwość, radziłabym udanie się do psychologa lub psychiatry. 

Niezwykle ciężko pisało mi się tą notkę. Moim zdaniem choroby psychiczne są trudniejsze od tych dotykających ciała. Każda z nich jest inna, występowanie i natężenie objawów różni się w zależności od przypadku. Mam nadzieję, że odpowiedź nie jest zbyt chaotyczna i pomogłam w jakimś stopniu.



Pozdrawiam,

Lullaby.

czwartek, 9 maja 2013

Mam wymyślonego przyjaciela - nie chcę być samotna!

Cześć Siedmiokropko!
Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że jestem osobą dosyć zabawną i lubiącą się obracać w towarzystwie. Ale czy to prawda? Raczej nie. Tak na serio nie lubię ludzi, chociaż nie, nie... Raczej ludzie są mi obojętni. Odkąd pamiętam - czyli tak jakoś od przedszkola - wolała siedzieć sama w domu. Czułam się wtedy... bardziej komfortowo?
Nigdy nie zawieram długich znajomości. Zazwyczaj zadaję się z kimś miesiąc, może dwa, a potem zamykam się w swojej samotni, lub też znajduję inne towarzystwo. Tak samo jest z chłopcami, którymi do mnie zagadują. Mogę z nim popisać tydzień, może dwa, ale po tym czasie niezmiernie mnie irytują.
Można powiedzieć, że nie okazuje jako tako emocji - nie jestem smutna jak zostawi mnie chłopak, czy przyjaciółka.
Mimo wszystko jest mi z tym źle. Nie chcę być samotna, dlatego - trochę wstyd przyznać - mam swojego wymyślonego przyjaciela, z którym "rozmawiam".
Z góry dziękuje Siedmiokropko!

~Psyche

Droga Psyche!

Wiem, że długo musiałaś czekać na odpowiedź, jednak pytanie bardziej pasowało mi pod kategorię Przyjaźń, Saphirr długo nie mówiła mi, czy w końcu przejmuje Twój problem, w rezultacie zostałam z tym sama, a że sama mam niemałe problemy osobiste, mogłam odpowiedzieć dopiero teraz. Jak już napisałam sobie odpowiedź na Twoje pytanie na kartce, to skręciłam sobie staw skokowy i byłam unieruchomiona na pewien czas, więc dopiero teraz mogłam to przepisać. Dlatego przepraszam wszystkie czytelniczki za długie oczekiwanie na psychologiczne notki, których na razie nie będę pisać wcale lub mało, bo zwyczajnie nie mam na to wszystko czasu. Mam nadzieję, że docenicie pomoc Lullaby, gdy będzie odpowiadała na niektóre pytania z mojego działu. :)

Psyche, napisałaś o swoich kontaktach międzyludzkich - po przeanalizowaniu tego wszystkiego, myślę, że nie nawiązujesz dłuższych znajomości, gdyż nie lubisz dostosowywać się do ludzi. Przy bliższym poznaniu stają się dla Ciebie irytujący, bo prawdopodobnie nie pasują do ideału towarzysza, jaki Ty oczekujesz. Stąd może brać się obecność Twojego wymyślonego przyjaciela - jest dokładnie taki, jaki chcesz by był i jakiego sobie wymarzyłaś, do tego jest zawsze wtedy, gdy go potrzebujesz. Według mnie posiadanie wymyślonego przyjaciela to nic złego, żaden powód do wstydu. :) Na niektórych forach internetowych ludzie wręcz chwalą się posiadaniem takich przyjaciół, miło ich wspominają wracając myślami do dzieciństwa. Nie ma co się wstydzić, bo ważne jest byś i sama sobie potrafiła być najlepszym przyjacielem. Przynajmniej z mojej perspektywy ta sytuacja ma też wiele zalet.

Wydaje mi się, że nie przywiązujesz się do ludzi. Może nie chcesz być zraniona lub po prostu lubisz przebywać sama? Na to pytanie odpowiedz sobie sama. Sądzę, że warto dawać ludziom szansę, spróbować się z nimi zaznajomić - tylko tyle. Nikt nie każe Ci nawiązywać dłuższych znajomości, ale życie pokaże Ci, że warto mieć chociaż jednego dobrego przyjaciela - nie musisz szukać na siłę, w pewnym momencie życia on może cię znaleźć sam. :) Mamy w końcu dużo czasu i w ciągu całego życia spotkamy od groma potencjalnych przyjaciół. Tymczasem możesz dopomóc losowi i poznać nowych ludzi w szkole i poza nią, nawet jeśli skończy się jedynie na wymianie tradycyjnego "cześć". To Ty decydujesz z kim warto kontynuować znajomość. Jeśli jednak rzeczywiście jesteś wybredna i charaktery ludzi Ci nie odpowiadają, musisz nauczyć się je akceptować - nie da się w człowieku lubić wszystkiego. Każda znajomość jest w jakimś sensie transakcją wiązaną - dajemy z siebie tyle samo: i swoje zalety, i swoje wady, które nawzajem powinniśmy akceptować, jeśli chcemy być w porządku. 



Nie zadałaś mi konkretnego pytania, więc nie wiem dokładnie, czego oczekujesz. Jeśli pragniesz przyjaźni, widocznie nie poznałaś jeszcze odpowiedniej osoby, która umiałaby zatrzymać Ciebie przy sobie. Jeżeli po prostu nie chcesz się czuć samotna, ale nie masz zamiaru też się do nikogo przywiązywać, proponuję również rozwiązanie alternatywne: spróbuj nawiązywać dużo znajomości - podkreślam "znajomości", nie bliższych koleżanek, czy przyjaciół. Co to oznacza? Jeśli nie potrafisz w jednej osobie znaleźć zespołu cech, które Ci odpowiadają, poszukaj pojedynczych u wielu ludzi. W rezultacie, dla przykładu: chcesz pogadać z kimś rezolutnym, idziesz do Kaśki, chcesz pogadać o jakimś szalonym hobby, idziesz do Baśki, i tak dalej. W rezultacie będą Was łączyły jedynie wybrane zagadnienia, nie wiążące Was mocno ze sobą, bez zobowiązań.

Jeśli chodzi o Twoje nieokazywanie emocji - najwidoczniej przeżywasz wszystko w środku, jesteś twarda z zewnątrz. Może te relacje nie miały dla Ciebie wartości lub korzyści, dlatego nie przeżywałaś rozstania z chłopakiem? Wprawdzie dla zdrowia Twojej psychiki jest korzystniejsze uzewnętrznianie emocji, jednak nikt nie musi Cię do tego zmuszać, Ty sama również nie. Więcej napisałam o tym w notce "Nie umiem wyrażać uczuć"

Mam nadzieję, że moje rady staną się w jakiś sposób pomocne. Nikt nie jest skazany na samotność, wystarczy umieć się otworzyć na ludzi! :)

Pozdrawiam cieplutko, 
Siedmiokropka
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x